0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Orzechowski / Agencja GazetaJakub Orzechowski / ...

Zanim porzuciła go w lesie przejechała kilka powiatów. Nie wiadomo czy jeszcze żył kiedy odjeżdżała. Nie miał przy sobie dokumentów ani komórki. Właścicielka firmy produkującej trumny zamiast zawieźć do szpitala pracownika, który zasłabł w upale, wywiozła go do lasu. Był Ukraińcem i pracował u niej na czarno. Zmarł.

Opisana przez "Gazetę Wyborczą" historia Wasyla nie jest pierwszym głośnym przykładem bestialskiego zachowania pracodawców wobec pracowników z Ukrainy. Ręka Dimy Szutaka przez 15 minut smażyła się w 150 stopniach, kiedy zaklinowała się w maszynie produkującej opakowania. Pracował bez umowy, bez przeszkolenia, za 8 zł za godzinę. Rękę trzeba było amputować.

Rękę zmiażdżoną przez magiel straciła też Alona Romanenko, pracownica pralni w Luboniu. Oksana Karczenko z udarem została przez pracodawcę zawieziona na przystanek autobusowy. Dopiero wtedy wezwał karetkę. Udawał, że nie jest pracodawcą, który zatrudniał Oksanę na czarno, tylko życzliwym przechodniem, pomagającym kobiecie w potrzebie.

Podobny los spotkał też zatrudnionego na czarno Polaka, który uległ wypadkowi na budowie. Pracodawca zamiast do szpitala zawiózł go na przystanek i tam zostawił. Znaleziono go martwego.

Nie trzeba być Ukraińcem, żeby zostać przez pracodawcę porzuconym w potrzebie, ale Ukraińcy są szczególnie narażeni na łamanie ich praw, utratę zdrowia i życia w pracy.

Tania siła robocza

Dlaczego? Bo są zatrudniani w najbardziej patogennych sektorach, w których pracownicy:

  • częściej (i zwykle niesłusznie) są zatrudniani w ramach umowy cywilno-prawnej;
  • wyrabiają nieewidencjonowane nadgodziny opłacane "pod stołem";
  • częściej pracują bez umów;
  • pracują się w ciężkich warunkach, w których łatwo o wypadek.

Ukraińcy są zatrudniani w tzw. sektorze podrzędnym, czyli do pracy prostej, mniej atrakcyjnej zarobkowo i nie wymagającej kwalifikacji. Pracują głównie w przemyśle przetwórczym, budownictwie, rolnictwie, handlu i transporcie (tu warunki pracy są lepsze, bo wymaga kwalifikacji).

Jak pokazują badania demografa, profesora Marka Okólskiego, cudzoziemcy są na polskim rynku gorzej traktowani pod wieloma względami:

Źródło: "Substytucja i dyskryminacja na polskim rynku pracy w sytuacji nasilonej imigracji", Okulski 2019. Oświadczenie i zezwolenie to dwie formy pozwolenia na pracę, na których podstawie zatrudnia się np. cudzoziemców z Ukrainy.
Źródło: "Substytucja i dyskryminacja na polskim rynku pracy w sytuacji nasilonej imigracji", Okulski 2019. Oświadczenie i zezwolenie to dwie formy pozwolenia na pracę, na których podstawie zatrudnia się np. cudzoziemców z Ukrainy.
Źródło: "Substytucja i dyskryminacja na polskim rynku pracy w sytuacji nasilonej imigracji", Okulski 2019. Ośw. to oświadczenie czyli uproszczona forma pozwolenia na pracę, na których podstawie zatrudnia się np. cudzoziemców z Ukrainy.

"Ostatnio często mówiono, że Ukraińcy zarabiają już tyle samo co Polacy. Problem w tym, że nie uwzględnia się liczby przepracowanych godzin" - mówi Mirosława Keryk, prezeska Fundacji Nasz Wybór.

Z badań prof. Okulskiego przeprowadzonych w 2016 (opartych na deklaracjach pracodawców) wynika, że Ukraińcy zarabiają mniej niż Polacy "za taką samą jednostkę czasu pracy, na porównywalnym stanowisku i w tym samym sektorze gospodarki".

O wiele częściej niż Polacy pracują na śmieciówkach lub na podstawie umów ustnych (czyt. na czarno) - wyjątkiem jest rolnictwo, gdzie taka forma umowy najczęstsza jest wśród Polaków - wciąż popularna jest nieformalna pomoc sąsiedzka.

Ofiary i współwinni

Ukraińcy mogą dostać polską wizę na podstawie zezwolenia na pracę lub oświadczenia pracodawcy o powierzeniu pracy (tzw. procedura uproszczona). Mogą też przyjechać w ramach ruchu bezwizowego (3 miesiące) i szukać pracy na miejscu (pracodawca musi wystąpić o oświadczenie o powierzeniu pracy cudzoziemcowi lub inny dokument umożliwiający pracę). Potem pozostaje podpisanie umowy - tutaj najczęściej pojawiają się problemy.

"To nie jest oczywiście czarno-biała historia. Część Ukraińców przyjeżdża tutaj i chce pracować legalnie, ale pracodawcy odmawiają podpisania umów. Idą do innego, a tamten zwleka z legalizacją ich pracy. Przepisy są też mało elastyczne dla tych, którzy zmieniają rodzaj pracy - np. pada deszcz więc zamiast zbierać maliny, na które mają zezwolenie, pracują tego dnia w szklarni. W końcu z różnych powodów pracują nielegalnie, bez umowy" - tłumaczy Keryk.

"Są jednak i tacy, którzy chętnie umawiają się z pracodawcą i pracują na czarno, byle więcej zarobić. Pamiętajmy, że większość pracuje sezonowo, chce maksymalizować zyski, wręcz domaga się możliwości wypracowywania nadgodzin, legalnie lub nie".

I wszystko gra.

"Aż do pierwszego konfliktu albo wypadku" - mówi OKO.press Yuriy Karyagin, prezes Międzyzakładowego Związku Zawodowego Pracowników Ukraińskich w Polsce.

Przychodzą w kryzysie

"Przyjmuję dzisiaj od 10. rano. Do 11:00 miałem już 7 konsultacji - bo pracodawca nie zapłacił, nie chce podpisać umowy, oszukał..." - relacjonuje Karyagin. Związek Zawodowy działa od 2016 przy jednej z największych central związkowych - OPZZ.

"Co roku trafia do mnie minimum 15 tys osób. Komuś po nogach przejechał wózek widłowy, ktoś stracił rękę, nogę, inny ma wybite oko. Pomagam jak mogę, ale to zawsze za późno. Organizujemy całe kampanie informacyjne, żeby uświadamiać pracownikom ze Wschodu, że nie warto pracować nielegalnie i muszą domagać się swoich praw".

Karyagin przyznaje, że uzwiązkowienie jest wśród Ukraińców bardzo małe. "Przychodzą w potrzebie, zapisują się, płacą pierwszą składkę, a jak już pomoc dostaną, znikają. Trudno się dziwić, związki zawodowe upadły na Ukrainie 8 lat temu, ludzie już nie pamiętają, dlaczego są potrzebne. Rząd niestety też nas nie wspiera, orientuje się dopiero gdy sytuacja jest już kryzysowa".

W 2018 roku Państwowa Inspekcja Pracy na prośbę NIK przeprowadziła kontrolę u 44 pracodawców, zatrudniających łącznie ponad 4 tys. cudzoziemców. Okazało się, że w przypadku ponad 1,5 tys. z nich naruszono prawa pracownicze (umowy cywilno-prawne zamiast umów o pracę, zaniżanie wynagrodzenia, zatrudnianie bez zaświadczeń lekarskich i szkoleń bhp).

"Nikt nie przychodzi do nas ze skargą na warunki pracy " - mówi Keryk. "Chętniej napiszą o tym na Facebooku czy opowiedzą znajomym. Wszyscy wychodzą chyba z założenia, że tak już musi być i trudno. Pracują na wycieńczenie, po kilkanaście godzin dziennie i bez umowy. Mieszkają w sześć, osiem osób w jednym pokoju. Szukają pomocy dopiero, kiedy nie ma wypłaty albo stało się coś poważnego".

Pół biedy, jeśli pracują na czarno, ale mają zezwolenie na pracę - brak umowy to wtedy wina pracodawcy. Ale jeśli nie mają zezwolenia, nie mają żadnej ochrony. W razie kontroli, są deportowani. Gdy ulegają wypadkowi i trafiają do szpitala, rachunek przychodzi do nich.

Handel kwitnie

Polska daje wiele szans legalizacji pracy, ale drzwi są też szeroko otwarte dla tych, którzy chcą zasilić szarą strefę, oraz dla tych, którzy na ukraińskim kryzysie i potrzebie emigracji zarobkowej chcą łatwo zarobić.

Ukraińcy często znajdują pracę dzięki różnym formom pośrednictwa. To żyzna gleba dla działalności mafijnej i nielegalnego handlu zezwoleniami na pracę.

"Większe agencje starają się mieć wszystkie dokumenty, zapewnić dobre warunki, chociaż też można odnotować szereg naruszeń. Ale jest też wiele małych agencji, które są np. którymś z kolei podwykonawcą zatrudnionym przez firmę" - mówi Keryk.

"Czasem nie płacą (szczególnie za ostatni miesiąc) i znikają, a pracownik nie wie gdzie i jak dochodzić swoich praw. Odpowiedzialność jest rozmyta - nie wiadomo kto miał płacić, kto miał zapewnić leczenie, kto przeprowadzić szkolenie BHP".

"Wiele z tych agencji pośrednictwa działa jak mafia" - tłumaczy Karyagin, który przyznaje, że dostaje pogróżki.

"Jedne oszukują i wystawiają nieważne dokumenty, inne handlują zezwoleniami na pracę. Jedno kosztuje około 300 euro (1200 zł), to wielki biznes. Są też pośrednicy, którzy działają wyłącznie na czarno. Przyjeżdżają busikiem i werbują ludzi do pracy w Polsce przy zbiorach, całkowicie nielegalnie".

