Tekst aktualizowany o 23.30.Dochodzą informacje o brutalnej akcji milicji i OMON-u w Brześciu i kolejnym tysiącu nazwisk funkcjonariuszy MSW – ci są tylko z Brześcia. A także o reakcjach pracowników i oficerów MSW, którzy setkami się zgłaszają, że oni nie prześladują demonstrantów.
A także o wielkim marszu Solidarności w Mińsku w niedzielę, w którym uczestniczyło ponad 100 tysięcy osób.
Co potrafią cyberpartyzanci?
Po serii hakerskich ataków na strony internetowe państwowych instytucji, takich jak Ministerstwo Finansów i MSW, co niedawno opisywaliśmy, aktywiści z białoruskiej grupy „Cyberpartyzanci” oświadczyli, że przesłali do Nexta, czyli kanału informacyjnego w aplikacji Telegram, listę kilkudziesięciu tysięcy pracowników białoruskiego MSW obejmującej tym samym wszystkich funkcjonariuszy milicji i OMON-u, którzy w ostatnich tygodniach występują najczęściej bez oznaczeń jednostek i w unifikujących mundurach.
Za pośrednictwem Nexta zagrozili również, że będą te dane stopniowo publikować, jeśli państwo nie zaprzestanie stosowania wobec swoich obywateli represji. Na potwierdzenie swoich możliwości opublikowali screen z listą kilkudziesięciu funkcjonariuszy, ale nawet wtedy nie otrzymali z MSW jakiejkolwiek odpowiedzi.
Doczekali się takowej dopiero po spełnieniu groźby, gdy w sobotni (19 września) wieczór do sieci wyciekły dane wspomnianych 1003 mundurowych. Ministerstwo zadeklarowało, że będzie szukać winnych wycieku, ale nie sprawia wrażenia, jakby wiedziało, jak się w tej sytuacji zachować.
Według danych ministerstwa od 9 sierpnia w sieci znalazły się dane 300 funkcjonariuszy, rzecz jasna do momentu sobotniej publikacji Nexta.

Pierwszy taki wyciek
Bezpośrednim powodem tej publikacji stały się liczne zatrzymania po sobotnim marszu kobiet, który przeszedł ulicami Mińska i mniejszych miast już po raz szósty. Jeszcze ani razu nie spotkał się jednak z tak zdecydowaną reakcją reżimu – aresztowano tego dnia około 430 osób, z czego większość stanowiły kobiety w stolicy.
Do zatrzymań doszło, mimo że kobiety idące w pochodzie zupełnie nie wykazywały agresji. Zatrzymywano nawet starsze kobiety, takie jak 75-letnia Nina Bahińska, która stała się symbolem, osobą rozpoznawaną w całym regionie, nie tylko w Białorusi.

Sami funkcjonariusze twierdzili później w więźniarkach, że zatrzymują kobiety, „by je chronić”.
Mimo że większość tego samego dnia wypuszczono, to i tak Białorusini mają wrażenie, że od kilkunastu dni represje się nieustannie zaostrzają. Tak jak informowaliśmy – nieustannie słychać historie o brutalnych pobiciach w trakcie zatrzymań, o zwolnieniach, a w piątek pojawił się nawet przypadek porwania dziecka.
Czy to początek serii wycieków?
Kolejną okazję do wypełnienia gróźb „Cyberpartyzanci” mieli już w niedzielę wieczorem, bo do zatrzymań doszło tego dnia jeszcze przed „Marszem sprawiedliwości”. Tego dnia niestrudzeni Białorusini znowu tłumnie wyszli na ulice dziesiątek miast i ponownie spotkali się z przemocą, gazem i zobaczyli dobrze im znane wnętrza więźniarek.
W Mińsku maszerowało ponad 100 tysięcy osób.
#Belarus Someone told they attend the protests to feel this euphoric freedom again and again.This video from inside the crowd shows it.According to @Reuters, more than 100,000 people took part in the rally in #Minsk. It's the 7th consecutive Sunday when they demand a new election pic.twitter.com/XxirWEDCLf
— Hanna Liubakova (@HannaLiubakova) September 20, 2020
W Mińsku mieszkańcom bloku udało się zarejestrować nagranie ukazujące jak chaotyczne są wbrew pozorom milicyjne ustalenia w trakcie prób rozpędzania protestów. Tego dnia to znowu w Brześciu funkcjonariusze byli najbardziej brutalni – między innymi strzelali w powietrze, żeby powstrzymać ludzi przed przerwaniem kordonu i uniemożliwić im wyrywanie zatrzymanych OMON-owcom.
Na nagraniach z Brześcia widać jak OMON-wcy podchodzą i pryskają z ręcznych miotaczy gazu pieprzowego z bliska w twarz spokojnie stojącym ludziom.
Police used a pepper spray against protesters in #Brest#Belarus
via NEXTA pic.twitter.com/0NuCa4T3cA— Denis Kazakiewicz (@Den_2042) September 20, 2020
Może właśnie dlatego kolejny tysiąc nazwisk, który ukazał się na tej samej liście, którą udostępniono w sobotę, skupiał się na identyfikowaniu milicjantów pracujących na terenie obwodu brzeskiego.
Szybka reakcja hakerów, dodatkowo zawężona do konkretnego obwodu dowodzi, że „cyberpartyzanci” mają naprawdę szczegółowe dane, a ich ewentualne kolejne publikacje mogą być dla MSW dużym problemem.
Dalsza część hybrydowego oporu
Na razie przytłaczająca część reakcji, z jakimi spotykali się zidentyfikowani funkcjonariusze, sprowadzała się do społecznego ostracyzmu, ale bez fizycznej przemocy.
Pisaliśmy jednak również o pierwszych sygnałach, że niektórym Białorusinom może powoli wyczerpywać się cierpliwość – spalono kilka samochodów, niektórzy zdemaskowani OMON-owcy skarżyli się w państwowej telewizji, że dostają setki wiadomości z pogróżkami.
Nie można też zapominać, że publikacje Nexta inspirowane pracą aktywistów z grupy „Cyberpartyzantów” jeszcze bardziej kompromitują reżim Łukaszenki na arenie międzynarodowej.
Także, a może przede wszystkim, w oczach Moskwy. Ujawniają bowiem nieudolność instytucji w zapewnieniu bezpieczeństwa swoim pracownikom.
Niemniej mundurowi delegowani do zatrzymań ewidentnie obawiają się identyfikacji – ich reakcje na zdzieranie maski, czy nagrywanie w trakcie, gdy nie są zamaskowani, są desperackie. Coraz częściej pojawiają się w kuriozalnym umundurowaniu, które ma na celu jak najskuteczniejsze zamaskowanie ich tożsamości, ale staje się przede wszystkim źródłem memów.
Kolejną okazję do wypełnienia gróźb „Cyberpartyzanci” będą mieli prawdopodobnie już w niedzielę w nocy, bo do zatrzymań doszło tego dnia już przed „Marszem sprawiedliwości”.
Jak w każdą niedzielę od sfałszowanych wyborów niestrudzeni Białorusini znowu tłumnie wyszli na ulice dziesiątek miast i ponownie spotkali się z przemocą, gazem i zobaczyli dobrze im znane wnętrza więźniarek. Pozostaje czekać, ile setek nazwisk obejmie następna część listy.
300 funkcjonariuszy zgłosiło, że są „porządnymi milicjantami”
Według organizatorów akcji po opublikowaniu danych pierwszego tysiąca pracowników MSW zgłosiło się do nich około dwustu funkcjonariuszy próbując potwierdzić, że są porządnymi milicjantami. W wyniku kolejnego tysiąca opublikowanych nazwisk podobnych zgłoszeń było już trzysta.
Chyba ze dwa tygodnie temu w "Szkle kontaktowym" TVN24 pokazano taki oto filmik. Czterech mundurowych z kominiarkami zakrywającymi twarze próbowało wyciągnąć z tłumu jedną kobietę. Inne kobiety rzuciły się jej na ratunek. W trakcie szamotaniny kobietom udało się jednemu czy dwóm funkcjonariuszom ŚCIĄGNĄĆ KOMINIARKI Z ICH TWARZY. I wtedy . . . czterej mundurowi odpuścili, oddalili się.
OMON-owcy naprawdę wstydzą się działać z odkrytą twarzą.
Tacy, zwykle syfią tchórzostwem i z racji swoich kompleksów, wybierają taką właśnie "pracę".
Czy nasi nie mogliby się uczyć od bialoruskich hakerów ?
Przypominam,że w czasie II wojny w ramach nacisku golono głowy kobietom zadającym się z okupantem, Myślę że sąsiedzi się znają i to nei jest problem osiągnąć znacznie większy nacisk, Czy taki chojrak pojedzie pacyfikować czy bedzie pilnował urody żony? jak sądzicie?, albo czy dziewczyny będą sie zadawać z z takimi damskimi bokserami, zagrożone ogoleniem głowy?
Przypominam, że czasy, w których kobiety odpowiadały za zbrodnie mężczyzn ze swojej rodziny czy swojego otoczenia, już dawno minęły. Albo przynajmniej powinny minąć. To ci siłownicy powinni ponieść 100% konsekwencji swoich czynów i wyborów. A nie ich żony.
Przypominam także, że to kobiety niosą na swoich barkach ciężar białoruskiej rewolucji i że to one ją napędzają i utrzymują w mocy.
Proszę więc swoje patriarchalne fantazje włożyć między bajki, gdzie ich miejsce.
Myślę, że to głównie wymysł i legenda. To znaczy, być może w czasie niemieckiej Francji okupacji rzeczywiście zdarzyło się, iż nocne komando oszpeciło jedną czy drugą młodą Francuzkę za to, iż chętnie pokazywała się w towarzystwie miłego, przystojnego i czystego Wehrmachtowca. Być może.
Ale z całą pewnością największy wysyp akcji "ogolić k_ _ _ _y" miał miejsce nazajutrz po wyzwoleniu. Wtedy to jak spod ziemi wyrosły setki dzielnych, francuskich mężczyzn (którzy jednak przez wcześniejsze cztery lata siedzieli jak mysz pod miotłą), którzy nagle poczuli w sobie siłę i moc, by się mścić w imieniu Wolnej Francji.