Według ministra Błaszczaka "środowisko konfrontacyjne wobec marszu niepodległości" organizuje swoje demonstracje - i jest to "działanie wymierzone w rząd". Robi to wrażenie, jakby minister pogrzewał atmosferę i zapomniał, że to narodowcy są skłonni do zadymy. Chyba, że ma to właśnie w pamięci
Minister Błaszczak odkrył prowokację KOD i antyfaszystów wymierzoną w patriotów wybierających się na Marsz Niepodległości 11 listopada. W "Sygnałach Dnia" mówił:
Jest problem, który polega na tym, że jest środowisko, które jest bardzo konfrontacyjne wobec organizatora Marszu Niepodległości, które przechytrzyło organizatorów Marszu Niepodległości (...) Tu chodzi o działanie wymierzone w rząd Prawa i Sprawiedliwości
Minister zapewniał, że "policja będzie przygotowana, aby zapewnić bezpieczeństwo wszystkim tym, którzy będą manifestowali". Policja musi się mobilizować, bo grozi bowiem spisek opozycji, która zamierza zaatakować "na ulicy":
Chodzi o to, żeby - tak jak mówił chociażby Grzegorz Schetyna, a więc przewodniczący „totalnej opozycji” - atakować rząd ulicą i za granicą.
Według ministra KOD i antyfaszyści zarejestrowali swoje demonstracje "na trasie Marszu Niepodległości". Według innych źródeł marsze się jednak nie spotkają.
Według władz miasta o takim przydziale miejsc decydowała kolejność zgłoszeń.
Minister jest zdania, że organizatorzy z KOD (i zapewne Razem, choć tego nie sprecyzował) to "środowisko konfrontacyjne wobec organizatora Marszu Niepodległości". Do "konfrontacji" - czyli, mówiąc mniej eleganckim językiem, zadymy - dotąd skłonni byli narodowcy. W 2014 r. doszło np. do zamieszek wokół Ronda Waszyngtona. W 2011 r. demonstranci spalili wóz transmisyjny TVN (były nawet wyroki po dwa lata więzienia i pokrycie 1,5 mln zł strat stacji). Prawicowi komentatorzy sugerowali, że za zamieszki wywołała prowokacja policji. Dziwnym zbiegiem okoliczności na takie prowokacje dają się jednak nabierać głównie środowiska narodowe.
Według informacji "Gazety Wyborczej" z 23 października 2016 r. narodowcy szykują się na bijatykę i używając tego samego argumentu co Błaszczak mobilizują się do ataków.
KODziarze, lewaki, feministki już zacierają ręce i będą prowokować na każdym kroku. Aż proszą się o to, by dostać w łeb, i to jest ich głównym celem.
To cytat z jednej z prawicowych stron internetowych.
Minister Błaszczak wydaje się zapominać, że demonstracje są prawem demokracji. "Oko" przypomina mu więc wypowiedź prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego z wywiadu dla Onetu 15 października 2016 r.
Mamy demokrację i wolno każdemu protestować. Nie robimy z tego żadnego problemu. Każdy, kto wie, jak wygląda życie w państwach o ugruntowanej demokracji, zdaje sobie sprawę, że tam protesty także pojawiają się często. I potrafią być dużo silniejsze niż te, z którymi mamy do czynienia w Polsce. Nie jest to nic nadzwyczajnego.
Błaszczak jest jednak konsekwentny. W sierpniu 2016 uznał całkowicie legalną obecność członków KOD na mszy pogrzebie "Inki" i "Zagończyka" w sierpniu 2016 r. za "prowokację polityczną".
Odmówił wtedy KOD prawa do uczestnictwa w wydarzeniu o charakterze patriotycznym, rezerwując takie prawo dla sił prawicowych.
"W naszej cywilizacji chrześcijańskiej jesteśmy tak ukształtowani, że nie zakłócamy uroczystości, a aktywiści z KOD-u przyszli, żeby zakłócić pogrzeb „Inki” i „Zagończyka” - powiedział. Zagrożona przez agresywne grupy ONR-owców grupa działaczy i działaczek KOD musiała opuścić plac przed bazyliką Mariacką pod eskortą policji.
Nieszczęśliwi narodowcy, atakowani i krzywdzeni, mogą więc liczyć na jego pełne współczucie i pomoc, także 11 listopada. Minister Błaszczak daje im monopol na święto narodowe a pozostałych przedstawia jako agresywnych intruzów.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze