Prezydenci kilkunastu miast, m.in. Bytomia, Rudy Śląskiej i Częstochowy, nie otrzymali w tym roku absolutorium od radnych w swoich miastach. Jednak najgłośniejszy przypadek to Słupsk, gdzie rządzi Robert Biedroń. Jak Biedroń zarządza finansami? Czym podpadł radnym i czy jego prezydentura jest zagrożona? Sprawdzamy
Pod koniec czerwca wrócił temat jednego z najpopularniejszych polskich samorządowców. O lokalnej sprawie związanej z wykonaniem budżetu niewielkiego Słupska pisały niemal wszystkie ogólnopolskie media. Sprawa wzbudziła emocje, zwłaszcza, że przecież nieudzielenie absolutorium może być zgodnie z ustawą o samorządzie gminnym podstawą do rozpisania referendum ws. odwołania prezydenta. Prawicowy Twitter obiegły nawoływania Biedronia do dymisji.
Jak działa absolutorium? To rodzaj corocznej oceny działalności prezydenta miasta, związanej przede wszystkim z wykonaniem budżetu. Musi być przyjęte bezwzględną większością liczoną według ustawowego składu rady – czyli w Słupsku, niezależnie od tego, ilu radnych byłoby akurat na sali, Biedroń musiałby dostać 11 głosów.
Tymczasem w Słupsku 9 radnych głosowało za, 6 przeciw, 6 radnych wstrzymało się od głosu.
Przeciwko był PiS, ale uchwała nie przeszła dzięki temu, że wstrzymała się część radnych PO.
Mimo to Robert Biedroń może spać spokojnie. Dlaczego? Rada miasta może procedować absolutorium na dwa sposoby, które dzieli zasadnicza różnica.
Od kogo zależy, który sposób będzie miał zastosowanie? Przede wszystkim od komisji rewizyjnej rady miejskiej. Jeśli rada nie przegłosuje uchwały o udzielenie absolutorium (sposób 1), faktycznie nic się nie dzieje. Radni pokazują prezydentowi „żółtą kartkę”, wyrażają dezaprobatę dla jego polityki. Jeśli jednak rada przegłosuje uchwałę o nieudzieleniu absolutorium (sposób 2), wówczas radni muszą podjąć debatę o referendum w sprawie odwołania prezydenta. Wcześniej muszą się zapoznać się z opinią Regionalnej Izby Obrachunkowej – czyli państwowego organu nadzoru finansowego. Radni mogą też wtedy zdecydować o poddaniu pod referendum odwołania również rady miejskiej, czyli samych siebie. Jednak aby jakiekolwiek referendum odwoławcze mogło się odbyć, spełniony musi być jeszcze jeden warunek – do końca kadencji nie może pozostawać mniej niż 9 miesięcy.
Co dzieje, jeśli rada przegłosuje referendum, a mieszkańcy stawią się odpowiednio licznie (próg frekwencji to 3/5 liczby mieszkańców, którzy wzięli udział w ostatnich wyborach na prezydenta) i zdecydują o odwołaniu prezydenta czy burmistrza? Jeśli do końca kadencji pozostaje więcej niż rok, rozpisuje się nowe wybory. Jeśli nie, premier wyznacza w miejsce odwołanego prezydenta komisarza. W obecnych warunkach byłby on zapewne związany z PiS.
Biedroń zostaje
W przypadku Słupska wszystko to jednak nie będzie miało miejsca. Komisja rewizyjna oceniła wykonanie budżetu pozytywnie i wnioskowała o udzielenie Biedroniowi absolutorium – to ten wniosek nie przeszedł. Tylko gdyby radni przegłosowali wniosek o nieudzielenie absolutorium – Robert Biedroń mógłby być w tarapatach.
Prezydenci miast często twierdzą, że uchwała o udzieleniu to przede wszystkim instrument polityczny i że wbrew orzecznictwu sądów administracyjnych, radni odwołują się do argumentów spoza tematyki związanej z budżetem. Na przykład w Legnicy radni (z PO i PiS) odmówili udzielenia absolutorium SLD-owskiemu prezydentowi Tadeuszowi Krzakowskiemu, bo nie chciał usunąć z placu Słowiańskiego Pomnika Wdzięczności dla Armii Radzieckiej. Częstym argumentem jest też „nierealizowanie polityki miasta w porozumienia z radą miejską” – tak było np. w przypadku prezydent Jastrzębia-Zdroju Anny Hetman.
Zgodnie z prawem, rada miejska ma czas na głosowanie absolutorium do 30 czerwca.
Absolutorium nie otrzymali w tym roku też m.in. prezydenci Bytomia, Rudy Śląskiej czy Częstochowy.
Prezydent Częstochowy Krzysztof Matyjaszczyk, nie otrzymał absolutorium, choć głosowała za nim większość rady. Do większości bezwzględnej zabrakło mu jednego głosu. Opozycyjny PiS zarzucał prezydentowi za niskie nakłady na inwestycje.
Prezydent Bytomia Damian Bartyla dostał „czerwoną kartkę” – przegłosowano wniosek o nieudzielenie mu absolutorium. Bartyla otrzymał negatywną opinię od Regionalnej Izby Obrachunkowej. Izba uznała, że przy wydatkowaniu miejskich pieniędzy doszło do naruszenia prawa. Stwierdziła również, że plan miejskich wydatków jest nierealistyczny, a od radnych prezydentowi dostało się m.in. za zadłużanie miasta.
W przypadku Słupska jest odwrotnie – radni krytykowali Biedronia za zaciskanie pasa. Radni PiS zwracali uwagę , że Biedroń nie wydał np. 10 mln złotych na planowany remont chodników – w związku z tym nadwyżka budżetowa, o której pisała ogólnopolska prasa, jest ich zdaniem „fikcyjna”.
Dochody Słupska wyniosły 508,8 mln zł. W planowanym pierwotnie budżecie zakładano, że wyniosą 439,7 mln zł – 28 proc. miały stanowić subwencje z budżetu państwa, 23 proc. wpływy z podatku CIT czy PIT, zaś 18 proc. z podatków i opłat lokalnych. Wyższe niż w pierwotnym planie okazały się dochody z CIT i PIT oraz podatku od nieruchomości, niższe – dochody majątkowe (czyli np. ze sprzedaży miejskich nieruchomości).
Z kolei uzyskane przez Biedronia „przychody” to faktycznie środki, których prezydent nie wydał, czyli zaoszczędził. Jak wyglądały słupskie priorytety finansowe?
Biedroń położył nacisk na spłatę zaciągniętych przez poprzednika kredytów i sprzedane obligacje.
Przyspieszył zwłaszcza wykup tych ostatnich. To sprawia, że miasto mniej na nie wyda w kolejnych latach (2019-2021) i zmniejsza ryzyko naruszenia ustawowego rocznego limitu wysokości spłat pożyczek i kwot przeznaczonych na wykup papierów wartościowych. Limit ten wyznaczany jest przez ustawę o finansach publicznych dość skomplikowanym wzorem - proporcjonalnie do dochodów miasta.
Jak wyglądały inne wydatki Słupska? Np. na kulturę Słupsk wydał 13,7 mln zł (to ok. 2,7 proc. wydatków budżetu miasta). Na pomoc społeczną Słupsk wydał 102,3 mln z planowanych 104 mln zł (wykonanie na poziomie 98,33 proc.).
Nie udało się wydać np. zaplanowanych 1,4 mln złotych na termomodernizację budynków użyteczności – słupscy urzędnicy tłumaczyli, że mieli problem z wyborem wykonawcy i późnym podpisaniem umowy o dofinansowaniu, ale ta inwestycja zostanie wykonana w roku 2017.
dziennikarz, krytyk teatralny i publicysta. Od 2012 stały współpracownik "Gazety Wyborczej", od 2009 - "Dwutygodnika". Pisze m.in. o kulturze, cenzurze, samorządach i stosunkach państwo-Kościół.
dziennikarz, krytyk teatralny i publicysta. Od 2012 stały współpracownik "Gazety Wyborczej", od 2009 - "Dwutygodnika". Pisze m.in. o kulturze, cenzurze, samorządach i stosunkach państwo-Kościół.
Komentarze