0:000:00

0:00

Po materiale wyemitowanym przez TVN24 o neonazistach świętujących urodziny Hitlera, nowy minister spraw wewnętrznych Joachim Brudziński przedstawił 25 stycznia 2018 w Sejmie informację "na temat osób, stowarzyszeń i ugrupowań, co do których może zachodzić podejrzenie propagowania totalitarnych ustrojów państwa oraz nawoływania do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość".

Jeśli ktokolwiek miał nadzieję na rozpoczęcie autentycznej debaty na temat zagrożenia rasizmem i ksenofobią w Polsce, to właśnie ją stracił.

Rekonstrukcja rządu nie zmieniła narracji PiS ani o jotę: mimo rosnących statystyk przestępstw z nienawiści, partia rządząca stoi twardo na stanowisku, że przestępstwa z nienawiści są zjawiskiem rzadkim i „marginesem marginesów”, jak to ujął w październiku 2016 roku ówczesny minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak. Żeby uzasadnić tę tezę, obaj ministrowie, były Błaszczak i obecny Brudziński, manipulują statystykami.

Brudziński poinformował, że prowadzone są postępowania przeciwko ośmiu osobom, które na Marszu Niepodległości 2017 rozwinęły transparenty o treści rasistowskiej, co jest krokiem naprzód w porównaniu z pierwszymi reakcjami polityków PiS po marszu.

Po materiale TVN o neonazistach ABW zatrzymała kilkanaście osób, Brudziński pochwalił się, że "w ciągu 48 godzin".

Brudziński nie przedstawił żadnej analizy radykalizacji postaw politycznych polskich nacjonalistów, ani reakcji władz i środowisk politycznych na skrajny nacjonalizm czy rasizm. Bagatelizował zjawisko i mówił jedynie, że "wśród tysięcy patriotów znajdzie się kilku idiotów z rasistowskimi hasłami".

Przykład idzie z góry

Rzucone z trybuny sejmowej hasło Brudzińskiego "Zero tolerancji" to ta sama strategia, której politycy PiS użyli po pobiciu 14-letniej Turczynki 3 stycznia 2018 roku w Warszawie: uparte powtarzanie, że w Polsce nie ma przyzwolenia na rasizm.

W 2016 i 2017 roku PiS dokonało niemożliwego – przekonało obywateli kraju, gdzie cudzoziemcy stanowią 0,3 proc.społeczeństwa, że „obcy” stanowią dla nich śmiertelne niebezpieczeństwo. Kampania strachu przed „uchodźcami” i „obcymi”, którą prowadzi PiS od kampanii wyborczej 2015, ale także przyzwolenie na nacjonalistyczną i rasistowską narrację (np. podczas Marszu Niepodległości) przynosi smutne efekty.

Nie tylko w badaniach postaw, ale także w aktach fizycznej przemocy na tle ksenofobicznym i rasistowskim – jak pokazuje m.in. najnowszy raport Prokuratury Krajowej dotyczący „przestępstw popełnionych z pobudek rasistowskich, antysemickich lub ksenofobicznych”. Pamiętny był ksenofobiczny komentarz Jarosława Kaczyńskiego do kryzysu uchodźczego z października 2015 roku: „Różnego rodzaju pasożyty, pierwotniaki, które nie są groźne w organizmach tych ludzi, mogą tutaj być groźne”.

Obok pierwotniaków cecha dystynktywna (odróżniająca) uchodźców od nas Polaków (Europejczyków). Tuż przed wyborami (10 października 2015) Kaczyński opisywał medyczne zagrożenia związane z napływem uchodźców: „Są już przecież objawy pojawienia się chorób bardzo niebezpiecznych i dawno niewidzianych w Europie: cholera na wyspach greckich, dyzenteria w Wiedniu, niektórzy mówią o jeszcze innych, jeszcze cięższych chorobach. No i są pewne przecież różnice związane z geografią – różnego rodzaju pasożyty, pierwotniaki, które nie są groźne w organizmach tych ludzi, mogą tutaj być groźne. To nie oznacza, żeby kogoś dyskryminować, ale sprawdzić trzeba. Dlatego minister zdrowia powinien wyjaśnić jak w tej chwili naprawdę to wygląda, bo z tego co my wiemy, z tego, co wiedzą nasi działacze (…) to to wygląda bardzo niedobrze”.

Kaczyński odwołał się do antyimigranckich lęków i operował językiem różnic rasowych, które określił jako „związane z geografią”, ale opisywał jako odmienność organizmów. Jak często robi, używał pojęć nieostrych i nieprecyzyjnych: „niektórzy” (kto?), „jeszcze inne” (jakie?), „pewne” (które?), „różnego rodzaju” (jakiego?), „wygląda to" (co?). W krótkiej wypowiedzi zgromadził co najmniej osiem zwrotów budzących lęk: „bardzo niebezpiecznych”, „cholera”, „dyzenteria”, „jeszcze cięższe choroby”, „pasożyty”, „pierwotniaki”, „mogą być groźne”, „wygląda to niedobrze”. Na zarzut rasizmu - czy wręcz nazizmu - Kaczyński odpowiadał: „Z nazizmem nie ma to absolutnie nic wspólnego. Nie wolno używać w życiu publicznym tego rodzaju argumentów. To jest właśnie ta niszcząca Polskę wojna, którą my skończymy jeżeli zwyciężymy w tych wyborach”.

Minister Brudziński wspominał w Sejmie o walce z antysemityzmem – owszem, liczba przestępstw na tle antysemickim zmniejszyła się. Za to 3,5-krotnie zwiększyła się liczba przestępstw wobec muzułmanów, co nie dziwi przy obowiązującej rządowej narracji: uchodźca = muzułmanin = terrorysta (który może też przenosić niebezpieczne choroby).

Nowy jest za to argument ministra o nienawiści na tle politycznym. Zdaniem Brudzińskiego, dużo poważniejszym zagrożeniem niż rasizm jest "rosnąca spirala nienawiści i przemocy z powodu różnic politycznych", która w efekcie przekłada się na ataki na parlamentarzystów. Brudziński starał się przekonać, że dyskusja na temat nazizmu i rasizmu służy odwracaniu uwagi od tego - mówił - prawdziwego problemu.

Również nie podlegają dyskusji kwestie potępienia j (...) fali nienawiści wobec Polaków z powodu różnic politycznych, czego najlepszym przykładem są ataki na parlamentarzystów(...). Prosiłbym o przyłożenie odpowiedniej miary do omawianych zjawisk.
Właściwa miara: 46 przestępstw wobec parlamentarzystów i 1632 z nienawiści
Sejm,25 stycznia 2018

Zgodnie z drugą częścią wypowiedzi ministra – przyłóżmy odpowiednią miarę do omawianych kwestii. Oczywiście, każda przemoc powinna być potępiana, a jej sprawcy ukarani.

Ile politycznych ataków? I jakie?

OKO.press w żaden sposób nie bagatelizuje ataków na parlamentarzystów, czy oblewania czerwoną farbą biur poselskich. Ale jeśli chcemy coś zmierzyć, najlepiej oprzeć się na liczbach.

Minister Brudziński w swoim wystąpieniu przywołał liczby: 46 przestępstw wobec parlamentarzystów w 2016 roku, 86 w 2017. Nie wiadomo, na jakich statystykach oparł się Brudziński, więc trudno ocenić wiarygodność tych danych, a także o jakie przestępstwa może chodzić. Brudziński wspomniał o trzech napadach na biura poselskie w 2018 roku.

OKO.press napisało do rzecznika policji z prośbą o wyjaśnienie. Z różnych doniesień medialnych wynika, że w styczniu 2018 doszło do 12 aktów agresji wobec lokali wyborczych, z czego siedem na siedziby PiS, a cztery - opozycji oraz jednego aktu agresji wobec pracownika biura PiS:

  • 17 stycznia podczas "Czarnego Protestu" siedziba PiS przy ulicy Nowogrodzkiej w Warszawie została obrzucona balonami i woreczkami z czerwoną farbą;
  • zdewastowano biura posłów PiS w Warszawie i Nakle nad Notecią;
  • zniszczone zostały drzwi biura poselskiego Łukasza Schreibera z PiS oraz
  • europosła Kosmy Złotowskiego (PiS);
  • w biurze posła PiS Pawła Lisieckiego zaklejono zamki nieznaną substancją;
  • podobnie - w biurze europosła PiS Zdzisława Krasnodębskiego w Warszawie;
  • okna biura poselskiego Kornelii Wróblewskiej z .Nowoczesnej przy ulicy Ormiańskiej w Zamościu wysmarowano fekaliami;
  • tablice biura posła PO Arkadiusza Myrchy zostały zamalowane farbą, podobnie - w biurze posłów PO:
  • Tomasza Lenza i
  • Antoniego Mężydło.
  • nieznany mężczyzna wszedł do biura Zarządu Okręgowego PiS w Chrzanowie, wykrzyknął kilka zdań i uderzył pracownika biura, po czym uciekł z miejsca zdarzenia.

Przyjmując, że minister mówi prawdę, trzeba to uznać za niepokojący trend, ale nie wiadomo dlaczego, miałby być bardziej niepokojący niż wzrost liczby przestępstw z nienawiści, który omawiamy poniżej. Porównujemy liczby z 2016 roku, bo nie ma jeszcze statystyk z 2017 roku.

Statystyki policji są niepełne

Opozycja twierdzi, że mamy coraz więcej przestępstw z nienawiści. To nieprawda. Jeśli chodzi o przestępstwa z nienawiści, to w 2015 roku stwierdzono ich 791, rok później policja odnotowała ich 765. W 2017 było ich 726.
Wg. raportu Prokuratury Krajowej, liczba przestępstw z nienawiści rośnie.
Sejm,25 stycznia 2018

To kłamstwo, powtarzane po poprzednim ministrze Mariuszu Błaszczaku. Obaj ministrowie manipulują faktami w sposób, który łatwo sprawdzić.

W Polsce zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa można zgłosić zarówno na Policji, jak i w Prokuraturze. Ale to Prokuratura prowadzi postępowanie i (w teorii) zleca zadania Policji.

A więc statystyki policyjne są niepełne: jak można przeczytać na oficjalnej stronie Policji, od 2013 gromadzone są dane dotyczące tylko postępowań prowadzonych przez Policję, a nie tak jak było wcześniej – także postępowań prowadzonych przez Prokuraturę bez udziału policji.

Ówczesny minister spraw wewnętrznych Błaszczak informował na Twitterze: „Totalnych z PO i .N informuję, że w 2015 r. stwierdzono 791 przestępstw z „nienawiści”(art. 119,256 i 257 kk), w 2016 r. - 765, a w 2017 r. - 726”. To właśnie dane, które możemy znaleźć w oficjalnych statystykach Policji.

Pełniejsze są statystyki Prokuratury, które obejmują zarówno postępowania prowadzone przez policję, jak i prokuraturę.

Wydawałoby się, że Minister Spraw Wewnętrznych powinien wiedzieć takie rzeczy.

Albo minister Brudziński tego nie wie i powtarza po swoim poprzedniku, nie sprawdziwszy faktów, albo wie i świadomie manipuluje statystykami, okłamując obywateli (Wstyd, Panie Ministrze!).

Prokuratura Krajowa: liczba przestępstw z nienawiści rośnie od 2015 roku

Oto dane zawarte w najnowszym raporcie Prokuratury Krajowej.

Przestępstwa z nienawiści rokrocznie – dane Prokuratury Krajowej
Przestępstwa z nienawiści rokrocznie – dane Prokuratury Krajowej

Jak piszą autorzy raportu - "w odniesieniu do nowych spraw [o przestępstwa z nienawiści] odnotowano ich wzrost we wszystkich regionach, za wyjątkiem białostockiego (...). W liczbach bezwzględnych i procentowo największy wzrost nowych spraw tej kategorii odnotowano w regionie warszawskim (z 145 do 234) i krakowskim (z 43 do 65)".

Przestępstwa z nienawiści półrocznie – dane Prokuratury Krajowej
Przestępstwa z nienawiści półrocznie – dane Prokuratury Krajowej

Te dane zdecydowanie zaprzeczają słowom ministra Brudzińskiego (i innych polityków partii rządzącej). Nie ma jeszcze pełnych danych z 2017 roku, ale statystyki z pierwszego półrocza – w porównaniu z pierwszym półroczem dwóch poprzednich lat – pokazują kolejny znaczący wzrost.

Jednocześnie ogromna część postępowań jest umarzana.

Jak wyliczyło OKO.press na podstawie danych Prokuratury, w 2016 roku aż 76 proc. spraw zostało umorzonych. Na prowadzonych 1631 postępowań, tylko w 388 postawiono zarzuty. Najwięcej spraw prowadzono w Warszawie (505), co stanowi niemal 1/3 wszystkich postępowań.

Podstawa prawna

Według Biura Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (ODIHR – OSCE), przestępstwo z nienawiści to takie, w którym „ofiara lub inny cel przestępstwa są dobierane ze względu na ich faktyczne bądź domniemane powiązanie, lub udzielanie wsparcia grupie wyróżnianej na podstawie faktycznej lub domniemanej rasy, narodowości bądź pochodzenia etnicznego, języka, koloru skóry, religii, płci, wieku, niepełnosprawności fizycznej lub psychicznej, orientacji seksualnej lub innych podobnych cech”.

Polskie prawo nie definiuje przestępstw z nienawiści. Podstawą prawną do ich karania są normy w trzech artykułach kodeksu karnego:

  1. 119 par. 1: „Kto stosuje przemoc lub groźbę bezprawną wobec grupy osób lub poszczególnej osoby z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, politycznej, wyznaniowej lub z powodu jej bezwyznaniowości, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5”.
  2. 256: „Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2″.
  3. 257:Kto publicznie znieważa grupę ludności albo poszczególną osobę z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej albo z powodu jej bezwyznaniowości lub z takich powodów narusza nietykalność cielesną innej osoby, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3″.
Warto przypomnieć, że w przepisach brakuje przesłanek takich jak: płeć, orientacja seksualna, tożsamość płciowa czy niepełnosprawność.

Uzupełnienie tego katalogu zalecił w listopadzie 2016 roku Komitet Praw Człowieka ONZ – ekspercki organ kontrolny ONZ. Podobne rekomendacje padły 9 maja 2017 roku podczas Okresowego Przeglądu Praw Człowieka w Genewie, gdzie PiS składał sprawozdanie z sytuacji praw człowieka w Polsce.

Under-reporting, czyli ofiary milczą

Liczby, którymi operują zarówno Policja (i minister Brudziński), jak i Prokuratura to tylko mały procent przestępstw z nienawiści. Witold Klaus ze Stowarzyszenia Interwencji Prawnej powołuje się na raport Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, zgodnie z którym fizyczne ataki zgłaszane są dużo rzadziej niż werbalne, mało osób decyduje się powiadomić o nich policję.

„Do opinii publicznej przebijają się te informacje, które nagłaśniają organizacje pozarządowe. Ale jeśli ktoś nie chce mówić o tym publicznie, my też tego nie robimy. Wielu ofiarom ciężko jest nawet powiedzieć głośno o tym co się stało, a co dopiero zmierzyć się z wymiarem sprawiedliwości.

Co więcej, takie osoby mają zazwyczaj, mówiąc delikatnie, umiarkowanie pozytywne doświadczenia z policją. Policja często nie kwalifikuje ataków jako rasistowskie czy ksenofobiczne, a przy obecnym rządzie policjanci są jeszcze mniej do tego skłonni.

Według Anny Błaszczak-Banasiak, dyrektor Biura ds. Równego Traktowania przy RPO, mamy problem tzw. under-reportingu (niezgłaszania). „Ofiary dyskryminacji się nie skarżą. To nie jest problem tylko Polski, a praktycznie całego świata. Według naszych badań z marca 2017 roku,

92 proc. ofiar dyskryminacji nigdzie tego nie zgłosiło”.

Dlaczego? Zdaniem Błaszczak-Banasiak wynika to:

  • z braku świadomości prawnej – ofiary nie zdają sobie sprawy, że to co je spotkało jest karalne, a jeśli nawet, to nie wiedzą do kogo się zgłosić;
  • jeśli już zgłaszają sprawę na policję, nie mówią o tym nikomu innemu – często są to ofiary systemowego wykluczenia i nie mają zaufania do instytucji publicznych ani do organizacji pozarządowych;
  • wreszcie przyczyną jest obawa przed konsekwencjami, często uzasadniona. Boją się, że zgłoszenie niczego nie zmieni, albo wręcz, że to oni zostaną dotknięci przykrymi konsekwencjami;
  • jest też kwestia bariery językowej (jeśli ofiarą jest cudzoziemiec) oraz obawa przed ujawnieniem intymnych szczegółów ze swojego życia.

Minister Brudziński powołał się na sondaże, według których 90 procent Polaków czuje się w swoim kraju bezpiecznie. Tak, to prawda, że Polska jest dla większości krajem raczej bezpiecznym – a już na pewno dla ministra Brudzińskiego, który jest białym, katolickim heteroseksualnym mężczyzną.

Ale miarą demokracji jest to, jak chronione są prawa mniejszości: homoseksualiści, osoby o innych poglądach religijnych czy o innym kolorze skóry. A ten egzamin Polska oblewa spektakularnie.

Udostępnij:

Monika Prończuk

Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.

Komentarze