Minister Błaszczak twierdzi, że ksenofobia w Polsce to sprawa marginalna, a liczba przestępstw z nienawiści spadła – ale podpiera się statystykami policyjnymi, które są niepełne i nie zawierają danych o postępowaniach prowadzonych przez prokuraturę bez udziału policji. Słowa ministra to przykład ogromnej niekompetencji albo równie ogromnej manipulacji
Potrzeba było aż pobicia 14-letniej Turczynki (stało się to w Warszawie 3 stycznia 2018), żeby politycy PiS – choćby w słowach – zaczęli potępiać rasizm i ksenofobię. Niestety, jest już trochę za późno. W ostatnich dwóch latach PiS dokonało niemożliwego – przekonało obywateli kraju, gdzie cudzoziemcy stanowią 0,3 proc. społeczeństwa, że „obcy” stanowią dla nich śmiertelne niebezpieczeństwo. Kampania strachu przed „uchodźcami” i „obcymi”, którą tworzy PiS od czasu kampanii wyborczej 2015, ale także przyzwolenie na nacjonalistyczną i rasistowską narrację (np. podczas Marszu Niepodległości) przynosi efekty. Nie tylko w badaniach postaw, ale także w aktach fizycznej przemocy na tle ksenofobicznym i rasistowskim – jak pokazuje m.in. najnowszy raport Prokuratury Krajowej dotyczący "przestępstw popełnionych z pobudek rasistowskich, antysemickich lub ksenofobicznych".
Tymczasem przekaz polityków PiS nie zmienił się ani o jotę – powtarzają, że taka przemoc jest zjawiskiem rzadkim i "marginesem marginesów", jak to ujął w październiku 2016 roku minister Błaszczak. Komentując pobicie 14-letniej Turczynki (sprawca krzyczał "Polska dla Polaków!"), minister Błaszczak znów zmanipulował statystyki i przedstawił wizję nowej, lepszej rzeczywistości – szkoda tylko, że niezgodną z prawdą.
Wskaźniki nie wzrastają, więcej było przestępstw z nienawiści w 2015 niż w 2016. (...) Z danych policyjnych wynika, że liczba przestępstw z nienawiści spada. To próba tworzenia sytuacji, która nijak się ma do faktów.
To wypowiedź ministra Błaszczaka nijak ma się do faktów! A właściwie manipuluje nimi w sposób, który łatwo sprawdzić.
W Polsce zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa można zgłosić zarówno na Policji, jak i w Prokuraturze. Ale to Prokuratura prowadzi postępowanie i (w teorii) zleca zadania Policji.
A więc statystyki policyjne są niepełne: jak można przeczytać na oficjalnej stronie Policji, od 2013 gromadzone są dane dotyczące tylko postępowań prowadzonych przez Policję, a nie tak jak było wcześniej – także postępowań prowadzonych przez Prokuraturę, bez udziału policji. Uzupełnieniem wypowiedzi ministra Błaszczaka był jego wpis na Twitterze: "Totalnych z PO i .N informuję, że w 2015 r. stwierdzono 791 przestępstw z "nienawiści"(art. 119,256 i 257 kk), w 2016 r.-765, a w 2017 r.-726." To właśnie dane, które możemy znaleźć w oficjalnych statystykach Policji.
Pełniejsze są statystyki Prokuratury. W teorii powinny obejmować zarówno postępowania prowadzone przez policję, jak i prokuraturę – OKO.press zadało pytanie Rzecznikowi Prokuratury Krajowej, czy tak jest również w przypadku przestępstw z nienawiści.
Wydawałoby się, że Minister Spraw Wewnętrznych powinien wiedzieć takie rzeczy. Właściwie oba scenariusze są równie przykre – albo minister Błaszczak tego nie wie (wstyd, Panie Ministrze), albo też wie i manipuluje statystykami, okłamując obywateli.
Oto dane zawarte w najnowszym raporcie Prokuratury Krajowej.
Na wykresie bardzo widoczna jest tendencja wzrostowa, jeśli chodzi o liczbę postępowań dotyczących przestępstw z nienawiści. Jak piszą autorzy raportu, "w odniesieniu do nowych spraw odnotowano ich wzrost we wszystkich regionach, za wyjątkiem regionu białostockiego (...). W liczbach bezwzględnych i procentowo największy wzrost nowych spraw tej kategorii odnotowano w regionie warszawskim (z 145 do 234) i krakowskim (z 43 do 65).
Te dane zdecydowanie zaprzeczają słowom ministra Błaszczaka (i innych polityków partii rządzącej). Otóż nie ma jeszcze pełnych danych dotyczących 2017 roku, ale statystyki z pierwszego półrocza – w porównaniu z pierwszym półroczem dwóch poprzednich lat – pokazują znaczący wzrost zgłoszonych przestępstw z nienawiści (w liczbach bezwzględnych 84, podczas gdy w poprzednim roku był to wzrost o 15).
Jednocześnie ogromna część postępowań jest umarzana (co wynika ze statystyk). Jak wyliczyło OKO.press na podstawie danych Prokuratury, w 2016 roku aż 76 proc. spraw zostało umorzonych. Na prowadzonych 1631 postępowań, tylko w 388 postawiono zarzuty. Najwięcej spraw prowadzono w Warszawie (505), co stanowi niemal 1/3 wszystkich postępowań.
Według Biura Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (ODIHR – OSCE), przestępstwo z nienawiści to takie, w którym „ofiara lub inny cel przestępstwa są dobierane ze względu na ich faktyczne bądź domniemane powiązanie, lub udzielanie wsparcia grupie wyróżnianej na podstawie faktycznej lub domniemanej rasy, narodowości bądź pochodzenia etnicznego, języka, koloru skóry, religii, płci, wieku, niepełnosprawności fizycznej lub psychicznej, orientacji seksualnej lub innych podobnych cech”. Polskie prawo nie definiuje przestępstw z nienawiści. Podstawą prawną do ich karania są normy w trzech artykułach kodeksu karnego:
Warto przypomnieć, że w przepisach brakuje przesłanek takich jak: płeć, orientacja seksualna, tożsamość płciowa czy niepełnosprawność. Uzupełnienie tego katalogu zalecił w listopadzie 2016 roku Komitet Praw Człowieka ONZ – ekspercki organ kontrolny ONZ. Podobne rekomendacje padły 9 maja 2017 roku podczas Okresowego Przeglądu Praw Człowieka w Genewie, gdzie PiS składał sprawozdanie z sytuacji praw człowieka w Polsce.
Liczby, którymi operują zarówno Policja (i minister Błaszczak), jak i Prokuratura to tylko mały procent przypadków przestępstw z nienawiści. Witold Klaus ze Stowarzyszenia Interwencji Prawnej powołuje się na raport Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, zgodnie z którym fizyczne ataki zgłaszane są dużo rzadziej niż werbalne, mało osób decyduje się powiadomić o nich policję.
„Do opinii publicznej przebijają się te informacje, które nagłaśniają organizacje pozarządowe. Ale jeśli ktoś nie chce mówić o tym publicznie, my też tego nie robimy. Wielu ofiarom ciężko jest nawet powiedzieć głośno o tym co się stało, a co dopiero zmierzyć się z wymiarem sprawiedliwości. Co więcej, takie osoby mają zazwyczaj, mówiąc delikatnie, umiarkowanie pozytywne doświadczenia z policją. Policja często nie kwalifikuje ataków jako rasistowskie czy ksenofobiczne, a przy obecnym rządzie policjanci są jeszcze mniej do tego skłonni.
Według Anny Błaszczak-Banasiak, dyrektor Biura ds. Równego Traktowania przy RPO, mamy problem tzw. under-reportingu. „Ofiary dyskryminacji się nie skarżą. To nie jest problem tylko Polski, a praktycznie całego świata. Według naszych badań z marca 2017 roku, 92 proc. ofiar dyskryminacji nigdzie tego nie zgłosiło”.
Dlaczego? Zdaniem Błaszczak-Banasiak wynika to:
Inspiracją do napisania tego artykułu były dane zebrane przez portal uchodzcy.info.
Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.
Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.
Komentarze