Minister Rafalska twierdzi, że niektórzy ludzie decydują się na bycie bezdomnymi. Tacy ludzie, nawet jeśli istnieją, są jedynie nieliczną mniejszością. Minister nie powinna popularyzować takich stereotypów
W Polsce policzonych osób bezdomnych jest około 36 tys. Bezdomność wynika z rozbicia rodzin, z problemów z uzależnieniem, czasami to jest rodzaj wyboru
Rafalska ma rację, że na taką liczbę bezdomnych wskazują badania. Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej z początku 2015 r. w Polsce było ich około 36,1 tys. Z raportu wynika, że większość (25,6 tys.) znajduje się pod opieką państwa, czyli korzysta ze schronisk i rozmaitych ośrodków pomocy społecznej. Dane są jednak nieprecyzyjne. Do wielu osób ankieterzy nie byli w stanie dotrzeć. Dlatego
bezdomnych może być w Polsce znacznie więcej i do znacznie większej części z nich pomoc państwowa pomoc może nie docierać.
Adriana Porowska z Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej i Współprzewodnicząca Komisji Ekspertów do Spraw Przeciwdziałania Bezdomności przy RPO, powiedziała OKO.press, że 36 tys. to liczba zupełnie nie realistyczna. Sama szacuje skalę problemu na ok. 100 tys. osób. Badania MRPiPS nie dają nawet wglądu w dynamikę zmian, bo metodologia często jest zmieniana.
Według badań MPiPIS najwięcej bezdomnych jest w województwie mazowieckim – 4626 osób. Kolejne są województwa śląskie (4415 osób) i kujawsko-pomorskie (3937 osób). Wśród miast prowadzi Warszawa: bez dachu nad głową żyje w stolicy aż 2516 osób – to 55 proc. bezdomnych z całego województwa i 7 proc. z całego kraju. Generalnie jest to zjawisko typowe dla dużych miast.
Problem dotyka mężczyzn zdecydowanie częściej niż kobiet. Stanowią aż 80 proc. bezdomnych. Kobiety to tylko 15 proc., a dzieci 5 proc.
W Polsce jest 595 noclegowni dla bezdomnych, które zapewniają ok. 26 tys. miejsc. Z tego 418 placówek prowadzą organy administracji państwowej (18 547 miejsc). 177 placówek (7 494 miejsc) - organizacje niezależne (np. pozarządowe), które nie utrzymują się ze środków publicznych lub robią to tylko częściowo. Oznacza to, że zasób miejsc w noclegowniach jest obecnie niemal w całości wyczerpany. Kto nie znalazł tam dotąd miejsca, raczej nie może na nie liczyć tej zimy.
Jeśli za prawdziwą liczbę uznać szacunki Porowskiej, noclegownie rozwiązują tylko jedną czwartą problemów.
Jak mówi ekspertka, trudno jest stwierdzić, co jest najpopularniejszą przyczyną utraty mieszkania. Najczęściej jest to splot wielu przypadków. Bezdomność dotyka głównie ludzi o niskich kwalifikacjach zawodowych, po rozpadzie małżeństwa. Często są osoby z małych miejscowości, które za lepszym życiem przyjechały do większych miast i sobie nie poradziły. Nierzadko towarzyszą im niezdiagnozowane wcześniej choroby czy zaburzenia psychiczne i brak sieci rodzinnego wsparcia. Do bezdomności czasem wypychają ludzi czyściciele kamienic albo inni oszuści.
Powrót do normalnego życia utrudnia też często polityka państwa. W dużych miastach brak tanich mieszkań na wynajem, a władze stosują raczej taktykę rozwiązywania problemu, gdy ten zaistnieje, a nie niedopuszczania do jego wystąpienia.
Natomiast niemal nikt nie staje się bezdomnym, bo chce. Taki pogląd jest szkodliwy dla rozwiązywania problemu – twierdzi Porowska.
Socjolog, absolwent Uniwersytetu Cambridge, analityk Fundacji Kaleckiego. Publikował m.in. w „Res Publice Nowej”, „Polska The Times”, „Dzienniku Gazecie Prawnej” i „Dzienniku Opinii”.
Socjolog, absolwent Uniwersytetu Cambridge, analityk Fundacji Kaleckiego. Publikował m.in. w „Res Publice Nowej”, „Polska The Times”, „Dzienniku Gazecie Prawnej” i „Dzienniku Opinii”.
Komentarze