0:00
0:00

0:00

Piotr Pacewicz, OKO.press: „Za uczenie samodzielnego myślenia, za wskazywanie jak ważna jest odwaga poszukiwań i sądów. Za przekazywanie wartości potwierdzanych swoim przykładem, za inspirowanie uczniów do szukania własnej drogi i podejmowania odważnych dyskusji. Za to, że razem z uczniami i uczennicami stara się pomagać cierpiącym na granicy ludziom” - takie jest uzasadnienie jednej z dwóch nagród specjalnych 15. edycji Nagrody im. Ireny Sendlerowej "Za naprawianie świata". Dostałaś ją ty.

Agnieszka Foryś, polonistka z krakowskiego liceum: I co mam powiedzieć?

A czy w ogóle możesz otwarcie mówić? Uczysz w publicznej szkole w epoce Przemysława Czarnka, twoją kurator jest Barbara Nowak.

Jakiś czas temu podjęłam decyzję, że jeśli chcę powiedzieć coś, co zahacza o "politykę", to mówię pod nazwiskiem. Nie podaję nazwy szkoły, mówię jako Agnieszka Foryś, polonistka, belferka. Ostatnio komentowałam w krakowskiej „Wyborczej” decyzję pani kurator, która nie zobaczywszy „Dziadów” w Teatrze Słowackiego, stwierdziła, że młodzież nie powinna oglądać tego spektaklu. Irytujące jest, że osoby sprawujące władzę, zwłaszcza w edukacji, stawiają opinię ponad wiedzą.

Powiedziałam dziennikarce, że taka postawa sama się komentuje jako autokompromitacja. No i zwrócono mi uwagę, że przełożonych nie należy krytykować.

Jestem jednak zdania, że kryterium merytoryczności obowiązuje wszystkich i nie można wprowadzać podwójnych standardów moralnych. Jeśli uczennica czy uczeń napisze wypowiedź argumentacyjną i popełni błąd rzeczowy, świadczący o nieznajomości tekstu kultury, do którego się odwołuje, to może nawet oblać maturę. Dlaczego kryterium merytoryczności miałoby nie obowiązywać kogoś, kto zarządza edukacją? Zresztą także pan minister Czarnek nie zobaczywszy spektaklu, stwierdził, że to nie „Dziady”, ale „dziadostwo”. Mogę takie postawy krytykować pod nazwiskiem, wolno mi mówić, co myślę. Tak rozmawiajmy.

Naszym celem nie jest zresztą "pojechać" po Lex Czarnek. Mamy ambitniejszy zamiar - powiedzieć, jak w szkole uczyć samodzielności, odwagi, empatii, zwłaszcza w tych czasach, w tych warunkach.

Nie mam recepty, wciąż popełniam błędy. Z jednymi osobami złapię wspólny język szybciej, z drugimi wolniej, są też tacy, z którymi dialog będzie prawie niemożliwy. Mam założenie jako belferka, że każdą osobę mogę zaprosić. Jeśli uczciwie je potraktuję, to muszę pamiętać, że zaproszenie można odrzucić i nie wolno mi się wtedy obrażać .

Druga zasada, moje główne motto, to przekonanie, że belferka to nie jest ta, która wie lepiej, ale ta, która pokazuje, gdzie szukać.

Te dwa punkty sprawiają, że zhierarchizowany, typowy dla instytucji szkoły układ, można rozmontować. Nie znaczy to, że traktuję uczniów jako równych partnerów. Młodzi potrzebują kogoś, kto im coś zaproponuje.

Kołakowski, Młynarski, Snyder, Turski, czyli rzeczywistość pod ręką

Żeby nie wpaść w pułapkę ogólników, skoncentrujmy się na klasie, w której jestem wychowawczynią, ostatni rocznik pogimnazjalny, matura za cztery miesiące. Gdy zaczynaliśmy trzy lata temu, poprosiłam o kredyt zaufania. Wyjaśniłam, że jestem belferką, która bywa spóźniona w realizacji materiału. Nie chełpię się tym spóźnieniem, ale jeśli chcę, żeby uczniowie umieli stawiać pytania, to muszą trzymać rękę na pulsie rzeczywistości. A to oznacza, że wprowadzam dodatkowe teksty i tematy.

Nie podręcznik ma być pod ręką, choćby nazwa na to wskazywała, tylko rzeczywistość. Mówię młodym, że chciałabym dać im literaturę jako narzędzie do otwierania i interpretowania rzeczywistości.

Przez pierwszy miesiąc pracowaliśmy na tekstach, których nie ma w podstawie programowej. Interpretowaliśmy piosenkę Wojciecha Młynarskiego „Róbmy swoje”, rozdział „Nie bądź z góry posłuszny” z książki „O tyranii. Dwadzieścia lekcji z XX wieku” Timothy'ego Snydera i wywiad z prof. Leszkiem Kołakowskim, w którym filozof tłumaczy zasadę presumpcji dodatniej.

"Niedobrze jest żyć w stałym przekonaniu, że każdy mnie może oszukać, wykiwać, wyzyskać i muszę bezustannie mieć się na baczności. Smutno jest spędzać życie wciąż nieufnie rozglądając się wokół". Warto ufać ludziom... Same wywrotowe treści!

Na takich tekstach młodzież uczy się ze mną dyskutować, stawiać pytania, przyglądać się sobie. Czytaliśmy też esej prof. Michała Pawła Markowskiego, który mówi, że literatura pozwala poszerzać rozumienie świata i siebie. Po miesiącu pracy z takimi tekstami mamy wspólną bazę. Młodzi przychodzili z różnych gimnazjów. Daję im teksty, których nie mogli spotkać wcześniej, żeby nikt nie czuł się zawstydzony, że nie wie, nie kojarzy. Gdy zobaczą, że uczę inaczej, to pytam, czy chcą współpracować w ten sposób. Zazwyczaj nie odmawiają.

Poczekaj. liceum to ledwie trzy lata na przygotowanie do egzaminu maturalnego, przekazanie ogromnej porcji wiedzy z kilkunastu przedmiotów, które się nawzajem "nie widzą". Rodzice oczekują, że dzieci dostaną dobre stopnie, same uczennice i uczniowie też. Wszystko w ramach sztywnego systemu, 45 minutowych lekcji, cały dzień poszatkowany...

Dlatego ważne jest wypracowanie kompromisu. Szukamy sposobu, jak realizować podstawę programową i robić to, co uważam za słuszne i potrzebne. Na egzaminie wymaga się analizy i interpretacji tekstów kultury, czytania ze zrozumieniem, wykorzystania informacji zawartych w tekstach, tworzenia wypowiedzi pisemnych. Te umiejętności można trenować także na tekstach spoza podstawy, czytając literaturę współczesną czy reportaże.

Wracam do mojej klasy. Jest rok szkolny 2020/2021 (w sumie siedem miesięcy nauki zdalnej). Jako pani z okienka mówię do młodzieży, że przeczytałam wstrząsający literacki tekst Michała Olszewskiego „Soltvadkert” o sytuacji na granicy węgiersko – serbskiej. Byliśmy wówczas w romantyzmie, już nieco utrudzeni. Warto było na chwilę zmienić lekturę. Młodzi dostali tekst, który ich poruszył. I przywołał skojarzenie z mową Mariana Turskiego, że Auschwitz nie spadło z nieba (czytaliśmy ją rok wcześniej).

Janek z Czarnolasu, czyli patrzymy władzy na ręce (i język)

Z inną klasą miałam przeczytać „Odprawę posłów greckich” Kochanowskiego. Mówię młodzieży szczerze, że to ich pewnie nie zainteresuje, jakaś ramota literacka, ale że sobie przypomnę przez weekend i może coś tam znajdziemy. I czytam o sposobach demoralizacji społeczeństwa, które praktykowane są i dzisiaj. Więc składam na lekcji samokrytykę i lecimy z tym tekstem.

Na Janku z Czarnolasu uczymy się patrzeć władzy na ręce i, co ważniejsze, na jej język.

Daję więc uczennicom i uczniom wiedzę i umiejętności, by wiedzieli, co zrobić na egzaminie. Lektury z kanonu omawiamy z wykorzystaniem różnych kontekstów i cały czas rozszerzamy głowy i myślenie. W takim działaniu pomagają mi projekty.

Grupa uczniów dostaje zadanie, dzieli się pracą, na koniec ma prezentację, wystawę itp.

W projekt intelektualno-artystyczny dzieciaki muszą włożyć dużo więcej energii, ale uwierz mi, że to działa. Są też wolontariuszami akcji społecznych, organizujemy np. akcję Pajacyk w szkole. Nabywają kompetencji miękkich, które sprawiają, że łatwiej jest im się uczyć, mają do siebie zaufanie, pracują w podgrupach. Póki co, zdają egzamin maturalny na tyle dobrze, żeby dostać się na wybrane studia. W tym roku może być gorzej, bo ze względu na pandemię sporo młodych zmaga się z depresją, jest pod opieką terapeutów, psychiatrów.

Ile lat już pracujesz?

Od 2002 roku, z trzyletnią przerwą, czyli już 16 lat.

Kimś, kto podpowiada mi, jak rozmawiać z młodzieżą, jest ks. Józef Tischner. Nie miałam szczęścia być jego studentką, ale dzięki wykładom dominikanina o. Jana Andrzeja Kłoczowskiego, mogłam koncepcję dialogu poznać, oswoić. W "Etyce solidarności" Tischner uczy, że wychowawca nie może wyręczyć wychowanka, zagrabić mu przestrzeni wyboru i wolności.

