„Wiele osób chętnie opowiadało o tym, co ich spotkało. Dziękowali za pomoc, bo sytuacja wszystkich przerosła. A pomoc, w którą włączyli się inni, naprawdę dodawała im otuchy” – mówi Julia Pater, aktywistka pomagająca osobom, które ucierpiały w czasie powodzi
Julia Pater, studentka ratownictwa medycznego, aktywistka inicjatywy Wschód, włączyła się w pomoc powodzianom już na samym początku, jeżdżąc do dotkniętych powodzią miejscowości. Przerzucała błoto, sortowała śmieci i sprzątała zalane wodą domy. Widziała zniszczone domy, powalone drzewa, hałdy zalanych mebli i sprzętów.
Aktywiści klimatyczni z Inicjatywy Wschód podkreślają, że pomoc dla powodzian powinna być długoterminowa. Dlatego proponują powołanie przez rząd „superfunduszu klimatycznego”, który miałby służyć radzeniu sobie ze skutkami kataklizmów, spowodowanych zmianami klimatycznymi.
"Miliony zrzucają się na pomoc dla poszkodowanych, ale to nie my powinniśmy ponosić koszty powodzi — odpowiedzialność powinni wziąć ci, którzy najbardziej przyczynili się do kryzysu klimatycznego, czyli wielkie firmy paliwowe” – przekonują aktywiści.
Fotografia powyżej przedstawia zalany dom w Paczkowie w województwie opolskim.
Natalia Sawka: OKO.press: Gdzie byłaś podczas powodzi?
Julia Pater, mieszkanka Paczkowa, miejscowości dotkniętej powodzią*: W tygodniu przed wielką falą, byliśmy z rodzicami w Warszawie. Śledziliśmy sytuację w wiadomościach i byliśmy w kontakcie z rodziną. Kiedy wracaliśmy do domu, to musieliśmy trochę kombinować, bo niektóre drogi do Paczkowa były już zamknięte z powodu zalania. Na szczęście udało nam się znaleźć objazdy i bezpiecznie dotrzeć do domu.
Następnego dnia po południu nie wytrzymał jeden z przepustów między zbiornikami Topola i Kozielno na Nysie Kłodzkiej. Zbiorniki znajdują się powyżej mojej miejscowości,
zrobiło się niebezpiecznie, ponieważ w naszym kierunku ruszyła duża fala powodziowa.
Część miasta została ewakuowana. Zostały zalane niektóre ulice miasta. Na szczęście z rodziną mieszkamy w wyższej części Paczkowa, więc nam nic się nie stało.
O czym się myśli, kiedy jest się w domu i czeka na najgorsze?
Denerwowaliśmy się, ponieważ nie wiedzieliśmy, co robić. Część ulic była ewakuowana, a nasza nie.
Nie wiedzieliśmy, czy uciekać, czy zostać w domu.
Było słychać syreny. Wszędzie była straż, policja, latały helikoptery. Czuło się napięcie i stres. W momencie, kiedy przyszła fala nie miało sensu dalsze układanie worków z piaskiem.
Jak wyglądało miasto?
Wszystkie ulice przy rzekach były zalane. Kiedy woda opadła, pozostawiła po sobie muł i śmieci, można było również dostrzec zniszczenia, jak przewalone płoty czy zrujnowane ogrody. Później na ulicach pojawiły się stosy zalanych i zniszczonych mebli i innych sprzętów domowych. Teraz sytuacja jest opanowana – czas na remonty i osuszanie. Większość mebli i śmieci została wywieziona. Powoli wracamy do normalności.
Dlaczego zaczęłaś pomagać powodzianom?
Mój dom bezpośrednio nie ucierpiał, ale ucierpieli moi sąsiedzi. Poczułam, że to ważne, by pomagać. Pojechaliśmy z rodziną do Stronia Śląskiego, pomagaliśmy mieszkańcom w sprzątaniu ich domów. Wynosiliśmy muł z budynków, który zbieraliśmy do wiader, a potem doczyszczaliśmy podłogi.
Moi rodzice pomagali w rozwożeniu darów, m.in. karmy i żwirku dla kotów, ponieważ w sąsiedniej miejscowości, w Otmuchowie, nasz znajomy zorganizowali zbiórkę.
Ale i tak tej pomocy i rąk do pracy trzeba cały czas, myślę, że jeszcze przez kilka miesięcy.
Jak wyglądało Stronie Śląskie, kiedy po raz pierwszy tam pojechałaś?
Wciąż nie mogę uwierzyć w to, co tam zobaczyłam. Domy nie miały ścian, niektóre były całkowicie zawalone, brak dróg, samochody były po prostu zmiażdżone lub porzucone na drzewach. Ludzie wynosili zniszczone rzeczy – powstawały ogromne skupiska mebli, mułu i gruzu. To jest obraz, którego nie da się opisać. Nawet przeglądając zdjęcia, nie mogę uwierzyć, że to się naprawdę wydarzyło.
Wiele osób chętnie opowiadało o tym, co ich spotkało. Mieszkańcy dziękowali za pomoc, bo sytuacja wszystkich przerosła. A pomoc, w którą włączyli się inni, naprawdę dodawała im otuchy. Ci, którzy ucierpieli w czasie powodzi, chcieli po prostu z nami posiedzieć, porozmawiać i wrócić do normalności.
Wspominali, jak ich domy wyglądały przed powodzią. Ja powodzi z 1997 roku nie pamiętam, ale osoby, które ucierpiały w tej katastrofie, często porównywały obie powodzie. Niestety, powódź z września dotknęła w większości tych samych ludzi, którzy ucierpieli prawie 30 lat temu.
Czy udało się uratować zwierzęta?
Ewakuację zwierząt organizowały schroniska. Niestety nie wszyscy zdążyli uratować swoich zwierząt. Znalazłam obok jednego z zalanych domów w Paczkowie dwa małe kotki. Całe w błocie, przestraszone i głodne. Nakarmiłam je i ogrzałam. Przez kilka dni były u mnie, a potem gdy dowiedzieliśmy się, gdzie żyją ich właściciele, to wróciły do domu.
Branża turystyczna zachęca do wyjazdów do Ziemi Kłodzkiej czy województwa opolskiego, by wesprzeć lokalnych restauratorów i hotelarzy zatrudniających osoby, które ucierpiały wskutek powodzi.
Zdecydowanie warto wspierać te miejsca. To naprawdę świetna forma pomocy, bo z jednej strony sami możemy odpocząć i zobaczyć coś nowego, a z drugiej – pomożemy regionom najbardziej dotkniętym powodzią.
Warto również pojechać do Paczkowa. To polskie Carcassonne – mamy w doskonałym stanie zachowane mury obronne, zabytkowy rynek, muzeum gazownictwa, niezwykle ciekawe kościoły i piękne drzewa.
Co Twoim zdaniem mogłoby zapobiec tej katastrofie?
Zabezpieczyć nas miały wały i zbiorniki retencyjne, które okazały się jednak niewystarczające. Obecna infrastruktura ewidentnie zawiodła. Nie możemy w nieskończoność budować kolejnych wałów i zbiorników. Musimy znaleźć sposoby na skuteczniejsze zapobieganie takim katastrofom.
Jako aktywiści klimatyczni od dawna ostrzegamy przed skutkami kryzysu klimatycznego. Na początku zarzucano nam, że straszymy i wyolbrzymiamy problem. Niestety brakowało takiego zrozumienia, że nam nie chodzi o sianie paniki, ale o to, że trzeba wprowadzić mądrą politykę klimatyczną.
Przede wszystkim powinna opierać się na odbudowie polskiej przyrody, a także na zaprzestaniu wycinki drzew, które są naszym największym sprzymierzeńcem w walce z powodziami. I nie walczyć z bobrami.
Aktywiści wspominają też o utworzeniu „funduszu klimatycznego”. Kto by się na niego składał?
Chcielibyśmy, by taki fundusz był zasilany przez największych emitentów, czyli firmy, które najbardziej przyczyniają się do kryzysu klimatycznego. Dochody z tego funduszu byłyby przeznaczane na wsparcie terenów dotkniętych powodzią oraz na jak najszybszą odbudowę tych miejsc.
Dziennikarka zespołu politycznego OKO.press. Wcześniej pracowała dla Agence France-Presse (2019-2024), gdzie pisała artykuły z zakresu dezinformacji. Przed dołączeniem do AFP pisała dla „Gazety Wyborczej”. Publikowała m.in. w "Financial Times". Prowadzi warsztaty dla uczniów, studentów, nauczycieli i dziennikarzy z weryfikacji treści. Doświadczenie uzyskała dzięki licznym szkoleniom m.in. prowadzonym przez międzynarodową grupę śledczą Bellingcat. Uczestniczka wizyty studyjnej „Journalistic Challenges and Practices” organizowanej przez Fulbright Poland. Studiowała filozofię na Uniwersytecie Wrocławskim.
Dziennikarka zespołu politycznego OKO.press. Wcześniej pracowała dla Agence France-Presse (2019-2024), gdzie pisała artykuły z zakresu dezinformacji. Przed dołączeniem do AFP pisała dla „Gazety Wyborczej”. Publikowała m.in. w "Financial Times". Prowadzi warsztaty dla uczniów, studentów, nauczycieli i dziennikarzy z weryfikacji treści. Doświadczenie uzyskała dzięki licznym szkoleniom m.in. prowadzonym przez międzynarodową grupę śledczą Bellingcat. Uczestniczka wizyty studyjnej „Journalistic Challenges and Practices” organizowanej przez Fulbright Poland. Studiowała filozofię na Uniwersytecie Wrocławskim.
Komentarze