Lekcja strajku nauczycieli. Problemem jest katastrofa sektora publicznego, którego wyrazem jest beznadziejny stan uposażeń. Dalej już nie da się utrzymywać szkół, służby zdrowia, administracji, opieki społecznej, kultury, korzystając z wyzysku taniej pracy kobiet (to one dominują w sektorze publicznym), pisze dla OKO.press Edwin Bendyk*
Decyzja Związku Nauczycielstwa Polskiego o zawieszeniu [od 27 kwietnia 2019] strajku szkolnego wywołała gorące komentarze. Emocje nie dziwią,
dziwi jednak militaryzacja retoryki. Kapitulacja, przegrana, bitwa, wojna, zawieszenie broni?!
W huku retorycznych armat trudno usłyszeć głosy, że do rozmowy o szkolnym proteście i szkole język wojny zupełnie się nie nadaje.
Spróbujmy dokonać bilansu protestu patrząc nań jak na etap dłuższego, trwającego od wielu lat procesu. Ze względów formalnych (taka jest ustawa o rozwiązywaniu sporów zbiorowych) ten moment strajkowego przesilenia dotyczyć mógł w warstwie roszczeń tylko spraw płacowych. I te roszczenia zostały przez rząd zignorowane. Prosta konstatacja, która powinna prowadzić do prostej konkluzji – trzytygodniowy strajk zakończył się porażką.
Czy jednak rzeczywiście równie prosta będzie konkluzja, jeśli spojrzy się na ostatnie trzy tygodnie z perspektywy procesu, którego celem jest odnowa polskiej szkoły?
Elementy tego procesu to choćby ogłoszona w 2014 roku wizja całodziennej szkoły holistycznej prof. Roberta Kwaśnicy składająca się na raport „Reforma kulturowa 2020-2030-2040”; liczne przedsięwzięcia podejmowane przez władze lokalne, by uczynić ze swoich miast i gmin edukacyjne centra doskonałości i niezliczone inicjatywy nauczycieli, organizacji społecznych, rodziców i uczniów, by ze szkoły uczynić miejsce rozwoju, a nie tylko transferu kapitału intelektualnego.
Oczywiście pełny obraz szkoły musi też uwzględniać zjawiska patologiczne, mające swe źródło zarówno w sposobie działania systemu edukacyjnego, jak i konkretnych, lokalnych i indywidualnych problemach. Ba, w jednej szkole można spotkać przykłady wybitnych praktyk pedagogicznych i zachowań nauczycielskich, które tak wielu skłaniają do rekomendacji likwidacji Karty nauczyciela, by łatwiej można było się pozbywać z zawodu miernot.
Największym jednak strukturalnym problemem polskiej edukacji było i jest to, że w modelu sektora publicznego jaki ukształtował się po 1989 roku, szkoła stała się jednostką usługową, a dzieci i rodzice jej klientami. Szkoły mierzone rankingami zaczęły z sobą konkurować, w efekcie do środka szkół wkroczyły mechanizmy konkurencji między nauczycielami ocenianymi statystykami wyników egzaminów podopiecznych.
W efekcie szkoła w Polsce straciła w dużej mierze charakter najważniejszej infrastruktury dobra wspólnego, przekształcając się w infrastrukturę rynku edukacyjnego.
Szkoła publiczna, dominująca bezwzględnie w edukacyjnym pejzażu Polski, przestała być sprawą publiczną.
Z tego właśnie względu wydawało się, że masowy strajk nauczycieli w całej Polsce (przypomnijmy, że wg danych ZNP za przystąpieniem do strajku w referendum wypowiedziało się 79,73 proc. szkół, do strajku 8 kwietnia przystąpiło ok. 15 179 tys., czyli 74 proc. jednostek), z masowym poparciem rodziców (wg sondażu Kantar dla „Gazety Wyborczej” strajk miał poparcie 52 proc. społeczeństwa, odsetek ten jednak sięgał 80 proc. wśród badanych, którzy nie głosują na PiS), uczniów i innych środowisk społecznych jest niemożliwy.
8 kwietnia 2019 roku, pierwszy dzień protestu pokazał, że jest inaczej.
Strajk szkolny przywrócił szkołę na jej właściwe miejsce stawiając w centrum debaty publicznej i publicznego zainteresowania. Zrozumieliśmy, że szkoła jako instytucjonalna całość to coś więcej niż suma pracownic i pracowników oświaty oraz uczniów, uczennic i ich rodziców.
Zrozumieliśmy, że szkoła jako instytucjonalna całość jest kluczowym elementem systemu integracji i reprodukcji społecznej. Bez szkoły jako instytucji dobra wspólnego nowoczesne społeczeństwo nie może istnieć.
To szkoła jest niezmiennie najważniejszym instrumentem wyrównywania szans i głównym miejscem zarówno socjalizacji, jak i indywiduacji – kształtowania jednostkowej i zbiorowej podmiotowości. Nie są to usługi, które można wytworzyć i kupić na rynku.
Patrząc z tej perspektywy trzeba uznać, że najważniejszym osiągnięciem strajku szkolnego jest to, że branżowy protest pracownic i pracowników oświaty przekształcił się w ruch społeczny na rzecz szkoły jako instytucji dobra wspólnego.
Tezę tę najlepiej potwierdza tocząca się od 2 kwietnia Narada Obywatelska dla Edukacji, zainicjowana przez nauczycieli i społeczników. Odbyła się już w ponad 100 miejscach w całej Polsce. Polega na rozmowie nauczycieli, uczniów, rodziców i zainteresowanych osób o najważniejszych sprawach szkoły: czego uczy i do czego przygotowuje, jak uczy i wychowuje, jaka jest rola szkoły w społeczności lokalnej, jaki jest kształt relacji wewnątrzszkolnych, jaka jest pozycja nauczycieli. By uniknąć chaosu debaty odbywają się wg określonego schematu, wszystkie instrukcje są dostępne w witrynie naradaobywatelska.pl.
Można już przeczytać syntezę wniosków z pierwszej fali narad przygotowaną przez Jakuba Wygnańskiego z Pracowni Badań i Innowacji Społecznych „Stocznia” wspomagającej proces. Wiemy więc, że przeciętnie w naradzie uczestniczy 39 osób, spotkanie trwa 2,5 godziny. W rozmowach ujawnia się zarówno potencjał szkoły, jak i deficyty, o których wielokrotnie się mówi i pisze:
uczenie pod egzaminy, przeładowana podstawa programowa, anachronizm procesu dydaktycznego i jego organizacji. Zza diagnozy wyłania się jednak wizja szkoły jako centrum lokalnych społeczności, swym działaniem wykraczająca poza funkcje edukacyjno-opiekuńcze.
Dlaczego takiej szkoły z marzeń i wizji ciągle w Polsce nie stworzyliśmy? Bo nie byliśmy tym zainteresowani, a tylko wspólnie, społecznie możemy stworzyć instytucję o społecznym charakterze.
I jest szansa, że strajk otworzył drogę do projektowania i tworzenia takiej szkoły wywołując masową mobilizację. Czy ta mobilizacja przekształci się w konsekwentny ruch społeczny na rzecz szkoły? Czy procesu nie zatruje frustracja wywołana brutalnym starciem z rządem i zawieszeniem strajku?
Nie można mieć pewności, można jednak pozytywny rozwój sytuacji uprawdopodobnić. Najważniejsze, żeby wyzwolona w trakcie strajku energia społecznego zaangażowania miała możliwość spełnienia w konkretnym działaniu. Dlatego Narada Obywatelska o Edukacji powinna rozciągnąć się na całą Polskę, najlepiej gdyby odbyła się w każdej ze strajkujących szkół.
Nie można tego zadekretować, można jednak animować, a wiodącą rolę w tym animowaniu powinny odegrać władze samorządowe. Ważne, by dały wyraźny sygnał, że są zainteresowane przebiegiem debaty i wykorzystaniem wynikających z niej wniosków.
Taka poszerzona Krajowa Narada Obywatelska o Edukacji mogłaby mieć regionalne i krajowe podsumowanie zakończone Panelem Obywatelskim o Edukacji. To wszystko jesteśmy w stanie zrobić sami, w oparciu o szkolną infrastrukturę, wspólnie z nauczycielami i nauczycielkami, organizacjami społecznymi i przy pomocy samorządu. Zresztą dotychczasowy przebieg Narady pokazuje potencjał tej metody. Co ważniejsze, również sami, w swoich miastach i gminach wiele rekomendacji i zmian możemy wdrożyć.
W istocie nie mamy wyjścia, musimy to zrobić. Bo strajk szkolny uświadomił również, że stanęliśmy w Polsce na krawędzi społecznej zapaści. Nie chodzi o polityczną polaryzację, którą rząd Mateusza Morawieckiego wykorzystał do tego, by zbagatelizować protest (większość elektoratu PiS była przeciwna strajkowi). Problemem jest katastrofalny stan sektora publicznego, którego dziś najbardziej bezpośrednim wyrazem jest beznadziejny stan uposażeń.
Dalej już nie da się utrzymywać szkół, administracji publicznej, opieki społecznej, służby zdrowia, instytucji kultury korzystając z wyzysku taniej pracy kobiet (bo to one dominują w sektorze publicznym).
Po prostu, skończyły się zasoby ludzkie – demografia jest nieubłagana, na skutek procesów migracyjnych i przez niską dzietność wkroczyliśmy w nową epokę wielkiego wymierania.
W 2018 roku, mimo nadziei minister Elżbiety Rafalskiej, że urodzi się ponad 400 tys. dzieci, przybyło ich tylko 387 tys., zmarło natomiast 413,5 tys. osób. Populacja Polski starzeje się i zaczyna zmniejszać, najszybciej w strukturze ubywa osób młodych, wg prognoz GUS w 2030 roku w większości polskich gmin liczba osób w wieku poprodukcyjnym będzie przeważać nad „rezerwuarem przyszłości”, czyli osobami w wieku przedprodukcyjnym.
Prosta arytmetyka powoduje, że rośnie nierównowaga między popytem na pracę i jej podażą. W metropoliach już brakuje nauczycieli i chętnych do pracy w administracji samorządowej. Warszawa rozpoczęła we wrześniu 2019 rok szkolny z deficytem 1600 nauczycieli. Nie wiemy, ilu nauczycieli odejdzie z zawodu na skutek postrajkowych frustracji, ale wielu dziś to zapowiada. Wakatów nie wypełnią ani roboty, ani imigranci.
Musimy więc na nowo wymyślić, jak ma wyglądać nie tylko polska szkoła naszych marzeń, ale w ogóle sektor publiczny.
Od jego sprawności zależy nie tylko jakość usług publicznych ale to, byśmy mogli funkcjonować jako społeczeństwo. Strajk szkolny to unaocznił i pokazał także, że nie można zupełnie liczyć na władzę centralną sprawowaną dziś przez PiS. Pokazuje to nie tylko sposób prowadzenia walki z pracownikami oświaty w logice stanu wyjątkowego, ale także filozofia redystrybucji polegająca na indywidualnych wypłatach, a nie rozwijaniu sektora publicznego.
Nie po raz pierwszy władza centralna nie staje na wysokości zadania bardziej troszcząc się o interes partyjny niż publiczny. Wiemy jednak doskonale, jak sobie z taką sytuacją radzić – wystarczy sięgnąć po inspiracje do niezwykłego dokumentu Samorządna Rzeczpospolita, czyli programu przyjętego podczas I Zjazdu NSZZ Solidarność w 1981 roku. Wykorzystajmy zbliżającą się 30. rocznicę 4 czerwca 1989, energię trzytygodniowego - największego w tym trzydziestoleciu strajku pracowniczego - i doświadczenie trwającej Narady Obywatelskiej o Edukacji, by rozpocząć obywatelską rozmowę o czekających nas wyzwaniach. W ten sposób najlepiej pokażemy, że strajk miał sens, a jego prawdziwą stawką była przyszłość.
*Edwin Bendyk - dziennikarz, publicysta, pisarz. Pracuje w tygodniku "Polityka". Autor książek „Zatruta studnia. Rzecz o władzy i wolności” (2002), „Antymatrix. Człowiek w labiryncie sieci” (2004), „Miłość, wojna, rewolucja. Szkice na czas kryzysu” (2009) oraz „Bunt Sieci” (2012), „Jak żyć w świecie, który oszalał” (wspólnie z Jackiem Santorskim i Witoldem Orłowskim, 2014). Na UW w ramach DELab prowadzi Laboratorium Miasta Przyszłości. Wykłada w Collegium Civitas, gdzie kieruje Ośrodkiem badań nad Przyszłością. W Centrum Nauk Społecznych PAN prowadzi seminarium o nowych mediach. Członek Polskiego PEN Clubu.
Edukacja
NGO
Protesty
Elżbieta Rafalska
Anna Zalewska
Ministerstwo Edukacji Narodowej
demografia
Edwin Bendyk
sektor publiczny
strajk nauczycieli
*Edwin Bendyk, dziennikarz, aktywista społeczny, pisarz. Od lipca 2020 prezes Fundacji im. Stefana Batorego. Szef działu Nauka w „Polityce”. Twórca Ośrodka Badań nad Przyszłością Collegium Civitas i wykładowca Graduate School for Social Research PAN. Autor książek „Zatruta studnia. Rzecz o władzy i wolności” (2002), „Antymatrix. Człowiek w labiryncie sieci” (2004), „Miłość, wojna, rewolucja. Szkice na czas kryzysu” (2009) oraz „Bunt Sieci” (2012), „Jak żyć w świecie, który oszalał” (wspólnie z Jackiem Santorskim i Witoldem Orłowskim, 2014). Członek Polskiego PEN Clubu. Sympatyk alternatywnej sztuki, uczestnik wielu inicjatyw oddolnych, entuzjasta lokalnych mikroutopii.
*Edwin Bendyk, dziennikarz, aktywista społeczny, pisarz. Od lipca 2020 prezes Fundacji im. Stefana Batorego. Szef działu Nauka w „Polityce”. Twórca Ośrodka Badań nad Przyszłością Collegium Civitas i wykładowca Graduate School for Social Research PAN. Autor książek „Zatruta studnia. Rzecz o władzy i wolności” (2002), „Antymatrix. Człowiek w labiryncie sieci” (2004), „Miłość, wojna, rewolucja. Szkice na czas kryzysu” (2009) oraz „Bunt Sieci” (2012), „Jak żyć w świecie, który oszalał” (wspólnie z Jackiem Santorskim i Witoldem Orłowskim, 2014). Członek Polskiego PEN Clubu. Sympatyk alternatywnej sztuki, uczestnik wielu inicjatyw oddolnych, entuzjasta lokalnych mikroutopii.
Komentarze