0:00
0:00

0:00

„Musimy doprowadzić do zmian instytucjonalnych, na przykład poprzez tworzenie nowych praw [...]. Musimy sprawić, by produkcja wyrobów odzwierzęcych była trudniejsza i droższa” - napisała na Twitterze eurodeputowana Sylwia Spurek z Wiosny, relacjonując swoje spotkanie z Tobiasem Leenaertem, wegańskim aktywistą i autorem książki "Jak stworzyć wegański świat".

Prawicowy Twitter wpadł w szał. W dyskusji pod wpisem pojawiło się ponad 800 postów, część z nich to po prostu wulgarne ataki. Pojawiły się też głosy bardziej merytoryczne, wśród których przodował argument, który można streścić w haśle "nie zaglądaj do mojego talerza i nie narzucaj mi, co mam jeść". Subtelniej wyraził go publicysta "Do Rzeczy" Marcin Makowski:

Prawicowy dziennikarz popełnił nawet felieton dla Wirtualnej Polski, w którym oskarżył polityczkę o zamiar "stosowania inżynierii społecznej w kontekście preferencji żywieniowych", bo tak - jego zdaniem - należy nazwać "ideę sztucznego zawyżania ceny mięsa". "Przejście na praktykowaną przez byłą zastępczynię RPO dietę wegańską oznaczałoby zatem ratunek dla matki Ziemi, wyeliminowanie cierpień zwierząt, zdrowszą populację, szczęśliwszych ludzi, mniej smogu, zazielenienie się świata i ogólną idyllę" - ironizuje Makowski.

Abstrahując jednak od tego, czy Spurek rzeczywiście ma zamiary, o jakie podejrzewa ją Makowski, to twitterowa burza po wpisie eurodeputowanej wskazała na istotny problem

współczesnego sporu o weganizm, wegetarianizm i w ogóle o jedzenie mięsa - a tego wydaje się nie rozumieć prawicowa "bańka" - nie da się zredukować jedynie do kwestii "preferencji konsumpcyjnych".

Owszem, do pewnego stopnia można się zgodzić, że mięso na moim talerzu jest moją prywatną sprawą. Ale droga, jaką ono pokonuje zanim znajdzie się przede mną, jest już ważną sprawą publiczną. I właśnie o to chodzi.

Przeczytaj także:

Dlaczego tanie mięso jest złe

Wszyscy ci, którzy tak ochoczo oskarżyli Spurek o niecny plan "weganizacji Polski" poprzez podniesienie cen mięsa, wpierw powinni zapytać, dlaczego ono jest tak tanie, bo - przykładowo - surowego kurczaka w dużym markecie można kupić za niewiele ponad 10 zł? Odpowiedź jest prosta:

dobrostan zwierząt hodowlanych został poświęcony na ołtarzu ekonomizacji procesu produkcyjnego w dużych, przemysłowych fermach, z których pochodzi zdecydowana większość mięsa spożywanego w Polsce i na świecie.

O realiach tego rodzaju hodowli w OKO.press pisaliśmy już wielokrotnie:

  • o hodowli cielaków na tzw. białe mięso, polegającej na podawaniu im pokarmu mlekozastępczego o niskiej zawartości żelaza, by wpędzić je w anemię;
  • o wypalaniu bądź wycinaniu krowom na żywca rogów, by nie raniły się stłoczone w budynkach hodowlanych;
  • o nakładaniu bażantom plastikowych nakładek na dzioby, by nie zadziobywały się trzymane po kilka ptaków w ciasnych klatkach;
  • o krowach stojących przez całe życie na nienaturalnym dla nich betonowym podłożu, co w końcu prowadzi do bolesnych problemów z racicami i kośćcem;
  • o wręcz taśmowej inseminacji krów mlecznych, aż do całkowitego wyeksploatowania ich organizmów kolejnymi ciążami;
  • o tuczeniu brojlerów w tak szybkim tempie, że w końcu nie są w stanie utrzymać się na nogach, bo są tak ciężkie.

Mięsożerstwo to nie tylko sprawa prywatna

Polskie prawo mówi jasno, że zwierzętom należy się humanitarne traktowanie, które ustawa o ochronie zwierząt w art. 4 pkt 2 określa jako postępowanie "uwzględniające potrzeby zwierzęcia i zapewniające mu opiekę i ochronę".

Tymczasem cały system hodowli przemysłowej zwierząt jest po prostu pogwałceniem tego nakazu - nie respektuje ich naturalnych potrzeb oraz nie chroni ich przed niepotrzebnym cierpieniem, a wręcz systemowo je multiplikuje.

Dlatego podejmowana przez różne organizacje kampanie - jak "Koniec epoki klatkowej" Compassion Polska - mające na celu walkę z przemysłowymi praktykami hodowlanymi mają nie tylko solidną podstawę moralną, ale również prawną.

Jeśli więc spojrzymy w tym szerokim spektrum na mięsożerstwo Polaków, to okazuje się, że nie można go rozpatrywać wyłącznie jako abstrakcyjnego prawa oderwanego od konkretnych sposobów produkcji mięsa, z którymi jego spożywanie jest związane.

Do tego wątku etyczno-prawnego dochodzą jeszcze kwestie związane z wpływem przemysłu hodowlanego na środowisko, również w kontekście katastrofy klimatycznej. Według danych Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa produkcja zwierzęca odpowiada za ok. 18 proc. wszystkich światowych emisji gazów cieplarnianych, w tym 9 proc. CO2. Z tego względu w ostatnim raporcie Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu (IPCC) mówi się wprost:

by powstrzymać degradację przyrody niszczonej na potrzeby przemysłu hodowlanego musimy ograniczyć spożycie mięsa.
;

Udostępnij:

Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze