0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Mikolaj Kuras / Agencja GazetaMikolaj Kuras / Agen...

"Trzeba zacząć regulować populację zwierząt, by nie dopuszczać do szkodzącej rolnictwu nadmiernej koncentracji i populacji" - mówił minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski podczas sejmowej konferencji "Rola Izb Rolniczych w kształtowaniu i realizacji polityki rolnej państwa", która odbyła się 28 maja 2019. A konkretnie chodziło mu o żubry i bobry - gatunki objęte w Polsce ochroną (pierwszy całkowitą, drugi - częściową).

Ale - zdaniem ministra - jest problem, ponieważ w przypadku gatunków chronionych "większym problemem jest znalezienie tych, którzy chcieliby prowadzić odstrzał, niż uzyskanie zgody na odstrzał". "Regionalne Zarządy Środowiska wyraziły na przykład zgodę na odstrzał paru tysięcy bobrów i nikt nie chce na nie polować" - dodał. Miał zapewne na myśli Regionalne Dyrekcje Ochrony Środowiska, bo takie instytucje jak Regionalne Zarządy Środowiska w Polsce nie istnieją.

Ale szef resortu rolnictwa wpadł na pomysł, jak ten opór myśliwych przezwyciężyć: "Uzgodniłem z ministrem środowiska, że wystąpię do niego... No może nie wystąpię do niego, ale podejmę decyzję o uznaniu bobra i żubra jako zwierząt jadalnych. I może się okazać, że na bobry chętni będą, bo nie bardzo wiadomo, co z tym bobrem zrobić, jak się go już upoluje".

I dodał:

A jeszcze jak sobie ludzie przypomną, że płetwa bobra ma - ponoć - właściwości afrodyzjaków, to może się okazać, że problem bobrów się niedługo skończy.
Bzdura. Bóbr nie ma płetwy a bobrzy afrodyzjak to przesąd
konferencja w Sejmie,28 maja 2019

Powyższe słowa ministra raczej rozbawiły opinię publiczną i stały się inspiracją dla memów, chociaż część środowiska ekologicznego uznała deklaracje szefa resortu za oburzające. Przede wszystkim jednak,

wypowiedzi Ardanowskiego ujawniają nie tylko niewiedzę przyrodniczą szefa resortu (co jeszcze można mu wybaczyć), ale również niekompetencję w zakresie prawa dotyczącego gatunków chronionych (co wybaczyć już trudniej).

A to dlatego, że:

  • po pierwsze - bóbr nie ma płetwy;
  • po drugie - afrodyzjak z bobra to mit;
  • po trzecie - polskie prawo nie zna żadnej "listy zwierząt jadalnych".

Przeczytaj także:

Bóbr ma ogon, a nie płetwę

Jeśli zobaczylibyśmy zdjęcie rentgenowskie tej części bobrzego ciała, to zauważylibyśmy, że jest ona zbudowana z kręgów (płetwy ich nie mają). Ogon ma spłaszczony kształt, co pomaga bobrowi w pływaniu i nurkowaniu. Jest pokryty zrogowaciałym naskórkiem podobnym do rybiej łuski. Ta ostatnia cecha - i w ogóle tryb życia tych zwierząt, ściśle związany z wodą - sprawiała, że w dawniejszych czasach zezwalano na ich jedzenie w okresie postnym ("bobry, wydry i żółwie jedzą za ryby, ponieważ te zwierzęta maja więcej przyrodzenia wodnego niż ziemnego" - pisał XVIII-wieczny pamiętnikarz Jędrzej Kitowicz o postnej diecie zakonników).

Natomiast literatura nie mówi o żadnym afrodyzjaku - czyli substancji zwiększającej potencję i popęd seksualny - z bobrzymi ogonami. Być może ministrowi Ardanowskiemu chodziło o kastoreum, czyli tzw. strój bobrowy.

Jest to żółtawa wydzielina o piżmowym zapachu pochodząca z gruczołów skórnych znajdujących się przy narządach płciowych (i z nimi połączonych) tuż pod nasadą ogona. Zwierzętom służy ona do impregnacji futra przed wodą, a samcom dodatkowo - w połączeniu z moczem - do znakowania terytorium. Kastoreum stało się przekleństwem bobrów, ponieważ z jego powodu (i futer) doprowadzono ten gatunek w Europie niemal na skraj wyniszczenia. Z dawnych czasów znamy przesąd myśliwski, który mówił, że bobry schwytane w pułapkę same odgryzały sobie gruczoły strojowe, byle tylko uniknąć śmierci.

Przez setki lat w Europie - szczególnie w medycynie ludowej - kastoreum było uznawane za bardzo uniwersalny środek leczniczy, choć już w XIX w. lekarze wątpili w jego skuteczność i traktowali raczej jako placebo. Poza tym miał również pomagać na "niemoc płciową", skąd wzięła się jego fama jako afrodyzjaku.

"Według mojej wiedzy nie ma żadnych naukowo potwierdzonych informacji, aby bobrze kastoreum działało jako afrodyzjak. To najpewniej nienaukowy przesąd" - mówi OKO.press dr Robert Maślak z Wydziału Nauk Biologicznych Uniwersytetu Wrocławskiego.

Współcześnie używa się stroju bobrowego tylko do produkcji perfum.

Zbędna zmiana?

Natomiast słowa ministra Ardanowskiego o tym, że podejmie "decyzję o uznaniu bobra i żubra jako zwierząt jadalnych" są co najmniej niezrozumiałe w świetle polskiego prawa. Przede wszystkim - jak powiedział serwisowi Konkret24 TVN Daniel Szostek z Centrum Prawa Żywnościowego -

"nie istnieje ogólny wykaz czy lista zwierząt, które są uznawane za żywność".

Przede wszystkim, bóbr w Polsce nie znajduje się na liście zwierząt łownych i jest objęty ochroną częściową. W pewnych okolicznościach - np. w przypadku uporczywych strat rolnych przez podtopienia - możliwy jest jego odstrzał, ale wymaga to zgody Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska.

Jeszcze surowsze przepisy w tym względzie dotyczą żubra, który w Polsce jest objęty ochroną całkowitą. W jego przypadku odstrzał, np. ze względów sanitarnych, również jest możliwy, ale wymaga już akceptacji Głównej Dyrekcji Ochrony Środowiska.

Na obrót mięsem tego ssaka również jest potrzebna jej zgoda - czyli leży ona całkowicie poza kompetencjami Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi.

Zapytany przez Konkret24 o plany ministra jego rzecznik prasowy odpowiedział, że "w resorcie rolnictwa podjęto decyzję o rozpoczęciu prac legislacyjnych mających na celu umożliwienie pozyskiwania przez myśliwych mięsa z bobrów na użytek własny, w przypadku gdy na odstrzał tych zwierząt wydana została zgoda regionalnego dyrektora ochrony środowiska".

Jednak zdaniem ekspertów portalu to krok całkowicie zbędny. "Już teraz można spożywać bobra, jeżeli jego mięso się legalnie pozyska" - powiedział dr hab. Wojciechowski z Katedry Prawa Rolnego i Systemu Ochrony Żywności oraz Pracowni Prawa Żywnościowego Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego.

;

Udostępnij:

Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze