Gdy wjeżdżam na Ukrainę podczas wojny, zaczynam od aktualizacji aplikacji Trywoha w moim telefonie. Informuje ona o alarmie przeciwlotniczym. To jedna z wielu aplikacji przygotowanych przez ukraińskich informatyków w czasie wojny
Dzięki aplikacjom każdy może włączyć się w obronę kraju - tak jak potrafi. Można zgłosić się po pomoc i wskazać lokalizację wrogiego sprzętu wojskowego. Aplikacje wskazują stan powietrza (ważne po pożarach wywoływanych przez Rosjan), przez aplikacje można dostać się do lekarza, można się uczyć i czytać. Jak Ukraińcy to zrobili?
Uczelnie techniczne w Ukrainie zawsze stały na wysokim poziomie, przede wszystkim te z Charkowa, Kijowa i Lwowa. Matematyka, fizyka, informatyka - na tych kierunkach Ukraińcy przodowali. Sektor IT rozwijał się bardzo sprawnie, być może także ze względu na to, że państwo nie zajmowało się regulacją jego działalności, co oznacza też mniej kontroli i - delikatnie mówiąc - mniejsze podatki. Początkowo Ukraińcy działali głównie w outsourcingu, z czasem pojawiły się pierwsze ukraińskie startupy, na przykład Grammarly, Reface, czy Depostitphotos.
Można się z nimi zapoznać na stronie SpendWithUkraine.com, gdzie znalazły się przykłady udanych ukraińskich biznesów, nie tylko ze sfery IT, ale także mody, czy zdrowia, które warto wesprzeć w czasie wojny. Poinformowała o niej żona Wołodymyra Zełenskiego Olena.
"Każdy, kto kupuje te produkty, automatycznie wspiera nasz kraj w walce z Rosją"
- napisała.
Przed wybuchem wojny w Ukrainie pracowało w sektorze IT niemal 300 tysięcy osób. Odpowiadał on za 4 procent PKB.
Utworzone we wrześniu 2019 roku Ministerstwo Transformacji Cyfrowej Ukrainy miało ułatwić Ukraińcom otrzymanie za pomocą internetu państwowych dokumentów. Ograniczenie kontaktów z rozbudowaną postsowiecką biurokracją miało pomóc w walce z korupcją. Nie dawoło się tam załatwić sprawy bez szeregu "dowidek", czyli zaświadczeń, z najbardziej absurdalnym, że zaświadczenie nie jest potrzebne.
Celem ministra i wicepremiera do spraw cyfryzacji, 31-letniego Mychajło Fedorowa było “państwo w smartfonie”, czyli dostęp do jak największej liczby państwowych usług za pomocą telefonu z internetem, który ma niemal każdy Ukrainiec. Seniorzy i inne nieliczne osoby bez smarfonów miały otrzymać je od państwa. Do 2024 roku wszystkie usługi miały być dostępne tą drogą.
Podstawą są tutaj portal i aplikacja Dija, które zostały uruchomione jeszcze w grudniu 2019 roku. W Polsce najbliższym odpowiednikiem jest mObywatel, który jednak działa w połączeniu z ePUAP.
Gdy wybuchła wojna, w Diji (scrren strony głównej - u góry) wyłączono dostęp do części usług i dokumentów, aby chronić państwowe rejestry. Jednak po kilku tygodniach znów pojawił się tam dowód osobisty, prawo jazdy i dowód rejestracyjny, można było znów zarejestrować jednoosobową działalność gospodarczą. Dołączono też nowe funkcje, jak pomoc armii, czy rejestrowanie się jako przesiedleniec oraz wnioskowanie o pomoc finansową.
Można nawet zgłosić uszkodzone w wyniku działań wojennych mienie, a także wskazać, w zakładce JeWoroh (Jest wróg - po polsku), lokalizację wrogiego sprzętu wojskowego.
Ta funkcja, jak kilka innych, jest zintegrowana z najpopularniejszym komunikatorem w Ukrainie, Telegramem. Jednak identyfikacja jest prowadzona za pomocą Diji.
W Diji można też oglądać ukraińską telewizję - kilka dni po rozpoczęciu inwazji największe kanały telewizyjne połączyły swoje wysiłki i nadają wspólny program informacyjny 24/7. W niektórych regionach jest on jednak niedostępny drogą naziemną, dlatego władze zadbały o to, aby docierał on przez wiele kanałów, czyli także przez internet (YouTube, portale społecznościowe, Dija) i satelitę.
Przygotowano też grę JeBayraktar, gdzie można wcielić się w rolę operatora drona bojowego.
Już tydzień po rozpoczęciu wojny ukraiński producent systemów alarmowych i miejscowi informatycy z firmy StFalcon ze wsparciem Ministerstwa Cyfryzacji przygotowali wspomnianą na początku aplikację Trywoha, czyli “Alarm przeciwlotniczy”, która ostrzega użytkownika przed rosyjskimi rakietami i bombami. Należy podać jedynie swoją lokalizację.
Aplikacja nie używa GPS. W telefonie rozlega się syrena, a alarm odwołuje głos Ołeksija Arestowycza z Biura Prezydenta. Od 24 lutego swoim bardzo spokojnym tonem informuje o przebiegu działań wojennych i uspokaja Ukraińców. Nie dziwne zatem, że informatycy postanowili wykorzystać go do ogłaszania, że alarm się zakończył.
Mieszkańcy stolicy mogą korzystać z aplikacji Kyiw Cyfrowyj (Cyfrowy Kijów), gdzie można znaleźć informacje o otwartych sklepach, aptekach, transporcie publicznym, a także mapę schronów.
Pojawił się też wskaźnik stanu powietrza w mieście.
W czasie ataków na stolicę i na podkijowskie miejscowości wybuchało wiele pożarów, które sprawiły, że miasto znalazło się na szczycie światowych list zanieczyszczonych terenów. Po tym, jak Rosjanie wycofali się spod Kijowa, sytuacja znacznie się poprawiła. Ale ukraińskie władze nadal liczą się z możliwością powrotu okupantów.
Informacja o stanie powietrza może mieć duże znaczenie, jeśli Rosjanie zdecydują się na atak chemiczny bądź biologiczny.
Naprzeciw potrzebom czasu wojny wyszły też serwisy internetowe. Publiczno-komercyjny Helsi, który służy znalezieniu lekarza, czy to prywatnego, czy państwowego, wprowadził darmowe konsultacje online, także specjalistów. Nie jest potrzebne skierowanie. Można też zgłosić gotowość oddania krwi. Jeśli będzie ona potrzebna, dawca otrzymuje informacje, do jakiego centrum krwiodawstwa się zgłosić. Także inne serwisy zaproponowały bezpłatne konsultacje lekarskie online, w tym bardzo istotne w czasie wojny, psychologiczne.
Nie zapomniano także o rozrywce, szczególnie dla najmłodszych. Łączący telewizję i streaming filmów Megogo udostępnił za darmo kanały z kreskówkami dla dzieci oraz lekcje dla uczniów klas 5-11. Wydawnictwo Starego Lwa oraz największa księgarnia internetowa Yakaboo udostępniły za darmo część książek w wersjach elektronicznej i audio.
Oprócz tego na początku wojny pojawiło się wiele serwisów, które ułatwiały Ukraińcom wyjazd za granicę, na przykład znaleźć transport, czy mieszkanie na Zachodzie bądź też w innych regionach, które nie są dotknięte w dużym stopniu działaniami wojennymi.
Przycisk “Pomóż armii” stał się już standardem w niemal wszystkich portalach.
Znalazł się on, między innymi, w serwisie taksówkowym Ukłon, największym sklepie internetowym Rozetka, czy w prywatnej firmie kurierskiej Nowa Poszta. Jest też oczywiście także w Diji.
W pomoc Ukraińcom zaangażowało się też wiele światowych firm internetowych, które za darmo udostępniły swoje produkty dla Ukraińców w wersji premium na pewien okres czasu. Tak zrobił muzyczny Deezer, graficzny Adobe, czy komunikacyjne Skype i Viber oraz media, między innymi The Washington Post, czy The Economist.
W Ukrainie pracowało do wojny niemal 300 tysięcy informatyków, dlatego nie dziwi, że od razu po rosyjskim ataku pojawiła się IT-armia. Co prawda bez dowódcy, na zasadzie luźno współpracujących grup, nie zawsze obecnych bezpośrednio w kraju, ale zdolna do skutecznych ataków. Tylko w tygodniu 11-17 kwietnia zaatakowała 135 rosyjskich serwisów, w tym jeden z największych rosyjskich banków Sbierbank oraz systemy oznaczania towarów wywożonych za granicę, a także poboru opłat za użytkowanie dróg przez ciężarówki.
Także najbardziej znane ukraińskie firmy informatyczne zaangażowały się w walkę z Rosją. Na przykład kijowska firma Reface, która znana jest głównie z aplikacji o tej samej nazwie polegającej na wmontowywaniu swojego zdjęcia w znaną fotografię, czy fragment filmu, rozesłała do wszystkich 200 milionów użytkowników informacje o rosyjskiej agresji.
Do nagrań wideo można dodać też hashtag #StandWithUkraine.
Jej informatycy stworzyli także aplikację Memomet służącą do przygotowania memów. Jej nazwa to gra słów - "kulemet" to po ukraińsku karabin maszynowy. Trzeba przyznać, że memy rzeczywiście stały się w tej wojnie potężną bronią w rękach zwolenników Kijowa.
Do armii dołączyli też zwykli cywilni ochotnicy spoza sektora IT, którzy w mapach Google, czy Yandeksu (rosyjski odpowiednik amerykańskiego Google’a) umieszczali komentarze z informacją o tym, co się dzieje w Ukrainie i jak naprawdę wyglądają rosyjskie działania.
Przygotowano też strony dla tych, którzy chcą zadzwonić na wybrany losowo numer w Rosji i próbować przekonać swojego rozmówcę, że wojna Rosji z Ukrainą jest całkowicie bezpodstawna i niesprawiedliwa. Można też zagrać w grę Play for Ukraine [playforukraine.org], opartą na grze 2048, która pomaga w przeprowadzaniu ataków DDoS na rosyjskie strony internetowe.
Do tych Rosjan, których bliscy znaleźli się na froncie, zaginęli bądź zginęli, spróbowano też dotrzeć za pomocą strony internetowej 200rf.com. Została ona jednak dość szybko zablokowana przez rosyjskiego operatora internetu RosKomNadzor, ale Ukraińcy przenieśli ją do popularnego też w Rosji komunikatora Telegram. W kanale 200rf są zamieszczane na bieżąco informacje poświęcone wojnie, a także przygotowano bota, który pozwoli znaleźć ewentualnego jeńca, czy zabitego na froncie Rosjanina.
Ukraińscy informatycy przygotowali też dodatek TacticMedAid, który tłumaczy, jak zapewnić pierwszą pomoc osobom cywilnym i wojskowym.
Co istotne Ukraińcy nie działali na tym polu sami, a mieli wsparcie z całego świata. Najgłośniejsza sprawa to oczywiście terminale Starlink do internetu satelitarnego od firmy SpaceX Elona Muska. A wszystko zaczęło się od wpisu Mychajła Fedorowa na Twitterze. Napisał on do Amerykanina:
W odpowiedzi Musk uaktywnił system Starlink na terytorium Ukrainy. Obecnie, jak poinformował w trzecim tygodniu kwietnia ukraiński minister, jest 10 tysięcy terminali, które zabezpieczają głównie infrastrukturę krytyczną, ale nie tylko.
"Bardzo pomagają w czasie wojny, są istotne na przykład dla szpitali - mówił Fedorow telewizji 1+1.
Ale satelitarny internet jest też udostępniany zwykłym Ukraińcom, na przykład, za pomocą sieci kablowych, czy komórkowych. W założeniu właśnie tak miał być wykorzystywany ponieważ Kijów prowadził rozmowy ze Starlinkiem od kilku lat.
Umowa miała zostać podpisana w ciągu kilku tygodni, gdy wybuchła wojna. Atak Putina przyspieszył ten proces. Większość terminali, które trafiają na Ukrainę w ramach pomocy, pochodzi od samego Starlinka, ale są też te przekazywane przez poszczególne państwa, na przykład Polskę.
Ukrainie pomagają także hakerzy z grupy Anonymous. Na początku marca zaatakowali rosyjskie serwisy streamingowe nadające programy telewizyjne przez internet. I tak widzowie Rossiji 24, Kanału Pierwszego i Moskwy 24 mogli obejrzeć zamiast swoich ulubionych seriali zdjęcia z bombardowanego Charkowa, czy Kijowa.
Oczywiście Rosja odwdzięcza się tym samym. Mychajło Fedorow podkreśla, że wartość rosyjskich ataków na ukraińskie serwisy może wahać się od pół miliona nawet do miliona dolarów za jeden. Atakowana była Dija i największy państwowy Prywatbank. Jego zdaniem, większość tych pieniędzy jest defraudowana przez rosyjskich hakerów, stąd marne efekty ich działalności.
"Nasza społeczność internetowa paraliżuje stronę internetową Kremla, czy Federalnej Służby Bezpieczeństwa, a oni u nas stronę jakiejś gminy"
- podsumował.
Ukraińskie władze zaczęły także wykorzystywać sztuczną inteligencję do identyfikacji żołnierzy, którzy zginęli na froncie. Nie zawsze mają oni dokumenty, często zwłoki są w bardzo złym stanie. Specjalny program przeczesuje zasoby portali społecznościowych, przede wszystkim rosyjskiego odpowiednika WKontaktie, aby ustalić imię i nazwisko zabitego oraz poinformować jego najbliższych o śmierci na froncie.
Identyfikacja dotyczy nie tylko zabitych, ale też ustalenia bezpośrednich sprawców masakry w Buczy pod Kijowem.
Pomogły tutaj kamery przemysłowe zamontowane w mieście oraz miłość rosyjskich żołnierzy do fotografowania się na wojnie i umieszczania zdjęć w portalach społecznościowych. Tutaj też nie obyło się bez amerykańskiej pomocy. Ukraińcy mogą wykorzystywać oprogramowanie firmy Clearview AI. Jest ono używane, między innymi, przez policję ze Stanów Zjednoczonych. Jej baza to 10 miliardów fotografii, z tego 1/5 pochodzi z rosyjskiego WKontaktie.
"Dziś technologie pozwalają znaleźć każdego, kto choćby raz znalazł się w obiektywie kamery. Znajdziemy wszystkich, to kwestia nie dni, a godzin"
- mówił w jednym z wywiadów Mychajło Fedorow.
W związku z panującą w Rosji korupcją i dość łatwym dostępem do baz danych, za ustaleniem imienia i nazwiska często idzie odnalezienie miejsca zamieszkania.
Po wybuchu wojny Ukraińcy zmobilizowali swoje siły. Każdy robi to, co umie robić najlepiej. Sektor IT, który już do 24 lutego pracował bardzo sprawnie, szybko przeorientował się na “produkcję wojenną”.
Co nie znaczy, że informatycy zrezygnowali ze swoich zwykłych zadań. Władze w Kijowie podkreślają bowiem, że te sfery gospodarki, które są w stanie działać w czasie wojny, powinny utrzymywać produkcję.
Dziennikarz Biełsatu, autor podcastu „Po prostu Wschód" (anchor.fm/pogorzelski) i współpracownik Radia 357. Do 2015 roku przez niemal 10 lat pracował w Kijowie jako korespondent Polskiego Radia.
Dziennikarz Biełsatu, autor podcastu „Po prostu Wschód" (anchor.fm/pogorzelski) i współpracownik Radia 357. Do 2015 roku przez niemal 10 lat pracował w Kijowie jako korespondent Polskiego Radia.
Komentarze