Sprawa „podwójnego rocznika” w liceach i innych szkołach średnich – fatalnych warunków w przeładowanych szkołach oraz setek uczniów, którzy nie mogą znaleźć miejsca nie tylko w wymarzonej szkole, ale w żadnej – musiał trafić do „przekazu dnia” PiS. Politycy tej partii mówili bowiem w mediach o tym to samo i takim samym językiem.
„Samorządy od dwóch lat o tym doskonale wiedziały i przytłaczająca większość z nich sobie z tym znakomicie poradziła. Natomiast, jak zwykle, największe problemy ma kilka samorządów rządzonych przez wpływowych polityków opozycji”
– mówił w rozmowie z Dominiką Wielowieyską w TOK FM poseł PiS Łukasz Schreiber, sekretarz stanu w Kancelarii Premiera.
Jakie są główne argumenty PiS w sprawie „podwójnego rocznika”? Schreiber użył czterech:
- Miejsca są wszędzie poza kilkoma dużymi miastami, rządzonymi przez Platformę. Schreiber: „W Lublinie na tę chwilę mamy około 5600 absolwentów i ponad 13 tysięcy miejsc” (tak, ale często są to miejsca w szkołach o innym profilu niż wybrane przez uczniów, np. zawodowe);
- Kłopoty wynikają z tego, że prezydenci miast z PO nie potrafią zarządzać swoimi miastami;
- Nigdy nie było tak, żeby każdy mógł się dostać do takiej szkoły, do której chciałby (tak, ale nigdy nie było równie trudno);
- PiS zapowiadał likwidację gimnazjów w 2015 roku i Polacy wybrali ten program (ale nie wybrali bałaganu).
„Oni nie potrafią rządzić (…) tak jak koalicja PO-PSL nie potrafił rządzić” – mówił Mariusz Błaszczak, minister obrony, w „Sygnałach Dnia”.
Oficjalne stanowisko rządu wyraził na konferencji prasowej 15 lipca minister edukacji Dariusz Piontkowski:
Nie widzimy poważniejszego problemu z rekrutacją do szkół. Poszczególne samorządy przygotowały zdecydowanie większą liczbę miejsc niż jest absolwentów
fałsz. Fałsz. O miejsca w szkołach średnich ubiega się dwa razy więcej osób niż w 2018 roku
Na konferencji przedstawiano również urzędowe dane z niektórych regionów, z których wynikało, że miejsc w szkołach ponadpodstawowych jest więcej niż chętnych (np. w Białymstoku w pierwszym etapie rekrutacji nie dostało się 965 osób, a według danych kuratorium w szkołach jest 1,1 tys. miejsc). Pełne dane mają zostać podane 16 lipca.
Trzaskowski się broni
Tymczasem w samej Warszawie – jak pisaliśmy 7 lipca w OKO.press – do szkół średnich nie zostało jeszcze przyjętych nawet 7 tys. uczniów. W Krakowie – 2,5 tys., w Gdańsku – 1,2 tys.
„Współczuję rodzicom i uczniom w Warszawie” – tak problemy z rekrutacją szkół średnich w stolicy komentowała była minister edukacji, dziś europosłanka PiS Anna Zalewska, w rozmowie z reporterem radia TOK.FM.
Była minister edukacji twierdziła wówczas, że stres uczniów w Warszawie i ogromny bałagan są winą stołecznego magistratu, który przeprowadził źle rekrutację. W Warszawie jedno dziecko mogło składać dokumenty do dowolnej liczby szkół.
Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski napisał list do ministra edukacji z protestem, odbył z nim spotkanie (po którym obie strony pozostały przy swoim zdaniu), a 15 lipca w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” odpierał zdecydowanie zarzuty PiS.
Rozpoczęło się spotkanie Ministra Edukacji Narodowej @D_Piontkowski z Prezydentem https://t.co/gyX3Ywunbp. Warszawy Rafałem Trzaskowskim. pic.twitter.com/XaxkMco9e3
— Ministerstwo Edukacji Narodowej (@MEN_GOV_PL) July 10, 2019
„To bzdura, że można było się lepiej przygotować. Zrobiliśmy wszystko, stanęliśmy na głowie, żeby problemy zminimalizować. Już dwa lata temu zaczęliśmy ograniczać przyjęcia do renomowanych liceów, z myślą o tegorocznej rekrutacji.
Dla ponad 30 tysięcy absolwentów przygotowaliśmy 43 tysiące miejsc, więc statystycznie wszystko się zgadza. Problem w tym, że do warszawskich szkół aplikują także uczniowie spoza miasta, a my nie chcemy – i nie możemy – odbierać im możliwości nauki w renomowanej stołecznej szkole. Mówienie, że nie zrobiliśmy nic, jest bezczelnością”
– mówił Trzaskowski w „Rzeczpospolitej”. Powtarzał zarzut opozycji wobec PiS – że partia wysłała minister Annę Zalewską do Brukseli po to, aby ją usunąć z krajowej polityki i żeby wyborcy zapomnieli, kto jest odpowiedzialny za chaos w szkołach.
„Nieograniczony wybór w żaden sposób nie wpłynął na dostępność miejsc w szkołach, bo każdy kandydat liczony jest tylko raz” – dodawał prezydent Warszawy.
Trzaskowski zarzucał także rządowi PiS brak woli współpracy. Opowiadał, że renomowane liceum im. Mikołaja Reja (którego sam jest absolwentem) chciało wynająć dwie sale w Ministerstwie Cyfryzacji, w których mogliby mieć zajęcia uczniowie przyjęci do przepełnionej szkoły. Ministerstwo – jak mówił Trzaskowski – odmówiło. Warszawa do dzisiaj także nie wie, ile pieniędzy dostanie z budżetu na podwyżki dla nauczycieli, do których jest zobowiązana – a ich koszt od września wyniesie 130 mln złotych. „W praktyce większe pieniądze trafiają tam, gdzie mieszkańcy głosują na PiS” – oskarżał prezydent stolicy.
Propaganda PiS i rzeczywistość
Czy taktyka propagandowa PiS – polegająca na przerzuceniu winy za stres i niepewność uczniów na samorządowców z PO – okaże się skuteczna? Według najnowszego sondażu Kantar dla TVN24 i „Faktów” TVN 56 proc. Polaków uważa, że za problemy z rekrutacją odpowiadają przede wszystkim władze centralne. 25 proc. – że władze lokalne.
W wyniku zmian administracyjnych – likwidacji gimnazjów, przywrócenia ośmioletniej szkoły podstawowej – do pierwszych i drugich klas szkół średnich ruszyło aż 731 tys. uczniów i uczennic. To dwa razy więcej niż było w 2018 roku i będzie w 2020.
Samorządy wzięły na siebie finansowy i organizacyjny ciężar przygotowania większej ilości oddziałów w szkołach średnich, ale wiadomo było, że nie wszędzie będzie to możliwe.
Z raportu przygotowanego przez Rzecznika Praw Obywatelskich wraz z samorządowcami i dyrektorami wynika, że:
- znacząco wydłuży się czas pracy w szkołach, a to przełoży się na węższą ofertę edukacyjną. Szkoły, które będą działały w systemie zmianowym będą musiały zrezygnować w pierwszej kolejności z zajęć dodatkowych;
- w szkołach – jeszcze w większym zakresie niż do tej pory – może też brakować nauczycieli, szczególnie przedmiotów matematycznych, przyrodniczych i języków obcych;
- przepełnienie szkół zmniejszy dostępność pracowni przedmiotowych, sal gimnastycznych i przestrzeni socjalnych dla uczniów, a dla nauczycieli będzie oznaczać większe obciążenie i stres;
- uczniowie z mniejszych miejscowości i wsi będą mieli utrudniony dostęp do edukacji ze względu na niezmienną ilość miejsc w bursach;
- budżety samorządów już dziś są nadmiernie obciążone wyzwaniami edukacyjnymi, które stawia przed nimi rząd.
Więcej o problemach w szkołach średnich, które wygenerowała reforma pisaliśmy tutaj: