W nieoficjalnej wypowiedzi dla prestiżowego tygodnika “New Yorker” wysoki urzędnik amerykańskiej administracji zestawił Polskę z Arabią Saudyjską - mówiąc, że oba kraje ograniczają prawa człowieka. W takiej lidze teraz gramy!
Za prezydentury Baracka Obamy amerykańscy dyplomaci wielokrotnie interweniowali, próbując powstrzymać zawłaszczanie państwa przez PiS. Np. w marcu 2016 roku, w apogeum konfliktu wokół Trybunału Konstytucyjnego, amerykański ambasador odbył rozmowę z Jarosławem Kaczyńskim w tej sprawie - z której, jeśli wierzyć mediom, prezes PiS wszedł „poirytowany”. PiS przywitał zwycięstwo Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA w listopadzie 2016 roku z wyraźnym zadowoleniem. Politycy partii rządzącej liczyli, że Trump nie tylko mniej się będzie interesował polskimi sprawami, ale też pozwoli im bez przeszkód rozmontowywać instytucje demokratyczne w Polsce.
Nie przeliczyli się. Podczas wizyty w Warszawie w lipcu 2017 Trump nie tylko wsparł swoją obecnością lansowaną przez PiS koncepcję „trójmorza”, ale także wygłosił przemówienie, w którym mówił o konieczności obrony „cywilizacji” Zachodu przed obcymi, zwłaszcza zaś agresywnym islamem. Przemówienie Trumpa odbiło się szerokim echem w amerykańskich mediach: na amerykańskiego prezydenta posypały się m.in. oskarżenia o zakamuflowany w jego koncepcjach politycznych rasizm i uprzedzenia kulturowe („cywilizacja Zachodu” oznacza dla niego „cywilizację białych chrześcijan”).
Amerykańskie elity doskonale wiedzą jednak, co się dzieje nad Wisłą, i (jeśli nie liczyć Trumpa i jego wąskiego otoczenia) mają w tej sprawie wyrobione zdanie.
Szczególnie wymowne świadectwo tej opinii znalazło się w komentarzu dziennikarki tygodnika „New Yorker” (krytycznego wobec nowej administracji) o polityce zagranicznej. „Dlaczego Trump nadal jest taki tępy w sprawach polityki zagranicznej?” - pyta Robin Wright (artykuł ukazał się 4 sierpnia). (Wright używa w tym miejscu angielskiego słowa „witless” - co można elegancko przetłumaczyć jako „pozbawiony inteligencji” czy „pozbawiony dowcipu”; zdecydowaliśmy się jednak na bardziej bezpośredni przekład.) I pisze:
„Zapytałam czołowych urzędników administracji Republikanów oraz pracowników wywiadu z ośmiu poprzednich administracji o to, co według nich jest główną kwestią, którą prezydent powinien pojąć, aby odnieść sukces na światowej scenie. Oto ich różne odpowiedzi: przyjąć do wiadomości, że Rosjanie nie są przyjaciółmi Ameryki. Nie alienować dalej Europejczyków, którzy są naszymi przyjaciółmi. Zachęcać do przestrzegania praw człowieka - naczelne pryncypium amerykańskiej tożsamości - i nie składać ważnych wizyt rządom, które je ograniczają, takich jak Polska czy Arabia Saudyjska”.
Ta wypowiedź powinna zaalarmować każdy rząd w Warszawie. Oczywiście padła z ust kogoś, kto już nie prowadzi amerykańskiej polityki. Jest także anonimowa, co odejmuje jej oficjalnego ciężaru, ale dodaje szczerości. Uderzające jest jednak zestawienie Polski z Arabią Saudyjską pod względem przestrzegania praw człowieka (Trump odwiedził Arabię Saudyjską w maju i też o demokracji i prawach człowieka nie mówił, podobnie jak kilka tygodni później w Warszawie).
Takie porównanie można uznać za niesprawiedliwe - w Polsce, inaczej niż w Arabii Saudyjskiej, nie stosuje się kary śmierci, nie obcina rąk za kradzież, a kobiety mogą prowadzić samochód, tak samo jak mężczyźni. Polska jest krajem demokratycznym - przynajmniej taką mamy konstytucję - a Arabia Saudyjska to monarchia absolutna, w której władcę ogranicza tylko religijne prawo szariatu.
Porównanie jest więc na wyrost. Tym bardziej jednak należy odczytać je jako sygnał, który pokazuje, jaką opinię rząd RP ma w kręgach formujących amerykańską politykę zagraniczną.
Wright nie rozmawiała przy tym z Demokratami, tylko z Republikanami - a więc przedstawicielami establiszmentu partii, z ramienia której Trump wygrał wybory, i której konserwatyzm polityczny i obyczajowy powinien być PiS bliski. Administracja Trumpa kiedyś odejdzie i wówczas ludzie, z którymi rozmawiała Wright, będą współtworzyć politykę zagraniczną kolejnej amerykańskiej administracji. Nowy rząd w Warszawie będzie musiał wtedy długo pracować na to, aby fatalną opinię wyrobioną nam przez PiS poprawić.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze