„Religia została ustanowiona przez ludzi bez religii, aby ich czczono, chociaż Boga nie ma. Pobożność została wprowadzona przez bezbożnych. Lęk przed Bogiem jest rozpowszechniany przez nielękających się w tym celu, żeby się ich lękano. (…) Prosty lud oszukiwany jest przez mądrzejszych wymysłem wiary w Boga na swoje uciemiężenie” – napisał w XVII wieku Kazimierz Łyszczyński. Został za to zgładzony z wyroku sądu w 30 marca 1689 roku.
W rocznicę jego męczeńskiej śmierci historię pierwszego polskiego ateisty opisuje Andrzej K. Sidorski, który zamieścił w OKO.press wiele tekstów krytykujących działanie instytucji kościelnych w Polsce. Ostatni cykl jego tekstów nosił wspólny tytuł „Polski katolicyzm jako źródło cierpień”.
Refleksje Andrzeja K. Sidorskiego nad losem pierwszego polskiego ateisty i współczesnego polskiego ateizmu zamieszczamy w naszym cyklu „Widzę to tak” – w jego ramach od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Zachęcamy do polemik.
Wiek XVII, zwany Barokiem lub Kontrreformacją, wydał na świat wybitnego polskiego myśliciela, który mógłby być wymieniamy w podręcznikach filozofii w Polsce i na świecie. Był nim Kazimierz Łyszczyński – szlachcic, żołnierz, były jezuita, sędzia królewski i filozof.
Wspomina go i nawet cytuje angielska wersja Wikipedii pod hasłem „Historia ateizmu – Renesans i reformacja” obok tak wybitnych nazwisk jak Gulio Cesare Vanini, znany też jako Lucilio Vanini (1585-1619), Baruch Spinoza (1632-1677) czy Thomas Hobbes (1588-1679).
Podobnie wymienia go pod hasłem „Ateizm” Wikipedia niemiecka. W obu z nich, a także w Wikipedii francuskiej i rosyjskiej, Łyszczyński posiada własne hasło osobowe, gdzie jest nazywany filozofem. Jego dzieło „O nieistnieniu Boga” także posiada własne hasła przedmiotowe w narodowych wersjach Wikipedii.
Łyszczyński? A kto to?
Natomiast w Polsce Łyszczyński – choć też ma hasła w Wikipedii – jest niemal kompletnie nieznany, nawet z nazwiska, a określanie go mianem filozofa nawet u wtajemniczonych budzi zdziwienie i podejrzenie o niezdrową egzaltację lub przynajmniej przesadny entuzjazm.
O Kazimierzu Łyszczyńskim cała Polska miała szansę dowiedzieć się dopiero stosunkowo niedawno dzięki organizowanemu od 2013 roku przez organizacje ateistyczne warszawskiemu Marszowi Ateistów, kończącemu się inscenizacją egzekucji Łyszczyńskiego na rynku Starego Miasta.
Łyszczyński został skazany na spalenie żywcem za ateizm najpierw przez sąd kościelny w 1688 roku, a następnie w 1689 roku przez specjalnie powołaną komisję sejmową.
Wyrwali mu język, spalili rękę i ścięli
Król Jan III Sobieski okazał mu „łaskę”, zamieniając spalenie na ścięcie. Przedtem jednak w obecności tłumów 30 marca 1689 na warszawskim rynku kat wyrwał Łyszczyńskiemu język i spalił na żywca prawą rękę, którą Łyszczyński ośmielił się pisać o nieistnieniu Boga.
Wraz z ręką Łyszczyńskiego kat spalił jedyny egzemplarz jego traktatu. Sądy kościelny i sejmowy skazały bowiem na śmierć również dzieło Łyszczyńskiego. Nawet jego dom miał być zrównany z ziemią, a zaorane miejsce po nim pozostać na wieki ugorem. Historia miała o nim na życzenie biskupów zapomnieć.
De non existentia Dei
Łyszczyński napisał swój traktat po łacinie, tytułując go „De non existentia Dei” i z przeznaczeniem ze względu na niebezpieczną treść raczej do szuflady (choć musiał rozmawiać o nim z przyjaciółmi). Tekst powstał zapewne około roku 1674. Było to pierwsze w dziejach europejskich dzieło w założeniu dowodzące nieistnienia Boga.
Z zachowanego przemówienia oskarżyciela Łyszczyńskiego wynika, że traktat analizował krytycznie dzieła różnych obcych autorów i kończył się stwierdzeniem nawiązującym do formuły logicznego dowodzenia – „a zatem Boga nie ma”.
W mowie oskarżyciela zachowało się jednak pięć fragmentów – w sumie dwanaście zdań – z traktatu Łyszczyńskiego, które zostały po raz pierwszy opublikowane w 1955 roku przez profesora Andrzeja Rusława Nowickiego (1919-2011).
To niezwykle mało jak na dzieło liczące 265 kart „gęsto zapisanych drobnym pismem”. Ale jednocześnie nie są to fragmenty przypadkowe, lecz starannie wybrane, aby pogrążyć oskarżonego przed sądem, ukazując sedno jego ateistycznych poglądów. Być może również dzisiaj wybralibyśmy te same cytaty, chcąc ukazać rewolucyjność myśli Łyszczyńskiego.
Łyszczyński dowodził nieistnienia Boga odwołując się do zasad logiki i niezmienności praw przyrody (o przyrodzie wiemy z relacji jednego z czytelników traktatu).
Twierdził, że teolodzy przypisują Bogu „atrybuty i określenia przeczące sobie”, podczas gdy wszystko dostatecznie wyjaśnia natura. Oskarżał teologów o świadome kłamstwa i ogłupianie wiernych, pytając retorycznie: „Czy w ten sposób nie gasicie Światła Rozumu?”.
Dowodził, że jeśli religia mówiłaby prawdę, byłaby zgodna z rozumem: „Jednakże nie doświadczamy ani w nas, ani w nikim innym takiego nakazu rozumu, który by nas upewniał o prawdzie objawienia bożego. Jeżeli bowiem znajdowałby się w nas, to wszyscy musieliby je uznać i nie mieliby wątpliwości, i nie sprzeciwialiby się Pismu Mojżesza ani Ewangelii (…) i nie byłoby różnych sekt, ani ich zwolenników.”
Zdławić mędrców
Łyszczyński widział w religii narzędzie zastraszania i władzy. „Religia została ustanowiona przez ludzi bez religii, aby ich czczono, chociaż Boga nie ma. Pobożność została wprowadzona przez bezbożnych. Lęk przed Bogiem jest rozpowszechniany przez nielękających się w tym celu, żeby się ich lękano. (…) Prosty lud oszukiwany jest przez mądrzejszych wymysłem wiary w Boga na swoje uciemiężenie.”
Jako pierwszy w nowożytnej Europie opisał dobrze dzisiaj znany paradoks zniewolenia umysłów przez religię: „Tego samego uciemiężenia broni jednak lud, w taki sposób, że gdyby mędrcy chcieli prawdą wyzwolić lud z tego uciemiężenia, zostaliby zdławieni przez sam lud.”
W odniesieniu do losu Łyszczyńskiego ta obserwacja okazała się złowróżbnym proroctwem.
Łyszczyński jako pierwszy napisał też: „Człowiek jest twórcą Boga, a Bóg jest tworem i dziełem człowieka. Tak więc to ludzie są twórcami i stwórcami Boga, a Bóg nie jest bytem rzeczywistym, lecz bytem istniejącym tylko w umyśle”.
Powoływał się przy tym na bliżej nieznanych – z powodu zniszczenia traktatu – innych myślicieli oraz innych rozumnych ludzi: „Są tacy, co zaprzeczają objawieniu, i to nie głupcy, ale ludzie mądrzy, którzy prawidłowym rozumowaniem dowodzą czegoś wręcz przeciwnego, tego właśnie, czego i ja dowodzę. A więc Bóg nie istnieje.”
Prekursor Oświecenia i krytyki religii
Były to wszystko myśli wyprzedzające swoją epokę o sto lat. Wiele z nich mieli sformułować dopiero filozofowie francuskiego Oświecenia tacy jak Paul Holbach, Denis Diderot czy Jean D’Alembert.
Łyszczyński ubiegł też o kilkadziesiąt lat francuskiego księdza Jeana Mesliera (1664-1729), który za sprawą swojego dzieła znanego jako „Testament” (też pisanego do szuflady, a wydanego pośmiertnie i potajemnie w 1762) jest powszechnie uważany za autora pierwszej ateistycznej książki w nowożytnej Europie. W rzeczywistości pierwszym autorem takiej książki był Kazimierz Łyszczyński.
Nowy ateizm, czyli antyteizm
Warto przy tym zauważyć, że Łyszczyński był – podobnie jak wspomniani powyżej myśliciele – nie tylko ateistą, ale i zdecydowanym krytykiem religii. Każe to zrewidować nasze wyobrażenia o ateizmie oraz tzw. nowym ateizmie, czy antyteizmie.
Przez wiele lat utrzymywało się przekonanie, że „prawdziwy ateista” wykazuje wobec religii obojętność, co w praktyce oznacza, że jej nie krytykuje, nie jest nawet antyklerykałem. Dlatego pewnym szokiem był w ostatnich latach tzw. nowy ateizm kojarzony z nazwiskami Sama Harrisa, Christophera Hitchensa, Richarda Dawkinsa i Daniela Dennetta, którzy zaczęli kilkanaście lat temu głosić, że religia jest złem. Postawę taką określa się również mianem antyteizmu.
Jak jednak widać na przykładzie Łyszczyńskiego oraz wspomnianych encyklopedystów francuskich, Holbacha, Diderota i D’Alemberta, a także na przykładzie autorów starożytnych jak np. Lukrecjusz (99-55 p.n.e.) – autor ateistycznego i antyreligijnego poematu „O naturze rzeczy” – ateizm od zawsze był antyteizmem i był nierozerwalnie związany z krytyką religii.
Dzieło Łyszczyńskiego to był taki ówczesny „Bóg urojony” Dawkinsa. Podobnie jak 1700 lat wcześniej poemat Lukrecjusza.
Nie tylko ateista
Skąd tak szerokie horyzonty myślowe u szlachcica spod Brześcia w Wielkim Księstwie Litewskim? Łyszczyński przez 7 lat był jezuitą. Kształcił się w tym czasie w Krakowie, Kaliszu i Lwowie studiując retorykę, logikę, filozofię i teologię.
W Kaliszu słuchał wykładów światłego jak na tamte czasy teologa Jana Morawskiego (1633-1700), specjalisty od doktryn innowierców, autora licznych, wielokrotnie wznawianych książek, człowieka o szerokich horyzontach umysłowych.
Filozoficzna i religioznawcza zawartość traktatu Łyszczyńskiego to pierwszy i dostateczny powód, aby wprowadzić go do oficjalnego panteonu polskiej kultury. Jego niezwykłość nie polegała bowiem jedynie na tym, że był „pierwszym polskim ateistą”.
Łyszczyński był wybitnym, ateistycznym filozofem i odkrywczym krytykiem religii, którego myśli nic nie straciły na aktualności.
Gdyby traktat Łyszczyńskiego nie został zniszczony, pionierskie zdanie „Bóg jest tworem człowieka”, byłoby być może równie znane, jak stwierdzenie Nietzschego „Bóg umarł”.
My ateiści – pierwszy coming out
Drugim powodem, dla którego powinniśmy upowszechniać wiedzę o Łyszczyńskim, i czcić jego pamięć, jest to, że jako pierwszy w dziejach napisał – „my ateiści”.
Te dwa słowa niosły niezwykłą, trudną do przecenienia treść – w Europie od kilkunastu wieków intelektualnie sterroryzowanej przez Kościół katolicki, podtrzymujący iluzję bezwyjątkowej powszechności wiary, byli ateiści!
Trudno uwierzyć, aby skoro już wśród starożytnych Greków i Rzymian byli filozofowie nie wierzący w bogów (Teodor Ateista, Lukrecjusz i wielu innych), na przestrzeni kolejnych 1300 lat nie pojawiali się myśliciele i zwykli ludzie odrzucający pogląd o istnieniu Boga.
Przemoc, jaką dysponował Kościół, skutecznie zamykał wszystkim usta. Ateiści byli na świecie od zawsze i to właśnie wyraził Łyszczyński.
Stwierdzenie Łyszczyńskiego zaświadcza, że również ateizm – jak obok katolicyzmu innowierstwo – należy do polskiej tradycji narodowej.
A jego chlubna przeszłość jako żołnierza, zapewne husarza ze znanej chorągwi pancernej, który nie złożył przysięgi na wierność szwedzkiemu monarsze Karolowi X Gustawowi, kreuje nowy wzorzec Polaka „ateisty i patrioty” – w odróżnieniu od większości szlachty, w tym od niewiele starszego od niego Jana Sobieskiego.
Wolność myśli na ławie oskarżonych
Powód trzeci do upowszechniania wiedzy o Łyszczyńskim i czczenia jego pamięci jest taki, że Łyszczyński był męczennikiem za wolność myśli i prawo do jej wyrażania, zwane łącznie wolnością słowa. Dlatego nazywany jest też „polskim Giordanem Bruno”.
Proces Łyszczyńskiego był głośny i długi. Przede wszystkim toczył się w stolicy, Warszawie, na Zamku Królewskim, na obradach sejmu i w obecności króla. Był szlacheckim aktem niezgody na wcześniejszy proces przed sądem kościelnym. O Łyszczyńskim mówiono na 19. z 79 sesji, przez 3 miesiące, a sam proces trwał półtora miesiąca, co było w tamtych czasach niezwykłe.
Poświęcono mu też dodatkową sesję niedzielną, na której przemawiał sam nuncjusz papieski.
Proces nie dotyczył też byle kogo, Łyszczyński był podsędkiem brzeskolitewskim, a więc jednym z kilkunastu sędziów królewskich na Litwie mających prawo sądzić szlachtę. Aby dostąpić zaszczytu królewskiej nominacji na ten urząd, trzeba było być człowiekiem wykształconym, zasłużonym i powszechnie szanowanym.
Łyszczyński w latach wcześniejszych był wielokrotnie wybieranym przez szlachtę posłem na sejmiki i sejm, w tym na dwa sejmy elekcyjne. Według dzisiejszych standardów był więc również politykiem.
Odesłać biskupów do Rzymu!
Jak dramatyczne i burzliwe były to obrady, niech świadczy to, że król został przez oskarżenia jednego z biskupów pod swoim adresem doprowadzony do płaczu, na co ktoś ze szlachty rzucił się z szablą na biskupa, aby obciąć mu głowę i rzucić ją do nóg monarchy. Powstrzymany wykrzyknął, że „wszystkich biskupów należy wypędzić z Senatu i odesłać do Rzymu”.
Proces Łyszczyńskiego był na tyle głośny, że w kilkukrotnych wzmiankach donosił o nim nawet paryski tygodnik „Gazette” – pierwsza gazeta we Francji.
Bezpośrednio zaangażowanych w proces było i zabierało głos co najmniej dziesięciu biskupów (wszyscy biskupi z urzędu zasiadali w senacie) z siedemnastu w ówczesnej Polsce urzędujących. Wszyscy oni domagali się dla Łyszczyńskiego tortur i kary śmierci, a niemal wszyscy – z wyjątkiem dwóch – spalenia żywcem.
Nuncjusz papieski posunął się jeszcze dalej – domagał się poddania Łyszczyńskiego dodatkowym torturom już w śledztwie, aby wydał domniemanych uczniów swoich ateistycznych nauk.
Kto za Bogiem, a kto przeciw Bogu?
Biskupi zastosowali wobec króla i posłów szantaż posługując się widmem gniewu Boga mszczącego się na całej społeczności. Twierdzili mianowicie, że niepowodzenie poprzedniego sejmu w Grodnie (został zerwany) i trudności w uchwaleniu potrzebnych ustaw na obecnym, spowodowane są gniewem Boga, którego obraził ateizm Łyszczyński.
Tylko śmierć Łyszczyńskiego w męczarniach mogła – ich zdaniem – przebłagać Boga i uśmierzyć jego gniew. Miał być więc Łyszczyński całopalną ofiarą z człowieka złożoną Bogu.
Na nic zdały się głosy obrońców, że Łyszczyńskiemu należy darować życie, aby miał możliwości nawrócenia się.
Szantaż i manipulacja polegały też na tym, że głosowanie nad winą Łyszczyńskiego nazywano głosowaniem „za Bogiem lub przeciw Bogu”. Obrońców Łyszczyńskiego zastraszano, że skoro go bronią, to znaczy, że również są ateistami i im również należy wytoczyć procesy o bluźnierstwo po zakończeniu procesu Łyszczyńskiego.
W sytuacji takiej presji ze strony biskupów wyrok mógł być tylko jeden – publiczne tortury i spalenie na stosie. Już po jego zapadnięciu dwóch biskupów zwróciło się do króla o zamianę spalenia na ścięcie. O to samo prosił Łyszczyński. Król skorzystał z prawa łaski.
Kto rządzi Rzeczpospolitą?
Przebieg całej sprawy Łyszczyńskiego ukazuje też czwarty powód, dla którego pamięć o nim powinna być kultywowana – sprawa Łyszczyńskiego symbolizuje walkę z polityczną potęgą Kościoła. Walkę, która toczy się nadal.
Dramatyczne koleje sprawy Łyszczyńskiego pokazały też, że również szlachta nie miała ochoty oddać władzy nad sobą Kościołowi – a tym bardziej Świętej Inkwizycji – który za nic miał prawa Rzeczpospolitej i demokrację szlachecką, więżąc Łyszczyńskiego bez wyroku i skazując w tajnym procesie.
I wreszcie pokazały, że nawet w tamtych XVII realiach były odważne jednostki gotowe ryzykować życie, przeciwstawiając się potędze Kościoła i fanatyzmowi tłumu w obronie ofiary religijnej nagonki.
Spłonął z książką Woltera przybitą do piersi
Trudno ocenić, na ile takie głośne i tragiczne wydarzenia wstrząsają sumieniami i zmieniają mentalność części społeczeństwa. Na ogół uważa się ofiary takich mordów sądowych w państwach wyznaniowych za męczenników oddających życie w obronie rozumu i wolności sumienia. Męczenników będących ofiarami religii i Kościoła.
Niecałe 10 lat później, w 1697 roku w Edynburgu, zostanie powieszony za bluźnierstwo dwudziestojednoletni student Thomas Aikenhead.
Osiemdziesiąt lat później, w 1766 roku, w niemal identyczny sposób jak Łyszczyński zostanie w Paryżu za bluźnierstwo zamordowany sądownie dwudziestojednoletni szlachcic – kawaler de La Barre. Wraz z jego ciałem przybity do piersi skazańca spłonie na stosie znaleziony u niego „Słownik filozoficzny” Woltera stanowiący jeden z dowodów oskarżenia.
Podobnie jak Łyszczyński, obaj zostali straceni na mocy świeckiego prawa, ale podobnie jak w przypadku Łyszczyńskiego wiadomo, kto był rzeczywistym sprawcą ich śmierci.
Były to wydarzenia, które jak sprawa Łyszczyńskiego, wstrząsnęły opinią publiczną w tych krajach i może dlatego stały się ostatnimi przypadkami wyroków śmierci ze względów religijnych.
Dzisiaj w Europie nie dochodzi już do egzekucji motywowanych religijne, ale sam mechanizm religijnego szantażu nadal działa.
Bohater radzieckiej Litwy i Białorusi
Pośmiertny los Łyszczyńskiego jest jednak zupełnie inny niż losy Giordano Bruno, Lucilio Vaninego, kawalera de la Barre lub Thomasa Aikenheada. W Polsce do niedawna mało kto o nim słyszał, a i dzisiaj pewno niewielu osobom cokolwiek mówi jego nazwisko.
Pozornie to zaskakujące, skoro Polska była przez 44 lata PRL-u państwem jawnie propagującym ateizm. O nieumieszczeniu Łyszczyńskiego w oficjalnej historii Polski za czasów PRL zadecydowało zapewne jego pochodzenie z terenów ówczesnego Związku Radzieckiego.
O ile w radzieckiej Białorusi i Litwie był czczonym bohaterem walki o umysłowe wyzwolenie spod wpływów kościoła, o tyle w Polsce Ludowej z tego właśnie powodu nagłaśnianie jego postaci nie było pożądane, bo przypominałaby w czyich granicach leżały przed wojną Brześć Litewski i Litwa.
W wieleńskim kościele św. Kazimierza – patrona Litwy – zamienionym przez władze radzieckie w Muzeum Ateizmu znajdowały się aż trzy eksponaty poświęcone Kazimierzowi Łyszczyńskiemu – ogromny witraż o wymiarach 8 na 2,5 metra, monumentalna rzeźba i obraz przestawiające oczywiście również rolę, jaką w skazaniu Łyszczyńskiego odegrał Kościół.
Być może to zawłaszczenie Łyszczyńskiego przez reżim komunistyczny stało się przyczyną milczenia o nim w Polsce po roku 1989. Właściwie jedyną osobą zabiegającą o rozpropagowanie postaci Łyszczyńskiego, uznanie jego rangi jako myśliciela, i zachowanie pamięci o nim, był wybitny religioznawca prof. Andrzej Rusław Nowicki mający jednak „niechlubną” dla niektórych osób przeszłość. Był bowiem współtwórcą propagandy antyreligijnej w latach 40. i 50. oraz członkiem zarządu źle postrzeganego w katolickim społeczeństwie Towarzystwa Krzewienia Kultury Świeckiej.
Łyszczyński nie pasuje też do propagandowej wizji Polski bez stosów. Hańbiący proces jest wstydliwy zarówno dla każdej kolejnej władzy, jak i dla Kościoła.
Łyszczyński wraca do miasta
Dopiero w 2013 roku o istnieniu Łyszczyńskiego przypomniały organizacje ateistyczne urządzając warszawski Marsz Ateistów i rekonstrukcję egzekucji Łyszczyńskiego na staromiejskim rynku pod hasłem „Łyszczyński wraca do miasta”.
Szczególnie głośnym echem odbiła się w mediach – które nagle zaczęły po raz pierwszy informować, kim był Łyszczyński – następna rekonstrukcja egzekucji w roku 2014, kiedy to w postać Łyszczyńskiego bardzo ekspresyjnie wcielił się znany, poważny profesor filozofii Jan Hartman.
Przemarsz Krakowskim Przedmieściem w strojach z epoki oraz strojach biskupów i dokonana z pewnym rozmachem rekonstrukcja kaźni Łyszczyńskiego, w których wzięło udział kilkaset osób, spotkały się z wrogim przyjęciem w mediach prawicowych.
Samo przypomnienie postaci Łyszczyńskiego i roli Kościoła oraz religii katolickiej w tym mordzie sądowym musiało prawicę rozwścieczyć.
Najbardziej szokujące było jednak to, że impreza została zaatakowana również przez niektórych publicystów ateistycznych i z dużą rezerwą przyjęta przez wielu ateistów.
Procesje tylko katolickie
Marcin Meller i Marcin Celiński – obaj publicznie deklarujący się jako ateiści – dostrzegli w imprezie przejaw fanatyzmu podobnego do fanatyzmu religijnego i ośmieszanie idei ateizmu. Taka reakcja to dowód, jak dysproporcja praw katolików i ateistów jest przyjmowana jako coś naturalnego.
Nikt publicznie nie dopatruje się religijnego fanatyzmu, prowokacji i wygłupu w rekonstrukcji kaźni Jezusa podczas Drogi Krzyżowej. Nikt też nie węszy w statystach przebranych za rzymskich legionistów obrazy uczuć narodu włoskiego. Nawet religijnych pielgrzymek na kolanach media nie opisują jako coś mogącego szokować.
Publiczne zabranie głosu przez ateistów, pokazanie, że mają swoją grupową tożsamość, martyrologię i bohater, którego pamięć chcieliby czcić, obaj publicyści uznali za coś nie tylko głęboko niestosownego, ale wręcz godnego potępienia.
Natomiast przypomnienie, że Łyszczyński padł ofiarą Kościoła i religijnego fanatyzmu uznali niemal za nieodpowiedzialną próbę wywołania wojny religijnej. I wszystko to nie w Gościu Niedzielnym, ale na łamach Newsweeka i Liberte!
Meller i Pawłowicz jednym głosem
Marcin Meller – wyjątkowo tendencyjnie przedstawiając wydarzenie – napisał w 2014 roku:
„… bycie ateistą nie oznacza, że muszę się zapluwać z nienawiści do ludzi wierzących, a nawet Kościoła katolickiego i księży. Bycie ateistą nie oznacza, że krytyka tegoż Kościoła i tychże księży musi być plugawa i prostacka. Bycie ateistą nie oznacza, że muszę być nieokrzesanym chamem celującym w słabe punkty ludzi, by ich jak najboleśniej obrazić. Bycie ateistą nie oznacza, że muszę paradować w biskupiej sutannie po ulicach z półgołymi zakonnicami…”.
Dla porównania warto przytoczyć ówczesną wypowiedź znanej z religijnej zajadłości posłanki Krystyny Pawłowicz:
„To ludzie chorzy na nienawiść do religii, polskiej tradycji chrześcijańskiej, Kościoła. (…) To osobnicy o skrajnie lewackich, bluźnierczych poglądach, awanturnicy występujący przeciwko polskiej tradycji (…). Niech sobie ateiści pojadą na wycieczkę za miasto, ale nie mają prawa urządzać ateistycznej hucpy w centrum stolicy Polski. (…) Przemarsz takiej agresywnej, obrażającej wierzących i bluźnierczej manifestacji przez teren, którym zwykle idą procesje Bożego Ciała…”
Uderza podobieństwo reakcji liberalnego ateisty i fundamentalistycznej katoliczki. Niemal całkowita zbieżność ocen wynika z tych samych błędnych założeń.
Ateiści siedzieć cicho!
Te założenia ujawnił Marcin Cywiński przedstawiając swoją wizję ateizmu „niewierzących”, czyli niefanatycznego. „W taki ateizm jest wpisana tolerancja, lub co najmniej obojętność wobec postaw odmiennych. (…) Ateiści „niewierzący” uznają religijność bądź jej brak za element prywatności, nie mają w sobie instynktu misjonarza i pasji do głoszenia swojej prawdy. Ateiści „wierzący” – wręcz przeciwnie, chcą krzyczeć o tym, że posiedli oto prawdę absolutną i gotowi są do wojen religijnych”.
Takie pojmowanie ateizmu jest, moim zdaniem, zasadniczym nieporozumieniem. Ateizm wyrósł z krytyki religii i ze sprzeciwu wobec negatywnych społecznych skutków religii.
Taki był ateizm Łyszczyńskiego i taki był ateizm Lukrecjusza czy Teodora Ateisty.
Krytyka religii, jawny sprzeciw decydują o sile ateizmu oraz jego społecznej użyteczności.
„Tolerancyjny” i „cichy” ateizm to po prostu konformizm – zgoda na to, aby zostało tak, jak jest, albo naiwna wiara, że świat „zmieni się sam”. Oczywiście, każdy ma prawo do konformizmu czy naiwności, ale nie czyńmy z nich obowiązującego ateistów kanonu zachowania.
Religia jest nie tylko prywatną sprawą
Religia, wbrew popularnemu sloganowi, nie jest wyłącznie sprawą prywatną. Nie była nią, gdy faryzeusze ze względów religijnych wydawali Jezusa Rzymianom. Nie była nią, gdy prześladowano pierwszych chrześcijan, i gdy potem chrześcijanie barbarzyńsko niszczyli dorobek kultury antycznej. Nie była nią, gdy tzw. Święta Inkwizycja mordowała Żydów, heretyków i kobiety posądzane o czary.
Nie była sprawą prywatną, gdy Pius IX ogłosił niechlubny Syllabus Errorum wymierzony przeciw postępowi i demokracji.
Nie była nią w końcu, gdy kolejne składy Trybunału Konstytucyjnego w Polsce coraz bardziej ograniczały prawa kobiet do aborcji. Nie jest nią także, gdy Kościoły pozostają otwarte w czasie pandemii covid-19.
Religia przestaje być prywatną sprawą, gdy wierzący głosuje, jak mu kazał proboszcz, a poseł tak, żeby nie podpaść biskupowi. Gdy hierarchowie nastawiają wiernych przeciw osobom LGBT, potępiają in vitro i chcą układać tematy na maturę. Nie jest nią, gdy minister oświaty zapowiada formowanie uczniów na podstawie Biblii.
Ateizm jest naturalnym wrogiem religii, tak jak racjonalizm jest naturalnym wrogiem zabobonu – i nie ma w tym nic złego.
Religia, której pozostawia się całkowitą swobodę działania, będzie zagarniać kolejne obszary życia społecznego i politycznego – poczynając od uroczystości państwowych, poprzez wizerunki na ścianach w urzędach, służbę zdrowia, oświatę, naukę, aż po parlamentaryzm, władzę wykonawcą i sądy.
To nieuchronne zmierzanie w kierunku państwa wyznaniowego. Czego zresztą dzisiaj doświadczamy skutki.
Ateiści na Białoruś!
Jeszcze raz oddam głos posłance Krystynie Pawłowicz, która doskonale wyraziła odwieczne aspiracje wyznawców katolicyzmu:
„Sympatyków tych awantur należy skierować do Rosji albo na Białoruś (…) organizacje, których sensem działania jest godzenie w Kościół, ośmieszanie i drwina z polskiej tradycji, wprowadzanie w błąd, co do treści Konstytucji i szczucie na katolików, które kłamią na temat swojego prześladowania, nie mają prawa istnieć w polskim porządku prawnym”.
Chrześcijaństwo wymaga od swoich wiernych apostolstwa – dbania o nawrócenie się innych lub pogłębianie przez nich wiary. Na lekcjach religii uczy się tego „społecznego obowiązku” już małe dzieci – mają napastować religijnie niewierzących lub niepraktykujących kolegów.
Jednocześnie ci sami chrześcijanie – a z nimi spora część ateistów – odmawiają znacznie skromniejszego prawa ateistom. Prawa do głośnego wyrażania własnych przekonań.
Idąc tokiem rozumowania Celińskiego i Mellera, również dzisiaj Łyszczyńskiego należałoby potępić za napisanie traktatu „O nieistnieniu Boga”.
Ateiści mają do spełnienia w społeczeństwie ważną misję, od której nie powinni się odżegnywać w imię naiwnej poprawności politycznej. Co nie znaczy, że każdy z nich ma obowiązek być apostołem, ani że mają napastować wierzących.
Ateiści zawsze – tak jak Łyszczyński – przeciwstawiali się „gaszeniu Światła Rozumu” przez teologów i nieśli kaganek oświaty. To przecież dlatego Lukrecjusz napisał „O naturze rzeczy”, Łyszczyński „O nieistnieniu Boga”, ksiądz Meslier „Testament”, Holbach „System przyrody”, a Dawkins „Boga urojonego”. Nie pisali swoich książek dla ateistów, ale dla ludzi wierzących, aby im otworzyć oczy.
Religia albo demokracja?
Nic się pod tym względem nie zmieniło od czasów Teodora Ateisty z IV wieku p.n.e. Nawet można powiedzieć, że dzisiaj – w dobie nowej kontrreformacji – ta misyjność ateizmu jest bardziej potrzebna niż kiedykolwiek. Religijna manipulacja osiągnęła niespotykane rozmiary. Demaskować te negatywne zjawiska mogą i potrafią przede wszystkim ateiści.
Także tylko oni są w stanie pokazywać, że zło tkwi nie tylko w zdemoralizowanych hierarchach czy przestarzałych dogmatach, ale w samej istocie dotychczasowej koncepcji religii z jej bezpodstawnymi uzurpacjami do sprawowania kontroli nad całym życiem społecznym. Bez oporu wobec zakusów religii nie zbudujemy otwartego i demokratycznego społeczeństwa.
Walka Dawida z Goliatem
Ateizm to nie jet konkurencyjne wobec katolicyzmu wyznanie. Ateizm to po prostu humanistyczny racjonalizm. Wystarczy pod słowo„ateizm” podstawić słowo „racjonalizm”, aby ujrzeć cały absurd zarzutów pod adresem walczącego ateizmu. Czy komuś przyszłoby by do głowy potępiać walczący humanistyczny racjonalizm?
Poza tym ateizm nie dysponuje przecież żadnymi środkami przymusu – jego bronią jest wyłącznie dyskusja. I to dyskusja z pozycji instytucjonalnie nieporównanie słabszego adwersarza.
Codziennie w 10 tysiącach kościołów w całej Polsce i w licznych katolickich mediach tradycyjnych oraz internetowych, a także za pośrednictwem mnóstwa różnych wydawnictw i przede wszystkim w szkołach na lekcjach religii, odbywa się zmasowane indoktrynowanie religijne i światopoglądowe.
Niekiedy już od trzeciego roku życia, co, swoją drogą, powinno być zakazane. Co tej propagandowej potędze Kościoła mogą przeciwstawić ateiści? Kilka książek, po które mało kto sięga? Doroczne prelekcje z okazji Dni Ateizmu, na które przychodzi kilkadziesiąt osób?
Kościół może bezkarnie od wieków twierdzić, że ateizm jest największym zagrożeniem dla świata. Gdy to samo o religii mówią ateiści, jest to postrzegane jako niedopuszczalna agresja.
Pomnik na Campo de Fiori i głaz w Szczytnikach Małych
Ateiści czasami nazywają Łyszczyńskiego polskim Giordano Bruno (a Białorusini białoruskim). Różnic jest wiele, ale dwie uderzają najbardziej. Pierwsza – zapewne niemal każdy Włoch wie, kim był Giordano Bruno. Druga – Bruno ma wspaniały pomnik w centrum Rzymu wystawiony jeszcze w 1887 roku.
Jedynym „monumentem” poświęconym Łyszczyńskiemu jest głaz z inskrypcją w małej białoruskiej wsi w pobliżu dawnego majątku Łyszczyńskich.
Łyszczyński nie ma grobu, nawet symbolicznego. Jego prochy według z jednej z relacji wystrzelono z armaty w kierunku Turcji.
W Polsce nie żadnego miejsca upamiętnienia tego niezwykłego filozofa. Ateiści nie mają ani jednego miejsca, w którym w swoim dniu – 30 marca – mogliby się spotkać i złożyć kwiaty. Nie ma też w całej Polsce ani jednej ulicy, placu, skweru, biblioteki czy szkoły noszącej imię Kazimierza Łyszczyńskiego.
Co więcej, już w XVII wieku został całkowicie wymazany z kart historii Polski – to aż niewiarygodne, aby po tak głośnym procesie i egzekucji nie została żadna rycina ani też żadna podobizna Łyszczyńskiego.
Gdyby katolicyzm był prawdziwym chrześcijaństwem, to polscy katolicy sami by zadbali, aby upamiętnić męczeństwo Łyszczyńskiego stosownym monumentem i składaliby pod nim kwiaty, co byłoby symbolicznym aktem skruchy i przeprosin za bestialskie zamordowanie tego wybitnego Polaka. Kościół do tej pory za ten mord nie przeprosił.
Ulice Kazimierza Łyszczyńskiego w polskich miastach i szkoły im. Kazimierza Łyszczyńskiego w polskich wioskach będą kiedyś dowodem na to, że ateiści w końcu wywalczyli dla siebie równe prawa, a ateizm nie jest już przedstawiany jako niebezpieczne, zagrażające kulturze narodowej i cywilizacji europejskiej zwyrodnienie moralne.
Bardzo dziękuję za ten tekst. Przeczytaliśmy razem z dziećmi jednym tchem.
Święte słowa 😊
Mi, biernemu ateiście, ten tekst dał dużo do przemyślenia. Dziękuję.
"Uderza podobieństwo reakcji liberalnego ateisty i fundamentalistycznej katoliczki."
Liberalny ateista – toż nie ma gorszej wszy niż liberał, nawet jeśli ateista.
"Uderz" ty się w ciemię, autorze.
Poziom tego komentarza pozostawiam bez komentarza. Nadto, nie ma nic wspólnego z meritum. A co najważniejsze, używa języka dehumanizującego.
Dziękuję za Pani komentarz, popieram w 100%
Krzysiu jest "patriotą" sznytu wolskiego?
Zgodnie z logiką, obecnie chyba mało kto wierzy że człowiek powstał w sposób naturalny bo mając dowody archeologiczne czy samego człowieka wobec innych żyjących na ziemi stworzeń wnioskujemy że nie ma on z nimi wiele wspólnego, został wyróżniony. Pytanie dlaczego?
Ten cały Lyszczyński ma jednak pewną racje że Bóg katolików jest ukryty, niepoznawalny.
Wiele jednak wskazuje, a zapytajcie tych swoich żydów czy Boga nie ma i okaże sie że coś jest na rzeczy. Słynne apokryfy, drugi świat, wielu bogów, wiele planet życia, coś za kurtyną. Trzeba być ignorantem aby to zlać.
Powoływanie sie na naukowców typu Darwina czy Dawkinsa świadczy o płytkości umysłu. Jeden i drugi zachłysneli sie bo odkryli jedynie czubek góry lodowej, jak wielu naukowców którzy swoje odkrycie uznali ostateczną prawdą.
Trzeba być ciasnym na umyśle człowiekiem aby lekką ręką odrzucić mity greckie, dowody na Ziemi wskazujące na obecność istot poza ziemskich a zatem bogów, którzy wyposażyli człowieka małpe w wiedze pozwalającą im pałać sie metalurgią, astronomią, matematyką czy pismem i liczbami.
Ponad tymi poznawalnymi bogami istnieje zaś najbardziej tajemniczy z bogów, duchowy, zamieszkujący inną rzeczywistość, swoje królestwo, ten który pokonał śmierć. Najwyższy ideał, największy autorytet, jedyny, który ma moc zaprowadzić prawdziwy porządek i nadać życiu człowieka duchowego sens.
Trudno zatem nazwać ateizm racjonalnym. Cechą bowiem człowieka jest absolutna bezsilność, niezdolność do uporania sie z problemami życia na ziemi. Cechą jego najgorszą jest zaś śmiertelność co przeczy naturze ludzkiej, która w odróżnieniu od zwierzęcej jest stworzona do nieśmiertelności, rozumie jej potrzebe jako szacunek do życia.
Bóg jest absolutnie konieczny do rozwiązania tego problemu, on daje człowiekowi to co stanowi jego sens czyli duszę, a gdy ciało umrze tylko On może jej dać na nowo nowe ciało, nowy kształt w zupełnie innym niż Ziemia miejscu, w tzw niebie.
Filozofofofo o du…-szy Maryni, a tu pandemia! Kwa jego maciora! Pali się!!! Dawać go czem prendzej na druty! No jak to kogo – misia gogo bogo w pogo! Na spotkanie-uściskać koniecznie i buziaki! Tylko migiem do wybranego narodu, bo prawie 500 (+?) duszyczek/1 dzionek boży fiuuu…(często-gęsto przez komin) Takiego przerobu nawet Brzezinka sp z oo. pozazdrości… Chyba, że znów REWOLUCJA potrzebuje, to się pohandluje. Tu się sprzedaje, tu się kupuje, odejdź gówniarzu bo już spisuję! Ino z sensem (tzn. kredensem) czy też duszą w żelazku. Zakłócenia jakieś–zzz–e-EMP——…….zzz
Z pandemią czy bez – każdy umrze. Ty też.
Gdy po raz pierwszy w dziejach HOMO SAPIENS, o s z u s t spotkał n a i w n e g o, co datuje się jako początek religii (wg. aktual. dobrz., zweryfik. źródł. narodowych: \\\"-[…]dosyć dawno a nawet i całkiem bardzo dawno [temu (wg. kalend. gregor*+)]\\\" -nn prof. dr. reh. z dn. nn. mies. nn rok. nn [email protected]#³§€$ UDDO/RODO), odtąd, w obliczu tak bezgranicznego potencjału nieobliczalnych możliwości i n w e n c j i manipulatorskich gat. LUDZKIEGO (z ang.: \"mankind\", \"human GEN-DERRRRRRR !!!\"), pomnożonego przez proces ewolpolucji kreatorskiej – aż do dnia dzisiejszego, żadne z powszechnie dobrze znanych nam bóstw nie ośmieliło się zaistnieć. PissWN. 2021/XIXw. Wydanie pierwsze lepsze, najszczersze, dobre pseudonaukowe. Wszystkie prawaki zaostrzą żonę©
https://www.youtube.com/watch?v=NCUEt-mxRj0&list=RDNCUEt-mxRj0&start_radio=1
Wspaniała postać! Dziękuję za jej popularyzowanie. Ateistka od zawsze.
