0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Marcin Stepien / Agencja GazetaMarcin Stepien / Age...

Robert Biedroń w czasie kampanii wyborczej Wiosny pytał publicznie, dlaczego w rejestrze pedofilów nie ma księży. W wywiadzie dla „Wyborczej” mówił 10 kwietnia 2019

Jeżeli Kowalski staje przed obliczem Temidy i odpowiada zgodnie z prawem za swoje czyny, to powinien także stanąć polityk i ksiądz, który popełnia wykroczenie. A w Polsce tak się nie dzieje.

I dalej:

Powstanie Wiosny stwarza szanse odsunięcia PiS od władzy. Wcześniej nie mieliśmy takiej szansy. Marzę, żeby do wyborów stanęły dwa bloki, jeden tradycyjnych partii, zgranych kart, typu PO, N., SLD, PSL, a drugi modernizacyjny Wiosny

Kropka na i,11 lutego 2019

Sprawdziliśmy

Dwa bloki mogą wygrać z PiS łatwiej niż jeden. Ale obrażanie przyszłych partnerów może utrudnić Biedroniowi spełnienie tego marzenia

Uważasz inaczej?

W zamierzeniu ma to być oskarżenie PiS-u, że stawia Kościół i księży ponad prawem. Niestety, niezbyt trafne. W dodatku pytanie nie jest nowe. Pojawiło się w mediach zaraz po starcie 1 stycznia 2018 publicznego „Rejestru sprawców przestępstw na tle seksualnym” zwanego niesłusznie rejestrem pedofilów.

Prezes fundacji „Nie lękajcie się” Marek Lisiński prześledził go dokładnie i nie znalazł ani jednego spośród około 50 księży skazanych za przestępstwa seksualne. Zarzucił Ministerstwu Sprawiedliwości, że chroni księży pedofilów.

6 stycznia 2018 roku Nowoczesna złożyła w tej sprawie do Ministra Sprawiedliwości interpelację poselską:

a) Czy prawdą jest, że w Rejestrze Publicznym Sprawców Przestępstw na Tle Seksualnym nie znajdują się dane duchownych prawomocnie skazanych za przestępstwa na tle seksualnym popełnione wobec osób nieletnich? b) Jeśli tak, jakie było uzasadnienie dla nieumieszczenia tych duchownych w Rejestrze Publicznym Sprawców Przestępstw na Tle Seksualnym?

Interpelację podpisali: Paulina Hennig-Kloska, Katarzyna Lubnauer i Adam Szłapka.

W imieniu ministerstwa po miesiącu odpowiedział podsekretarz stanu Michał Woś: „W Rejestrze są wszyscy skazani, których precyzyjnie wskazała ustawa. Tylko część z nich - sprawcy najpoważniejszych czynów, głównie gwałtów na dzieciach poniżej 15. roku życia i gwałtów popełnionych ze szczególnym okrucieństwem - zgodnie z przepisami ustawy została umieszczona w Rejestrze publicznym.

Osoby, które nie figurują w Rejestrze publicznym, nie zostały skazane za czyny, które zgodnie z ustawą są przesłanką do umieszczenia ich w tym zbiorze. O tym, kto się znalazł w Rejestrze i w której części, decydują przepisy ustawy i sądy, a nie Ministerstwo Sprawiedliwości”.

Ustawa dopuszcza jednak nieumieszczenie sprawcy w rejestrze publicznym „gdy zachodzi wyjątkowy przypadek, uzasadniony wyłącznie dobrem małoletniego pokrzywdzonego". Decyzję o tym podejmuje jednak sąd, nie Ministerstwo Sprawiedliwości.

Jeszcze zanim odpowiedzi udzieliło ministerstwo, posłom Nowoczesnej odpowiedziała „Gazeta Wrocławska". Wytknęła parlamentarzystom, że przecież uczestniczyli w pracach nad ustawą, która powoływała ten rejestr, więc sami powinni znać odpowiedzi, bo znajdują się w treści ustawy.

Sprawa ks. Romana

Gazeta przywołała przykład księdza Romana B., który przez kilka miesięcy „więził i gwałcił” - jak donosiły media - 13-letnią dziewczynkę. Dziennikarze sprawdzili sentencję wyroku. Okazało się, że ksiądz został skazany nie za gwałt, lecz za seksualne wykorzystanie małoletniej poniżej lat 15. Formalnie nie było więc podstaw do umieszczenia go w rejestrze publicznym.

Dziennikarze zajrzeli również do stenogramów z posiedzeń sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka. Przepisy, o które pytali posłowie w interpelacji, nie były podczas prac Komisji przedmiotem dyskusji.

Nie zgłoszono też żadnych poprawek mających na celu, aby pedofile - w tym „księża pedofile” - czyli skazani z art. 200 KK (obcowanie płciowe i inne czynności seksualne z dzieckiem poniżej lat 15) znaleźli się w rejestrze publicznym.

Nowoczesna w ogóle była przeciwna pomysłowi rejestru ogólnodostępnego. „To zły pomysł” - mówiła posłanka Joanna Schmidt. Partia - w tym Joanna Scheuring-Wielgus - zagłosowała przeciw ustawie powołującej rejestr. (Scheuring-Wielgus jest dziś w Wiośnie Biedronia i kandyduje z jej listy do Parlamentu Europejskiego)

Jak się okazało, odpowiedź Ministerstwa nie rozwiała wszystkich wątpliwości co do przyczyn nieobecności księży pedofilów w publicznym „rejestrze pedofilów.”

Przypadek ks. Kani

Pytanie powróciło po paru miesiącach we wrześniu 2018 za sprawą artykułu Marcina Kąckiego w „Wyborczej". Autor postawił je w odniesieniu do księdza Pawła Kani, przypominając jego liczne przestępstwa. Duchowny został w 2015 skazany na 7 lat więzienia za wieloletnie molestowanie 3 chłopców, do którego dochodziło także w okresie, gdy nie mieli oni jeszcze skończonych 15 lat.

Dziennikarz zasugerował, że to ministerstwo sprawiedliwości „wyjmuje księży z rejestru pedofilów". Zarzucił też mówienie nieprawdy Sebastianowi Kalecie, byłemu rzecznikowi Ministerstwa, który wyjaśniał, że widocznie księża nie popełnili najcięższych zbrodni kwalifikujących ich do rejestru pedofilów.

View post on Twitter

Okazało się jednak, że dziennikarz „Wyborczej” pomylił się co do paragrafów podanych w sentencji wyroku. Wyjaśniała to dokładnie publikacja w OKO.press.

Przeczytaj także:

Rejestr sprawców przestępstw seksualnych składa się z dwóch części - z dostępem ograniczonym i publicznej. W części publicznej powinni znaleźć się również ci przestępcy, którzy przed 1 października 2017 zostali skazani z art. 197 par. 3 pkt 2 lub z art. 197 par. 4 Kodeksu Karnego - czyli za zgwałcenie dziecka poniżej lat 15 bądź gwałt ze szczególnym okrucieństwem.

O pierwszy z tych czynów oskarżała księdza Kanię prokuratura, jednak sąd skazał go z art. 197 par. 1, czyli po prostu za gwałt. Uznał, że ofiara w chwili popełnienia przestępstwa miała powyżej 15 lat. Dlatego ksiądz Kania nie kwalifikował się do publicznego rejestru pedofilów.

Dziennikarz OKO.press przypomniał również, że sąd ma możliwość zadecydowania o nieumieszczaniu sprawcy w rejestrze publicznym. Tym samym zostało ostatecznie wyjaśnione, dlaczego w internetowym rejestrze pedofilów nie ma księży.

Czemu więc to pytanie powraca w kampanii wyborczej Wiosny jako argument przeciw rządom PiS? I czy zawarte w nim stwierdzenie jest prawdziwe?

Od czasu publikacji w „Wyborczej” i w OKO.press minęło pół roku i zapadło kilka kolejnych wyroków na duchownych, w tym jeden za gwałt na dziewczynce poniżej lat 15. Czy mimo to nadal w rejestrze publicznym nie ma księży? Otóż jest jeden.

Jeden ksiądz jest w rejestrze

To 28-letni ksiądz Marcin Ł. prawomocnie skazany 30 października 2018 za trzykrotne zgwałcenie 14-latki. Sąd skazał go na 5 lat więzienia i orzekł 15-letni zakaz pracy z małoletnimi. Po rozpoczęciu sprawy media nie podawały nazwy miejscowości, bo sąd zakazał publikacji jakichkolwiek bliższych danych ze względu na dobro ofiary pochodzącej z małej wioski.

Skąd zatem wiadomo, że osoba w rejestrze to właśnie ksiądz Marcin Ł.? Można się co do tego upewnić klikając w rejestrze w "szczegóły” i porównując dane o wyroku i środkach zapobiegawczych z doniesieniami medialnymi.

To wpadka Biedronia

A zatem sugestia zawarta w pytaniu Roberta Biedronia była nieprawdziwa. Gdy są do tego podstawy prawne, księża trafiają do publicznego rejestru przestępców seksualnych. Po roku działania rejestru w końcu znalazł się tam pierwszy z nich.

Za to, że nie trafiają tam wszyscy „księża pedofile” odpowiadają nie tylko autorzy ustawy - ci, którzy ją pisali, ale i posłowie, którzy pracowali nad nią w komisji. W tym posłowie opozycji z PO i .Nowoczesnej, którzy mieli wątpliwości cod on ujawniania danych sprawców i wtórnej wiktymizacji.

Przykład księdza Marcina Ł. pokazuje wewnętrzną sprzeczność w działaniach wymiaru sprawiedliwości. Sąd z jednej strony utajnił niektóre dane, które pozwoliłyby zidentyfikować ofiarę (np. nazwę miejscowości, nazwisko sprawcy, pełne daty popełnienia przestępstwa), a jednocześnie nie wyłącza ich publikacji w ogólnodostępnym rejestrze, choć ustawa przewiduje taką możliwość.

Niejawna część rejestru

Istotnym elementem rejestru jest część z dostępem ograniczonym. Gromadzi ona dane znacznie szerszej grupy przestępców niż rejestr publiczny. Po 1 października 2017 trafiają tu wszyscy, którzy popełnili jakiekolwiek przestępstwo seksualne wobec dzieci poniżej lat 15, z wyjątkiem pozyskiwania i posiadania pornografii dziecięcej.

Każdy, kto ma zamiar zatrudnić nową osobę do pracy z dziećmi, ma ustawowy obowiązek sprawdzić pod odpowiedzialnością karną, czy osoba ta nie figuruje w rejestrze z dostępem ograniczonym. Dane z obu rejestrów usuwa się, gdy skazanie uległo zatarciu.

Od startu rejestru zapadło co najmniej 10 wyroków na księży za popełnienie przestępstwa seksualnego przeciw wolności seksualnej małoletnich. Wszyscy powinni się znaleźć w rejestrze z dostępem ograniczonym.

Jednak dane uzyskane z rejestru nie mogą być wykorzystywane w celu innym niż postępowanie, w związku z którym się o nie zwrócono. Trudno zatem o „publiczną weryfikację”, ilu księży rzeczywiście się tam znalazło.

;

Komentarze