W czerwcu 2021 r. napisałam do rodziców swoich wychowanków list, bo ja lubię pisać listy, to taki prosty gest, który buduje zaufanie. Wyjaśniłam, za co dziękowałam ich dzieciom, żegnając się przed wakacjami: za współmyślenie i współdziałanie, za wyzwalanie się, jak to Tischner nazywa, „z niewoli czasu i miejsca”, czyli za myślenie, które umie pytać.

To jest clou myślenia samodzielnego. Umieć pytać.

Nieobecność z powodu udziału w strajku, czyli lekcja prawdy

„Róbmy swoje” to hasło wielu środowisk opozycyjnych. Nie spotykasz się z zarzutem rodziców albo przełożonych, że przesadzasz z tym uczeniem ich odwagi?

Doprecyzujmy - odwagi własnych poszukiwań i własnych sądów. Do tej pory miałam tylko jedną interwencję rodzicielską. Rodzic nie znał mnie osobiście. Zadzwonił do sekretariatu ze skargą, że wartości katolickie, które dziecku wpaja, zostały przeze mnie naruszone. Odpowiedziałam panu dyrektorowi, że gdyby rzeczywiście chciał mi postawić taki zarzut, to porozmawiałby ze mną twarzą w twarz, a nie skarżył się przez telefon.

Jestem w kontakcie z rodzicami, szczególnie w klasach wychowawczych, w których na dużo więcej sobie pozwalam. Piszę listy, tłumaczę, co zamierzam. Inicjatywy dotyczą ich dzieci i zależy mi, żeby nie antagonizować, tylko uczyć dialogu także wewnątrz rodziny.

Mojej klasie na te trzy lata zaproponowałam motto „Nie bądź z góry posłuszny”. Powiedziałam o tym rodzicom. Nie bądź z góry posłuszny zakłada m. in., że z osobą, która w hierarchii stoi wyżej, można podjąć merytoryczną polemikę. Zawsze uwrażliwiam młodych na to, by polemika była merytoryczna i uczciwa.

Taki przykład. Młodzi uczestniczą w akcjach, które potocznie nazywamy strajkami klimatycznymi. Kiedy moja klasa przyszła do szkoły i zbliżał się pierwszy piątek strajku, sama zapytałam, czy ktoś jest zainteresowany udziałem. Okazało się, że są takie osoby.

Zaproponowałam zasadę: jeśli chcesz uczestniczyć w strajku, to masz zielone światło. Ale poproś rodzica, żeby napisał usprawiedliwienie nieobecności z powodu udziału w strajku klimatycznym.

Żadnych zwolnień z powodu fikcyjnej wizyty u lekarza. Jeśli stajesz po stronie wartości, musisz mieć odwagę przyznać się do tego. Powiedz prawdę. Stań po stronie tego, co jest dla ciebie ważne. Wspieraj słuszne sprawy otwarcie.

Gdy przychodzą piątki strajków klimatycznych, części klasy nie ma na zajęciach. Bardzo się cieszę, że rodzice zgodzili się na zaproponowaną zasadę. My, dorośli, stajemy po stronie młodych i mówimy, że ich głos jest ważny. Alergicznie reaguję, kiedy ktoś próbuje unieważnić głos młodych ludzi. W „Antygonie” jest dialog pomiędzy Kreonem i jego synem Hajmonem. Kreon mówi, że człowiek w jego wieku nie będzie słuchał młokosa.

Zawsze powtarzam dzieciakom, że dorosły, któremu brak argumentu merytorycznego, może odwołać się do zasady – jestem starszy, więc mnie słuchaj. Nie lubię takiego unieważniającego etykietkowania.

Młodzi mają swój głos, mają prawo do poszukiwań i własnych sądów.

W akcji "Młodzi głosują" - symulacji wyborach w szkołach - wygrywają często formacje typu Konfederacja. Twoje nauczanie mogłoby się młodym prawicowcom nie spodobać.

Prowadziłam z uczniami rozmowę o patriotyzmie, wychodząc od rysunku Sławomira Mrożka „Jeż patriota”. Na każdej igiełce jeż ma małą flagę. Jak rozumieją takiego jeża patriotę? Ich skojarzenia pobiegły w stronę tzw. narodowej, patriotycznej odzieży z hasłami typu „Pamiętamy o żołnierzach wyklętych”. Nasze rozmowy nie wskazywały na to, żeby byli zwolennikami Konfederacji. Zresztą mam w klasie więcej dziewcząt niż chłopców, to nie jest partia dla nich. Są wśród nich aktywistki, weganki. Podczas strajku kobiet „nosiły” błyskawicę.

Z terapii robimy nasz wspólny temat, czyli nie każę im "się ogarnąć"

Nauczyciele często są wymęczeni, wypaleni. Strajk z kwietnia 2019 r. przeorał całe środowisko. A ty brzmisz, jakbyś się z choinki urwała.

Nie należę do związków zawodowych. Poszłam do strajku, ponieważ uważałam, że źle się dzieje w edukacji. Stanęłam przed młodzieżą, wyjaśniłam, że są postulaty płacowe, ale że chodzi przede wszystkim o jakość edukacji. Kiedy 23 kwietnia [2019] trwała manifestacja w Warszawie, to w Krakowie zorganizowałyśmy z dwiema koleżankami naszą - pod Wieżą Ratuszową [na Rynku Głównym]. Czytałam fragment „Ferdydurke” Gombrowicza. Skończyło się…, jak się skończyło. Sławomir Broniarz rozwiązał strajk. Dociągnęłam do końca roku szkolnego, ale na początku lipca poczułam, że mój organizm nie daje rady. Że ja nie daję rady. Przyjaciel skontaktował mnie z terapeutką.

To nie jest tak, że nie ponoszę kosztów. Bywam zmęczona. Tak, frustracja też mi dolega. Gdybym rzeczywiście miała niewyczerpywalną energię i emocjonalnie była poukładana, to nie potrzebowałabym pomocy. Po dwóch latach terapii lepiej zobaczyłam, jak opresyjny jest system, w którym pracuję. W jakie pułapki własnej osobowości wpadłam.

Pensja pensją, uczeń uczniem, ale gdzie w tym wszystkim jestem ja?

Dopiero w terapii nauczyłam się stawać po swojej stronie, bo do tej pory byłam zawsze po stronie uczniów i gubiłam siebie. Tak, zapłaciłam wysoki koszt psychiczny, emocjonalny, zdrowotny. Na szczęście wokół byli przyjaciele, rodzina.

Własne doświadczenie można wykorzystać w spotkaniach z młodzieżą. W marcu 2020 r. zaczynamy lockdown. I słabną młodzi ludzie, moi uczniowie.

Dzięki temu, że sama jestem w terapii, dużo skuteczniej rozmawiam o ich niemocach. Z terapii robimy nasz wspólny temat, niewstydliwy.

Kiedyś poczułam, że naprawdę nie mają już siły, żeby się zmotywować i włączyć laptop. Zaproponowałam udział w wykładach z cyklu "Tygodnia zdrowia psychicznego". Zawiesiłam realizację podstawy programowej. Poprosiłam: wybierzcie wykład on line, wspólnie go posłuchajmy, a na następnym okienkowym spotkaniu, porozmawiamy. Dzięki temu, że sama byłam poturbowana, a wszystko w co wierzyłam, zostało oplute, to łatwiej było mi unikać tekstów typu "ogarnijcie się".

Rodzicom - moim rówieśnikom - powiedziałam, że Covid-19 wytrącił nam z rąk argument, który starsze pokolenie zawsze wykorzystywało: "bo ja w twoim wieku...". My w ich wieku nie przechodziliśmy pandemii.

Ważne jest wzajemne wsparcie, towarzyszenie sobie. Gdy moje uczennice i uczniowie uczestniczyli w strajku klimatycznym, to poszłam z nimi. Weronika, jedna z moich uczennic, zapytała czy chciałabym coś powiedzieć. Zgodziłam się.

Bo kiedy ja uczestniczyłam w strajku nauczycielskim, to młodzi wysyłali mi wiadomości: "Niech się pani trzyma". Tak to działa.

Wiesz, to jest cholernie duża odpowiedzialność. Bo jeśli zaszczepi się w młodych odwagę poszukiwań, to mogą dostać po głowie. Ta moja Weronika jest dziś osobą publiczną. Była w grupie aktywistów dla klimatu, którą zaatakowali zwolennicy prezydenta Dudy na wiecu przedwyborczym na krakowskim rynku. Napisałam wtedy do biura RPO prof. Adama Bodnara prośbę o interwencję. Od razu mnie poinformowali, że oczywiście, zajmą się sprawą, porozmawiają z policją krakowską.

Szczerze? Bezpieczniej byłoby mówić z nimi o archaizmach w „Bogurodzicy”. Nikogo na nic nie narazisz.

Ale literatura, którą kochamy bezpieczna nie jest.

„Bogurodzica” jest (śmiech). Każdego roku czytam „Zbrodnię i karę” i nie wiem, ile mam w klasie dzieci alkoholików, a Sonia, której poświęcamy dużo uwagi, jest córką alkoholika. Tak, literatura porusza trudne tematy. Ale daje też komfort - mówisz o bohaterach, a nie o sobie, a zarazem możesz oswajać się ze swoją ciemną, niemocną stroną. Uwierzyłam literaturze i wierzę w literaturę. Może to brzmi, jakbym faktycznie urwała się z choinki.

List do Glińskiego, czyli uczymy się odwagi cywilnej

Używając kolokwializmu o urwaniu się z choinki, miałem na myśli pytanie, skąd bierzesz energię.

Zdarza się, że w sobotę rano nie mogę się podnieść z łóżka. Ale odpowiem Tischnerem: nadzieja rodzi się z uczestnictwa. Gdy wypadamy z uczestnictwa, tracimy nadzieję.

Zaczynasz coś robić i z tego czerpiesz energię?

Uczestnictwo także męczy, bo gdy robisz kilkanaście rzeczy naraz, to w pewnym momencie marzysz o tym, żeby choć przez jeden dzień nikt nie dzwonił, nie pisał. Wiem, że praca może być ucieczką przed frustracją.

Ale jeśli się ustawi granicę i w pułapkę pracoholizmu nie wpada, to działanie daje energię, nadzieję, odwagę i poczucie własnej godności.

Podczas strajku w 2019 roku, codziennie wracałam do domu, siadałam na kanapie i myślałam, że nie mam siły na to, co przyniesie kolejny dzień. Ale potem nadchodził ten dzień i znowu... Od początku zrozumiałam, że musimy np. robić prasówkę, być w kontakcie z nauczycielami z innych szkół i miast. Łatwiej osłabić bunt, gdy ludzi pozbawi się kontaktu. To miał być i był strajk ogólnopolski.

A listy do Glińskiego w lutym 2019 roku też podpowiedziała ci intuicja?

Raczej doświadczenie i oburzenie. Przez 10 lat moi uczniowie uczestniczyli w wydarzeniach Międzynarodowego Festiwalu Literatury im. Josepha Conrada w Krakowie. I nagle minister Gliński wycofuje dofinansowanie. Pomyślałam, że nie ma we mnie zgody. Piszę więc list otwarty...

Puenta była taka: „Szanowny Panie Ministrze, uprzejmie proszę spojrzeć raz jeszcze na jeden z najważniejszych festiwali literackich w Polsce. Spojrzeć tak, by dostrzec”.

...ale wiedziałam, że uwiarygodnieniem mojego listu, byłyby głosy uczniów. Bo jeśli powiem, że ten festiwal jest belferskim narzędziem otwierania umysłów, to właśnie uczniowie powinni tę opinię potwierdzić.

Wchodzę do klasy. Zaczynamy rozmawiać, czym są wartości, jakie niesie festiwal i jaką postawę zajmiemy wobec decyzji ministra. Robimy klasową naradę obywatelską, szukamy merytorycznych argumentów.

Jestem pod wrażeniem, ile uczniowie ich znaleźli, np. o rozwoju turystyki, bo na festiwal przyjeżdżają zagraniczni fani literatury, więc zyskuje hotelarstwo, restauracje, muzea. Szeroko popatrzyli na sprawę, pokazali, że są dojrzałymi obywatelami. Idziemy dalej. Tworzymy wydarzenie na Facebooku. Obowiązuje zasada: nie ma w komentarzach i postach hejtu. Wpisujemy słowa, które są potwierdzeniem wartości festiwalu i - rzecz kluczowa – pod własnym imieniem i nazwiskiem. Nie wchodzą w grę avatary i ksywy, nie działamy jak trolle.

Imię i nazwisko, czyli autograf. Uczymy się odwagi cywilnej.

I młodzi w to wchodzą, a skoro tak, to idziemy dalej. Takie współdziałanie daje siłę. Nie jestem sama, jestem z nimi. Ale uczniowie są niepełnoletni. Więc pytam rodziców, czy wyrażą zgodę na list młodych do ministra. Rodzice są na tak.

Bez wyjątków?

Bez. Pomagam młodym zredagować list. Podpisują się - ale nie "Klasa IIA". Podpisują się imionami i nazwiskami, odręcznie. Własne listy piszą też pełnoletni uczniowie klasy maturalnej. Wiem, że nie wolno mi roztrwonić energii tych młodych. Dzwonię do „Tygodnika Powszechnego” i pytam, czy redakcja nie zechciałaby napisać o akcji. Monika Ochędowska pisze. Ukazuje się także tekst w krakowskiej "Wyborczej". Młodzi widzą, że ich gest miał znaczenie.

Prezent dla fundacji Ocalenie, czyli łzy wdzięczności

Chcę pokazywać dzieciakom, że ciężko reagować w pojedynkę. List w sprawie Festiwalu Conrada to była decyzja grupy. Młodzi się nie bali, bo wiedzieli, że jest nas dużo. Ja tylko zadbałam, żeby akcja była zauważona. Żeby dostali potwierdzenie, że stanęli po stronie słusznej sprawy.

Wpłata na Fundację Ocalenie też była decyzją grupy.

Opowiedz o tym więcej. Media władzy chwalą się udziałem szkół w akcji „murem za polskim mundurem”, poparciu dla "bohaterskiej obrony polskich granic". Dzieci rysują laurki dla żołnierzy.

Wróćmy do mojej klasy. Już wiemy, że są zaangażowani w obronę klimatu, że była akcja „Pajacyk”, rozmawialiśmy, czym jest PAH, słuchaliśmy „Kolędę dla tęczowego Boga” w wykonaniu Magdy Umer i Grzegorza Turnaua. Słowa napisał Jarosław Mikołajewski, że Bóg się rodzi, rodzi się Pakistańczyk, Syryjczyk, Afrykańczyk, to była opowieść o migrantach. Dwa lata temu aktywistka Ania Wilczyńska nam opowiadała, jakie inicjatywy dla uchodźców i imigrantów prowadzi w Krakowie, zaprasza nas do udziału. Niestety, tydzień później zaczyna się lockdown. W kolejnym roku szkolnym czytamy opowiadanie Michała Olszewskiego o granicy węgiersko-serbskiej, czyli kontynuujemy temat uchodźców. Ten temat rezonuje w moich uczniach, porusza ich.

Jak widzisz, działam przez teksty kultury. Kiedy przerabiamy XV-wieczny „Lament świętokrzyski", monolog Matki Boskiej cierpiącej z powodu śmierci dziecka, mówię młodym, że jest taka książka - „Kontener” Katarzyny Boni i Wojciecha Tochmana. I czytamy o dzisiejszej Mater Dolorosa - o kobietach syryjskich, których dzieci giną.

3 października 2021 odbywa się gala Literackiej Nagrody Nike. Wygrywa „Kajś” Zbigniewa Rokity. Wśród widowni dostrzec można kartki z napisem „Gdzie są dzieci”, każdy z nominowanych nawiązuje do sytuacji na granicy. Więc jako przyzwoita polonistka przychodzę w poniedziałek na lekcję i zaczynamy rozmawiać najpierw o „Kajś” (staramy się rozmawiać o literackich nowościach), a potem pytam, czy wiedzą o co chodziło z tymi napisami. Cofamy się do agresji Putina na Ukrainę w 2014 roku. Moja klasa ma rozszerzoną historię i WOS, kilka osób świetnie orientuje się w tych tematach. Zaczynamy rozmowę od Krymu, od Donbasu, potem wybory na Białorusi. Merytorycznie, krok po kroku.

Acha, jeszcze jeden tekst zgubiłam. Kiedy w czerwcu 2021 r. wróciliśmy do szkoły, w „Tygodniku Powszechnym” ukazał się tekst Wojciecha Konończuka "Łukaszenka kontratakuje” . Było to już po uprowadzeniu przez reżim Łukaszenki samolotu i aresztowaniu Ramana Pratasiewicza. Zaproponowałam klasie: "Dzieciaki, czytamy. Musimy wiedzieć, co się dzieje na Białorusi i kim jest Łukaszenka.".

I tak te nitki się splatają - jakbym tkała gobelin.

Moi uczniowie są więc przygotowani do rozmowy o sytuacji na naszej granicy. Staram się nie narzucać perspektywy. Mówię tylko: popatrzcie szeroko, nie dajcie się zmanipulować. Przeczytajcie, dowiedzcie się, sprawdźcie. W podcaście "Raport o stanie świata" Dariusza Rosiaka pojawia się temat granicy, wysłałam im link. Mówię: posłuchajcie, proszę. Poważnie potraktowani, podejmują poważne decyzje. W żadnym momencie nie sugerowałam, że robimy zrzutkę na Fundację Ocalenie.

To oni przychodzą do mnie 15 października, dzień po Dniu Edukacji Narodowej, i mówią: wiemy, że nie lubi pani prezentów materialnych, dlatego naszym prezentem dla pani jest wpłata na konto Fundacji Ocalenie. I dają mi wydruk, a na nim jest dopisek: „droga nasza belferko, z życzeniami od rodziców, IIIa2”.

Wiesz, gdy czasem słyszę, że nauczyciele tacy jak ja wprowadzają podziały i wykopują rowy między ludźmi, to myślę: ja rowy kopię?!

No przecież właśnie udaje mi się ocalać w sytuacji edukacyjnej tę „tkankę łączną”, jak mawia Krzysztof Czyżewski, między uczniem, rodzicem i nauczycielem. Uczniowie podjęli decyzję, ich rodzice ją zaakceptowali – i poszedł przelew dla Ocalenia. W dokumentach, które wypełniałam przy zgłoszeniu do nagrody im. Sendlerowej, postawiono pytanie o sukces, który uskrzydla. Opisałam tę sytuację. Bo kiedy dostałam taki prezent od klasy – rozpłakałam się. To były łzy wdzięczności.