W moim skromnym przypadzie – nie od zawsze, ale NA ZAWSZE.
To wierzący, są TEISTAMI a nie ja ateistą.
Globalnie, w oficjalnych statystykach – figurujemy od dziesięcioleci jako jedna z nielicznych mniejszości. W rzeczywistości, jest nas OCEAN. Problemem jest nasza niewidzialność, którą powoduje brak sformallizowanej struktury. Zbudujmy ją razem!
Najwyższy czas wyciągnąć wnioski i stawić czoła MEGA – ATRAPIE w jej \\\\\\\\\\\\\\\"misternym\\\\\\\\\\\\\\\" stylu \\\\\\\\\\\\\\\"Czarownika z Oz\\\\\\\\\\\\\\\".
Q-ANON może?
Podaję link NATIONAL GEOGRAFIC z 2016, dla znających angielski: https://www.nationalgeographic.com/culture/article/160422-atheism-agnostic-secular-nones-rising-religion
Przy całej sympatii:Podsędek brzeski z WKL był raczej Litwinem. Zastępowanie religijności endeckim nacjonalizmem (w sensie: wiary w kolejne, nowe w wersji, gusła) jest chyba dla Łyszczyńskiego równie znieważające…
Tam, gdzie Łyszczyński głosi, że wszelkie religie są wymysłem cwaniaków, tam na pewno ma rację. Ale czysty ateizm jest bezrefleksyjny. Najbardziej natralny "stan świata" byłby taki: nie ma materii, nie ma przestrzeni, nie ma tematu. Tylko takiego świata nie trzeba by wyjaśniać. Ale zamiast tego mamy zamieszanie na cztery fajerki – wystarczy się rozejrzeć. Coś się za tym musi kryć…
Co? – nie wiem. Więc ja wolę być agnostykiem.
Dlaczego ateizm jest bezrefleksyjny?
To jest oczywiście zdanie bzdurne. wiara jest bezrefleksyjna, bo jej wyznawcy nie mają zazwyczaj żadnych refleksji, czyli np, nie zadają żadnych pytań, nie zastanawiają się nad niczym, po prostu klepią to, co im wdrukowano w pamięć w formie credo, pacierzy i dogmatów.
Skoro tak, to nie wiara jest bezrefleksyjna, tylko ci wyznawcy. Moja wiara jest refleksyjna – pogłębia się właśnie poprzez stawianie pytań.
Dlaczego bezrefleksyjny? Ateista twierdzi: Boga nie ma. Zadnego. Jest tylko świat materialny i za jego istnieniem nic się nie kryje. Chyba, że i Ciebie takie pytania (o to "coś") nachodzą. Bo jeżeli tak, to witaj w klubie agnostyków.
Kubusiu, może trochę więcej refleksji. Twierdzenia o istnieniu bądź nie istnieniu boga, jak najbardziej mogą być skutkiem głębokiej refleksji. I często bywają. Zależy od twierdzącego. Polecam "Bliżej prawdy" Roberta L Kuhna (skądinąd agnostyka) – widziałem całość i nie zauważyłem ani jednego bezrefleksyjnego ateisty czy fideisty.
Przeczytaj Stephena Hawkinga Proste Odpowiedzi na trudne pytania. Przestaniesz szukać Boga we wszystkim czego nie możemy jeszcze wyjaśnić.
Ateizm nie jest bezrefleksyjny, wręcz przeciwnie, bo właśnie głęboka refleksja i rozum pozwalają dojść do wniosku, że żadnego boga nie ma
To religie załatwiają dylematy bezdyskusyjnymi dogmami.
Niby lepszy ma być jak największa ich kolekcja?
Ateizm nie zamykając dogmatami dysput i poszukiwań, potęguje odwagę stawiania pytań, intensywnie stymulując refleksy głodu wiedzy.
Kwestie sporne, reguluje przyrodzona (matczyna) moralność, filozofia platońska, empiryczna, scholastyczna, stoicka, także filozofie buddyzmu, tao, zen itd. w aktualnym dyskursie.
Twierdzenie, że rzeczywistość transcendentna nie istnieje, też jest apriorycznym dogmatem.
Teraz nas przynajmniej nie mordują. Bo już nie wypada.
Właśnie. Poza tym różnice się kończą. Mentalnie wielu z naszych rodaków jest, niestety, w XVII wieku i zgodna z tymi biskupimi z sądu, przed którym stanął Łyszczyński.
"Jeszcze nikt nie zginął."- duda.
Patrząc na to, że zbiorowisko agresywnych patoli z różańcani w ręku zwane szumnie Strażą Narodową wyciąga łapy po pieniądze (które przy katotalibskiej władzy pewnie dostaną), to obawiam się, że jesteśmy coraz bliżej odpalenia stosów. Pod kim? Pod każdym, kto nie jest białym hetero katolikiem patriotą i ośmiela się myśleć inaczej niż mu Rydzyk z Kaczyńskim nakażą. Patrząc na to wszystko to tak jak jestem pełna podziwu dla ludzi walczących kiedyś o ten kraj, tak czasem żałuję, że im się chciało i finalnie udało.
Nie, no bez przesady. Oni się trzymają na ilu? – pięciu głosach w Sejmie? Zresztą popatrz na słupki. Za chwilę nie będzie stosów, tylko uczciwe procesy i odsiadka w humanitarnych kryminałach.
Niestety, nie mordują tylko dlatego, bo nie można, ale w każdej chwili gotowi są do tego wrócić. Byłem kiedyś na wykładzie ks. Andrzeja Grefkowicza (głównego egzorcysty Polski) i wyszedłem z niego z takim głębokim przekonaniem.
Dziękuję, utożsamiam się z Jego poglądami, nie wiedziałam, że istniał.
Bardzo dobry, interesujacy artykuł. Najbardziej utkwilo mi w glowie zdanie, że "gdyby religia mowila prawdę, byłaby zgodna z rozumem"…. hmmmm… ile to razy zastanawialam się, czy kobieta DZIEWICA, naprawdę może urodzić dziecko… Jak to możliwe…? A tu masz… taka prosta odpowiedź.
Tu jest jeszcze jedna sprawa: my rozumiemy słowo 'dziewica' inaczej, niż ówcześni Żydzi. 😉 Warto poczytać przywołanego tu Dawkinsa lub znawców kultury i tradycji ÓWCZESNEGO państwa żydowskiego ( np. Barbara Thiering), a to co innego, niż nam się dzisiaj wydaje.
Mało tego: kobieta, która nie miała męża (np wdowa) miała po określonym czasie STATUS dziewicy, nie mylić z 'virgo intacta'!
Co tylko potwierdza, jakim przeżydkiem jest religia ;o)
Słowo "Parthenos" (Παρθένος) pojawia się u Łukasza, który był Grekiem i upraszczając – tak mu wyszło w tłumaczeniu. Czy zrobił to celowo, bo w Helladzie boginii-dziewica lepiej pasowała do kanonu kulturowego (e.g. narodziny Ateny) – można spekulować. W oryginale aramejskim chodziło raczej o młodą kobietę, pierworódkę.
Że nie wspomnę o tym w jaki sposób powstała ludzkość… Z jednego Adama i jednej Ewy oraz jednego syna (bo drugiego ten pierwszy zamordował, a następnie z jednego Noego, jego żony i tez chyba dwóch synów…
Trzech synów o imionach: Sem, Cham, Jafet.
Jako goofniasza, wysłanego na religię, coś mi tu od razu nie pasowało: skoro nie można poślubić krewnych, a Adam i Ewa byli jedynymi ludźmi, to skąd następni ludzie? Z kim mieli dzieci potomkowie A&E? Tak prostych pytań nie zadaje sobie, albo udaje, że nie zadaje, większość katolików. 😉 A może zapytać katabasa podczas kolędy o taki banał? ;-D
Jak już jesteśmy przy Noem, to w Biblii pojawia się w przypowieści o nim tęcza, jako symbol przebaczenia i nowego porozumienia. A fe! Taki LGBTowski symbol w Biblii? 😉 (Księga Rodzaju 9:17, http://www.biblijni.pl/Rdz,9,1-17)
Na obrazie "Sąd Ostateczny" Memlinga, wystawianym w Gdańsku, sam Jezus Chrystus przychodzący w chwale siedzi, a jakże, na tęczy. Pytanie: czy Hans Memling propagował ideologię gender?
W kościele w mojej miejscowości gminnej też jest witraż z tęczą. Czekam, aż jakiś homofob rzuci weń kamieniem.
Gdybyś uważał na lekcji religii, nie byłbyś nieukiem, który wszystkie teksty Biblii interpretuje dosłownie, literalnie, jakby to był podręcznik historii.
Wg apokryfów po śmierci Abla Bóg dał Adamowi i Ewie jeszcze "wiele synów i córek", zaś synowie Noego zabrali na arkę też swoje żony. Ale tak czy siak, ludzkość powstała, a potem po potopie się odrodziła z aktów kazirodztwa, inaczej nie chce wyjść…
No chyba, że cała ta opowieść, to bajka dla ciemnego ludu 😉
W interpretacji tekstów zawsze należy uwzględnić konwencję, gatunek literacki w jakim zostały spisane. To jest wiedza na poziomie dobrej szkoły podstawowej. Będąc piewcą rozumu i nauki, wypadałoby samemu je używać i stosować.
Bardzo dobry artykuł, przejmujący i zmuszający do refleksji. Dziękuję.
Bardzo dziękuję za ten tekst. Nie miałam pojęcia o istnieniu Kazimierza Łyszczyńskiego.
Dla takich tekstów wspieram oko.
Z wielką przyjemnością przeczytałam. Bardzo dziękuję za ten wartościowy tekst.
Proponuje zamiast tekstow JP2 (jak zapowiada Czarnek) w szkołach nauczać o postawie Łyszczyńskiego!
"Taka reakcja to dowód, jak dysproporcja praw katolików i ateistów jest przyjmowana jako coś naturalnego." Moim zaś zdaniem taka reakcja to ewidentny dowód na to do jakiego stopnia nawet ateiści są zastraszeni przez "siły boskie". To jest tylko dowód na rządzenie poprzez strach, wbrew deklaracjom miłości.
Ależ tam jest 'miłość'! Do pieniędzy, seksu (tak! kroniki pokazują, jak wzrastały dochody domów publicznych, gdy w mieście odbywał się sobór, np. nicejski), władzy.
To wiedza powszechna, ale ja nie o takiej miłości 🙂 nigdzie nie napisałam o deklaracji miłości do kasy bliźniego swego.
Doskonale to rozumiałem, ale pokazałem, że jednak jakaś tam miłość jest ;-D
Bardzo dobry tekst. Potrzebny. Historia powtarza się od zarania dziejów i niewiele się niestety zmienia.
Bardzo dobry tekst. Jakżeż z nim się zgadzam. W rzeczywistości, w której dziś żyjemy, każdy wierzący – w Polsce to w większości przypadków będzie katol, bo jednak protestanci czy choćby Świadkowie Jehowy nie są tak nachalni i bezczelni – może do mnie przyjść w każdej chwili i mnie ewangelizować, mimo że wielokrotnie daję do zrozumienia, że sobie tego nie życzę, bo taki mają odgórny kościółkowy prikaz. Ja natomiast nie mogę się im odwinąć, bo zaraz podnoszą wrzask, że obrażam ich uczucia religijne.
Kiedyś ktoś spytał Dalajlamę, co by się stało, gdyby nauka udowodniła nieprawdziwość jakiegoś dogmatu religijnego (w tej religii której jest przewodnikiem oczywiście). Odpowiedzią było: RELIGIA musiałaby się zmienić. To jest otwarty umysł i objaw REFLEKSJI nad tym, co głosi a czego nie powinna głosić religia.
Dalajlama akurat jest przywódcą jednego z odłamów buddyzmu, zwanego niekiedy "religią bez Boga" (sam Budda nie wierzył w żadnego Boga osobowego) i będącego systemem bardziej filozoficznym, niż religijnym.
Pytanie do autora, gdyż raz pisze o Marcinie Celińskim, a raz o Cywińskim. To pomyłka czy tak miało być?
Przykładem bezbożnika, który narzucał innym religię dla ich zniewolenia był Dmowski. Wymyślił, że Polska ma być katolicka, choć sam aż do śmierci był niewierzący.
To tak nie do końca prawda, że Łyszczyńskiego w PRL przemilczano. W 1966 r., z okazji tysiąclecia Polski, na łamach bodajże "Expressu Wieczornego" w odcinkach drukowano "Ilustrowaną Kronikę Polaków" – z tekstami historyka Mateusza Siuchnińskiego i przednimi ilustracjami mistrza Szymona Kobylińskiego. IKP została później zebrana w wydaniu książkowym, którą miałem na swojej półce – i w niej był też krótki artykuł o Łyszczyńskim, z rysunkiem przedstawiającym egzekucję. Ale niestety nie pamiętam, czy była mowa o tym, skąd pochodził. No i w podręcznikach historii, w których zawsze sprzedawano wyższość humanistycznego Renesansu nad mistycznym Średniowieczem, tudzież racjonalistycznego Oświecenia nad Barokiem, o Łyszczyńskim faktycznie nie było nic.
Do mistrza Kobylińskiego mam ambiwalentny stosunek (ale to moja sprawa, związana z tym, że nie przyszedł na pogrzeb swojego kolegi z powodów czysto politycznych), jednak muszę przyznać, że rysował świetnie. Przytoczonego cyklu nie znam, ale widziałem ten rysunek gdzie indziej – chyba IKP była też gdzieś publikowana poza EW.
O Łyszczyńskim pisał wychodzący w PRL tygodnik "Argumenty".
najlepszym dowodem na to, jak bardzo zmanipulowani przez kościół są wszyscy ludzie – tak wierzący jak i ateiści – jest samo zaprezentowanie tezy, że jezus jako osoba historyczna nigdy nie istniał (w nauce nazywa się to teorią mitu jezusa.) nieważne, czy wierzący, czy ateista, reakcja jest taka sama: jak to jezus nie istniał?! przecież wszystko jest udowodnione! …tylko że kiedy spojrzy się na fakty, dostrzega się, że wcale nic nie jest udowodnione, a wręcz część z tych "udowodnionych faktów" została sfabrykowana kilka wieków po śmierci jezusa. tylko że historycy, teologowie i historycy teologii ignorują wszystko, co nie zgadza się z tezą wyjściową, że "jezus musiał istnieć, bo tak", bo z jakiegoś powodu nie do pomyślenia jest dla nich, że teza przeciwna może być prawdą. nawet w islamie, którego w polsce tak wszyscy nie lubią, panuje generalna zgoda co do tego, że mohamed jest postacią mityczną, a nie historyczną, podczas gdy dowody na jego istnienie są dokładnie tego samego kalibru, co na istnienie jezusa. ale to właśnie w katolicyzmie a nie islamie poziom propagandy i zmanipulowania jest tak wysoki, że nawet niewierzący chcą bronić historyczności jezusa wbrew faktom i zdrowemu rozsądkowi. niesamowicie mnie to zjawisko fascynuje.
Żaden muzułmanin nie uważa Mahometa za postać mityczną. Jego istnienie jest udokumentowane bez porównania lepiej niż Jezusa. Istnienie Jezusa, biorąc pod uwagę, że dla współczesnych był jednym z szeregowych obywateli małego państewka gdzieś na skraju świata, też jest udokumentowane całkiem nieźle.
Tekst zacny. Moim zdaniem część społeczeństwa chce a nawet jest zmuszone do życia w kłamstwie – religijnym , światopoglądowych utopiach kościoła. Boi się zburzenia , przewartościowania siebie – świata jaki został im podany na tacy – od narodzin . Większość będzie dzwigac dalej swój krzyż – zaniechania. Oświeceni będą .
Znaczna część katolików sama nie wie, czy wierzy, czy nie wierzy, zbytnio się w to nawet nie wgłębia. Wielu z nich wręcz nie wierzy, do czego się nawet przyznaje na towarzyskich spotkaniach po dwóch głębszych – religię traktują jako rytuał społeczny, pewną "okoliczność przyrody" – taką jak pogodzenie się z koniecznością istnienia pasów dla pieszych, dającą jakieś mgliste poczucie bezpieczeństwa emocjonalnego czy społecznego. Są też tacy, dla których religia to zwykła magia – nie rozumieją np. zasady prawdopodobieństwa – to w przypadkach widzą dowody na cuda. Prawdziwych, świadomych katolików z misją ewangelizacyjną nie jest zbyt wielu. To wszystko tworzy skomplikowany konglomerat.
Jeszcze jedno. Tak naprawdę z pozoru w polskim społeczeństwie dominuje paradygmat katolicki czy chrześcijański. Praktycznie cały program szkolny, jeśli chodzi o nauki przyrodnicze. a w większości też humanistyczne, jest ateistyczny – w tym sensie, że nie dodaje prawd teologicznych do objaśnienia prawd przyrody. Szerzej: w praktycznym czy zawodowym życiu kierujemy się regułami ekonomicznymi, zasadami inżynieryjnymi, chodzimy na psychoterapie uzasadnione behawioryzmem czy psychoanalizą, w lwiej części przypadków jednak ufamy medycynie, malując mieszkanie kierujemy się instrukcjami na puszkach z farbą opartymi na chemii, miasta planujemy ufając statystyce, politykę czytamy jako ludzkie gry interesów itd., itp. Każda z tych dziedzin funkcjonuje bez żadnej boskiej sankcji, nawet w nim nie szukamy boskiej sankcji – to jest świat do gruntu, choć zazwyczaj ludzie tego sobie nie uświadamiają, ateistyczny czy angostyczny. Religijność funkcjonuje w tym świecie na zasadzie pozoru, nawyku, czasem tymczasowej osobistej emocji, reminescencji etycznej . Oczywiście upraszczam, ale warto tak na to spojrzeć, niejako na opak.
Nie dla wszystkich na zasadzie Pozoru. Może nawet dla większości. Świat z "gruntu ateistyczny" funkcjonuje źle. To widzi wielu, może prawie wszyscy.
Źle, bo jest bezbożny. Potrzebuje interwencji bożych wyznawców
Jest coraz gorzej. Tak źle, że trzeba się ratować bez "nieuzasadnionej zwłoki". Za "wszelką" cenę. Katolicy biorą władzę i biorą się do ratowania. Z całą (dla innych) konsekwencją. I co tu jest na opak?
Powiem ci tak: fudamentalistów i prawdziwie wierzących jest niewielu, bo nasze codzienne doświadczenia i wybory nie są już tłumaczone przez zjawiska nadprzyrodzone. Nie wiem, ilu ludzi realnie i szczerze wierzy we wniebowzięcia, egzorcyzmy, bezpośrednie interwencje boskich sił – myślę, że jest ich znacznie mniej niż w neolicie, kiedy rzeczywiście w to prawdopodobnie wierzono. Światopogląd człowieka jest kształtowany przez codzienne doświadczenie – tak jak każdego organizmu żywego – dzisiaj chyba mało kto w Polsce tłumaczy śmierć od pioruna ciosem karzącego Boga, zamiast wstrząsem elektrycznym – a jak się przeczyta dawne teksty, to autentycznie myślano, że za codziennymi zdarzeniami stoi Bóg – autentyczny katolicyzm – jak każda religia jest zwyczajną wiarą w magię, wynikająca z nierozumienia fizyki, statystyki, neurologii, chemii – i tyle. Dziś proporcję się zmieniły – i zmagamy się bardziej z konformizmem, układami, nawykami, błędami poznawczymi, tradycjami, lękami itd. Tylko to chciałem powiedzieć, że wg mnie mało ludzi w pełni wierzy w gusła, bo ma już inne doświadczenia. Prawdopodobnie dzisiejsi ortodoksi już by nie spalili Lyszczyńskiego – bo mieliby wpojoną wrażliwość, że ogień jest bolesny, a Bóg może być miłosierny, a prawdy wiary można czytać wieloznacznie. W tym sensie świat się ateizuje – wiara przestaje być dosłowna, staje się partykuralna, że tak tępo rzeknę.
Ilu jest takich, np. wierzących i naprawdę wierzących, ilu takich – niewierzących i naprawdę niewierzących, a ilu takich – nie roztrząsających spraw boga? Raz jedni deklarują to, raz tamto, a drudzy odwrotnie. Dziś wygląda na to, że katolicyzm jest w odwrocie, ale zielonoświątkowcy albo wierzący indywidualnie się mnożą. Jak będzie jutro? I jutro trudno będzie stwierdzić. Może ateizacja ludzkości postępuje, a może postępuje patenteizacja albo dualizacja czy też powstaje nowa religia bez trzyosobowego boga starego typu, za to z człowiekiem jako bogiem – wszechwiedzącym, wszechmocnym i wiecznym.
Nie o to chodzi.
Pogląd, że religia ustąpi czy zaniknie wskutek pomnażania wiedzy i doświadczeń, to przypuszczenie, które i sprawdzi się, i nie sprawdzi. Np. katolicyzm może zaniknąć, ale obywający się bez boga buddyzm się zuniwersalizuje i stanie się powszechny. Jakaś religia będzie zawsze bo dla ludzi istnienie jest tajemnicą, na oko, wieczną. Wielki wybuch niczego tu nie zmienia. Można wierzyć , można nie wierzyć. Praw fizyki (jak dotąd) z powodu boga nie trzeba zmieniać. Może on być, może nie być. I nie każda religia zaprzecza fizyce.
Tak czy inaczej, nie ma konieczności sprowadzania religii do radzenia z problemami, dla których nauka nie znalazła dotąd rozwiązania.
I nie ma też powodu, by religię sprowadzać do polskiej wersji rzymskiego katolicyzmu. Być może katolicyzm ten jest w agonalnych drgawkach. Może rodzi się jakaś narodowa wersja religii z bogiem w postaci Polaka-katolika, króla Ziemi. Wieloosobowego – Rydzyk, Jan Paweł II, Wyszyński, Głódź, Jędraszewski, Hozer, Bernadetta i miliony innych Polaków -katolików.
To w sprawie lokalnej ateizacji ludzkości. Nie jest ona przesądzona. I tu. I wszędzie.
Doskonały artykuł, najlepszy spośród wszystkich, z którymi zetknąłem się do tej pory na Oku. Dziękuję 🙂
PiSS w 2017 wprowadził banknot z obliczem mordercy ateisty Kazimierza Łyszczyńskiego- Jana III Sobieskiego który skazał go na okrutną egzekucję. To obok gwałciciela Bolesława Chrobrego i pedofila Kazimierza Wielkiego oraz szefa sekty stosującej i chroniącej pedofilię jako przywileju swojej władzy- Wojtyły na kolekcjonerskiej 50- ce kolejny przekaz wartości moralnych i ekonomicznych Polski dla Polaków. Nie uważam, że się czepiam- jak tak uważcie to dlaczego by nie wprowadzić kolejnych banknotów z nie posiadających władzy pedofilami, gwałcicielami i mordercami myślących inaczej? Takich prostych, zwykłych ludzi z ludu- suwerenów:
,,Pobożność została wprowadzona przez bezbożnych. Lęk przed Bogiem jest rozpowszechniany przez nielękających się w tym celu, żeby się ich lękano'' już obalił to Łukasz z śmiem wątpić
Czas na jakiś godny pomnik dla Kazimierza Łyszczyńskiego. Lub nadanie jego imienia jakiemuś znaczącemu miejscu. Tak, żeby prowokowac do odwiedzenia tego miejsca. A może jakieś skromne muzeum jego imienia?