0:000:00

0:00

W niedzielę 3 lutego 2019 policja zastukała (używając także pięści) do drzwi sześciorga aktywistów, którzy brali udział w sobotniej akcji protestacyjnej pod budynkiem "Wiadomości" TVP i TVP Info na pl. Powstańców w Warszawie i zablokowaniu wyjazdu Magdaleny Ogórek. Dostali wezwanie w sprawie dwóch wykroczeń:

  • z Art. 90 Kodeksu Wykroczeń: Kto tamuje lub utrudnia ruch na drodze publicznej lub w strefie zamieszkania,podlega karze grzywny albo karze nagany oraz
  • z Art. 63a. § 1. Kto umieszcza w miejscu publicznym do tego nieprzeznaczonym ogłoszenie, plakat, afisz, apel, ulotkę, napis lub rysunek albo wystawia je na widok publiczny w innym miejscu bez zgody zarządzającego tym miejscem,podlega karze ograniczenia wolności albo grzywny.

Elżbieta Podleśna, Joanna Gzyra-Islander, Gabriela Lazarek, Dawid Winiarski, Jakub Kocjan i Iwona Wyszogrodzka dostali 3 lutego wezwania do stawienia się jeszcze tego samego dnia na komendę przy ul. Dzielnej w Warszawie. Jak dowiaduje się OKO.press, część z nich uda się dopiero z adwokatami w późniejszym terminie.

Iwona Wyszogrodzka już była na komendzie. "O 20.15 złożyłam zeznania. Absolutny rekord, w 23 godziny po zdarzeniu. Zarzucono mi m.in, że "wystawiłam na widok publiczny" te wlepki "TVoja wina" naklejone na samochód pani Ogórek bez jej zgody, bo tylko tak można zastosować art. 63a par. 1.

Pod komendą czekała już na mnie ekipa TVP Info wypytując, czy nie żałuję tego, co stało się. Milczałam, więc zapytali, czemu nie chcę rozmawiać. Na to jedyne pytanie odpowiedziałam: "Bo porządni ludzie z wami nie rozmawiają".

Rekonstruujemy, co właściwie wydarzyło się w sobotę pod TVP.

Co widać na filmie?

Na szczęście dla wyjaśnienia sprawy mamy film VideoKOD-u, na którym widać przebieg wydarzeń od wyjścia Magdaleny Ogórek z gmachu TVP do uwolnienia jej samochodu. Całość trwa sześć minut, z czego 5 i pół minuty Ogórek spędza w samochodzie.

Siedemnastego dnia protestów pod TVP zainicjowanych przez Elżbietę Podleśną, Ogórek wyszła z budynku ok. 21.00, po programie „Minęła 20”. Jechała do studia TVP na ul. Woronicza, gdzie miała prowadzić „Studio Polska”. Na drodze wyjazdu stanęła dziesiątka protestujących, którzy skandowali: "Wstyd", "Wstyd i hańba" i "Kłamczucha".

Już indywidualnie krzyczeli do Ogórek: "Sprzedajna kłamczucha", "Macie krew na rękach", "Zatrudnijcie dziennikarzy!", "Pójdziesz do piekła!", "Kiedyś cię rozliczą za to", "Sprzedałaś się za pieniądze", "Lubi pani kłamać?", "Spieprzaj kłamliwa babo obrzydliwa". Były też głosy jej obrońców: "My jesteśmy fanami!".

Demonstranci pokazywali Ogórek napisy m.in. "TVP = kłamstwo", "Obojętność to współodpowiedzialność za zło" i próbowali blokować wyjazd jej BMW. Nakleili na auto kilka małych wlepek z napisem "TVoja wina". Policja znosiła z jezdni pojedyncze osoby i torowała drogę.

Ogórek cały czas miała otwarte okno, czasem (ironicznie) pozdrawiała protestujących i filmowała ich komórką.

Wersja Magdaleny Ogórek

„Auto oplute, porysowane, obklejone całkowicie naklejkami, wyzwiska, rzucanie się pod koła. Szarpanina i przemoc. Tak wyglądał mój wyjazd z TVP. A oni się cieszą i wklejają film”

- napisała Ogórek na twitterze.

Sądząc z relacji uczestniczek protestu (patrz niżej), a także zapisu filmowego, wersja Ogórek jest mocno przesadzona, co może być wynikiem stresu, jaki przeżyła:

  • auto nie zostało oplute ani porysowane;
  • wlepek było maks. 10, wszystkie z napisem "TVoja wina”, na bocznych szybach i karoserii samochodu;
  • skandowane hasła trudno uznać za wyzwiska, choć w pojedynczych zwrotach pojawiały się pełne agresji sformułowania;
  • nie doszło do szarpaniny ani w ogóle kontaktu fizycznego, nietykalność cielesna Ogórek nie została naruszona;
  • nie było przemocy fizycznej, była przemoc psychiczna (głośne krzyki, podsuwanie haseł pod oczy).

Demonstranci podjęli próbę blokowania wyjazdu Ogórek, co oznacza naruszenie wyżej wymienionego art. 90 Kodeksu Wykroczeń. Także naklejanie nalepek było zapewne wykroczeniem, choć przepis w tym kontekście brzmi groteskowo.

Cała sprawa wzbudziła ogromny odzew mediów publicznych, które zobaczyły w niej ostateczny dowód agresji "bojówek opozycji totalnej". Minister MSWiA Joachim Brudziński określił demonstrantki jako "dzicz".

Zdarzenie obudziło też odruch solidarności z Magdaleną Ogórek w środowisku dziennikarzy niezależnych, przy czym opisywano je niekiedy z przesadą. Dominika Wielowieyska stwierdziła, że "miało cechy linczu", Wojciech Czuchnowski (oboje z "Wyborczej") wystosował nawet list otwarty do Elżbiety Podleśnej "Nienawiść to droga do zła".

Przede wszystkim do wiadomości red. Czuchnowskiego z „Gazety Wyborczej”

Wczorajsza wieczorna demonstracja pod siedzibą TVP uruchomiła cały mechanizm dziwnych, ale jakże w zasadzie oczywistych, rzeczy. Protest przeciwko nienawiści i propagandzie Telewizji Publicznej obywa się od wielu dni, choć dopiero ostatniego dnia demonstracja przybrała wyraźny charakter, polegający na fizycznym, krótkim, przyblokowaniu wyjazdu red. Ogórek. Niczym innym te protesty się nie różniły. Zawsze była to próba rozmowy z propagandzistami, raczej godnościowy nastrój i nadzieja, że hasło „bierność jest przyzwoleniem” dotrze do pracowników Telewizji Polskiej.

Zatrzymana na ułamek chwili red. Ogórek napisała na twitterze, że była opluwana przez demonstrantów, jej samochód został porysowany, że była szarpana. Tę wiadomość bezrefleksyjnie przyjął Adrian Zandberg, pisząc o „zbydlęciałym” proteście. Potem list do organizatorki, Eli Podleśnej, autorstwa Czuchnowskiego, artykuł potępiający przemoc w Newsweeku, setki tweetów i postów, że to skandaliczny protest był. KOD ramię w ramię z Brudzińskim potępia, TVN ramię w ramię z TVP pisze o wulgarnych hasłach, wandalach i przemocy.

Tym wulgarnym hasłem miała być treść jakże obscenicznej naklejki o treści: „TVP łże” czy okrzyki „wstyd” i „kłamczucha”. Strach red. Ogórek, która została osaczona przez demonstrantów, przez który Czuchnowskiemu zrobiło się żal „kruchej pani” nie jest jednak widoczny na żadnym zdjęciu ani na filmie. Widać tam raczej ubawioną policją redaktorkę prorządowej telewizji i jej ironię „co mi zrobicie”. Jeżeli cokolwiek można orzec o „osaczonej” redaktorce, to to, że czuje się i pozuje jak gwiazda wątpliwej jakości. Strach natomiast odczuwać mogą jedynie demonstranci, na których świętą nagonkę rozpoczęło, co oczywiste, TVP i potem media liberalne oskarżające ich o przemoc. Stali się oni celem ataków zarówno prawicy, jaki i liberalnej strony oraz internetowych trolli czy kiboli. Ci ostatni grożą im gwałtem, pobiciem, zabójstwem. Ale czy to ci demonstranci używali wulgarnej przemocy? Na czym ona miałby polegać? Nie mam pojęcia, nigdzie jej nie widzę.

Widzę natomiast, jak tweet dumnej z siebie Ogórek jest przeklejany przez absolutnie wszystkich, widzę jak, pod zarzutem „mowy nienawiści”, wszyscy wieszają psy na protestujących, których jedyną przewiną jest to, że mieli odwagę demonstrować pod siedzibą siejącej od kilku lat nienawiść TVP. Ich siedziba jest idealnym miejscem nacisku na władzę, gdzie stanęła wczoraj grupa osób i gdzie nie stało się nic złego, a stało się wiele dobrego. Efekt? Spirala dezinformacji (że napluli, a nie napluli), manipulacji i obrona rządowej TVP, która jest odpowiedzialna za rasistowską, homofobiczną i nacjonalistyczną szczujnię. Jedynymi poszkodowanymi, wbrew temu, co myśli Czuchnowski, są demonstranci i demonstrantki, które znalazły odpowiednie miejsce do wyrażenia gniewu, jaki zbiera się od dawna.

Brudziński, który na tweeterze napisał, że „wyrazy współczucia dla red. Ogórek” i że nie rozumie dlaczego policjanci KSP nie reagowali, dlatego polecił w trybie pilnym analizę materiału operacyjnego, stanowi esencję tego problemu. (Gwoli przypomnienia, ministra Brudzińskiego nie oburzyło, że ta sama Elżbieta Podleśna była kopana przez neonazistów 11 listopada, że Klementyna Suchanow leży na operacyjnym stole, że Dawid Winiarski leży obity w szpitalu, choć te były ugruntowane w faktach i rzeczywistości, w przeciwieństwie do „ataku na Ogórek”). Policjanci reagowali — znieśli protestujących z ulicy. Czego minister może chcieć jeszcze wobec tak pokojowej demonstracji? Są to praktyki, które podlegają pod kodeks wykroczeń i zdarzają się na wielu demonstracjach. Sprostowania wymaga tylko to, że nikt nie pluł. A — moim zdaniem, nie mogę wypowiadać się za demonstrantów — nawet gdyby ktoś splunął pod nogi dziennikarce TVP, to nie budziłoby to mojego sprzeciwu. Ministra, jak i „profesjonalne” liberalne media, obchodzą jednak fake newsy lub podgrzewana atmosfera ataku, a nie bezpieczeństwo demonstrantów, wobec których kierowane są groźby karalne (gwałt ze szczególnym okrucieństwem, zabójstwo, trwałe okaleczenie). PRZYKŁADY A do domu jednej z organizatorek przyszła policja ekspresowo (czyt. nadgorliwie) wręczając wezwanie na przesłuchanie, które miało odbyć się za dwie godziny. Pan Czuchnowski może czuć się spełniony, że oto i minister przychylił się do jego oburzenia obywatelskiego.

To, jak media wykreowały „atak” budzi moją niezgodę, zarówno jako aktywisty, jak i publicysty. Nie jestem w stanie uwierzyć, że Gazeta Wyborcza publikuje „List otwarty do Pani Elżbiety Podleśnej” . Nie jestem w stanie uwierzyć, że portal „na Temat” publikuje newsa zatytułowanego „Ogórek zaatakowana przed TVP. Opozycja i dziennikarze potępiają atak”. Jaki atak? To był zwykły protest, taki jakich w Polsce sporo. Nikt nawet nie dotknął red. Ogórek. Ale, jak widać, odwaga głoszenia prawdy demonstrantów zabolała i prawica w jednym chórze z liberalnymi mediami starają się wykreować jakiś dantejski obraz zwykłego i niezwykle pożytecznego protestu. Dalej, „Newsweek” i artykuł „Magdalena Ogórek zaatakowana pod TVP. To nieakceptowalne, wykluczające z debaty i mające cechy linczu”. I nagle znika całe zło TVP, za wszystko obwinieni są Ci, którzy stoją w mrozie z prawdą wypisaną na kartonach. Kto kogo wyklucza, kto komu robi lincz?

Mój przyjaciel, kiedy zapytałem go w dniu ataku na prezydenta Adamowicza, „i co teraz”, odpowiedział, „trzeba uważać, będą teraz szukać ofiary wśród swoich”. Jedyna rzecz, jaką zalecam to porównanie nagłówków o ataku na Pawła Adamowicza i rzekomym ataku na Magdalenę Ogórek. To jest przerażające, to jest obrzydliwe.

Jeżeli zwykły protest prowokuje do słów „nienawiść to droga do zła”, jak pisze Czuchnowski, to przegraliście. My dalej będziemy prawdą zło zwyciężać.

Szanowni moralizatorzy i pouczacze! Wstydźcie się!

Ewa Borguńska·Poniedziałek, 4 lutego 2019 (WPIS NA FB)

Nie spałam całą noc z soboty na niedzielę i dziś nie śpię drugą. Nie z powodu wyrzutów sumienia. Z powodu tego co się stało na FB i Twitterze jak tylko Magdalena Ogórek (dalej M.O.) wróciła do domu i ćwierknęła (127 tys. zasięgu). Z powodu krzywdy jaka została wyrządzona kilku osobom przez głupotę i nadgorliwość.

Prawdopodobnie pierwsza podchwyciła tę “skandaliczną” wiadomość z tego uznanego w swej wiarygodności źródła znana dziennikarka Dominika Wielowieyska (112 tys. zasięgu). Zaraz potem objawił się wzorzec moralności opozycji obywatelskiej Jarosław Marciniak (nie oznaczę go, nie chcę mieć z nim nic do czynienia). Godna uznania koordynacja z jedną z głównych propagandystek TVP. A dalej już poszło „jak lawina”… .

Wielu znaczących polityków „opozycji” na wyścigi, paru rządzącej partii, dziennikarze mediów prywatnych obu plemion, prezes telewizji partyjnej, Rzecznik Praw Obywatelskich wywołany do odpowiedzi z samego rana też – wszyscy oburzali się, potępiali, odsądzali od czci i wiary uczestników protestu wobec tego co robi na ogólnopolskiej antenie M.O. Zasięgi setek tysięcy odsłon plus drugie tyle widzów i słuchaczy.

Bo kilkanaście osób wykrzyczało byłej kandydatce na Prezydenta RP z ramienia SLD i obecnej (w zasadzie nie wiem jak ją nazwać, bo przecież nie dziennikarką) redaktorce (?), polityczce propagandowej PiS głównie „kłamczucha”, „sprzedałaś się”, „wstyd”, „hańba”, „zatrudnijcie Dziennikarzy”. To ostatnie hasło powinno zacząć wybrzmiewać pod różnymi redakcjami. Np. Rzeczpospolita, jakoś ok. 7-8 rano opublikowała dość pokaźny artykuł oparty wyłącznie na twittach. Bez obecności na miejscu, bez kontaktu z zainteresowanymi. Na dobry początek niedzieli.

Ale dotyczy to także TVN, Polsatu, Gazety Wyborczej, Superstacji, TOK FM (którego dziennikarkę 22 stycznia ochrona TVP siłą wyprowadziła z budynku, a policja legitymowała uniemożliwiając wykonywanie pracy) i innych. Zrozumiałe politycznie wzmożenie moralne ministra Brudzińskiego przy wsparciu wszystkich powyższych, na czele z redaktorem Czuchnowskim (16,4 tys. zasięgu plus zasięg portalu GW) wystosowującym list publiczny do Elżbiety Podleśnej (może niech skupi się lepiej na Srebrnej, co? czy może to była rozprawka w ramach oddechu i relaksu?) poskutkowało tym, że kilkoro z protestujących dostaje w wiadomościach prywatnych groźby karalne i niewyobrażalny hejt.

Może zechcą porównać? Na to się oburzą? Na to co sami spowodowali? Poskutkowało także tym, że jeszcze tego samego dnia, w niedzielę, w domach kilkorga z protestujących pojawiła się policja z wezwaniem na w zasadzie natychmiastowe przesłuchanie. Jest wśród nich, oprócz Elżbiety np. Gabriela Lazarek, która od czasu samospalenia Piotra Szczęsnego prowadzi symboliczną pikietę na cieszyńskim Rynku. Zarzuty? Blokowanie przejazdu i nalepienie paru naklejek na samochód. Bo nic innego, co naruszałoby w jakikolwiek sposób nietykalność M.O. tam się nie wydarzyło. A nasza państwowa policja naprawdę potrafi być gorliwa. Parę dni wcześniej jednego z protestujących, który prywatnym sprayem malował hasło na prywatnym płótnie położonym na publicznym chodniku dwóch funkcjonariuszy powaliło na ziemię, przytrzymało kolanem i wykręciło ręce. Bo myśleli, że chce popełnić wykroczenie. Taka prewencja… A tu jakoś nie myśleli.

„Kilka dni wcześniej” to jest bardzo istotne sformułowanie. Ale może należałoby zacząć od początku. Od momentu gdy Jacek Kurski, w sposób budzący poważne wątpliwości co do legalności, został prezesem TVP i zaczął telewizję jako tako publiczną zamieniać w obecne szambo. To był początek 2016 roku. Potem był odwoływany, przywracany, takie hece sobie robi władza. Tak przy okazji... żądamy odwołania prezesa TVP. Inni demokraci, zwłaszcza dziennikarscy też? Bo jakoś słabo słychać.

Czystki personalne wśród dziennikarzy i redaktorów, których miejsca zajęli funkcjonariusze propagandy partyjnej, rekrutowani na uznaniowych zasadach, m.in. spośród Youtuberów, spowodowały dramatyczny spadek jakości oferty informacyjnej i publicystycznej, a częściowo także programowej. To skutkuje zmniejszeniem wpływów z abonamentu i reklam. Nie skutkuje zmniejszeniem gaż „gwiazd” propagandy. Spełnienie partyjnych oczekiwań jest więc zasilane nocą z budżetu państwa. Ostatnio 1.260.000.000 zł. Tak właśnie, jeden miliard dwieście sześćdziesiąt milionów złotych na partyjną propagandę opartą na kłamstwach, manipulacjach, półprawdach i przemilczeniach służących kreowaniu lub podtrzymywaniu atmosfery wrogości pomiędzy poszczególnymi grupami społecznymi, niechęci i pogardy do opozycji zarówno parlamentarnej, jak obywatelskiej, z podatków wszystkich obywateli, tych lepszych i tych gorszych.

„12. Protestuję przeciwko całkowitemu ubezwłasnowolnieniu telewizji publicznej i niemal całego radia i zrobieniu z nich tub propagandowych władzy. Szczególnie boli mnie niszczenie (na szczęście jeszcze nie całkowite) Trójki – radia, którego słucham od czasów młodości” – to punkt z Listu Zwykłego Szarego Człowieka, pana Piotra Szczęsnego, który dokonał dramatycznego aktu samospalenia 19 października 2017 roku. Zmarł dziesięć dni później – 29 października 2017 r.

Ten niewyobrażalny czyn nie spowodował żadnej refleksji. Machina nakręcania konfrontacyjnych nastrojów przez TVP nabrała szlifów. Media prywatne także nie są bez winy. Nieporadność w rozmowach z najgłupszymi nawet przedstawicielami partii rządzących, bagatelizowanie ważnych spraw a skupianie się na łapaniu za słówka, tolerowanie oczywistych kłamstw i jawnego chamstwa, lekceważenie ruchów obywatelskiego oporu – to grzechy niepisowskich mediów audiowizualnych. To współudział w rządowej propagandzie. To jest po prostu nieprofesjonalne.

W TVP, na antenach Programu 1 i 2, TVP Info i TVP Gdańsk w trakcie 2018 r. przygotowano 1733 wzmianki czy materiały na temat Prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Przeważnie nieprzychylne lub wręcz wrogie, podsycające nienawiść. I znów, media prywatne, również nie są bez winy. Konflikt Platformy Obywatelskiej z Pawłem Adamowiczem nie rozgrywał się bez ich udziału. Jednak skalą nie może się równać z tym co robił PiS. Średnio 5 razy dziennie, nie licząc powtórek i nie licząc informacji na portalach mediów “publicznych”, ukazywały się jakieś materiały na temat tego akurat samorządowego polityka, prezydenta jednego z dużych miast.

13 stycznia 2018 r. podczas Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, gdy rozpoczęło się tradycyjne „światełko do nieba” nastąpił zamach na życie prezydenta Adamowicza. Następnego dnia zmarł. Dzień przed Finałem w TVP1 pokazano ohydną, antysemicką twórczość plastusiową, a w dniu śmierci Prezydenta, w Wiadomościach totalnie zmanipulowany materiał o mowie nienawiści polityków wyłącznie opozycyjnych wobec PiS. Użyłam słowa „totalnie”, bo prezes na dwóch wieżach je lubi, jak każdy prezes, który dąży do władzy totalnej. Nawet relacje z pogrzebu były w powtórkach montowane w sposób manipulujący rzeczywistością, mający obrazem nadać inny sens wybrzmiewającym słowom. Takie “mrugnięcie okiem”.

W reakcji na to wszystko 17 stycznia o godz. 19.30 Elżbieta Podleśna po raz pierwszy stanęła na ul. Jasnej 14/16 pod wejściem do redakcji informacyjnych TVP. I od tego dnia była tam codziennie. Ona była zawsze, o 19.30. Wraz z nią czasem kilka osób, czasem tylko jedna, czasem kilkanaście. Te protesty nie mają formalnego organizatora, nie są przypisane żadnej formalnej czy nieformalnej inicjatywie obywatelskiej. Każdy przychodzi indywidualnie, na własną odpowiedzialność i własny rozum.

Tak, szanowni moralizatorzy i pouczacze. Protest ludzi, którym ciągle się chce, przeciwko kłamstwom TVP trwa już 18 dni. W tym okresie działy się różne rzeczy. Np. 22 stycznia (czyli 11 dni wcześniej) ochrona TVP z Solid Security brutalnie wyciągała ludzi z ogólnodostępnej części hallu budynku. Tak brutalnie, że trzeba było wezwać karetkę. Nota bene głównie do Elżbiety Podleśnej, ale Ela nie używa twittera (zero zasięgu). Czy pan Czuchnowski o tym wie? W tym okresie protestujący rozmawiali lub odbijali się od drwiących uśmiechów także z Błaszczakiem, Ziemcem, Adamczykiem i wieloma gośćmi i pracownikami TVP.

Byliście tam chociaż raz? Zdokumentowaliście, że obywatele nie tylko rano demonstrują swoją niezgodę na kłamstwa TVP? Nie wypada wam, bo jesteście „ważnymi” osobami, czy co? A pisać bzdury i kalumnie o wymyślonym przez M.O. pluciu, niszczeniu, przemocy, wulgaryzmach, wypada? WSTYDŹCIE SIĘ. Niektórym nawet filmu nie chciało się obejrzeć. Nie było was, więc nie wiecie, że zniecierpliwiony policjant podszedł w końcu do otwartego okienka „panienki” w BMW i powiedział jej, żeby przestała w końcu zajmować się swoim telefonem tylko zechciała jechać.

Może z twittera się dowiedzieliście, że paręnaście minut wcześniej współpracownik M.O. postanowił sobie zrobić „reportażyk wcieleniowy”, żeby udowodnić wiernym widzom TVP Info, jakie to bydło protestuje przed wejściem. Niestety prowokacja mu się nie udała i wszyscy zaczynali się już rozchodzić, gdy nagle wyszła z budynku M.O., zadowolona, rozsyłająca uśmiechy i całusy, bez grama obawy o swoje bezpieczeństwo. Nie będę snuć teorii spiskowych o przypadkowym zgraniu w czasie i kto do niej mówił “jesteśmy z panią”. Jesteście tacy dociekliwi i profesjonalni, że sami na pewno dojdziecie prawdy tak gorliwie jak gorliwie opluliście medialnie nas wszystkich.

Czy spotkanie protestujących z M.O. mogło przebiec inaczej? Być może. Państwo pouczacze i moralizatorzy przyzwyczajeni są do organizatora, sceny, mikrofonów, porządkowych. Może powiedzą kto i jakie miał wydać w nagłej sytuacji polecenie kompletnie niezależnym, spontanicznie zebranym ludziom? Gdzie się ustawić, kiedy, jak, czy ktoś ma coś mówić, czy nie, a jeśli tak to kto i co? Czego nie mówić, nie robić? Bo pani MO należała się specjalna oprawa (ponoć wyszła po bardzo udanej audycji… oglądaliście?), a nie zobaczenie tylnych świateł gdy już ustalimy co i jak. Wszyscy mieliśmy w sobie jedno, jak zawsze: nie wolno jej tknąć, nie wolno jej wyzywać, nie wolno niszczyć mienia. Nikt nie pluł, nikt nie rysował jej samochodu, nikt jej nie dotknął i nikt nawet nie blokował dostępu do samochodu. Miała dyskomfort? MIAŁA MIEĆ.

Co powinno się stać żeby to na pewno się nie wydarzyło? To proste: pani Magdalena Ogórek powinna przestać robić to co robi. Przestać kłamać, manipulować, podsycać nienawiść, obrażać. Powinna być zwolniona z pracy już w 2017 r. gdy jej antysemickimi wypowiedziami zajęła się Rada Etyki Mediów. I na to, że ciągle to robi powinniście się oburzać!

  1. Panie Adrian Zandberg, cytując Pana, “głupotą i zbydlęceniem” byłoby nazwanie pana kreaturą, dlatego ja się ograniczę tylko do stwierdzenia, że postąpił Pan ohydnie i wg mnie nie służy to zdobyciu popularności przez lidera marginalnie liczącej się partii. PS.2. Panie Wojciech Czuchnowski - oczekuję, że równie sążniście jak ją naznaczył przeprosi Pan Elżbietę Podleśną. Przede wszystkim za brak kontaktu z nią przed napisaniem tego dzieła.

PS.3. Od polityków, wśród nich choćby pani Małgorzata Kidawa-Błońska, pana Tomasz Siemoniak czy pani Barbara Nowacka nie oczekuję niczego. Dlaczego Wy i “Wasi” dziennikarze nie grzmieliście tak donośnie gdy ONRowiec uderzył Włodka Ciejkę pięścią w twarz, gdy ten relacjonował faszystowską demonstrację w 2017 pod warszawską siedzibę KE i policja nie reagowała? Dziś przypomniał tę sytuację. Bo nie ma ponad 120 tys. obserwujących na Twitterze? Czy, że nie jest “kruchą blondynką”?

Dlaczego nie grzmieliście gdy prokuratura umorzyła postępowanie przeciwko faszystom za pobicie 14 kobiet z mostu? Będziecie na ich procesie, w którym to one są oskarżone, a jedną z nich jest Elżbieta Podleśna? 13 lutego, w sądzie na Marszałkowskiej. Nie jesteśmy dla Was wygodni i skorzystaliście z okazji żeby “udowodnić”, że ci, którzy czegoś od Was wymagają są niepoważni (nie zacytuję Was). Jak PiS. Myślicie, że pozyskacie tym wyczynem jakieś głosy? Ha ha ha. To w zasadzie jest jakiś “sukces” demonstrantów, że opozycja zawarła sojusz z rządem, media partyjne z prywatnymi. Przeciw obywatelom. Przeciw Biedroniowi też chętnie byście się sprzymierzyli, czyż nie?

Przecież ciągle macie żal, że PiS jakoś słabo, albo wcale nie atakuje Biedronia. Niby osobno, a jednak pod rękę by się chciało w tej sprawie, bo sami możecie nie dać rady. No bo co Wy poczniecie gdy (hipotetycznie) zdarzy się, że Wiosna zdobędzie tyle mandatów, że trzeba będzie z nią współrządzić w koalicji, bo sumując uzyskacie większość? Opozycyjność jest taka wygodna. WSTYDŹCIE SIĘ.

Odżegnywali się też politycy opozycji. Adrian Zandberg z partii Razem pisał o "głupocie i zbydlęceniu", przy czym przyjął - za Ogórek - wersję o opluwaniu samochodu.

OKO.press poprosiło uczestniczki protestu o przedstawienie swojej wersji, zwłaszcza, że w sobotę 2 lutego informowaliśmy o protestach pod TVP, które skupiły się na osobie Krzysztofa Ziemca. Prawicowe media zarzucają nam, że tym tekstem Agaty Szczęśniak "promowaliśmy autorki ataku na Magdalenę Ogórek".

Poprosiliśmy też o opinię Adama Bodnara, Rzecznika Praw Obywatelskich.

Przeczytaj także:

Bodnar: Przekroczona została granica bezpieczeństwa

Rzecznik Praw Obywatelskich mówi OKO.press:

"W trakcie manifestacji nie jest dopuszczalne zagrażanie fizycznemu bezpieczeństwu adresatów protestu.

Kiedy przekraczamy tę granicę i powodujemy po drugiej stronie lęk, protest przestaje być już pokojowy. Tymczasem Konstytucja gwarantuje wolność jedynie pokojowych zgromadzeń.

Istnieje taka forma protestu jak sit-in, czyli blokowanie. Tego rodzaju protest miał miejsce na przykład przed Sejmem w trakcie tzw. kryzysu parlamentarnego w grudniu 2016 roku. Wczorajsza sytuacja jednak zasadniczo różniła się od tamtej.

Sejm był wtedy zabezpieczony przez policję, która miała możliwość pokojowego rozwiązania blokady. I nikt nie miał specjalnych pretensji, że to zrobiła. Na tym polega ta forma protestu: używamy w nim własnego ciała i godzimy się na to, że w miarę delikatnie zostaniemy wyniesieni.

Tymczasem przed budynkiem TVP policji było niewiele. Prawdopodobnie zbyt mało, by zapewnić dziennikarce poczucie bezpieczeństwa. Trzeba też postawić pytanie, czy obecni tam policjanci właściwie wypełnili swoje obowiązki.

Poza tym, w tym przypadku blokowanie dotyczyło nie urzędnika państwowego, tylko dziennikarki.

Niezależnie od oceny ich działalności, dziennikarzom co do zasady należy się szczególna ochrona, ponieważ są narażeni na krytykę i szykany ze strony współobywateli lub władzy.

Korzystanie z pokojowej manifestacji nie powinno też ingerować we własność prywatną. Niedopuszczalne jest naklejanie żadnych rzeczy na samochód czy uszkadzanie go.

To nie znaczy, że nie można protestować przeciwko efektom pracy dziennikarzy, ale ważna jest forma. Nie może ona zagrażać ich bezpieczeństwu".

Joanna Gzyra-Iskandar: Wyglądało to zupełnie inaczej

Na sobotniej manifestacji było w sumie 30-40 osób, ale w otaczaniu samochodu brało udział może kilkanaście osób. Policjantów było zdecydowanie więcej. Nic mi nie wiadomo o przepychankach, opluwaniu czy rysowaniu auta. Wyglądało to zupełnie inaczej.

Ogórek rzeczywiście wychodząc z budynku TVP natknęła się na osoby demonstrujące z kartkami i wykrzykujące hasła, dotyczące m.in. obojętności na zło. Zauważyłam, jak szła do samochodu.

W około 10 osób ruszyliśmy w stronę jej auta. Skandowaliśmy "Wstyd!" i "Hańba!". Pojawiło się też "Kłamczucha" i "Sprzedajna kłamczucha", co zostało odebrane jak jakaś niewyobrażalna obraza.

Jest to dla mnie trudne do pojęcia. Akurat "kłamczucha" wydaje mi się słowem dość adekwatnym. My ten samochód obstąpiliśmy z różnych stron, była tam też policja.

Wyjeżdżała po trochu, ludzie się rozstępowali, policja nas przeganiała. Policjanci nie uprzedzali o użyciu środków przymusu bezpośredniego. Kiedy chciała ruszyć, kilka osób siedziało i stało przed maską samochodu.

Sam ten sit-in jest uznawaną na świecie formą protestu.

Też tam siedziałam i bez uprzedzenia zostałam usunięta przez policję. Zdołaliśmy się oswobodzić i usiąść jeszcze raz, ale pani Ogórek zdołała odjechać. Cała sytuacja trwała może 5 minut. Nie doszło do fizycznego zagrożenia.

Kilkoro demonstrantów chodziło też po przejściu dla pieszych kilkadziesiąt metrów dalej, przy pierwszym skrzyżowaniu. Oni też zostali usunięci przez policję. Nie myślę, żeby doszło do jakiegokolwiek zniszczenia mienia. Naklejki zauważyłam dopiero, jak samochód odjeżdżał.

Jestem zaskoczona, że rozpętała się afera na całą Polskę.

Nie wydaje mi się, żeby wydarzenie miało znamiona linczu. Padło dużo słów na wyrost. Ktoś nieadekwatnie to skomentował i wywołało to spiralę, lawinę kolejnych komentarzy.

Elżbieta Podleśna: Zaoczny wyrok mediów

Elżbieta Podleśna napisała na Facebooku: „Tak, »napadliśmy« na Magdalenę Ogórek. Odprowadziliśmy ją do samochodu. Pokazywaliśmy jej kartki z hasłami. Obkleiliśmy jej samochód łatwo usuwalnymi nalepkami. Kilkoro z nas siadło na ziemi, by dłużej musiała patrzeć na napisy.

Nie wiem, czym różni się Ogórek od Ziemca, Kuchcińskiego czy Kaczyńskiego. Nie wiem, w czym polityczka i dziennikarka opresyjnego medium jest różna od agresywnego policjanta. Nie, nie mam wyrzutów sumienia. Bo jedyne, co mam do dyspozycji, to mój głos, moje ciało i moja niezgoda. Nie mam kamer ani szpalt, którymi mogłabym docierać do ludzi”.

W rozmowie z OKO.press Elżbieta Podleśna dodaje: Nikt pani Ogórek nie dotykał, ale na pewno miała dyskomfort.

I o to chodziło w tym proteście, żeby wzbudzić dyskomfort tych, którzy cynicznie tworzą codziennie kłamstwa. Ten gniew uważam za słuszny, zewsząd słyszę, że miliony obywateli czują ten gniew, ale jakoś tłumów protestujących nie było.

Kiedy pani Ogórek ruszyła samochodem w stronę osób siedzących na jezdni nie czekając aż policja ich usunie, krzyknęłam "Spieprzaj paskudna babo" i tych słów mogę się wstydzić, ale nie okrzyków "Wstyd" czy "Kłamczucha".

Kiedy pod Sejmem tłum otoczył w lipcu 2018 Kornela Morawieckiego, interweniowałam, bo zobaczyłam strach na jego twarzy, rozerwałam krąg, który go otaczał, bo wisiała w powietrzu agresja. Tutaj takiego zagrożenia nie było, policja panowała nad sytuacją, pani Ogórek nawet nie zamknęła okna.

Podniosło się straszne oburzenie. Jakoś nie słyszałam tych protestów, gdy ochroniarze TVP rzucali nami o ziemię [po interwencji ochrony TVP 22 stycznia trzeba było do Elżbiety Podleśnej wezwać karetkę -red.]. Podobnie jak w poprzednich dniach

nasz sobotni protest nie wzbudził zainteresowania mediów, a szkoda, bo dziennikarze mogliby zobaczyć na własne oczy, jak to wyglądało. A tak to media wydały wyrok zaoczny.

Zaczął się ostry hejt. Właśnie [w niedzielę o 22.00 - red.] policzyłam: mam na messengerze ponad 200 wiadomości typu: "mamy cię", "gdzie ty k... mieszkasz", "bandytka, co napada na ludzi wychodzących z pracy", "podła suka", "mam nadzieję, że szybko zdechniesz na raka. Krzyś z Poznania", "jesteś badziewiem, co wiecznie warcholi na ulicach Polski".

Iwona Wyszogrodzka: Nie wykroczyliśmy poza granice

O 21.00 zgodnie z zapowiedzią protest się zakończył. Większość z nas się rozeszła. Zostało kilkanaście osób. Pani Ogórek mnie minęła wychodząc szybkim krokiem, machając ręką i (jak w poprzednich dniach ) rozsyłając dłonią całuski w stronę protestujących i do kamery VideoKOD-u.

Chwilę później usłyszałam skandowanie zza rogu ulicy. Protestujących było 10 osób (policzyłam to), policjantów 12. Nakleiliśmy 10 wlepek, z tego pięć moich. Ludzie krzyczeli "Kłamczucha" i "Wstyd", żadnych wulgarnych haseł.

Nie stało się nic skandalicznego, nie można mówić o zaszczuciu, nie wykroczyliśmy poza granice normalnego protestu przeciw kłamstwom TVP .

Być może Ogórek czuła się zagrożona, ale mój impuls, by chronić pojedynczą osobę, wokół której jest więcej krzyczących osłabł, gdy zobaczyłam jak rozmawia z protestującymi przez otwarte okno, uśmiecha się i kręci tę rozmowę komórką. Nie traciła głowy.

Policja utworzyła szpaler, przez który przejechał samochód Ogórek. Dwukrotnie zatrzymała się przed przejściami dla pieszych. Za każdym razem przybywało naklejek na jej samochodzie z napisem "TVoja wina".

To, że Brudziński nazywa protestujących hołotą, dziczą i chuliganami, mnie nie rusza. Nazywał nas tak także, gdy staliśmy w milczeniu z różami na miesięcznicach.

Żeby było jasne - nie jestem zadowolona, że doszło do tak długiego utrudniania wyjazdu Magdalenie Ogórek. Jestem trochę zła, że temu nie zapobiegłam, choć i tak naraziłam się kilkorgu protestującym.

Ale ta sytuacja nie eskalowała. "Kłamczucha" nie zmieniła się w wyzwiska, nikt Ogórek nie dotknął, a naklejki z samochodu zdjęła na kolejnych światłach.

To nie jest moja ulubiona forma protestu. I nie zgadzam się na wiele okrzyków czy zachowań. Jednak nie zgadzając się - nie odchodzę - tylko się im przeciwstawiam. Będąc tam - kilka z nich powstrzymałam, kogoś, najłagodniej jak umiałam poprosiłam, aby nie robił tego, co robi. Będąc tam miałam choć minimalny wpływ na dobór haseł, które skandowano po jednej ze stron budynku. Na kilka nalepek, które zniknęły.

Od redakcji OKO.press. Zanim uderzymy w spiżowe tony

OKO.press systematycznie informuje o akcjach protestacyjnych, blokadach, kontrdemonstracjach, pikietach (co media prorządowe opisują jako promowanie oporu. Robimy to także dlatego, że te akcje - prowadzone przez małe grupy ludzi zdeterminowanych, którym trudniej niż innym pogodzić się z autorytarnymi rządami i ich propagandą - są często lekceważone przez niezależne media. Bo są "nudne", bywają "niegrzeczne", "histeryczne" itp.

Tymczasem ci właśnie aktywiści i aktywistki są naszym obywatelskim sumieniem, kiedy stają w kilka osób naprzeciw tłumu narodowców, kiedy ganiają się z wojskiem podczas nocnych ekshumacji ofiar smoleńskich, kiedy wieszają dziecięce buciki na bramach biskupich rezydencji.

Łatwo krytykować ich formy działania pozostając w sferze komfortu. Tymczasem aktywiści i aktywistki są bici, szarpani, nachodzeni przez policję.

Trudno jest nakreślić granicę między dopuszczalną a niedopuszczalną forma protestu. Czy elementy tego akurat sit-in naruszały jakieś granice? Policjantów było więcej niż demonstrantów i radzili sobie z uwalnianiem drogi.

Czy zatrzymywanie samochodu Magdaleny Ogórek, która jechała z jednego propagandowego programu na drugi, jest niedopuszczalne? Czy zawstydzanie pracowniczki aparatu propagandy jest niebezpieczną formą agresji? Czy trzeba bronić dziennikarskich praw Magdaleny Ogórek? Czy ona jest dziennikarką?

Było mi przykro patrzeć na zdenerwowaną kobietę w aucie otoczonym przez demonstrantów. Zgadzam się, że lepiej byłoby pokazać jej kilka haseł, wykrzyczeć parę słów prawdy i dać odjechać w spokoju. Ale ona jest kłamczuchą i zawstydzać nas wszystkich powinno, że taką mamy telewizję publiczną. A zanim uderzymy w spiżowe tony potępienia należałoby sprawdzić, jak to naprawdę wyglądało. [Piotr Pacewicz]

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze