0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Michał Walczak / Agencja GazetaMichał Walczak / Age...

W pierwszej dziesiątce banków francuskich niemal wszystkie są pod kontrolą francuską, a u nas ponad 65 proc. sektora bankowego jest w rękach zagranicznych.
Blisko prawdy. Zagranicznych banków jest nieco mniej, ale nadal sporo.
Jeden na jeden, TVN24,30 sierpnia 2016
Minister rozwoju Mateusz Morawiecki twierdzi, że w Polsce za mało banków należy do właścicieli krajowych i aż 65 proc. sektora jest własnością inwestorów zagranicznych.

Pomylił się, ale bardzo niewiele. Dane KNF z końca 2015 r. wskazują, że 59 proc. sektora bankowego jest w zagranicznych rękach, 41 proc. jest polskie. Jeśli chodzi o pakiety kontrolne, to 26 banków zarządzanych jest z zagranicy, a 12 z Polski.

Wbrew pozorom to nie tak źle, choć na tle „starej Europy” wypadamy słabo – tam banki w przeważającej części są kontrolowane przez rodzimy kapitał. We wspomnianej przez Morawieckiego Francji dotyczy to 97 proc. sektora, w Niemczech – 96 proc., w Holandii – 93 proc. W Portugalii „miejscowych” banków jest 80 proc., a w Austrii – 72 proc.

A może kiedyś więcej banków było w polskich rękach? Tak faktycznie było. W 1991 r. mieliśmy 70 banków krajowych i sześć zagranicznych. Pod koniec XX wieku, wraz ze wzrostem zaufania zagranicznych inwestorów, do Polski zaczyna napływać kapitał zagraniczny. W 2001 r. banki zagraniczne uzyskują przewagę: 46 do 23. W 2010 jeszcze wyraźniej: 39 banków zagranicznych do 10 polskich.

To typowe dla naszego regionu.

W 2005 r. Europa Środkowo-Wschodnia miała najwyższy na świecie udział firm zagranicznych w branży bankowej. Wyższy nawet niż w Afryce Subsaharyjskiej czy na Karaibach.

Winna jest historia: w Polsce kapitalizm budujemy de facto od 1989 roku, tymczasem potęgi finansowe (Holandia, Francja, Niemcy, Austria) w rewolucję przemysłową wkroczyły już w XVIII wieku. Nic dziwnego, że tam dominuje zgromadzony przez wieki kapitał „własny”, a w Polsce – nie.

Przeczytaj także:

W 2010 r. jedynie 27 proc. kapitału bankowego w Polsce należało do polskich inwestorów. Podobnie było na Węgrzech (28 proc.) i w Bułgarii (35 proc.). Jeszcze mniej krajowych aktywów było w Rumunii (16 proc.), na Słowacji (8 proc.) oraz w Estonii (2 proc) i Czechach (1,5 proc.).

Prawo i Sprawiedliwość zapowiada repolonizację banków. I faktycznie: od kilku lat banków krajowych jest coraz więcej. Tyle że nie ma to nie ma wielkiego związku z polityką ani tej, ani poprzedniej ekipy. To zjawisko szersze: z powodu niedawnego kryzysu finansowego zagraniczny kapitał wycofywał się do miejsca pochodzenia (amerykańskie Wall Street, londyńskie City, Frankfurt). Obecnie trwają negocjacje w sprawie banku Pekao SA, który PZU chce odkupić od włoskiej grupy UniCredit. Morawiecki w tej samej rozmowie zaprzeczył jednak, że rząd ma w negocjacjach jakikolwiek udział.

Dotykamy tu ważnego sporu we współczesnej myśli gospodarczej: „czy kapitał ma narodowość?”. I czy kapitał bankowy powinien być w większości krajowy, czy wręcz odwrotnie? Przedstawmy argumenty obu stron.

Lepszy zagraniczny?

Najważniejsze instytucje finansowe są zdania, że ponadnarodowe (transnational) banki w trudnych czasach gwarantują większe bezpieczeństwo. Bank Światowy zwraca uwagę, że w ostatnich dekadach w Ameryce Łacińskiej (Meksyk, Argentyna) banki zagraniczne były stabilniejsze i udzielały więcej kredytów niż rodzima konkurencja.

Także Europejski Bank Centralny twierdzi, że w sytuacji kryzysu znaczący udział kapitału zagranicznego daje klientom większe bezpieczeństwo (w przypadku bankructwa).

Ta sama organizacja w innej publikacji pokazuje jednak drugą stronę medalu: w przypadku kryzysu wielkie ponadnarodowe instytucje finansowe mogą „zainfekować” nim kolejne kraje.

Wysokie poziomy inwestycji zagranicznych w sektorach finansowych w Irlandii, Estonii, Łotwie i Hiszpanii w obliczu załamania amerykańskiego rynku nieruchomości doprowadziły do masowej ucieczki kapitału z tych krajów. Spowodowało to znaczące spadki PKB, załamanie rynków nieruchomości, wzrost bezrobocia itd.

Napływ międzynarodowego kapitału bankowego do kraju rozwijającego się ma jednak oczywiste zalety: zwiększa dostępność kredytów dla przedsiębiorców i konsumentów, generuje miejsca pracy (w bankowości), wiąże się z inwestycjami. Banki płacą też podatki (w 2014 r. wszystkie zapłaciły polskiemu fiskusowi ok. 4 mld zł z CIT), choć ich zyski z reguły rosną szybciej niż płacone podatki.

Lepszy krajowy?

Krytycy dowodzą, że zbyt duży udział kapitału zagranicznego powoduje sporo problemów. Argumenty odwołują się do danych empirycznych. Można na przykład policzyć, jakie kwoty są co roku „wytransferowywane” z Polski. W 2013 r. „kapitał w tranzycie” (czyli uzyskany w Polsce i następnie inwestowany poza jej granicami) wyniósł dla (większego niż same banki) sektora finansów i ubezpieczeń 21,7 mld zł.

Wyprowadzanie zysków (a także aktywów) za granicę było szeroko krytykowane po kryzysie finansowym 2008 r.

Także obecnie istnieją podejrzenia, że banki zagraniczne skutecznie unikają płacenia wprowadzonego w styczniu 2016 r. podatku bankowego, stosując działania, które eufemistycznie określa się jako optymalizację podatkową.

Banki krajowe stanowią też potencjalne narzędzie polityki gospodarczej rządu. W taki sposób rząd Szydło/Morawieckiego mógł de facto umorzyć długi sektora górniczego, tworząc nową spółkę, w której udziały objęły m. in. banki, przede wszystkim krajowe lub powiązane z kapitałem krajowym. Czy to dobrze, czy źle – ocena zależy od sensowności i wykonania takiej polityki wobec górnictwa.

Krajowy kapitał jest przecież tak samo podatny na patologie: niebezpieczne instrumenty finansowe, nieetyczne praktyki, ryzyko bankructwa, a także na tworzenie układów korupcyjnych na styku polityki i biznesu. Znamienny jest tu przykład SKOK wielokrotnie uznawanych przez KNF za niebezpieczne formy bankowości. Ich polskość nie gwarantowała bezpieczeństwa polskim klient/kom.

Ile zatem powinno być narodowego kapitału bankowego? Czy jest go za mało? To zależy od koniunktury światowej, zamożności społeczeństwa, etapu rozwoju gospodarki, regulacji sektora, polityki banków centralnych etc. Na pewno z perspektywy rządu im więcej polskich banków, tym lepiej. Rzecz jednak w tym, do czego rząd wykorzysta polski kapitał bankowy i czy obywatele/ki na tym skorzystają.

Morawiecki słusznie więc zwraca uwagę na fakt, że polskiej bankowości jest mało. Jednak to nie nasza specyfika, to raczej zjawisko charakterystyczne dla regionu. Co więcej, udział polskiego kapitału szybko rośnie.

Udostępnij:

Szymon Grela

Socjolog, absolwent Uniwersytetu Cambridge, analityk Fundacji Kaleckiego. Publikował m.in. w „Res Publice Nowej”, „Polska The Times”, „Dzienniku Gazecie Prawnej” i „Dzienniku Opinii”.

Filip Konopczyński

Zajmuje się w regulacjami sztucznej inteligencji, analizami polityk cyfrowych oraz badaniami biznesowego i społecznego wykorzystania nowych technologii. Współzałożyciel Fundacji Kaleckiego, pracował w IDEAS NCBR, NASK, OKO.press, Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Publikował m.in. w Rzeczpospolitej, Gazecie Wyborczej, Polityce, Krytyce Politycznej, Przekroju, Kulturze Liberalnej, Newsweeku czy Visegrad Insight. Prawnik i kulturoznawca, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego.

Komentarze