0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Adam Stepien / Agencja GazetaAdam Stepien / Agenc...

"Tak czy inaczej ogromną zasługą ruchu międzyszkolnych komitetów jest to, że pokazał wszystkim: to nie jest tylko protest członków ZNP, ale szerszy bunt wszystkich, którzy mają dość takiej polityki oświatowej, takiego traktowania nauczycieli. Trzeba natychmiast przystąpić do naprawy szkoły" - mówi OKO.press Sławomir Broniarz, szef ZNP. Poniżej cała rozmowa przeprowadzona wieczorem 24 kwietnia.

Piotr Pacewicz, OKO.press: Jak pan ocenia wtorkowy (23 kwietnia) apel Ogólnopolskiego Międzyszkolnego Komitetu Strajkowego, by dopuścić maturzystów do matury? Wcześniej pan mówił podobnie, że "jako nauczyciel bym klasyfikował".

Sławomir Broniarz, szef ZNP: Mam z tym problem choć nie natury etycznej, bo swego zdania o obowiązku wobec uczniów nie zmieniam. Okazuje się, że ten komitet jest ogólnopolski tylko z nazwy. Byliśmy przekonani, że reprezentuje co najmniej placówki, które się do niego zapisały, i że mają wspólne stanowisko. Tymczasem w sprawie klasyfikowania zapanował wśród nich chaos poglądów.

Co nie zmienia stanu rzeczy, że jeżeli nie chcieliśmy być biernymi świadkami specustawy rządowej, która łamie prawo i odbiera radom pedagogicznym ich wyłączne prawo do klasyfikowania uczniów, to powinniśmy ten ruch wyprzedzić i sami dopuścić klasyfikację. Wychodząc z założenia, że jak nie my, to zrobi to rząd na swój kuriozalny sposób.

No i rząd właśnie ogłosił, że jak nie nauczyciel, to dyrektor, a jak nie dyrektor, to samorząd przeprowadzi klasyfikację. Śmiać się czy płakać?

Według mnie to wielka porażka rządu, który ucieka się do takiego naginania prawa, żeby rozwiązać konflikt, jaki ma z nauczycielami. Miał na to co najmniej cztery miesiące, ale nas lekceważył, nie doceniając nauczycielskiej determinacji i w efekcie ogromnej skali protestu. I teraz rząd wprowadza niemal stan nadzwyczajny w edukacji.

Zapłaci za to wysoką cenę, nie uratuje go żaden koncert życzeń na Stadionie Narodowym.

Ten ruch międzyszkolnych komitetów dopiero się rodzi, stąd chaos samorządności. Związek zawodowy jest na tym tle uporządkowany, dojrzały, stabilny. Czy to źle, czy dobrze, że taki ruch się pojawił?

To, co powiem może nie będzie typowe dla myślenia związkowca, ale uważam, że dobrze się stało. Ruch komitetów jest uzupełnieniem dla ZNP, pojawił się w wielu szkołach, gdzie związek nie istniał, był słaby czy nie wykazał determinacji strajkowej.

W wielu szkołach nas nie ma i komitety wypełniły te puste miejsca.

Pytanie tylko, na ile ruch komitetów jest reprezentatywny w makroskali rzeczywistych odczuć nauczycieli, a na ile są w nim ludzie tak dynamiczni, że dominują w swoich szkołach, a inni nauczyciele przyjmują regułę "to ja się usunę, niech oni mówią za mnie".

Tak czy inaczej ogromną zasługą ruchu międzyszkolnych komitetów jest to, że pokazał wszystkim: nie jest to tylko protest członków ZNP, ale szerszy bunt wszystkich, którzy mają dość takiej polityki oświatowej, takiego traktowania nauczycieli. Trzeba natychmiast przystąpić do naprawy szkoły.

Czy na piątkowym (19 kwietnia) spotkaniu z OMKS była mowa, że Komitet wezwie do klasyfikowania maturzystów? Bo to może byłoby nawet wygodne dla ZNP, że to nie związek łagodzi strategię.

Niektóre wypowiedzi członków Komitetu mogły zwiastować takie stanowisko. Padały opinie, że nie możemy stawiać na strajkowej szali interesów maturzystów, bo to nasi uczniowie. I chociaż mamy rację, to nam, nauczycielom, nie przystoi sięgać po tak radykalne kroki. Z tego co wiem, podobne argumenty przeważyły podczas narady OMKS.

Czyli to nie było zaskoczenie? Bo zrezygnowaliście z wydania zapowiadanego na wtorek oświadczenia?

Zaskoczeniem dla nas było to, że Komitet podjął tak ważną decyzję osobno, bez konsultacji. Bo przecież oni nie zgłosili się do ZNP zapytać, jak się czuję, ale chcieli ustalić, jakie jest ich miejsce w całym proteście, co mogą zrobić, jakie mamy możliwości z punktu widzenia prawa. Nie ukrywam, że ich wiedza na temat ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych z 1991 roku, skądinąd ustawy fatalnej, była słaba.

W jakim punkcie znalazł się protest? Demonstracje wczoraj i dziś wskazują na dużą mobilizację. Z drugiej strony jest zamieszanie po decyzji OMKS. Z trzeciej rząd, Sejm, Senat, prezydent znowelizują ustawę oświatową i "zabezpieczą" matury, przedstawiając to jako najgłębszą troskę rządu o uczniów i obronę przed "wierchuszką związkową", która brała uczniów jako zakładników.

Szkoda, że tej troski o edukację nie traktują poważnie, dawno bylibyśmy po negocjacjach, a szkoły pracowałyby normalnie. A propaganda antyzwiązkowa chyba się zużywa, bo ile razy można powtarzać to samo.

Podział w obrębie komitetów czy klasyfikować, czy nie, nie jest dobry i źle też rokuje na przyszłość. Ale mam nadzieję, że wzniesiemy się ponad te - nazwijmy je - emocje maturalne i dostrzeżemy, że jest wartość nadrzędna, czyli potrzeba bycia razem, wspólnej walki o naprawę edukacji, bo nie tylko o godne naszego zawodu płace, i że wartość solidarności w kwestiach zasadniczych jest ważniejsza niż stanowisko tego czy innego liceum w sprawie matur.

Bo jeżeli teraz byśmy zaczęli się kłócić w pokojach nauczycielskich, to stracimy cały dorobek strajku, kapitał, jaki udało nam się zdobyć.

I nie mówię tylko o nauczycielach, ale o wsparciu zewnętrznym całych społeczności szkolnych, rodziców, uczniów, a także uczelni, artystów, tysięcy obywateli, którzy brali udział w demonstracjach. Zbiórkach dla strajkujących.

Strajk stał się w szerszej perspektywie przejawem buntu przeciw bezlitosnej polityce i lekceważeniu obywateli.

Trochę ma to taki wymiar. Gdy na ulicach Gdańska, Przemyśla czy Białegostoku wychodzą setki, tysiące osób, które nie są nauczycielami, i które niekoniecznie miło wspominają swoje własne szkoły (śmiech), i które mają problem, bo ich dzieci nie chodzą do szkoły, ale nas popierają. Ludzie widzą, że trzeba walczyć o naprawę szkoły, nie tylko po minister Zalewskiej, ale po to, by nadać jej XXI-wieczny charakter. Takie poparcie edukacji i nauczycieli to kapitał bezcenny, tego nigdy nie było. Tego nie wolno nam zmarnować.

To co będzie dalej?

Dzisiaj (24 kwietnia) byliśmy na porannej demonstracji, rozmawialiśmy z masą nauczycieli. Jedni mówią strajkujmy, inni pytają jak długo? I co mam zrobić w poniedziałek, pyta mnie nauczycielka, bo będą dni dyrektorskie i szkoła nie działa. Ktoś mówi strajkujmy do 6 maja, ale dlaczego nie do 12 maja? Moi prezesi pojechali dziś do swoich regionów, żeby ustalić, jakie poglądy dominują, bo jesteśmy związkiem zawodowym i pracujemy zgodnie z życzeniami i dla dobra naszych członków. Jest też kwestia finansowa. W miejscowościach, gdzie samorządy nie płacą za strajk, nauczyciele i inni pracownicy szkół są w trudnej sytuacji. Podejmując jutro (25 kwietnia) decyzję musimy uwzględnić interes ekonomiczny nauczycieli, ich postawy, nadzieje, a także interes związku zawodowego, który za protest odpowiada nie tylko prawnie.

Czy nie grozi delegalizacja strajku?

Słyszałem o tym tylko od dziennikarzy. Rząd się na to nie zdecyduje, bo to byłoby zbyt jawne naruszenie prawa do strajku, gwarantowanego przez art. 59 Konstytucji. Zrobiłaby się afera na skalę międzynarodową. Zwłaszcza, że w kolejce do strajku czekają inne grupy zawodowe. To by mogło je dodatkowo zdenerwować.

1. Zapewnia się wolność zrzeszania się w związkach zawodowych, organizacjach społeczno-zawodowych rolników oraz w organizacjach pracodawców. 2. Związki zawodowe oraz pracodawcy i ich organizacje mają prawo do rokowań, w szczególności w celu rozwiązywania sporów zbiorowych, oraz do zawierania układów zbiorowych pracy i innych porozumień. 3. Związkom zawodowym przysługuje prawo do organizowania strajków pracowniczych i innych form protestu w granicach określonych w ustawie. Ze względu na dobro publiczne ustawa może ograniczyć prowadzenie strajku lub zakazać go w odniesieniu do określonych kategorii pracowników lub w określonych dziedzinach. 4. Zakres wolności zrzeszania się w związkach zawodowych i organizacjach pracodawców oraz innych wolności związkowych może podlegać tylko takim ograniczeniom ustawowym, jakie są dopuszczalne przez wiążące Rzeczpospolitą Polską umowy międzynarodowe

Z drugiej strony, jeśli w dwa dni można znowelizować ustawę oświatową, to wszystko można zrobić. Tyle że zdelegalizować strajk musiałby sąd, a który sędzia zdecydowałby się na taki krok?

Jest pan prezesem ZNP od 21 lat. Czy ten strajk jest nowym otwarciem dla związku?

Jest i dobrze, że jest. Jesteśmy spadkobiercami złych czasów dla ruchu związkowego właściwie przez całą III RP. NSZZ "Solidarność" zmarnował tradycję 10 milionowego ruchu "Solidarność". Z drugiej strony tzw. postkomunistyczne związki były dezawuowane przez prawicę i z innych względów przez liberałów. W efekcie poziom uzwiązkowienia jest niski, choć akurat środowisko nauczycielskie jest tu pozytywnym wyjątkiem. Ludzie nie mają przekonania, że związki mogą być skuteczne w walce o prawa pracownicze, także dlatego, że prawo o sporach zbiorowych jest tak fatalne, że przenosi spór na poziom każdego zakładu pracy i utrudnia walkę o interesy całych grup, a przy tym ogranicza cel protestu do spraw bytowych.

Nam w ZNP udaje się postępować zgodnie z brytyjską maksymą, że Anglia nie ma ani wiecznych przyjaciół, ani wiecznych wrogów, ale wieczne interesy. Zabiegamy o to, żeby mieć przyjaciół w różnych środowiskach, pod warunkiem, że podobnie myślą o edukacji i podobnie ją cenią.

Nie jesteśmy klientem tej czy innej władzy, który antyszambruje u jednej czy drugiej partii, po to by cztery lata później pukać do kolejnej.

Propagandowe zaszufladkowanie ZNP, że jesteśmy lewicą albo wręcz "komuchami" albo, że ja to wszystko układam w gabinecie Schetyny, wydaje się coraz bardziej absurdalne i chyba przestaje już nam szkodzić, bo ludzie widzą, że związek stoi mocno na własnych nogach. Liczę na to, że ruch związkowy będzie coraz silniejszy, co nie jest zasługą prezesa (bez aluzji do innego prezesa), tylko takich przejawów mobilizacji, jak obecny strajk.

A nie był pan rozczarowany oświadczeniem Koalicji Europejskiej? Niby wsparli strajk, ale jednocześnie uznali, że trzeba go zakończyć.

Miałem wrażenie, że ten apel o zakończenie protestu był jednoznacznie skierowany do rządu. Nas cieszą słowa wsparcia, z każdej strony. Proszę zwrócić uwagę, jaką ewolucję musiała przejść Katarzyna Lubnauer czy Grzegorz Schetyna - od skrajnie liberalnego podejścia do edukacji z czasów minister Kluzik-Rostkowskiej w 2015, czy potem deklaracji Ryszarda Petru, że jak zlikwidujemy Kartę Nauczyciela , to będziemy krainą szczęśliwości, do dzisiejszych słów wsparcia dla związkowców, którzy bronią także swojej Karty Nauczyciela.

Ja zawsze powtarzam, że nikt ci tyle nie da, ile polityk obieca, ale deklaracje Koalicji Europejskiej traktujemy poważnie.

Są konkretne, trudno byłoby im się z nich wycofać, o ile oczywiście wygrają wybory 2019. Nie sądzę, żeby to było czysto koniunkturalne, żeby obiecywali tylko po to, by się pogrzać przy strajkowym ognisku.

A dla pana osobiście czym jest ten strajk?

Może pana rozczaruję, ale pracuję tak samo jak wtedy, kiedy szedłem do premiera Millera z żądaniem odwołania minister Krystyny Łybackiej, która nie potrafiła sobie poradzić z naszymi płacami. Podobnie jak teraz walczyliśmy z ministrem Giertychem, Kluzik-Rostkowską, wcześniej Szumilas. Teraz może emocje są większe, bo ciężar tego protestu jest większy, zagrożenia dla polskiej szkoły w wyniku reform minister Zalewskiej wzrosły, wyzwania nowoczesnej edukacji większe, a skala lekceważenia nauczycieli jeszcze większa niż kiedykolwiek do tej pory. Nowa jest też rola mediów społecznościowych, teraz cały protest toczy się na oczach wszystkich. Ale swojej roli nie chcę tu nadmiernie podkreślać i to nie przez fałszywą skromność, po prostu robię to samo, co pięć czy 15 lat temu.

Czego się mamy spodziewać po jutrzejszym (25 kwietnia) oświadczeniu ZNP? Co będzie ze strajkiem?

Na pewno protest nie zostanie zamknięty, bo nasze postulaty są aktualne. Albo strajk kontynuujemy, albo zawieszamy. Zdecyduje statystyka związkowa, a nie emocje, bo to zły doradca. Musimy uwzględnić racje zarówno wielkich miast, zdeterminowanych choć także podzielonych, jak i małych miejscowości, gdzie strata poborów jest dramatycznie bolesna i gdzie strajkujący nauczyciele - jak nam mówią - czasem boją się wyjść na ulicę.

Jutrzejsza decyzja nie będzie oznaczała końca protestu, to jest pewne. Mamy kilka scenariuszy, krótko i długoterminowych. Zdobyliśmy ogromny kapitał, czujemy swoją siłę jako środowisko.

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze