0:000:00

0:00

"Ta śmierć Adamowicza to był taki ludzki moment. Moment, żeby powiedzieć: niech opadną maski, pokażmy, co się w nas kryje, nasze strachy, lęki, obawy. To nie nastąpiło. Być może musi nam ktoś przy tym pomóc. Jestem głęboko rozczarowany tymi instytucjami, które w Polsce mają naturalny autorytet. Szczególnie Episkopat, świadomie nie mówię Kościół, bo to jest pytanie czym jest dzisiaj Kościół. Episkopat zachował się po tym wydarzeniu bardzo defensywnie, nie zrozumiał, że ktoś, kto się wywodzi z tej tradycji został zraniony, zabity, zniszczony. Nie stanęli w obronie wartości Adamowicza. To jest bardzo duży dysonans w naszej sferze publicznej, obojętnie po jakiej stronie się jest, czy w Kościele, czy poza" - mówił OKO.press Basil Kerski tuż przed finałem gdańskiej WOŚP 12 stycznia 2020.

13 stycznia mija pierwsza rocznica ataku na prezydenta Gdańska, Pawła Adamowicza. Tamte wydarzenia przypomnieliśmy w tekście "Gdańsk dzieli się dobrem".

Przeczytaj także:

Po roku OKO.press sprawdza, co zmieniło się w Gdańsku po śmierci prezydenta. Rozmowa z Basilem Kerskim, dyrektorem ECS.

Magdalena Chrzczonowicz, Robert Kowalski, OKO.press: Wróciliśmy do Gdańska po roku i jesteśmy w miejscu dla prezydenta Adamowicza bardzo ważnym, w ECS. To jest na pewno trudny dzień, pełen wydarzeń. Czy dla Ciebie, nie tylko dyrektora, ale także bliskiego współpracownika prezydenta Adamowicza, to wydarzenie sprzed roku, zamordowanie prezydenta miasta z powodów politycznych, coś w mieście i wśród mieszkańców miasta zmieniło?

Basil Kerski: Niełatwo odpowiedzieć z prostego powodu. Należałem do ludzi, którzy rok temu oczekiwali, może nie katharsis czy głębokich przemian, ale wyciągania konsekwencji wszystkich aktorów sceny publicznej. Świadomie mówię publicznej, nie politycznej z dwóch powodów. Po pierwsze, to był jednak mord, pierwszy mord III RP, a historia Polski ma za sobą już traumatyczne doświadczenia, np. zamachy nieraz nieudane, jak na Jana Pawła II i śmiertelny na Narutowicza.

Teraz zamordowano nieprzypadkową postać, polityka, który był wyjątkowo odważny. Należał do najbardziej doświadczonych samorządowców, w ostatnich latach był wizjonerem, stawiał na tematy, które nie były popularne i przez to budził niepokój swoich sojuszników i bardzo agresywną reakcję przeciwników. To nie była przypadkowa osoba. Mord dokonał się na scenie, scenie publicznej.

Po roku mamy wrażenie, że nic się nie zmieniło, wręcz przeciwnie. Powtórzono dokładnie te same błędy, media, internet, telewizja państwowa są pełne hejtu przeciwko tym, których się nie rozumie.

Co więcej, ja jestem pod głębokim wrażeniem mordu politycznego na bardzo podobnej postaci, w Niemczech. Walter Lübcke, konserwatywny polityk, który wspierał uchodźców, został zamordowany w domu. Także Adamowicz to nie jest tylko doświadczenia Gdańska, Polski, to jest fala agresji na bardzo otwartych ludzi. Co ciekawe, też z konserwatywnej strony.

Ale muszę powiedzieć, że to nie była jakaś naiwna nadzieja, wydaje mi się, że to jest proces.

Właśnie chciałem powiedzieć, że pytanie, które zadałem, jest przejawem naiwności...

Nie, ono nie jest przejawem naiwności. Musimy sobie postawić to pytanie, nie tylko my tutaj. To jest pytanie do całej opinii publicznej w Polsce. I moja negatywna ocena oznacza, że musimy dalej wracać do tego tematu, aż osiągniemy pewien poziom kultury politycznej.

Bo demokracja to spór, demokracja to odkrywanie na co dzień różnic, demokracja nie dąży do tego żebyśmy żyli w społeczeństwie, w którym wszyscy mówią tym samym językiem, to są systemy totalitarne. I z tym sporem trzeba żyć.

Trzeba nauczyć się szacunku dla inności i trzeba zbudować takie procesy, w których polityka to jest permanentna konfrontacja z myśleniem.

A my żyjemy w Polsce w bardzo ideologicznej wymianie poglądów od wielu lat, bo ona jest najprostsza, najprościej mobilizuje i daje bardzo proste odpowiedzi na trudne pytania. Ale to są fałszywe odpowiedzi.

Dlatego Adamowicz jest pytaniem. Bo Adamowicz w pewnym momencie szukał w osamotnieniu nowych pytań. Mówił, że jego zasoby mu nie wystarczają, np. katolickiego, konserwatywnego myśliciela, polityka. Rozglądał się, jeździł po świecie, akceptował przemiany w swoim mieście, nie bał się. Nie bał się też porażki politycznej. Politycy w Polsce bardzo boją się ruszyć, pokazać jakiś deficyt wiedzy, stąd ta ukryta agresja i to niestety nie zniknęło.

Ta śmierć Adamowicza to był taki ludzki moment. Moment, żeby powiedzieć: niech opadną maski, pokażmy, co się w nas kryje, nasze strachy, lęki, obawy. To nie nastąpiło.

Być może musi nam ktoś przy tym pomóc. Jestem głęboko rozczarowany tymi instytucjami, które w Polsce mają naturalny autorytet. Szczególnie Episkopat, świadomie nie mówię Kościół, bo to jest pytanie czym jest dzisiaj Kościół. Episkopat zachował się po tym wydarzeniu bardzo defensywnie, nie zrozumiał, że ktoś, kto się wywodzi z tej tradycji został zraniony, zabity, zniszczony. Nie stanęli w obronie wartości Adamowicza. To jest bardzo duży dysonans w naszej sferze publicznej, obojętnie po jakiej stronie się jest, czy w Kościele, czy poza.

Jak ty dzisiaj czujesz nastrój ludzi, którzy przyszli dzisiaj na koncert?

Przed chwilą mówiliśmy o śmierci, ale za mało mówiliśmy o tym, co nastąpiło w Gdańsku po śmierci Pawła. To, co nastąpiło po tej śmierci dało gdańszczanom dumę. To był moment, który dał gdańszczanom nowy element tożsamości. Przedtem Sierpień'80, Grudzień'70, a teraz to jest styczeń 2019. To wydarzenie scaliły tożsamość gdańszczan na pewno. To jest pozytywny aspekt, który zostaje, ich reakcja, ich empatia, ich tęsknota za Adamowiczem. Ich też wybór - w marcu 2019 r. wybrali jednak Aleksandrę Dulkiewicz na następcę.

To był polityczny, świadomy wybór, bardzo wysoka frekwencja. I gdańszczanie są wzmocnieni dzisiaj w swojej tożsamości. Adamowicz byłby bardzo dumny z tego Gdańska.

Czego wam brakuje od roku? Tobie, jako dyrektorowi ECS, ale też mieszkańcom Gdańska.

Najtrudniejsze pytanie, bo tak naprawdę od roku jesteśmy w pewnym pośpiechu, biegu, też bardzo pozytywnie eksploatowani tutaj. Ludzie potrzebują z nami kontaktu. Na pewno brakuje nam spontaniczności współpracy z Adamowiczem, bo to nie było umawianie się na termin, on po prostu ciągle był. To się skończyło. Jakaś też faza dojrzewania, dzieciństwa tej instytucji się nagle skończyła. Musimy być dzisiaj bardzo dorośli, dojrzali, to nie zawsze jest przyjemne.

Wyklęci nie są symbolem polskości

Czy i jak się zmienił Finał WOŚP?

To będzie bardzo gdańska perspektywa. Dzisiaj mnie bardzo finał gdański [WOŚP - red] interesuje. Jesteśmy kilka minut przed 19:55 i wiem, że napięcie w osobach, które były związane z Pawłem, rośnie. Właściwie nie wiemy, co nas czeka, ale nie za bardzo interesuje, co się dzieje gdzie indziej. Jesteśmy trochę tak sparaliżowani tą obecnością tutaj.

Sprawca świadomie wybrał finał - chciała zanegować budowanie tożsamości wobec dobra. Adamowicz co roku brał udział w finale. WOŚP był symbolem codzienności Pawła Adamowicza. Był zawsze w mieście bez ochrony, on nie siedział przy biurku, jak siedział to wieczorem, albo wczesnym rankiem.

Tu wiele wątków się na tej scenie spotkało. Stąd ta tragedia. To nie był polityk, który raz do roku wychodził na scenę, żeby pokazać się ludziom i raz do roku wyszedł na Długi Targ w celach charytatywnych. Ten człowiek, który go zamordował przecież wiedział, że może to na każdym rogu Gdańska zrobić. Chciał być nie tylko z powodów narcystycznych widoczny, ale chciał też coś zepsuć, coś nam odebrać.

I dlatego to jest takie trudne, za mało było tego oporu w ciągu ubiegłego roku, żeby nam nie odebrano tego, co nas zbliża. Za daleko ta machina ataków poszła i nawet się pogłębiła. Ja to nawet sam doświadczam, nasza instytucja przecież też, odebrano nam dotacje na następne lata, poniżono, obrzucono błotem. Skala agresji nawet urosła, tylko że my już na to nie reagujemy, bo czujemy się przez to wydarzenie silniejsi.

I nie rozumiem, przepraszam, głupoty niektórych ludzi, którzy nie rozumieją, że gdyby przestali atakować nas osobiście poniżej pasa i merytorycznie z nami rozmawiali, to może byśmy dużo osiągnęli razem.

Ale zyskaliście też olbrzymie wsparcie, niesamowite, szybkie, błyskawiczne wsparcie od obywateli miasta i Polski, to było wspaniałe.

Muszę dopowiedzieć tę historię. Opinia publiczna pamięta tę wspaniałą akcję solidarności z nami obywateli i to nie tylko z Polski, z całego świata. Ale jest też coś innego. To się w wymiarze zainteresowania, frekwencji tutaj objawiało do ostatniego momentu ubiegłego roku, właściwie cały czas. Co to oznacza? Oznacza, że jesteśmy ważnym miejscem. Ja bym powiedział coś jeszcze.

Okazuje się - przepraszam - że nie żołnierze wyklęci, nie wojny, nie bitwy, nie Polak, który krwawi jest symbolem polskości, tylko chrześcijanizm w najlepszym znaczeniu tego słowa, wszystkie elementy kultury polskiej, które łączą i mają pokojowy charakter, ludzie czuli głód żeby pokazać to jest polska tradycja, pokojowy charakter polskości, otwartość, a nie walka, bitwa, nienawiść, konflikty z sąsiadami.

Na wystawie mamy sto procent frekwencji. Nawet myśleliśmy, że to będzie taka reakcja na kryzys, krótki moment. Nie, to jest cały czas. W Gdańsku to jest fantastyczne. Gdańszczanie sobie nie wyobrażają życia publicznego przez ECS, nawet powstało takie pojęcie katedry demokracji, niektórzy śmiejąc się mówią o bazylice demokracji i coś w tym jest. Polacy odkryli nowe przestrzenie tożsamości. To nie są tylko cmentarze, nie tylko beton pomników, ale to są miejsca, w których się spotykają i to jest wspaniałe. Dlatego cieszę się, że jesteście.

To jesteś jak arcybiskup tutaj...

Nie chcę mówić, że to jest codzienność, ale w weekendy tak tutaj jest. Nas to bardzo cieszy, bo to jest szósty rok w tym budynku. Dyskusje w Gdańsku były straszne przed otwarciem. Właściwie poza Gdańskiem mieliśmy dobrą prasę, a w Gdańsku: za duże, dla kogo to, elitarne, przecież ta historia już minęła, przecież Powstanie Warszawskie jest na topie, a tu wychodzi kompletnie coś innego. Nie przeciwko.

Okazuje się, że niestety mamy za mało miejsca, frekwencja jest trzy razy wyższa niż zaplanowana. Ludzie są głodni, pytają co dalej, co więcej, dlatego tych pieniędzy państwowych brakuje.

Dlatego te pieniądze państwowe, które nam odebrano, to było świadome ograniczenie działalności misyjnej. To nie jest kwestia pensji, płac, tylko próba zatrzymania tej energii. I ona się nie udała.

Ludzie nam choćby złotówkę przekazywali. Starsze osoby całą emeryturę miesięczną. Dlatego zakładamy fundację ECS, ale okazuje się, że rejestracja jest dosyć trudna. Ten proces trwa, ale w końcu nastąpi. Powstaje też fundacja Adamowicza, która będzie raczej zajmowała się kwestiami merytorycznymi. Idziemy dalej. Mamy wsparcie, jak widać, setek, tysięcy, a może milionów. Europejczycy przyjeżdżają tutaj, bo tyle jest negatywnych haseł, że my, Europa, historia, przyszłość, ludzie potrzebują pozytywnych miejsc i przyjeżdżają tutaj, szukają, też pozytywnych Polaków, którzy są im bliscy. To jest też bardzo przyjemne.

Zbiórka była niesamowita, w momencie, kiedy odebrali wam dofinansowanie.

Oj tak, tak. Pani Patrycja Krzemińska, która zbierała, ograniczyła zbiórkę do 3 mln, do tych 3 mln, które nam odebrano. Gdyby to było nielimitowane, to myślę, że kwota byłaby o wiele wyższa. Była zresztą wyższa, bo potem ludzie do nas się spontanicznie zgłaszali i przekazywali pieniądze na nasze konto.

Odebrano nam 3 mln, a 7,5 mln ludzie nam bezpośrednio przekazali, ale myślę, że tego jest więcej, bo ludzie przychodzą na wystawę, kupują bilety, pytają się o naszą kondycję finansową. W Europie zwrócono uwagę, że to pierwszy raz chyba, że obywatele wspierają publiczną, państwową instytucję. Tak się identyfikują z kulturą, z edukacją obywatelską, tak im na tym zależy, że ingerują. Nie jesteśmy organizacją pozarządową, charytatywną. To wywołało wielkie zainteresowanie, też pod kątem - jacy dziwni są ci Polacy, pokazują swoje nienajpiękniejsze twarze w Europie, ale tutaj pokazali wyjątkową twarz. Jest też fascynacja Polską przez ten opór obywatelski.

Czy obywatele, miasto przyjęło, uszanowało na tym stanowisku następczynię pana Adamowicza?

Myślę, że tak. Po pierwsze wynik wyborów w marcu był jednak wyjątkowy - przez frekwencję. Była obawa, że frekwencja będzie niska, ponieważ wszyscy będą uważali, że wiadomo, kto wygra wybory. Zaskoczeniem pozytywnym był ten bardzo silny mandat.

Myślę też, że ludzie docenili, że Aleksandra [Dulkiewicz - red.] była bardzo dobrym gospodarzem tego miasta pełniąc obowiązki w tych tragicznych tygodniach. Tak jak obserwuję panią prezydent, to ona jest w takim ciekawym dialogu z obywatelami. Ona mówi tak: ja nie mogę być Adamowiczem, nie będę Adamowiczem, nie mogę wam tego obiecywać, jestem inna, szukam swojego stylu, ale rozumiem kim był Adamowicz dla was. Aleksandra Dulkiewicz jest absolutnie gospodarzem tego miasta, przez 24 godziny na dobę.

Ludzie to widzą i bardzo cenią. Podziwiam ją za to, że powiedziała: ja nie chcę być następczynią w tym sensie, ja muszę znaleźć swoje miejsce, swoje tematy, bo czasy się zmieniają. I to na razie jej bardzo dobrze wychodzi.

Udostępnij:

Robert Kowalski

Dziennikarz radiowy i telewizyjny, producent, reżyser filmów dokumentalnych. Pracował w m.in Polskim Radiu, „Panoramie” TVP2. Był redaktorem naczelnym programu „Pegaz” i szefem publicystyki kulturalnej w TVP1. Współpracuje z Krytyką Polityczną, gdzie przeniósł zdjęty przez „dobrą zmianę” program „Sterniczki” z Radiowej Jedynki. Tworzy cykl „Kamera OKO.press”.

Magdalena Chrzczonowicz

Wicenaczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej przez 15 lat pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.

Komentarze