0:000:00

0:00

O interwencji w Kleszczelach z piątku 22 października wszyscy usłyszeli głównie za sprawą syryjskiej rodziny. My także o niej pisaliśmy:

Przeczytaj także:

Jednak poza rodziną Mohhamada i Alii w lesie był także Ali pochodzący z Libanu. Nie należał do rodziny, chociaż - zapewne - jakiś czas z nią podróżował. W piątek minęło 8 dni, odkąd jest lesie na granicy, był wypychany 6 razy. Ali Abd Alwareth ma 24 lata i jest fryzjerem. Cierpi na chorobę Leśniewskiego-Crohna. Drogę z Libanu przez Mińsk na granicę odbył z pomocą biura podróży.

Podczas interwencji siedział z boku, z dala od rodziny, starając się nie przyciągać uwagi.

OKO.press udało się z nim porozmawiać. Po tym, jak SG zabrała go do swojego samochodu, słuch o nim zaginął. Nikt nie wiedział, gdzie jest, SG nie odpowiedziała na nasze pytania. Już wiemy, że - póki co - jest w Polsce.

Tych leków w Libanie nie ma

Zanim Ali został znaleziony 22 października, miał już kontakt z Fundacją Ocalenie. Kalina Czwarnóg z Ocalenia mówi, jak go poznała: "Na mojej ostatniej zmianie odebrałam pierwszą wiadomość od Alego. Był wtedy jeszcze po białoruskiej stronie, mówił, że jest po pushbacku, w grupie ponad 20 innych osób z różnych krajów, że są wśród nich kobiety i dzieci. Prosił o jedzenie i picie. Kiedy zapytałam, czy potrzebuje też butów, odpisał "boots yeah".

Wtedy jeszcze szedł razem z kolegą, który później zostawił go w lesie. Dopiero po jakimś czasie rozmowy wspomniał o chorobie Leśniewskiego-Crohna i o tym, że boli go brzuch. Nie miał już przy sobie leków. Skontaktowałam się z lekarką na zmianie z Medyków na granicy. Przekazałam informacje o tym, jakie Ali bierze leki i dowiedziałam się, że to bardzo drogi, specjalistyczny lek. I że jej zdaniem być może właśnie dlatego uciekł z Libanu, że tam tych leków nie ma. W tym kraju nawet łatwo dostępne i tanie leki są bardzo ciężkie do dostania, brakuje wszystkiego".

W tej chwili Liban jest na krawędzi upadku. Jest w ogromnym kryzysie politycznym, społecznym i finansowym. "Od 2019 r. wartość libańskiej waluty spadła o 90 proc., uderzając w ekonomię i doprowadzając klasę średnią na skraj biedy. Bank Światowy prognozuje, że zapaść libańskiej gospodarki może znaleźć się wśród trzech największych światowych kryzysów od połowy XIX w.", pisze New York Times. 14 października 2021 r. doszło w Bejrucie do starć zbrojnych, w których zginęło sześć osób.

Czwarnóg: "Ali ma świetny angielski i bardzo dobrze się z nim rozmawiało. Kiedy napisałam, że będziemy na niego czekać z lekami, bardzo przytomnie zauważył, że najpierw powinien zbadać go lekarz, bo przecież to jest poważne leczenie. Napisałam mu, że oczywiście jeśli się spotkamy, to przyjedzie z nami lekarz. Odezwał się jeszcze po kilku godzinach, nadal z białoruskiej strony. Dał znać, że wyładowuje mu się telefon. Potem niestety kontakt się urwał. Bardzo się martwiłam, że zostanie wywieziony do lasu i że choroba oraz zimno go zabiją".

"Ten wiatr mnie przenikał"

"To jest tak: albo się stąd wydostaniesz, albo umrzesz. To coś, czego nie życzysz najgorszemu wrogowi. To rozbija, niszczy, zjada cię od środka. Ale jak powiedziałem, to droga, którą wybraliśmy. Muszę się z tym pogodzić", mówił Ali o dniach spędzonych w lesie na polsko-białoruskiej granicy.

Jak przetrwał w lesie? "Staraliśmy się przemieszczać w nocy, spać w dzień. Mieliśmy wyłączone telefony, bo ostatnim razem jak nas złapali, zabrali nam telefony, karty SIM, nawet te ramki, w które wkładasz karty. I połamali. Więc szliśmy jak ślepi, bez kontaktu z kimkolwiek. Spaliśmy w lesie, nie mieliśmy śpiworów. Było bardzo zimno. Bardzo wiało, ten wiatr mnie przenikał".

"Błąkaliśmy się osiem, dziewięć dni. Za każdym razem nas łapali i odstawiali za granicę. Sześć razy. Czułem się jak kukła — idź tu, idź tam. Nie masz wyboru. Raz zostałem pobity, po polskiej stronie", opowiada. "Poddałem się. Nic nie możesz zrobić".

"Byliśmy wyczerpani, nie mogliśmy iść dalej. Nie mieliśmy wody. Więc usiedliśmy i czekaliśmy na nich [aktywistów]. Gdy przyszli, dali nam wszystko - napoje, batony, zupy, herbatę, nowe ubrania, wodę".

Tak jak mówił Kalinie Czwarnóg, najpierw szedł z kolegą, potem - jak nam powiedział - rozdzielili się. "Nie chciałem być ciężarem. Jestem chory".

Teraz Ali żałuje, że wyjechał z Libanu: "Gdybym wiedział, jak to wygląda, nie zdecydowałbym się. Ale teraz już nic nie da się zrobić, prawda?", mówił zrezygnowany. "Jestem wyczerpany".

Ali chciałby dostać azyl w Polsce. A jeżeli to się nie uda? "Zrobię wszystko, by mnie deportowali. Nie chcę umrzeć na granicy. Chce zobaczyć się z mamą". I ostrzega:

"To, co się tu dzieje jest okrutne. Jeżeli ktokolwiek to ogląda i podejmuje teraz decyzje, czy jechać: nie rób tego. Zostań w domu".

Dzięki RPO i posłance Darii Gosek-Popiołek z Lewicy udało się znaleźć Alego. We wtorek 26 października był na pewno w Polsce, w placówce w Połowcach. Na razie nie został wywieziony.

;

Udostępnij:

Robert Kowalski

Dziennikarz radiowy i telewizyjny, producent, reżyser filmów dokumentalnych. Pracował w m.in Polskim Radiu, „Panoramie” TVP2. Był redaktorem naczelnym programu „Pegaz” i szefem publicystyki kulturalnej w TVP1. Współpracuje z Krytyką Polityczną, gdzie przeniósł zdjęty przez „dobrą zmianę” program „Sterniczki” z Radiowej Jedynki. Tworzy cykl „Kamera OKO.press”.

Magdalena Chrzczonowicz

Wicenaczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej przez 15 lat pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.

Komentarze