W sobotę, po trzech dniach masowych protestów na ulicach polskich miast, trzydziestu dwóch prawicowych dziennikarzy zabrało głos w obronie rządu. Zaapelowali by „nie dać się po raz kolejny oszukać zawodowym kłamcom”, którzy próbują „destabilizować życie polityczne” i chcą „zanegować demokratyczne wybory”
Same tuzy niepokornego dziennikarstwa: jest wśród nich m.in. prezes SDP, prezes radiowej jedynki, autorka „Resortowych dzieci”, poeta żartowniś Marcin Wolski, papież Terlikowski, dystyngowany naczelny „Do Rzeczy”, radykalny naczelny „Gazety Polskiej” i refleksyjny Pospieszalski. Brakuje tylko braci Karnowskich.
Obraz sytuacji przedstawiony przez nasz dziennikarski Olimp nie jest nadmiernie oryginalny, raczej taki zestaw cytatów z pisowskich przekazów dnia. „Silne grupy biznesowe i polityczne”, z których ”wiele wywodzi się nawet z aparatu bezpieczeństwa”, chcą odzyskać swoje wpływy i dyktować narodowi co ma robić. Do zawodowych kłamców, którzy wspierali cenzurę informacji o smoleńskiej tragedii, wyrzucanie z pracy i inwigilację niepokornych dziennikarzy, „dołączyli teraz funkcjonariusze służb komunistycznych”.
Nazwisk złoczyńców nie wymieniają, ale ja się na pewno załapię. Z „Gazety Wyborczej”, a i pani Kania napisała w „Resortowych dzieciach”, że miałem teścia prokuratora. Ze służbami też miałem wiele kontaktów.
I co ma zrobić „zawodowy kłamca” po takim apelu? Przecież prostowanie tych wszystkich bredni nie ma żadnego sensu. Często na z spotkaniach z KOD-em pytają mnie jak nam się tak wiele w KOR-ze, w latach 70. udało wywalczyć? Nie pytajcie, mówię, wam jest trudniej. Wtedy po drugiej stronie nikt już w sukces PRL-u nie wierzył, teraz macie przeciwko sobie ludzi przekonanych, że jesteście komunistami, ubekami i złodziejami. Widziałem ich twarze 13 grudnia, była w nich prawdziwa nienawiść.
Zagadał do mnie w tym marszu sympatyczny, utykający mężczyzna. Opowiedział mi o swoim grudniu 81. Miał 19 lat złapali go z ulotką i posadzili na Rakowieckiej. - Siedziałem trzy miesiące z Janem Józefem Lipskim i to były najważniejsze rozmowy w moim życiu – mówił. – A teraz krzyczą na mnie „ubek”. Takich ludzi spotykam ciągle w KOD-zie. Może działacze klubów „Gazety Polskiej”, którzy wyzywali nas 13 grudnia na ul. Kruczej tego nie wiedzą, ale sygnatariusze apelu przeciw „zawodowym kłamcom” już tak. Buszują po naszych teczkach, wiedzą kiedy i ile każdy w PRL-u przesiedział. I to im nie przeszkadza krzyczeć do nas „precz z komuną”.
Nie wiem więc jak odpowiedzieć moim prawicowym kolegom po fachu. Pójdę lepiej pod Sejm, tam się przynajmniej na coś przydam.
Komentarze