Dużo łatwiej było kupić bombonierę mercie - sklep spożywczy jest za rogiem. A młodzi podjęli decyzję, przegadali ją z rodzicami, znaleźli fundację, zrobili przelew na czas, żeby przyjść do mnie z wydrukiem. Młodzi obywatele, którzy działają we wspólnocie.

Chciałem właśnie zapytać, czy zdarza ci się popłakać ze wzruszenia.

To było więcej niż wzruszenie, to były łzy wdzięczności.

Nie zdążyłam ich ukryć, a właściwie nie chciałam. Powiedziałam im, że to są łzy wdzięczności i załamał mi się głos. Chwilę poryczałam, wzięłam oddech. Ta sytuacja podziałała też na nich.

Nie ma zgody na "tęczową zarazę", czyli bywam antyepiskopatką

Po Nagrodzie im. Sendlerowej, mieliśmy lekcję o „Cudzoziemce”, mówiliśmy o psychoanalizie, strumieniu świadomości, nieprzepracowanych kompleksach. Ale tak zarządziłam czasem, żeby mieć 15 minut, by opowiedzieć im, co wydarzyło się na gali. Że mówiłam o nich i że ich gest, decyzja o wpłacie na rzecz ratowania uchodźców, sprawiła, że Kapituła też podjęła decyzję o wpłacie na konto Fundacji Ocalenie.

W uzasadnieniu nagrody jest napisane, że inspiruję uczniów do szukania własnej drogi. Takie jest moje dobrowolnie przyjęte zobowiązanie. To nie jest narzucona powinność - ja tego po prostu chcę. A inspirowanie musi być poparte przykładem, sama muszę się angażować. Czyli wracamy do uczestnictwa i do relacji, i do kredytu zaufania.

Teraz schodząc na ziemię. Jeżeli przejdzie Lex Czarnek to, żeby zaprosić Ocalenie na lekcję będziesz musiała z dwumięsięcznym wyprzedzeniem poinformować o tym dyrekcję, która będzie musiała poinformować o tym kurator Barbarę Nowak, podać program, nazwiska osób zaproszonych. I wystąpić o zgodę.

No i nie dostaniemy tej zgody. Nie mam złudzeń. Jeśli Lex Czarnek wejdzie, to projekty, które proponuję młodzieży, nie mają szans na akceptację kuratorium małopolskiego. Alternatywą byłoby działanie we współpracy z instytucjami pozaszkolnymi, w czasie pozalekcyjnym.

I myślę, że to może się udać. Kiedy w 2020 r. moja klasa uczyła się zdalnie, obiecałam, że we wrześniu zaproszę ich na tydzień do Krasnogrudy - żeby zobaczyli jak działa Fundacja Pogranicze państwa Czyżewskich. Pojechaliśmy, było fantastycznie. W 2021 roku mówię im: wiecie co, dzieciaki, 30 czerwca w Krasnogrudzie z okazji urodzin Miłosza, będzie Międzynarodowe Forum Kultury i Poezji. Mogę wam ten wyjazd zorganizować, ale pojedziemy jako wolontariusze, pojedziemy pomóc. Myślę sobie: na 28 osób w klasie, może 10 się zdecyduje, w końcu są wakacje. Pojechały 23 osoby. Głęboko wierzę, że gdy się młodych ludzi uwiedzie dla dobra, to oni potem wiedzą, dokąd pójść.

Nagroda jest za "naprawianie świata", ale to oznacza, że wychowujesz ich do buntu.

Przedstawiam uczniom koncepcję człowieka zbuntowanego według eseju Alberta Camusa „Człowiek zbuntowany”. Mówię im, że bunt rodzi się na widok krzywdy, kiedy pewna granica została przekroczona. Ale bunt służy budowaniu solidarności międzyludzkiej, bunt wyciąga z egoizmu i samotności. Omawiając "Dżumę" pokazuję doktora Rieux, który zbudował wokół siebie wspólnotę zaangażowanych.

Tischner inspirował się Camusem. W „Etyce solidarności” definiuje solidarność międzyludzką: powstaje "my", które staje po stronie pokrzywdzonego. „My – dla niego”. U Tischnera pojawia się wątek biblijny dobrego samarytanina, który bezinteresownie opatruje rany obcego człowieka. Bo bunt nie polega na tym, by wykrzyczeć swoją frustrację. Bunt oznacza stanąć po stronie wartości i budować solidarność międzyludzką. Bunt służy wspólnocie. A świat? Cóż, może być źle urządzony, nasz świat jest źle urządzony.

Odwołujesz się często do Tischnera. Jesteś katoliczką?

Tak, jestem ochrzczona w Kościele rzymskokatolickim. Jestem wierząca. I teraz mam problem.

Z Kościołem hierarchicznym?

Nie jestem antyklerykałką, bo znam wielu fantastycznych księży, prawdziwych świadków wiary jak ojciec Jan Andrzej Kłoczowski, jak ksiądz Adam Boniecki. Ale bywa, że czuję się antyepiskopatką.

Kiedy twój biskup mówi o "tęczowej zarazie", to...

Nie ma zgody we mnie na to, co mówi o osobach LGBT+. Dlatego protestowałam pod jego oknem. Dla mnie wiara nie wyklucza wolności. Kiedy czytam z młodzieżą Księgę Rodzaju, mówię: nie jestem katechetką, ale jako filolożka zwracam wam uwagę, że Bóg nie odebrał Ewie prawa wyboru. I w kwestii wolności Tischner jest dla mnie przewodnikiem. Prof. Gadacz powiedział kiedyś, że Tischner był polskim Sokratesem, niewygodny i uwierający, bo burzył pozory prawdy. Dzięki niemu mogę pokazywać, że Kościół może być otwarty na dialog.

Jak jesteś odbierana przez kolegów, koleżanki nauczycieli? Kłopot, wyrzut sumienia? Z drugiej strony można też się tobą pochwalić.

W naszym gronie jest dużo talentów i osobowości. Michał, mój przyjaciel, który uczy historii sztuki, jest wybitnym malarzem akwarelistą. Instagram zna dobrze jego obrazy, np. portret Jurka Owsiaka, namalowany dla WOŚP na licytację. Dorota, anglistka, pisze haiku, a 14 grudnia miała wernisaż swoich akwareli. Grzegorz, historyk, robi poruszające artystyczne fotografie. Dużo osób ma swoje pasje. Kibicujemy sobie nawzajem.

Po nagrodzie Sendlerowej w szkole wiele osób gratulowało mi w prywatnej rozmowie. A pani wicedyrektor powiedziała: jesteś naszą dumą i serdecznie mnie przytuliła. Tak sobie myślę - mam szczęście być w gronie, w którym jest wiele życzliwości.

A relacja z dyrekcją?

Bywam kontrowersyjna. Często słyszę, że jestem wulkanem energii pozytywnej. Ale wulkan bywa też nieprzewidywalny. Są rozmowy gabinetowe w kulturalnym tonie. Mogę otwarcie wyrazić swoje zdanie. Wchodzę w polemikę, argumentuję.

Z wielu innych szkół płyną informacje, że fala strachu przed Lex Czarnek już się podnosi. Dyrektorzy, dyrektorki reagują na zapas, że lepiej nie narażać szkoły. Jak masz coś zrobić, co się władzom nie spodoba, to rób tak, żeby nikt nie wiedział... Co być doradziła nauczycielkom i nauczycielom?

Zgrzytnęło mi w uchu to pytanie. Bo nie daję sobie moralnego prawa, by mówić komuś, co ma robić. Mamy różne sytuacje osobiste. Może zatem: róbmy swoje, ale niech każdy uczciwie to „swoje” zdefiniuje. Bo każde z nas ma sprawdzone metody docierania do młodzieży, prowadzenia dialogu. Nie ma sensu kopanie się z koniem. Lepiej energię przekierować gdzieś indziej. Gdy zorientowałam się, że w szkole może być trudniej, to pomyślałam: zawczasu wyprowadzę pewne projekty poza szkołę. Wciąż uczestniczą w nich moi uczniowie, a ja zaczynam współpracować z innymi instytucjami.

*Agnieszka Foryś absolwentka filologii polskiej na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie; praktyczka edukacji kulturalnej; współautorka projektów artystyczno-intelektualnych dla licealistów - z Michałem Zakrzewskim Projektu Kantor (2014-2017) we współpracy z Cricoteką oraz Projekt Wyspiański (2017-2020) we współpracy z Muzeum Narodowym w Krakowie; w 2019r. we współpracy z Instytutem Myśli Józefa Tischnera realizowała pilotażowy projekt dla młodzieży Pociąg do Tischnera (19. Dni Tischnerowskie); autorka warsztatów przeżyć kulturowych Otwieranie drzwi, omówionych na konferencji Edukacja kulturowa. Narzędzia w 2019 r. w Katowicach.

Jako belferka szuka ścieżek ku spotkaniu w myśleniu, które, po Tischnerowsku, umie pytać i dążyć. Wymyśliła projekt „Przeciwko znikaniu ludzi”, realizowany we współpracy z Fundacją Pogranicze, by nie wygasła pamięć „o tych, co kiedyś byli”. W książce „Pedagogika kultury – wehikuł przebudzeni. O edukacji nie-obojętnej” pod red. Krzysztofa Maliszewskiego opublikowała artykuł „Przeciwko znikaniu ludzi. O podróży inicjacyjnej licealistów do Krasnogrudy Czesława Miłosza”, portretujący ten projekt.

;
Na zdjęciu Piotr Pacewicz
Piotr Pacewicz

Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze