0:00
0:00

0:00

W czwartek rano, na kilka godzin przed rozpoczęciem szczytu Rady Europejskiej zrzeszającej szefów rządów państw UE, przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker poinformował przewodniczącego Rady Donalda Tuska, że brytyjscy i unijni negocjatorzy doszli do porozumienia w sprawie umowy określającej warunki wyjścia Zjednoczonego Królestwa z Unii.

Po zaledwie dwugodzinnej dyskusji, szefowie rządów państw członkowskich jednomyślnie zaakceptowali wynegocjowane porozumienie. W czasie konferencji prasowej Tusk i Juncker podkreślali, że choć dyskusje dotyczyły często bardzo technicznych aspektów, to celem UE były sprawy fundamentalne - ochrona praw obywateli unijnych oraz brytyjskich, a także zapewnienie trwałości procesu pokojowego w Irlandii.

Przewodniczący Rady Europejskiej zaznaczył, że nawoływał do poparcia umowy po tym, jak uzyskała ona jednoznaczną aprobatę premiera Republiki Irlandii Leo Varadkara. Wyjaśniając przełom, do jakiego doszło w ostatnich dniach, Tusk wymienił korektę pozycji negocjacyjnej Johnsona, który wyraził zgodę na wprowadzenie kontroli celnej pomiędzy Wielką Brytanią a Irlandią Północną.

Irlandzki szpagat

Zgodnie z umową zaakceptowaną przez szefów rządów państw członkowskich, granica pomiędzy Republiką Irlandii (członek UE) a Irlandią Północną (część Wielkiej Brytanii) pozostanie całkowicie otwarta, zarówno jeśli chodzi o przepływ osób, jak i dóbr. Nie zostaną wprowadzone żadne kontrole sanitarne ani celne.

Co to oznacza? Wszystkie unijne produkty będą dostępne w Irlandii Północnej na takich samych warunkach jak w reszcie wspólnoty.

Jednocześnie Irlandia Północna będzie integralną częścią brytyjskiego obszaru celnego. Będzie mogła korzystać z wynegocjowanych przez Zjednoczone Królestwo umów handlowych z państwami trzecimi, np. USA.

Na pierwszy rzut oka nowe rozwiązanie jest wewnętrznie sprzeczne.

Załóżmy, że Zjednoczone Królestwo podpiszę umowę handlową ze Stanami Zjednoczonymi, pozwalającą na preferencyjny import amerykańskiego mięsa. Jeśli Irlandia Północna należy jednocześnie do dwóch obszarów celnych, to firma operująca w Belfaście może wpierw sprowadzić amerykańskie mięso na podstawie przepisów zawartych w umowie handlowej z USA, a następnie wyeksportować je bez żadnych ograniczeń do krajów UE.

Taki proceder pozwoliłby obejść nie tylko potencjalne cła istniejące pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Unią, ale również różnice w wymaganiach sanitarnych, znacznie wyższych na rynku europejskim niż amerykańskim.

Dlatego choć Irlandia Północna oficjalnie przynależeć będzie do brytyjskiego obszaru celnego, to w praktyce powstanie granica celna na Morzu Północnym pomiędzy wyspą Irlandii i wyspą Wielkiej Brytanii. Produkty wysyłane z Wielkiej Brytanii do Irlandii Północnej będą poddawane kontroli celnej w brytyjskich portach. Cła i regulacje sanitarne nie będą dotyczyć jedynie produktów wysyłanych z Wielkiej Brytanii na użytek konsumpcji wewnętrznej w Irlandii Północnej. Techniczne aspekty mają być wypracowane przez wspólną brytyjsko-unijną grupę roboczą.

Symboliczne zwycięstwo Johnsona

W wyniku negocjacji ostatniej chwili rządowi Johnsona udało się więc doprowadzić do usunięcia kontrowersyjnego mechanizmu backstopu.

To rozwiązanie awaryjne, zgodnie z którym Zjednoczone Królestwo zostałoby w unii celnej z UE tak długo, aż obie strony nie znajdą rozwiązania gwarantującego zachowanie otwartej granicy na zielonej wyspie.

Johnson zawdzięcza swoje premierostwo poparciu skrajnych eurosceptyków, dla których wynegocjowana przez poprzednią premier Theresę May umowa była zbyt ugodowa. Usunięcie backstopu było głównym celem Johnsona i jego zwolenników, którzy widzieli w mechanizmie sposób na zatrzymanie Wielkiej Brytanii w unii celnej UE wbrew woli Londynu na czas nieokreślony.

Jednak mechanizm ustalony w nowej wersji umowy jest potencjalnie równie kontrowersyjny.

Boris przekracza Rubikon

Choć na konferencji prasowej po ogłoszeniu porozumienia Johnson był w doskonałym nastroju, to przyszłość wynegocjowanej umowy wisi na włosku. By osiągnąć sukces negocjacyjny, brytyjski premier poszedł na ustępstwa, które daleko odbiegają od oczekiwań koalicyjnej Demokratycznej Partii Unionistów (DUP).

Polityczna formacja z Irlandii Północnej, reprezentowana w Izbie Gmin przez 10 posłów, wyklucza wszelkie mechanizmy które mogą osłabić polityczne i gospodarcze więzi pomiędzy Belfastem a Londynem.

Arlene Foster, przewodnicząca DUP, ogłosiła, że nowa umowa wyjścia zagraża interesom gospodarczym Irlandii Północnej i nie znajdzie poparcia ze strony członków Izby Gmin należących do jej partii.

W toku negocjacji Johnson złagodził brytyjskie stanowisko nie tylko w kwestii granicy celnej pomiędzy Irlandią Północną a Wielką Brytanią, ale także w zakresie mechanizmu gwarantującego demokratyczną kontrolę Belfastu nad ustaleniami dotyczącymi zielonej wyspy.

W obecnej formie Zgromadzenie Irlandii Północnej (parlament regionalny dla Irlandii Północnej) będzie mogło zagłosować w sprawie zachowania wprowadzonych ustaleń po czterech latach od ich pierwotnego wprowadzenia, czyli najwcześniej pod koniec 2024 roku.

DUP domaga się, by Zgromadzenie mogło odrzucić mechanizm już teraz, jeszcze przed wprowadzeniem go w życie.

Bez poparcia ze strony DUP Johnson będzie miał problem z zebraniem wystarczającej liczby głosów w Izbie Gmin. Głosowanie odbędzie się w sobotę, co daje premierowi bardzo mało czasu na przekonanie koalicjanta do zmiany opinii.

Przeczytaj także:

Nowa-stara umowa

Nowemu premierowi Zjednoczonego Królestwa udało się doprowadzić do uzgodnienia nowej umowy brexitowej, choć w powodzenie jego misji nie wierzyli ani przedstawiciele Izby Gmin, ani szefowie rządów państw UE.

Boris Johnson jest często porównywany do Donalda Trumpa, z którym łączy go polityczny sojusz. To właśnie amerykański prezydent często podkreśla, że nikt nie negocjuje umów z takimi sukcesami jak on.

Nagły zwrot wydarzeń w sprawie Brexitu to jednak nie jest dowód na to, że Johnson jest niezrównanym negocjatorem, który zaskoczył wszystkich europejskich i brytyjskich polityków swoim geniuszem.

Przyjęta dziś umowa jest bardzo podobna do oryginalnej unijnej propozycji przedstawionej Zjednoczonemu Królestwu w maju 2018 roku.

To właśnie w niej znalazła się propozycja, zgodnie z którą Irlandia Północna pozostanie de facto w unijnym rynku wspólnym, a gwarancją jego integralności będzie wprowadzenie granicy celnej z Wielką Brytanią.

Theresa May uznała takie rozwiązanie za niedopuszczalne i podkreśliła, że „żaden brytyjski premier nie mógłby się na nie zgodzić”. Widać się myliła.

O wszystkim zadecyduje Izba Gmin

Johnston został premierem w lipcu, po tym, jak zagwarantował, że doprowadzi do wyjścia Wielkiej Brytanii 31 października bez względu na to, czy z umową z UE czy bez. Od początku jego strategia opierała się na założeniu, że łatwiej będzie doprowadzić do bezumownego wyjścia niż znaleźć porozumienie w tak krótkim czasie.

