0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Wlodek / Agencja Wyborcza.plJakub Wlodek / Agenc...

„Agresja na Ukrainę jest niedopuszczalną zbrodnią” – 30 białoruskich organizacji w Polsce deklaruje wsparcie dla Ukrainy i prosi media o tłumaczenie sytuacji Białorusi. – Obserwujemy coraz więcej ataków na Białorusinów, nie chcemy eskalacji – mówi Alina Koushyk, dziennikarka Belsat TV.

Tuż po inwazji Rosji na Ukrainę Aleksander Łukaszenka zapewnia, że Białoruś nie przyłączy się do rosyjskiej „operacji wojskowej”. Jednak we wtorek 1 marca ukraiński parlament potwierdził, że wojska Białorusi wkroczyły do Czernihowa. Stosunki białorusko-ukraińskie są coraz bardziej napięte, również w Polsce.

- Przebijanie opon w samochodach, ataki słowne, wysyłanie obraźliwych wiadomości z napisami „Czy twoje dziecko to mięso armatnie?”, napady na kierowców tirów, odmowa zatrudnienia – Alina Koushyk wylicza przypadki agresywnych zachowań, które w ostatnich dniach spłynęły do białoruskich dziennikarzy w Polsce.

Alina jest też współzałożycielką Centrum Białoruskiej Solidarności. - Skala jest coraz większa, wczoraj otrzymałam prawie sto wiadomości o atakach na moich rodaków, nie tylko w Polsce, ale i Słowenii, w Londynie, a nawet w egipskim kurorcie. W Londynie zepchnięto Białorusina, który chciał przemówić na antywojennym wiecu. Ludzie, którzy mają firmy IT, tracą kontrakty. Rodacy mówią, że boją się pokazywać białoruskie paszporty. Boimy się, że napięcie będzie eskalować. Z tego powodu 30 organizacji białoruskich wystosowało apel w trzech językach. Deklarujemy nasze wsparcie dla Ukrainy, prosimy o pokój – wyjaśnia Koushyk.

W apelu czytamy: „Bracia Ukraińcy! Zawsze wspieraliśmy Wasze dążenia do życia w demokracji i pokoju we własnym kraju. I nigdy nie przestaniemy tego robić! Byliśmy, jesteśmy i będziemy Was wspierać i walczyć z Wami o silną i demokratyczną Ukrainę! Przecież zjednoczona Ukraina to także niepodległa Białoruś i bezpieczny świat! (…) Stanowczo też przeciwstawiamy się określaniu działań samozwańczego reżimu Łukaszenki jako działań „białoruskich”. My, obywatele Republiki Białoruś, różnych narodowości, dokonaliśmy wyboru w 2020 roku, a Łukaszenka stracił prawo reprezentowania swojego państwa. Również my, Białorusini – polscy obywatele, nie zgadzamy się z takim obrazem naszego narodu!”

Pod apelem podpisały się m.in. Fundacja Białoruś 2020, Związek Białoruski w RP czy Białoruskie Zrzeszenie Studentów.

Alina dodaje: - My od początku wojny pomagamy Ukraińcom jak możemy, szukamy mieszkań, transportu. Od poniedziałku w naszym Centrum ukraińskie matki będą mogły zostawić pod opieką swoje dzieci, mamy już trzy grupy. Większość z nas to uchodźcy polityczni. To oczywiste, że nie popieramy ani Łukaszenki, ani Putina! Dlaczego nie protestujemy w Mińsku? To nieprawda. Parę dni temu aresztowano 1000 osób, które wyszły głosować w referendum i przy okazji powiedziały, co myślą o wojnie. Babcia z wnuczką, która samotnie stała na placu z napisem „Stop wojnie”, od razu została zatrzymana. Dostała 1000 dolarów grzywny, ogromne pieniądze. Ciężko protestować w kraju totalitarnym, ale próbujemy – wyjaśnia Alina.

Białorusini w armii ukraińskiej
"Trzech moich białoruskich kolegów pojechało walczyć o Ukrainę. Jestem z nimi kontakcie. Dostali sprzęt, broń, ubrania, dotarli już do Kijowa". (Fot. Antos Cialeznikau).

Aleksiej: Koledzy Białorusini walczą za Kijów

Aleksiej mieszka w Polsce od ośmiu lat, jest uchodźcą politycznym. Uciekł z Białorusi przed represjami reżimu Łukaszenki.

Aleksiej: - Byłem ścigany z powodu kilkuletniej działalności opozycyjnej, pewnego dnia funkcjonariusze po prostu przyszli do mojego biura z karabinami. Trzymali mnie całą noc. W końcu stwierdzili, że nie jesteśmy zwierzętami, nie będziemy się zabijać. To był cud, puścili mnie. Wiedziałem, że to moja jedyna szansa na ucieczkę, przedostałem się do Polski.

W swoim kraju zostawiłem żonę w ciąży, rodzinę. W Warszawie mieszkam od ośmiu lat, jestem uchodźcą politycznym objętym międzynarodową ochroną. Ale reżim Łukaszenki nie dawał mi żyć nawet w Polsce, ścigali mnie przez Interpol. Ponad cztery lata meldowałem się na policji, miałem zakaz wyjazdu z Polski, ciągali mnie po sądach. Udało mi się jednak na nowo ułożyć sobie życie, mam drugą żonę, córeczkę.

Dziś posprzeczałem się na Facebooku z Ukraińcem, który na grupie dla osób poszukujących w Polsce pracy napisał Białorusinom „Idi na chuj”. Dowiaduję się też, że ktoś przebija opony w autach na białoruskich rejestracjach.

Z jednej strony rozumiem to, rozumiem lęk, strach czy niechęć. Chcę jednak powiedzieć, że my Białorusini wspieramy Ukraińców całym sercem, jesteśmy przeciwko Putinowi i Łukaszence, przeciwko wojnie.

Trzech moich kolegów kilka dni temu pojechało walczyć o Kijów. Wśród nich jest Wadim Prokopiew, znany polityk białoruskiej opozycji. Drugi z kolegów walczył za Ukrainę w 2014 roku w Donbasie. Trzeci pojechał na ukraińską granicę już dzień przed rozpoczęciem wojny, ale go nie wpuścili. Wrócił i mówił, że będzie próbował drugi raz, zostawił mi swoje rzeczy. Z Białorusi uciekł, bo miał problemy z KGB, zresztą też w 2014 walczył w Donbasie. Ostatnie trzy lata mieszkał w Polsce.

Pojechali we trzech i cztery dni temu udało im się przejść przez granicę, ale służby ukraińskie całą noc sprawdzały, czy nie są dywersantami. Jestem z nimi w stałym kontakcie. Dostali sprzęt, broń, ubrania, dotarli już do Kijowa.

Zebraliśmy dla nich pieniądze na kupno samochodu, bo w Ukrainie jest ogromny problem z transportem. Właśnie trwa przerzut tego auta. Co myślą Białorusini, którzy mieszkają w kraju? U nas są tylko propagandowe media. Gdy pokazano Ukraińców, którzy gołymi rękoma chcieli zatrzymać rosyjski czołg, media Łukaszenki podawały, że to ukraiński czołg, który mieszkańcy chcą zatrzymać w obronie Rosjan. Ale większość i tak wie, co się dzieje.

Była żona, która została w kraju, bardzo przeżywa wojnę. Koledzy dzwonią do mnie stamtąd i proszą o aktualne wieści, non stop przekazujemy informacje, żeby Białoruś wiedziała, co się dzieje. Z rodakami w Warszawie od tygodnia nie śpimy po nocach, pomagamy Ukraińcom.

Misha: Nasza Białoruś to teraz wielkie więzienie

Misha mieszka w Polsce od dwóch miesięcy, uciekł przed reżimem Łukaszenki. Najpierw był we Wrocławiu, informacja o wojnie zastała go w Warszawie. Ma 34 lata, dobrze zna Polskę, był tu wiele razy. Na Białoruś nie chce wracać.

Misha: - Dwa dni temu cały wieczór spędziłem na warszawskim komisariacie, ktoś zniszczył mój samochód zaparkowany na Saskiej Kępie. Auto jest porysowane nożem, ma przebite opony. Miałem jechać po znajomych Ukraińców na granicę, a teraz nie mam czym. Kto to zrobił? Nie wiem, nie będę zastanawiał się nad narodowością.

Policja chce sprawdzić monitoring, zanotowali, że skradziono mi białoruskie tablice rejestracyjne. Mają niby szukać sprawcy, ale wiadomo przecież, o co chodzi.

Na Białorusi zostawiłem rodziców i starszego brata, też planują wyjazd. W Mińsku w niedzielę przy okazji referendum wybuchły antywojenne protesty, brat brał w nich udział, został rozpoznany przez władze i ciągle dostaje wezwania na komendę. Oczywiście ani razu się nie stawił. Media Łukaszenki mają swoją wersję, ale my wiemy, co się dzieje. Wyjechałem z kraju do lepszego świata, Białoruś to jedno wielkie więzienie. W każdej chwili może ktoś po ciebie przyjść i zamknąć cię nie wiadomo za co. Na miesiąc, rok, dwa. Co to za życie? Uciekłem stamtąd.

Wiem, że to wszystko jest dla cudzoziemców bardzo skomplikowane, trudno zrozumieć te relacje. Ale proszę napisać, że 90 procent społeczeństwa białoruskiego nienawidzi Łukaszenki. Nie chwycą za broń i nie pójdą walczyć z Ukraińcami. Jeśli pójdą walczyć, to za Ukrainę.

Stanislav: Przez fake newsy Ukraińcy się mnie boją

Stanislav prowadzi w Toruniu firmę, która zajmuje się pośrednictwem pracy. Ma 29 lat. Zatrudnia Białorusinów i Ukraińców w sektorze budowlanym. Cały tydzień odbierał telefony od pracowników, którzy błagali, by pomógł im w organizacji przewozu ich rodzin z Ukrainy.

Stanislav: Pomagam cały czas, załatwiłem dla nich transport, hostele. W Polsce mieszkam już prawie 10 lat, skończyłem tu studia, stosunki międzynarodowe. Sprowadziłem też mamę, jest ze mną od czterech lat. Mam dziewczynę Polkę. Gdy Polacy pytają, jak mi się mieszka u was, to ja mówię: chyba u nas? Bo to mój kraj, mam polskie obywatelstwo.

Na Białorusi byłem w opozycji już jako nastolatek. Zanim skończyłem 18 lat, kilkanaście razy siedziałem w areszcie za działalność opozycyjną w Młodym Froncie. Bili mnie w areszcie pałami, kopali, do dziś mam zablokowany bark, zakrzepicę w ręce. Zaraz potem uciekłem do Polski. To bicie wydawało mi się wtedy najgorsze. Potem w 2020 roku dowiedziałem się od kolegów, którzy zostali w kraju, że w więzieniach zaczęli też gwałcić. Od tamtej pory mam takie motto, że zawsze może być gorzej.

Boli mnie, że wszędzie jest dezinformacja, fake newsy. Znam się na tym, pracowałem w podziemiu, więc od razu to rozpoznaję. Ukraińcy, którzy mnie przecież znają, nagle zaczęli się mnie bać, bo gdzieś się nasłuchali, że Białorusini mordują.

Musiałem to wszystko prostować. Źle dzieje się też na forach internetowych i grupach pośrednictwa pracy. Ktoś napisał, żeby z grup wyrzucać Białorusinów, wywiązała się awantura. Dziewczyna i mama boją się ostracyzmu, że może ktoś przyjdzie, napadnie na nas, zdemoluje biuro. Nie mam w sobie strachu, ze mną wystarczy krótka rozmowa. My Białorusini wiemy, czym jest reżim, ciężkie aresztowania, brak wolności. Wszyscy jesteśmy za Ukrainą.

Anna: Rozumiemy Ukraińców, też przeszliśmy przez piekło

Anna zakochała się w Polaku, którego poznała w Mińsku. Przenieśli się do podwarszawskiego Konstancina, wzięli ślub. Mają czteroletnią córkę. Dwa dni temu Annę zaatakowały Ukrainki, które spotkała w salonie masażu.

Anna: - Byłam na zajęciach z medytacji, prowadzą je koleżanki z Białorusi. Chciałam się trochę zrelaksować, bo ciągle oglądam te straszne wiadomości. Obok Ukrainki prowadzą salon kosmetyczny, usłyszały, że się śmiejemy. Wiedziały, że my Białorusinki. Wparowały do sali i zaczęły na nas krzyczeć, wyzywać. Bałam się, że któraś nas uderzy. Próbowałam je uspokoić, jakoś po ludzku porozmawiać, że wszyscy cierpimy, że my Białorusini też jesteśmy niewolnikami dyktatury.

Wszystko, co dzieje się teraz, bardzo przeżywam. Jestem fotografką, zajmuję się też aromaterapią. Od Polaków od początku czuję wielkie wsparcie, mieszkam tu już osiem lat.

Mam kontakt z rodziną na Białorusi, nikt tam nie chce wojny, wszyscy są załamani, że są w to wmieszani.

Mówią, że są planowane jakieś antyukraińskie prowokacje, boją się, że Łukaszenka wyizoluje kraj zupełnie. U nas wszystko jest możliwe. Moi przyjaciele z Białorusi to w większości ludzie z traumą, katowani w więzieniach, po gwałtach. Piszą mi, że to, co się teraz dzieje, wywołuje w nich najgorsze wspomnienia, a wciąż borykają się z tamtymi doświadczeniami. Dobrze rozumiemy Ukraińców, bo też przeszliśmy przez piekło. Marzymy tylko o pokoju.

Julia śni koszmar. Putin naciska na guzik

Anna martwi się o swoją przyjaciółkę Rosjankę. Julia od tygodnia cały czas płacze.

Julia: - Nie mogę sobie tego pomieścić w głowie. Nasi najbliżsi przyjaciele to Ukraińcy i Białorusini. Do Warszawy przeprowadziliśmy się z Rosji całą rodziną, mamy tu firmę. Mieszkamy już osiem lat, wychowujemy dwoje dzieci w wieku szkolnym.

Polska to wspaniały kraj, dobrze się tu czujemy. Wyjechaliśmy z Rosji, bo nie dało się tam spokojnie żyć. Wielu Rosjan popiera aktualne działania Putina, nie rozumieją tego, co się dzieje, nie potrafią przewidzieć konsekwencji.

W kraju mamy rodzinę, która wierzy w rzeczywistość kreowaną przez propagandę. Pocieszają się, że to nie pierwszy kryzys, że sobie poradzą. Putin zrobił wszystko przez ostatnie dwa lata, by zniszczyć wszystkie niezależne źródła informacji. Uwięził Aleksieja Nawalnego, dziennikarze opozycyjni wyjechali. Wczoraj przeżyłam dodatkowy cios. Padł ostatni symbol niezależności czyli Echo Moskwy, radio, które działało od 1990 roku. Smutny, historyczny moment. Nadawanie wyłączyli w momencie rozmowy o tym, ilu rosyjskich żołnierzy zginęło w Ukrainie.

Skąd Rosjanie czerpią informacje? Tylko z YouTube’a, Instagrama i Telegrama.

Dobiło mnie, gdy zobaczyłam, kto jest na tej wojnie. Chłopcy, którzy mają po 18, 20 lat, to jeszcze dzieci! Myśleli, że jadą na ćwiczenia. I już nie wrócą.

W Rosji nikt nic nie wie, nie ma danych osób zaginionych. Matki nie wiedzą, gdzie są ich synowie, ale propaganda działa w najlepsze. Wczoraj w szkołach rosyjskich tłumaczono dzieciom, że to nie jest wojna, że wszystko jest zaplanowane i dobrze się skończy. Są też nowe surowe kary: za organizację „masowych rozrób” do 15 lat więzienia, za udział w antyrządowych protestach do 8 lat.

Reakcja ludzi? Młodzi Rosjanie uciekają. Do Turcji, do Armenii. Teraz próbujemy przeprawić naszą kuzynkę do Gruzji, bo tam można zatrzymać się na dłuższy czas bez wizy. Czy boję się, że Putin naciśnie guzik? Boję się. To człowiek szalony. Mam wrażenie, że od tygodnia śni mi się najgorszy koszmar.

;

Udostępnij:

Iga Dzieciuchowicz

Iga Dzieciuchowicz (1983) – reporterka i feministka. Jej reportaże ukazują się m.in. w „Dużym Formacie”, „Tygodniku Powszechnym” i „Onecie”, jest też autorką 3 sezonu podcastu "Śledztwo Pisma". Laureatka nagród prasowych Festiwalu Wrażliwego, dwukrotnie nominowana do nagrody Grand Press.

Komentarze