Na postawie danych ZUS NIK stwierdził też, że 90 proc. cudzoziemców nie zostało zgłoszonych do ubezpieczenia ZUS przez podmioty, które wystąpiły o ich zatrudnienie. 40 proc. tych podmiotów nie wykazało żadnych dochodów przed organami skarbowymi, czyli działały jako "słupy". Adres firmy bywał fikcyjny (pod jednym z nich znajdował się przystanek autobusowy).

NIK: organy państwa nie są przygotowane

Polska wydaje wizy masowo. Z danych NIK wynika, że w latach 2014-2016 polskie placówki konsularne na Ukrainie wydały ponad 3 mln wiz. W tym samym okresie, placówki Czech, Słowacji i Węgier - łącznie tylko 26 tys. (180 razy mniej).

Na wniosek NIK Straż Graniczna przeprowadziła kontrole 48 podmiotów, które wystąpiły o zezwolenie na pracę dla cudzoziemców. Okazało się, że 72 proc. cudzoziemców przekroczyło na podstawie wydanych dokumentów granicę, ale nie podjęło deklarowanego legalnego zatrudnienia.

W 2018 NIK zwrócił uwagę, że Straż Graniczna i Urzędy Konsularne nie były przygotowane na drastyczny wzrost ilości podań o wizy i wprowadzenie uproszczonej procedury zatrudnienia cudzoziemców.

  • brak skutecznych narzędzi weryfikowania rzetelności danych przez Konsula (brak dostępu do baz danych Powiatowych Urzędów Pracy i Straży Granicznej);
  • zbyt mała obsada konsulatów w stosunku do masowej ilości podań. Wg NIK "urzędnik konsularny na rozpatrzenie wniosku miał w zależności od placówki jedynie od 2 do 4 minut";
  • wynikający z tego brak weryfikacji wiarygodności wniosków, pracodawcy i dokumentacji. "Badanie próby 500 losowo wybranych spraw wykazało, iż weryfikację taką przeprowadzono jedynie w 29 proc. spraw. Wszystkie składane przez cudzoziemców wnioski o wydanie wiz pracowniczych były weryfikowane jedynie co do ich kompletności";
  • także placówki Straży Granicznej nie były według NIK przygotowane do kontroli legalności i zapobieganiu wyłudzaniu wiz przy rosnącej licznie oświadczeń.
  • Ministerstwo Spraw Zagranicznych, mimo że o problemie wiedziało, ograniczyło się do wydawania konsulatom zaleceń, żeby dobrze weryfikowali wnioski - nie zapewnili narzędzi ani szkoleń, nie kontrolowało sposobu weryfikacji wniosków.

Jedyne wyjście: więcej kontroli

"Bardzo dziękuję Polakom za to, że pomagają nam w tych trudnych czasach zarabiać pieniądze, żeby utrzymać rodziny. Ale potrzebne są działania, polityka migracyjna, która odpowie na tak dużą obecność pracowników z Ukrainy w Polsce" - mówi Karyagin.

Karyagin proponuje:

  • akcje i kampanie informacyjne;
  • punkty konsultacyjne (jak te dla Polaków w Niemczech);
  • obowiązek dwujęzycznej umowy;
  • dostępność przychodni dla imigrantów ze wschodu (teraz sytuację ratuje to, że większość kadry medycznej w szkole uczyła się jeszcze rosyjskiego);
  • kursy języka polskiego dla Ukraińców;
  • wzmocnienie kompetencji PiP.

"Państwowa Inspekcja Pracy powinna mieć szersze uprawnienia - teraz może ingerować tylko w przypadku osób zatrudnionych na umowie o pracę, a Ukraińcy pracują często na umowach cywilno-prawnych" - mówi Keryk.

"Dzisiaj PIP swoje kontrole musi zapowiadać. Pracodawca mówi wtedy Ukraińcom - nie przychodźcie i po sprawie. Trzeba jednak przyznać, że PIP uruchomił możliwość konsultacji w języku ukraińskim " - zauważa Karyagin.

PIP wciąż jest traktowany przez cudzoziemców jako instytucja prześladowcza. "Kiedy dowiaduje się o nielegalnie pracujących cudzoziemcach musi poinformować Straż Graniczną, a konsekwencją tego jest nakaz wyjazdu z kraju i zakaz wjazdu na pewien okres. Oddzielenie działalność Inspekcji Pracy od działań Straży mogłoby ułatwić ściganie pracodawców nielegalnie zatrudniających pracowników".

Zdaniem Karyagina historia Wasyla wstrząsnęła Ukraińcami. "Dużo się o niej mówi, może zadziała jako przestroga, ale nie możemy czekać na takie dramaty-przestrogi. Jest takie rosyjskie przysłowie "Пока гром не грянет, мужик не перекрестится" ["póki piorun nie walnie, chłop się nie przeżegna"]. Wygląda to tak, jakbyśmy czekali na ten piorun: aż traktor przejedzie komuś po nogach albo człowiek zginie na polu w 40 stopniowym upale. Trzeba działać już teraz".

Udostępnij:

Marta K. Nowak

Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).

Komentarze