0:00
0:00

0:00

Marek Józefiak jest w grupie aktywistek i aktywistów Greenpeace, którzy wczoraj rano (27 listopada 2018) wspięli się na chłodnię kominową elektrowni Bełchatów. Przed rozpoczynającym się 3 grudnia w Katowicach szczytem klimatycznym COP24 wzywają światowych liderów do odejścia od spalania węgla na rzecz rozwoju odnawialnych źródeł energii.

Piątka aktywistów - trzy kobiety i trójka mężczyzn, w tym Józefiak zdecydowała się zostać na kominie na noc i kontynuować protest. Dziś rano (28 listopada) OKO.press rozmawiało z Józefiakiem.

"Jesteśmy tu po to, by głośno wybrzmiał głos świata nauki. A ten jest jasny: zgodnie z ostatnim raportem IPCC z października 2018 roku globalnie zużycie węgla musi spaść o 2/3 do 2030 roku. Może to brzmi patetycznie, ale to ostatni moment, by powstrzymać katastrofę klimatyczną. Drugiej szansy nie będzie" mówi aktywista.

Przeczytaj także:

Robert Jurszo, OKO.press: Jak minęła noc?

Marek Józefiak, Greenpeace Polska: Bardzo spokojnie. Mamy dobrze przygotowane obozy. Wiatr i temperatura dają najbardziej w kość, ale chronią nas namioty i ciepłe ubrania. Trochę się obawialiśmy tej nocy, ale nasze obawy się nie sprawdziły.

Na jakiej wysokości teraz jesteście?

Nieco powyżej środka komina, na około 100 metrach. Wczoraj część załogi była na samym szczycie, by sprawdzić warunki. Ale pomiary pokazały, że zanieczyszczenie powietrza jest bardzo wysokie. Nie można było tam przebywać bez masek. Mamy je ze sobą, ale mimo tego za długo nie można przebywać w toksycznych oparach.

Dziś spróbujecie?

Nie wiem. Wszystko zależy od stężenia zanieczyszczeń i czy będzie to dla nas bezpieczne.

Fot. Greenpeace Polska

Długo planujecie zostać na kominie?

Nie ustaliliśmy terminu końca protestu. Jesteśmy tu, by podkreślić konieczność działań na rzecz klimatu przed zaczynającym się za parę dni szczytem klimatycznym COP24.

Nie obawiacie się rozwiązania siłowego? Że po prostu was z tego komina zdejmą?

Jesteśmy w stałym kontakcie z policją. Obie strony są w dialogu. Na żadne siłowe rozwiązanie się nie zapowiada.

Fot. Greenpeace Polska

Wybór elektrowni w Bełchatowie na miejsce protestu nie był przypadkowy.

To tutaj jesteśmy w centrum problemu. Elektrownia Bełchatów jest największym trucicielem klimatu w całej Europie. Rocznie emituje o jedną czwartą więcej CO2 niż są w stanie pochłonąć wszystkie polskie lasy. Dlatego pomysł rządu, że Polska uratuje świat przed katastrofą klimatyczną dzięki leśnym gospodarstwom węglowym to zwykła hochsztaplerka.

Jesteśmy tu po to, by głośno wybrzmiał głos świata nauki. A ten jest jasny:

zgodnie z ostatnim raportem IPCC z października 2018 roku globalnie zużycie węgla musi spaść o 2/3 do 2030 roku.

A to znaczy, że Europa musi przestać palić węglem już do 2030 roku i przestawić się na odnawialne źródła energii, które już są tańsze. To jest możliwe. Przykładowo, Wielka Brytania zapowiedziała rezygnację z węgla do 2025 roku.

Może to brzmi patetycznie, ale to ostatni moment, by powstrzymać katastrofę klimatyczną. Drugiej szansy nie będzie.
Fot. Greenpeace Polska

Niektórzy mówią o was: "ekoterroryści". Co byś im powiedział?

Protestujemy w miejscu, które niszczy klimat i życie ludzi. Ale robimy to pokojowo, nie stosujemy przemocy. Jeśli ktoś nazywa nas ekoterrorystami, to po prostu się myli. I nie rozumie powagi sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy jako ludzkość.

Już dziś ludzie giną z powodu zmiany klimatu. W tym roku niespotykane dotąd pożary dotknęły wielu miejsc na świecie. Susza kosztowała Polaków 3,6 miliarda złotych.

Kto więc naprawdę nas terroryzuje? My, czy ci, którzy nie chcą odejść od węgla?
;
Na zdjęciu Robert Jurszo
Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze