0:00
0:00

0:00

Wkrótce po drugiej turze wyborów prezydenckich, 14 lipca 2020, stanowisko w polskiej ambasadzie w Reykjaviku nagle stracił konsul Jakub Pilch. Na opuszczenie Islandii wraz z żoną i dwójką małych dzieci dostał zaledwie trzy dni, a dowiedział się o tym na dobę przed planowanym urlopem.

Zgodnie z art. 24 ustawy o służbie zagranicznej, decyzje o odwołaniu ze stanowiska podejmuje dyrektor służby zagranicznej.

Jeżeli wyznaczenie nowej pracy pociąga za sobą zmianę miejsca pobytu danej osoby, powinna ona zostać o tym poinformowana co najmniej trzy miesiące wcześniej, chyba że sama wyraża na to zgodę.

"Okres wypowiedzenia" można skrócić też w innym przypadku: jeżeli przemawiają za tym "szczególne potrzeby służby zagranicznej".

To właśnie te szczególne potrzeby miały zaważyć na losie konsula Pilcha. Z relacji pracowników ambasady wynika, że mimo próśb nie otrzymał żadnych dodatkowych wyjaśnień, a przełożeni nie wskazywali na jakiekolwiek błędy czy uchybienia w jego pracy.

Co więcej konsul cieszył się dobrą opinią części środowisk polonijnych, które zaprotestowały przeciwko tej decyzji w liście do ministra Jacka Czaputowicza i dyrektora generalnego służby zagranicznej Andrzeja Papierza.

Podpisały go organizacje: ProjektPolska.is; Stowarzyszenie Polonii Islandzkiej, Stowarzyszenie Przyjaciół Szkoły Polskiej w Reykjaviku, Stowarzyszenie Miłośników Kultury Polskiej i Islandzkiej „Winda” oraz fundacja Landvaettir legal assistance, fundacja Zabiegani Reykjavik.

ambasador Gerard Pokruszyński listu nie przyjął, a przedstawicieli organizacji polonijnych wyprosił z pomieszczeń placówki. Ich apel uznał za próbę "ingerencji w wewnętrzne sprawy MSZ".

Przeczytaj także:

Islandia murem za Trzaskowskim

Z relacji Tomasza Chrapka z ProjektPolska.is wynika, że ambasador był przy tym agresywny i krzyczał.

„Nigdy w życiu czegoś takiego nie przeżyłem. To dyplomata, ale nie zachowuje się jak dyplomata” - mówił Chrapek islandzkiej gazecie "Stundin".

Po publikacji listu w islandzkiej prasie Pokruszyński, w ramach przeprosin, zaprosił autorów na spotkanie. Nie wniosło do sprawy wiele nowego. Ambasador nie odniósł się do swojego wcześniejszego zachowania. Odmówił też ujawnienia powodów odwołania konsula Pilcha, choć utrzymywał, że był zadowolony z jego pracy.

W liście, którego przyjęcia odmówił Pokruszyński, Polki i Polacy argumentowali, że współpraca z Jakubem Pilchem była owocna i budowała pozytywny wizerunek Ambasady RP w Reykjaviku. Autorzy listu chwalili konsula za pomoc ofiarom pożaru, który wybuchł w stolicy Islandii 26 czerwca br. i jego gotowość do wspierania rodaków w rozwiązywaniu lokalnych problemów.

Docenili także zaangażowanie Pilcha w organizację wyborów prezydenckich w ambasadzie. Frekwencja mimo pandemii była rekordowa.

W sumie na Islandii oddano 3 174 ważne głosy, z czego 2 533 na Rafała Trzaskowskiego i 641 na Andrzeja Dudę. Część Polonii spekulowała, że decyzja o odwołaniu Pilcha była podyktowana politycznie.

O to, czy nagły powrót konsula do Warszawy miał związek z wynikiem wyborów na Islandii, dopytywała MSZ "Gazeta Wyborcza". Ministerstwo odpowiedziało jedynie, że wybory nie miały nic do rzeczy, a decyzję podjęto „w oparciu o potrzeby służby zagranicznej".

Homofobia w dyplomacji

Atmosfera w islandzkiej placówce od pewnego czasu układała się nie najlepiej. Wiosną 2020 roku, po około roku od zatrudnienia, z posady sekretarki ambasady zrezygnowała Margaret Adamsdóttir.

W rozmowie ze "Stundin" oraz polskojęzycznym portalem "Iceland News" powiedziała, że ambasador Pokruszyński wielokrotnie używał pogardliwego języka w stosunku do homoseksualistów.

Miał np. dyskredytować niemieckiego ambasadora Dietricha Beckera, którego w rozmowie po przyjęciu zapoznawczym nazwał „pedałem". O islandzkiej polityczce Ingibjörg Sólrún Gísladóttir, byłej już szefowej Biura Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka OBWE, które ma siedzibę w Warszawie, miał powiedzieć „ta lesbijka". „Jego zdaniem to słowo jest obraźliwe” - tłumaczyła Adamsdóttir.

W kwietniu 2020 roku Ingibjörg Sólrún skrytykowała pomysł przeprowadzenia w Polsce wyborów korespondencyjnych. Wcześniej potępiła też kampanię nienawiści w stosunku do osób LGBT przed wyborami parlamentarnymi w październiku 2019:

„Widzimy w debacie publicznej coraz więcej wypowiedzi, które ja nazywam nacjonalistycznymi. One biorą się z nienawiści do homoseksualistów. To poważny problemem, bo mowa nienawiści, może prowadzić do przestępstw z nienawiści. Obowiązkiem polityków jest to powstrzymać ”.

Parada równości „szkodzi wizerunkowi placówki”

Z relacji byłej sekretarki wynika, że ambasador Pokruszyński nie ukrywał swojej homofobii przed pracownikami ambasady. W sierpniu 2019 roku Adamsdóttir uczestniczyła w Paradzie Równości w Reykjaviku, wydarzeniu, które co roku przyciąga nawet 100 tys. osób. Zdjęcia z imprezy umieściła na swoim prywatnym profilu na Instagramie.

fot. Margrét Adamsdóttir, Instagram

Pokruszyński miał po tym wezwać ją na rozmowę w swoim biurze i powiedzieć, że to gest o wydźwięku politycznym. Zdjęcia sekretarki miał pokazać mu znajomy spotkany na kościelnej uroczystości.

Ambasador stwierdził, że "musiał się za nią wstydzić" i że nie powinna brać udziału w paradach, bo szkodzi wizerunkowi placówki. Mimo że, jak podkreśla była sekretarka, wśród uczestników tęczowego marszu byli pracownicy większości ambasad.

Po tej rozmowie stosunki między ambasadorem a Adamsdóttir wyraźnie się ochłodziły. Atmosfera w ambasadzie zupełnie zepsuła się jednak na wiosnę 2020 roku, wkrótce po tym, jak Pokruszyński towarzyszył prezydentowi Islandii Guðniemu Jóhannessonowi podczas wizyty w Polsce na początku marca.

„Wrócił i nie wiem, co mu tam powiedziano, ale zaczął zachowywać się jak dyktator” - wspomina Adamsdóttir. Ambasador miał odmówić sekretarce możliwości pracy zdalnej w pandemii, choć ma ona niepełnosprawną córkę. Gdy szkoły zostały zamknięte, zmusił pracownicę do wzięcia urlopu wypoczynkowego.

W rozmowie z portalem Iceland News była sekretarka wspomina też o nieadekwatnym wynagrodzeniu i mobbingowych zachowaniach żony Pokruszyńskiego, Margherity Bacigalupo, która w ambasadzie zajmuje stanowisko starszego referenta ds. polityczno-ekonomicznych.

W końcu do Adamsdóttir przypadkiem trafił mail, w którym Pokruszyński wyrażał się o niej niepochlebnie. Wówczas zwolniła się, a na postępowanie przełożonego i jego żony poskarżyła centrali MSZ.

Przyjeżdża córka europosła

Z relacji pracowników ambasady wynika, że to właśnie zmiana postawy szefa miała być też przyczyną napięć między konsulem Jakubem Pilchem a ambasadorem Pokruszyńskim. Według Adamsdóttir ambasador zdenerwował się na konsula, gdy ten udostępnił w internecie informację, że prezydent Islandii podczas wizyty w Polsce przejechał się koleją. Pokruszyński miał uznać to za kpinę z prezydenta Andrzeja Dudy.

W tym samym czasie na placówkę przyjechała nowa kierowniczka referatu ds. polityczno-ekonomicznych - Maria Krasnodębska, prywatnie córka europosła PiS Zdzisława Krasnodębskiego. Profesor Krasnodębski w PE jest m.in. członkiem delegacji do wspólnej komisji parlamentarnej UE-Islandia.

Krasnodębska została zastępczynią szefa placówki w randze I sekretarza (stopień dyplomatyczny średniego szczebla). Na to prestiżowe stanowisko trafiła bez doświadczenia pracy w dyplomacji i w MSZ - wcześniej zatrudniona była w Biurze Spraw Zagranicznych Kancelarii Prezydenta.

Członkami służby zagranicznej z reguły zostają osoby, które ukończyły aplikację dyplomatyczno-konsularną lub są absolwentami Krajowej Szkoły Administracji Publicznej. Powinny zdać egzamin dyplomatyczno-konsularny, wykazać się znajomością dwóch języków obcych oraz mieć tytuł magistra.

Ustawa o służbie zagranicznej w „uzasadnionych przypadkach” zezwala na nadawanie stopni dyplomatycznych osobom niespełniającym tych kryteriów, na czas wykonywania zadań na placówce.

Pracownica tymczasowo wyłączona

Zdziwienie pracowników budzi też fakt, że Krasnodębska, przyjeżdżając do ambasady, była już w ciąży. Kodeks pracy bezwzględnie zakazuje dyskryminowania ciężarnych, w tym pracownic służby zagranicznej, ale praktyka - naganna - jest inna. Z relacji pracowników resortu wynika, że często ciężarnym odmawia się wyjazdu ze względu na oszczędności. Akurat w przypadku córki wysoko postawionego polityka kodeksu jednak pilnowano.

Wyjazd zagraniczny pracownikom MSZ opłaca się zawsze. Oprócz podstawowego wynagrodzenia otrzymują bowiem także dodatek zagraniczny, a resort płaci im za mieszkanie. Także osoby przebywające na urlopie macierzyńskim korzystają z tych przywilejów.

Kwota bazowa dodatku zagranicznego dla pracowników ambasady w Islandii wynosi obecnie 639 euro miesięcznie. Pracownicy otrzymują dodatek w oparciu o mnożnik kwoty bazowej - im wyższy stopień dyplomatyczny, tym wyższy mnożnik, a co za tym idzie wynagrodzenie.

Z punktu widzenia kierownika, utrata jednego członka personelu dyplomatycznego na niewielkiej placówce jest wysoce niekorzystna. Minimum roczne zastępstwo to dla resortu dodatkowe koszty, a z relacji pracowników MSZ wynika, że resort korzysta z nich rzadko. „Z reguły placówki po prostu »radzą sobie« przez ten czas” - mówi OKO.press jeden z nich.

W przypadku dużej ambasady, gdzie pracuje wiele osób, takie okresowe wyłączenie jednej z pracownic nie powinna być problemem. Ale ambasada w Reykjaviku to ambasada mała. Zgodnie z informacją (już nieaktualną) na stronie internetowej, zatrudnia łącznie z ambasadorem czworo dyplomatów. Obecnie na Islandii mieszka już ponad 20 tys. Polaków.

;
Na zdjęciu Maria Pankowska
Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.

Komentarze