Podejście Johnsona uległo radykalnej zmianie, gdy inicjatywę we wrześniu przejęła Izba Gmin. Wpierw posłowie przegłosowali ustawę, która zmusza premiera do wystosowania prośby o przełożenie terminu wyjścia Wielkiej Brytanii z UE, jeśli do 19 października Westminster nie przegłosuje umowy brexitowej.

Następnie przedstawiciele Izby Gmin zaskarżyli decyzje premiera dotyczącą zawieszenia prac parlamentu na okres 5 tygodni. Sąd Najwyższy orzekł, że dekret Johnsona w tej sprawie był niezgodny z prawem.

Eskalacja konfliktu z Izbą Gmin zakończyła się bolesną porażką dla premiera. W jej obliczu jedynym scenariuszem, który dawał Johnsonowi nadzieje na wyjście Wielkiej Brytanii z UE w obiecanym terminie, było znalezienie porozumienia z Brukselą i europejskimi stolicami.

Wynegocjowana umowa to wyraz desperacji premiera, który wierzy, że zmęczenie Brexitem oraz odpowiedni przekaz medialny oparty na narracji o sukcesie negocjacji wymusi na Izbie Gmin korzystny rezultat głosowania.

Zadanie jest o tyle trudne, że na temat uzgodnionego dokumentu krytycznie wypowiedziało się zarówno DUP, jak i bardziej proeuropejskie Partia Pracy oraz Partia Liberalno-Demokratyczna

Podobne próby stawiania parlamentarzystów pod ścianą podejmowała Theresa May, przekonując posłów, że jedyną alternatywą dla sygnowanego przez nią porozumienia był twardy, bezumowny Brexit. Jej starania skończyły się trzykrotnym odrzuceniem umowy w Westminsterze.

Wśród oponentów May brylował Johnson, czym otworzył sobie drogę do stanowiska premiera. Jego największą nadzieją na sukces jest to, że w parlamentarnych ławach nie znajdzie podobnego do siebie adwersarza.

Wiemy, że nic nie wiemy

Jeśli Izba Gmin odrzuci nową umowę, to zgodnie z poprawką przegłosowaną przez parlament we wrześniu, premier będzie zmuszony prosić Brukselę o odłożenie terminu wyjścia Wielkiej Brytanii z UE.

Liderzy unijni odmawiali dyskusji na ten temat. Przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker powiedział, że w obliczu wynegocjowania satysfakcjonującej obie strony umowy nie widzi powodu, dla którego odłożenie Brexitu miałoby być uzasadnione.

Jednak decyzja w tej sprawie nie należałaby do KE, a do Rady Europejskiej, a więc szefów rządów państw członkowskich.

Donald Tusk powiedział, że jeśli London wystosowałby taką prośbę, to jego rolą jako przewodniczącego Rady Europejskiej będzie przeprowadzenie konsultacji ze stolicami unijnymi. Temat nie był jednak poruszany w czasie czwartkowych rozmów.

Zarówno Tusk, jak i Juncker oraz przewodniczący Parlamentu Europejskiego David Sassoli podkreślili, że instytucje unijne są gotowe do ratyfikacji i wprowadzenia w życie umowy tak, by weszła w życie 1 listopada.

W kuluarach pojawiły się już jednak informacje, że jeśli Izba Gmin odrzuci w sobotę umowę, kolejny, awaryjny szczyt Rady Europejskiej odbędzie się już za tydzień, 26 października.

Theresa May zasłynęła hasłem, w którym tłumaczyła, że Brexit oznacza Brexit. Przekładając jej słowa na obecną sytuację można zatem powiedzieć, że

wiemy tylko tyle, że Wielka Brytania wyjdzie z UE wtedy, kiedy z niej wyjdzie.
;
Na zdjęciu Miłosz Wiatrowski
Miłosz Wiatrowski

Historyk i ekonomista, doktorant na Wydziale Historii Uniwersytetu Yale. Wcześniej pracował jako konsultant w Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD). Współpracuje z "Gazetą Wyborczą”, „Polityką Insight” oraz Instytutem In.europa. W Oko.press pisze o Brexicie.

Komentarze