Aktywiści sprzeciwiający się nieludzkiemu traktowaniu uchodźców na granicy w geście obywatelskiego nieposłuszeństwa próbowali zniszczyć fragment zasieków na granicy. Relacja Krzysztofa Boczka
Ok. 15 km na północ od Usnarza Górnego, na skraju wsi Szymaki, w 29 sierpnia wieczorem, kilkanaście osób, z linami i nożycami podeszło do podwójnego drutu kolczastego ułożonego na granicy. Planowali go na krótkim fragmencie zniszczyć. W geście raczej symbolicznym. Nie udało się.
-Hej stój ku*wa! - z odległości ok. 100-150 m krzyknęli funkcjonariusze, prawdopodobnie Straży Granicznej, kiedy tylko aktywiści pojawili się na pasie granicznym. Kilka osób, z biorących udział w akcji mówi, że słyszeli jeszcze: „Paszoł won!, oraz „Stój skurw...ie” - tego nie słychać już na nagraniu.
Z powodu szybkiej reakcji pograniczników, akcja nie udała się. Zasieki nie zostały zniszczone, tylko przeciągnięto je o kilka metrów. Straż Graniczna podała jednak w komunikacie, informację o „zaporach technicznych”, które aktywiści „zniszczyli”.
Zatrzymano 13 osób.
Jeden z mieszkańców tłumaczył dziennikarzom i aktywistom, czemu w tej okolicy aż tyle mundurowych. "Tam pod tym wielkim drzewem 7 uchodźców stoi od kilku dni, ognisko palą. Za drutami, po białoruskiej stronie", przekonywał. Gdy reporterka Gazety Wyborczej z Białegostoku podeszła w to miejsce, nie zobaczyła jednak nikogo.
"Kto przeciął druty kolczaste?" - zapytał jeden ze strażników grupę aktywistów, która zatrzymała się na wezwanie wozów SG. Zgłosił się Bartosz Kramek, z Fundacji Otwarty Dialog. Gdy dopytywaliśmy strażników, czy aby na pewno drut został „przecięty”, od zamaskowanego pogranicznika dowiedzieliśmy się: „to jeszcze ustalimy”. Z naszych ustaleń wynika, że jedna z aktywistek próbowała przeciąć drut, ale jej się nie udało. Na filmie z akcji także nie widzimy jakiegokolwiek przecięcia.
Kramek: „To był protest planowany, w zasadzie ogłoszony publicznie”. Mowa o artykule, który ukazał się w "Gazecie Wyborczej".
Na sam pomysł wpadł jednak Paweł Kasprzak, jeden z liderów Obywateli RP, zaś w „ekumenicznej” akcji brały udział osoby z kilku grup aktywistów.
„To nasz obywatelski sprzeciw, nie przeciwko kontroli granic, a zasiekom w wymiarze symbolicznym i rzeczywistym. To, co się dzieje, zwłaszcza wobec 32 uchodźców z Afganistanu, którzy – czego dowodzą zdjęcia satelitarne - od 21 dni koczują na terenie Polski, to jest skandal. To urąga prawu międzynarodowemu, Konstytucji, ustawie o cudzoziemcach zasadzie humanitaryzmu i ludzkiej przyzwoitości” - dodaje.
Zaznacza, że mają nadzieję, iż inni obywatele pójdą w ich ślady. „Zapraszam nasze siostry, by w razie możliwości pilnowały tego, aby nasze siostry nie zostały deportowane” - dodaje uczestniczka akcji Angelika Domańska.
„Ten płot to symbol polskiej hańby, znieczulenia i bezprawia. Prawo o azylu nie tylko jest zapisane w konwencjach międzynarodowych, ale także w polskiej Konstytucji. Każdy człowiek, który trafi na polskie terytorium i chce, by Polska rozpatrzyła jego wniosek, ma do tego prawo. Tego się im nie odmawia” - tłumaczy inny z uczestników akcji Kajetan Wróblewski, były dziennikarz, a od lat aktywista wspierający uchodźców w Polsce.
Aktywiści protestują m.in. przeciwko „barbarzyńskim” push-backom, czyli odsyłaniu uchodźców z Polski na granicę Białorusi, wbrew prawu. To faktycznie notoryczna praktyka Straży Granicznej, o czym mówią nie tylko sami uchodźcy, ale także członkowie Fundacji Ocalenie, Stowarzyszenia Interwencji Prawnej czy aktywiści Chlebem i Solą.
"Nie zgadzamy się na nie wpuszczanie osób, które uciekają ze swojego kraju, bo boją się tortur śmierci, swojej i bliski. Dlatego u nas szukają tej pomocy. W Europie szczycimy się tym, że posiadamy prawo humanitarne, a prawda jest taka, że EU odwraca oczy od uchodźców" – dodaje Zuzanna Lesiak. Ona zrobiła to, bo nie chce, by któryś z uchodźców zginął na polskiej granicy, z powodu blokowania przez mundurowych pomocy przez Polaków.
"Zasieki zostały ustawione nie przeciw wrogom państwa, lecz ofiarom obcych reżimów"- piszą aktywiści w swoim 4 stronicowym apelu, przygotowanym jeszcze przed akcją. "Rządowa propaganda dehumanizuje uchodźców traktując ich jak broń hybrydową Łukaszenki i Putina, odwołując się do najniższych i najpodlejszych instynktów. Ksenofobia i rasizm są legitymizowane pod płaszczykiem dbałości o bezpieczeństwo narodowe. Odżywają demony, które każą widzieć w przybyszach nosicieli pasożytów i gwałcicieli kobiet, wyłudzaczy pomocy socjalnej i terrorystów. Sprawujący dziś władzę konstytucyjni przestępcy starają się zbić na tym polityczny kapitał".
Cały apel zamieszczono tutaj.
Organizatorzy akcji porównują ją do tego, co zrobili inni aktywiści w Gdańsku – symbolicznego obalenia pomnika ks. prałata Jankowskiego. Teraz, to gest sprzeciwu wobec tego, co władze Polski robią z uchodźcami na granicy z Białorusią.
W chwili gdy kończymy ten tekst, aktywiści zostali przewiezieni przez policję do komisariatu w Sokółce. Busy, którymi podróżowali, policja zabrała na lawety.
"Jaka jest podstawa zatrzymania tych pojazdów?", dopytywałem mężczyznę w cywilu, który nie przedstawił się, nie podał stopnia, nie okazał legitymacji funkcjonariusza, a poinformował o zajęciu pojazdu i odholowaniu go.
"Podstawą prawną jest to, co zrobili tam na granicy" – mówił, ponownie nie okazując żadnego dowodu na to, że jest policjantem. Kierowca jednego z busów nie protestował. "Nie chcemy sprawiać trudności, chcemy szybko zakończyć czynności", mówił. Straż Graniczna z policją obiecały im, że jeśli nie będzie problemów, zakończą czynności do 6 rana i będą mogli wracać.
To 'szybko' okazało się nieprawdą. Mariusz Kamiński, minister spraw wewnętrznych zapowiedział na TT, że sprawcy „poniosą wszelkie konsekwencje karne swoich działań. Na podobne akty będziemy reagować z pełną stanowczością”:
Wiemy, że te naciski ministra nadzorującego służby dotarły do Komisariatu Powiatowego w Sokółce. Z powodu braku miejsc na komisariacie, aktywiści zostaną przetransportowani przez Straż Graniczną do Białegostoku i tam mają spędzić noc.
„Ogrodzenie miało zostać podpięte do tych pojazdów, a następnie miało zostać rozciągnięte. Tak to miało w założeniu wyglądać” – tłumaczyła TVP rzecznik prasowa Straży Granicznej, Anna Michalska. To nieprawda, mówią aktywiści - wcale nie planowali ich wykorzystać w akcji. Zaparkowali je ok. 150-200 m od granicy i podeszli do niej pieszo. To jednak wystarczyło policji, by zatrzymać oba busy, którymi poruszali się aktywiści. Jak twierdzi adwokat Rafał Gulko, który reprezentuje zatrzymanych, mają oni szansę zostać zwolnieni w poniedziałek, ale samochody, w tym jeden wynajęty, policja może chcieć przetrzymywać przez 2-3 dni.
Po obejrzeniu filmu z akcji, Gulko twierdzi, że zarzuty policja może będzie mogła postawić tylko 5 osobom. A dopiero potem będzie można sądownie dochodzić odszkodowania za bezpodstawne zatrzymanie i narażenie na dodatkowe koszty. To może potrwać lata.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Komentarze