0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Grzegorz Bukala / Agencja GazetaGrzegorz Bukala / Ag...

W wywiadzie udzielonym Magdalenie Rigamonti z „Dziennika Gazety Prawnej” założyciel nowego ugrupowania politycznego (o nieznanej jeszcze nazwie) i były prezydent Słupska Robert Biedroń powiedział, w jaki sposób - jeśli zostałby premierem, do czego zmierza - rozliczyłby rządy PiS:

„Najpierw powołam Komisję Prawdy i Pojednania na wzór tej, która powstała w RPA po zniesieniu apartheidu. Chciałbym, by zostały wyjaśnione wszystkie przypadki nadużycia prawa, złamania konstytucji przez PiS i żeby osoby za to odpowiedzialne postawiono przed Trybunałem Stanu”.

OKO.press sprawdza, czy ten pomysł jest w ogóle możliwy.

Odpowiedź brzmi: nie bardzo, a w każdym razie nie bez istotnych modyfikacji. Główny powód: na taką komisję PiS musiałby się sam zgodzić.

Rządy PiS to nie apartheid w RPA

Przypomnijmy najpierw różnice pomiędzy rządami PiS w Polsce dzisiaj i rządami apartheidu w RPA, ponieważ to porównanie zawiera się w wypowiedzi Biedronia.

Rządy apartheidu w RPA:

* trwały blisko 40 lat (od 1948 roku do demokratycznych wyborów w 1994 roku, chociaż istotne elementy systemu były rozmontowywane już wcześniej);

* sednem systemu była dyskryminacja rasowa czarnych mieszkańców RPA (chociaż apartheid dotykał także Azjatów); ludność RPA podzielono prawnie na cztery kategorie - Czarnych, Białych, Hindusów i „Kolorowych”;

* podstawą systemu była segregacja - zakazano m.in. mieszkania obok siebie, mieszanych małżeństw, a nawet stosunków seksualnych pomiędzy ludźmi należącymi formalnie do innych grup (było to przestępstwo kryminalne); dzielono toalety, parki i plaże, szpitale i kościoły;

* utworzono osobne systemy edukacyjne dla różnych grup - przy czym szkoły i uniwersytety dla Białych były na poziomie świata rozwiniętego. Na jednego czarnego ucznia wydawano dziesięć razy mniej;

* protesty były tłumione przez policję — np. w czasie protestu w Sharpeville w marcu 1960 roku zastrzelono 69 osób;

* do aktów przemocy dochodziło po obu stronach. Afrykanie organizowali zbrojne bojówki, oddziały partyzanckie i dokonywali zamachów terrorystycznych. Policja strzelała do protestujących i notorycznie torturowała uwięzionych. Stosowano kary fizyczne - np. batożenie. Z drugiej strony, czarni Afrykanie współpracujący z rządem apartheidu bywali mordowani i torturowani - jako zdrajcy - przez swoich.

Ulubioną techniką karania zdrajców było tzw. naszyjnikowanie (używano tego słowa jako czasownika - ang. to necklace someone). Ludziom wiązano ręce drutem, nakładano im na głowy stare opony, polewano benzyną i palono żywcem na ulicach.

Był to niesłychanie okrutny i bolesny sposób egzekucji, który równocześnie służył jako ostrzeżenie dla innych - na wpół spalone zwłoki leżały często później długo w miejscach publicznych. Do dziś w RPA ta metoda jest stosowana w czasie samosądów, np. na złapanych w slumsach przestępcach.

* Rząd apartheidu był międzynarodowym pariasem, wykluczanym z organizacji międzynarodowych, bojkotowanym i krytykowanym na świecie za swoją rasistowską politykę.

Prawda i pojednanie?

Jak na tym tle wygląda rząd PiS? Jest oczywiście czymś zupełnie innym. Nie sposób go porównać z apartheidem pod względem brutalności i łamania norm demokratycznych (czy nawet samych praw człowieka).

Przypomnijmy, że PiS doszedł do władzy po demokratycznych wyborach, żadna grupa ludności nie jest pozbawiona praw, konstytucja nadal obowiązuje - nawet jeśli była naruszana. Policja i wojsko nie strzelają na ulicach do demonstrantów, działają wolne media, a Polski nikt nie wyrzucił z żadnej organizacji międzynarodowej.

Można i należy krytykować rządy PiS i jego antydemokratyczne skłonności - w OKO.press robimy to codziennie - ale z reżimem w RPA nie da się go sensownie porównać. Komisja Prawdy i Pojednania w RPA wyrosła też ze specyficznie miejscowego doświadczenia. Celem jej działania było m.in. oddanie sprawiedliwości ofiarom reżimu, opisanie i osądzenie (ale przede wszystkim w moralnym sensie) zbrodni popełnionych przez obie strony.

Głównym celem działania komisji nie było jednak „rozliczenie”, ale zrozumienie i wzajemne wybaczenie.

Co jest kluczowe - Komisja Prawdy i Pojednania była uznawana przez obie strony konfliktu i zasiadali w niej przedstawiciele obu stron. Jej politycznym patronem (i przewodniczącym) był charyzmatyczny arcybiskup Desmond Tutu, duchowny darzony szacunkiem przez obie strony.

Udział w komisji ze strony dawnych oprawców był, dodajmy, wymuszony okolicznościami politycznymi. Upadek rządu apartheidu co prawda nastąpił na drodze demokratycznych wyborów, ale poprzedzony był trwającym dekadę kryzysem gospodarczym i narastającymi wstrząsami społecznymi.

Rząd apartheidu musiał skapitulować przed czarną większością, ponieważ inaczej jedyną realną perspektywą byłoby jego krwawe obalenie - i masakra białej mniejszości, której zresztą wówczas powszechnie się obawiano.

Raczej Komisja prawdy, niż pojednania

Jak się wydaje, Robert Biedroń ma też zupełnie inny pomysł: jak mówi, polska komisja prawdy ma służyć osądzeniu ludzi władzy z PiS i postawieniu ich przed Trybunałem Stanu. Trudno sobie wyobrażać ich udział w takim przedsięwzięciu - a tylko udział obu stron dał Komisji mandat i legitymację do wydawania wyroków.

Nawet po przegranych wyborach PiS będzie jedną z największych partii w Sejmie, będzie miał też poparcie ze strony prezydenta Andrzeja Dudy. Politycy PiS nie będą mieli najmniejszej motywacji, żeby uznać legalność takiej komisji i wziąć w niej udział.

Robertowi Biedroniowi może chodzić po prostu o wielki narodowy rytuał pojednania i osądzenia rządów PiS. To bardzo idealistyczny i szlachetny pomysł, ale do dojścia do "prawdy i pojednania" potrzebne są dwie strony.
;
Na zdjęciu Adam Leszczyński
Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze