0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

Bardzo wiele Polek i Polaków zadeklarowało pomoc – oferują transport z pogranicza w głąb Polski, wiozą ubrania, kosmetyki czy żywność. Organizacje pomocowe studzą entuzjazm i proszą, by ograniczyć wyjazdy w stronę granicy, bo stojące godzinami samochody blokują dostęp tych organizacji do uchodźców i uchodźczyń na przejściach granicznych.

Żywność zaczyna zalegać w ośrodkach recepcyjnych, na chodnikach przy przejściach granicznych piętrzą się stosy ubrań i innych rzeczy.

"Byliśmy w siedmiu z ośmiu punktów recepcyjnych i w każdym z nich usłyszeliśmy to samo: mają za dużo jedzenia i ubrań. Pracownicy tych placówek mówią, że pierwszą potrzebą jest teraz to, by ktoś te rzeczy zabrał" - mówi OKO.press po wizycie na granicy polsko-ukraińskiej Agata Kołodziej z Fundacji Ocalenie.

Opisuje, że przed niektórymi przejściami granicznymi utworzyły się wielkie targowiska na gołej ziemi. Potwierdzają to relacje korespondentki OKO.press Katarzyny Kojzar:

"O ile w czwartek w Medyce krążyły pojedyncze samochody, to w piątek wszystkie parkingi były całkowicie zapełnione. Pod cmentarzem, gdzie dzień wcześniej nie było ani jednej osoby, teraz nie da się wcisnąć szpilki. Droga do Medyki z Przemyśla na mapach Googla świeci się na czerwono. Przejechanie tego 13-kilometrowego odcinka zajmuje już około pół godziny. To korek dobroczynności - tak można go nazwać. Większość samochodów, które dojeżdżają do Medyki, to auta osób, które chcą pomóc. Zawieźć do Przemyśla albo dalej, pomóc w poszukiwaniu transportu".

Przeczytaj także:

Nie każdy chce jechać od razu

Już 27 lutego prezydent Przemyśla apelował, żeby więcej osób nie przyjeżdżało już na dworzec czy do Medyki. Sytuacja jest dynamiczna i może się okazać, że za niedługo takie wsparcie będzie niezbędne, ale w tej chwili nieskoordynowane, indywidualne akcje pomocowe na granicy wprowadzają zamęt i utrudniają działania pomocowe.

"Ludzie są w różnym stanie, ale wszyscy z przeraźliwym strachem w oczach, nie wiedzą jak reagować na nagabywanie kierowców, którzy specjalnie tu przyjechali ze swoich miast, żeby ich zawieść do Warszawy, Krakowa, Gdańska, a nawet za naszą zachodnią granicę. Dziwnie się czujemy – kierowców jest więcej niż chętnych. Zachowujemy się wszyscy trochę jak taksówkarze na lotnisku, oferujący swoją usługę" - relacjonował w OKO.press Marcin Wojdat, ochotnik z Warszawy, który pojechał na granicę po uchodźców/uchodźczynie z Ukrainy.

"Osoby, które pojawiają się na miejscu, nagle stają się wolontariuszami, którzy sortują wszystkie dary, by miało to jakikolwiek sens. Naprawdę w tym momencie nie potrzebujemy więcej pomocy rzeczowej" – mówi Kołodziej.

Fundacja Ocalenie apeluje, by potrzeby transportowe konsultować z konkretnymi ośrodkami recepcyjnymi. Wiele osób, które docierają do Polski, nie ma chęci jechać od razu do Warszawy czy innych miast. Są zmęczone i w pierwszej kolejności chcą się przespać i umyć, zanim ruszą w dalszą drogę.

"Wiele osób, które przyjechały w dobrej wierze, by zabrać samochodem osoby z Ukrainy, jeżdżą teraz od ośrodka do ośrodka i nie mogą znaleźć chętnych. Większość Ukraińców i Ukrainek mają już bliskich, którzy ich odbiorą i miejsca, do których się kierują" – dodaje. "Rozumiem potrzebę, by nieść pomoc na już, ale warto się wstrzymać na kilka dni, dać przestrzeń samorządom, by skoordynowały działania pomocowe".

Podobnego zdania jest Helena Krajewska z Polskiej Akcji Humanitarnej. Organizacja koordynuje działania pomocowe w Ukrainie, pracownicy i pracowniczki są też na przejściu granicznym w Dorohusku. Rozdają jedzenie, ciepłe napoje, artykuły higieniczne i koce. Udzielają też niezbędnych informacji.

"Zamiast przywozić rzeczy bezpośrednio tutaj, lepiej składać dary w miastach, gdzie zostaną posortowane tak, by na granicę trafiło tylko to, co jest faktycznie potrzebne" – tłumaczy OKO.press Krajewska. Dodaje, że ścisk przy przejściach granicznych utrudnia NGO-som dostęp do potrzebujących. "Bo potrzeby oczywiście są. Ludzie po drugiej stronie granicy stoją w kolejkach po kilkadziesiąt godzin, w nocy są ujemne temperatury, są wyczerpani, potrzebują leków. Ale pomoc musi być dostarczana rozsądnie".

Kilometrowe kolejki

Ośrodki recepcyjne i przejścia graniczne wizytowała też dr Hanna Machińska z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich. Mówi, że o ile po polskiej stronie zapewnione są wszelkie potrzeby, o tyle po stronie ukraińskiej sytuacja wygląda dramatycznie. Docierają do nas informacje o tysiącach samochodów czekających w kolejce, o ludziach idących pieszo kilometrami.

"Po stronie polskiej odprawy odbywają się bardzo szybko. Zator tworzy się po ukraińskiej stronie granicy, m.in. z powodów technicznych i braku funkcjonariuszy Straży Granicznej" – komentuje dr Machińska. Jej zdaniem przetransportowanie osób z terytorium Ukrainy jest potrzebne, ale niezwykle skomplikowane. "Polki i Polacy, którzy chcą przywieźć tych ludzi do Polski, muszą liczyć się nie tylko z oczywistym niebezpieczeństwem, ale też z kolejką na granicy, w której mogą spędzić kilkadziesiąt godzin".

Jedną z tych osób, która zdecydowała się przywieźć uchodźców i uchodźczynie z Ukrainy, jest Michał Krzysztof. Korzystając z grup pomocowych na Facebooku, znalazł osobę, która szukała transportu ze Lwowa do Krakowa. "Z pewnością zawożenie darów na polską stronę granicy i czekanie tam, by zabrać kogoś dalej w głąb kraju, jest teraz bez sensu. Jeśli faktycznie chcemy kogoś przetransportować, to jedźmy do Ukrainy. Widziałem mnóstwo aut i paczek pomocowych zostawionych na polskiej granicy i mnóstwo osób, które tej pomocy potrzebowały, po drugiej stronie".

Ponieważ to właśnie w Ukrainie, a nie polskim pograniczu, pomoc jest teraz najbardziej potrzebna, organizacje humanitarne organizują transport najpotrzebniejszych produktów. Polska Misja Medyczna podała w poniedziałek: "Przez przejście graniczne w Hrebenne-Rawa Ruska przejechał właśnie pierwszy transport pełen najpilniejszych środków medycznych. Środki te zostały przekazane ratownikom Stowarzyszenia Przewodników Górskich ROVIN, a następnie trafią do Ukraińskiego Czerwonego Krzyża do Iwano Frankowska i Lwowskiej Obrony Terytorialnej".

Ambasada Ukrainy w Polsce koordynuje pomoc docierającą z różnych państw, a następnie zorganizuje konwoje pomocowe. Samorządy również planują już wysyłanie konwojów do swoich miast partnerskich w Ukrainie. Jeśli chodzi o pomoc obywatelską, w Polsce pilne jest w tej chwili wsparcie wolontariuszy i wolontariuszek, którzy komunikują się w języku rosyjskim i ukraińskim. Ogłoszenia pojawiają się na stronach organizacji pomocowych. Możemy też wspierać ich działania finansowo - o tym, jakie NGO-sy prowadzą zbiórki finansowe godne zaufania oraz jak organizować pomoc w polskich miastach pisaliśmy tutaj.

;
Na zdjęciu Anna Mikulska
Anna Mikulska

Dziennikarka i badaczka. Zajmuje się tematami wokół praw człowieka, głównie migracjami i uchodźstwem. Publikowała reportaże m.in. z Lampedusy, irackiego Kurdystanu czy Hiszpanii. Przez rok monitorowała sytuację uchodźców z Ukrainy w Polsce w ramach projektu badawczego w Amnesty International. Laureatka w konkursie Festiwalu Wrażliwego. Współtworzy projekt reporterski „Historie o Człowieku".

Komentarze