Brudziński chwali Policję za zatrzymanie znanej aktywistki. Wbrew ocenom ekspertów twierdzi, że zatrzymanie było zgodne z prawem. Sama policja zaś porównuje rozklejanie kartek z Maryją w tęczowej aureoli do... dewastacji meczetu w Kruszynianach. Zarówno służby jak i minister uparcie łączą przestępstwa z nienawiści z happeningami aktywistów
Sprawa Maryi z Tęczą rozwieszaną przez Elżbietę Podleśną dotyczy nie tylko wolności wypowiedzi i obrazy uczuć religijnych, ale również sposobu działania policji. Kilku policjantów zapukało do drzwi aktywistki we wtorek o 6 rano (Brudziński poprawił wersję Podleśnej: "Policja zapukała do pani Podleśnej o godzinie 07:00, a nie wtargnęła o godzinie 06:00, jak to się przedstawia"). Przeszukano jej mieszkanie i samochód, zabezpieczono dowody. To jednak nie wystarczyło funkcjonariuszom, którzy Podleśną zatrzymali na kilka godzin i przewieźli do Płocka na przesłuchanie.
Joachim Brudziński w wywiadzie dla PR 24 broni tej akcji i dodaje, że "poruszonych i wzburzonych rzekomą nadgorliwością policji odsyła na stronę policji, gdzie jest to dokładnie opisane, łącznie z odesłaniem do konkretnych przepisów Kodeksu karnego w tej sprawie".
Na stronie policji rzeczywiście w komunikacie znajduje się odesłanie do przepisu kodeksu karnego - tego, który penalizuje obrazę uczuć religijnych, czyli art. 196. Policja przywołuje również art. 303 kodeksu postępowania karnego, który mówi tylko o tym, jakie są przesłanki wszczęcia śledztwa.
A nie do tego odnoszą się zarzuty.
"Zatrzymanie i postępowanie (w sprawie Elżbiety Podleśnej - przyp.red.) było absolutnie zgodne z prawem"
Główną wątpliwością w działaniach policji jest to, dlaczego w ogóle doszło do zatrzymania Elżbiety Podleśnej. Zatrzymanie nie jest standardową procedurą wobec osób podejrzanych o popełnienie przestępstwa i kodeks postępowania karnego wymienia przypadki, w których się je stosuje. Chodzi między innymi o sytuacje, gdy:
W oświadczeniu, na które powołuje się Brudziński, jest ciekawy fragment:
"W trakcie przeszukania pomieszczeń oraz pojazdu należącego do kobiety ujawnili kilkadziesiąt przerobionych zdjęć z wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej. W związku z tym, że istniało uzasadnione przypuszczenie, że kobieta popełniła to przestępstwo, zachodziła obawa, że będzie chciała pozbyć się pozostałych materiałów. 51-letnia kobieta została przewieziona do Komendy Miejskiej Policji w Płocku, aby wykonać dalsze czynności w tej sprawie".
Zatem płocka policja miała:
Mając to wszystko, zdecydowali się na zatrzymanie Elżbiety Podleśnej, bo jak głosi komunikat, "zachodziła obawa, że będzie chciała się pozbyć pozostałych materiałów". O jakie pozostałe materiały chodzi? I gdzie zamierzała ich szukać policja, skoro przeszukali już dom i samochód? Według tej wersji wydarzeń wygląda na to, że policja po prostu nie miała podstaw do zastosowania zatrzymania.
Opis wydarzeń z perspektywy Elżbiety Podleśnej wygląda podobnie. Po zabezpieczeniu materiałów policja (a było to aż ośmiu policjantów!), jak sami informowali, miała wystawić nakaz stawiennictwa. W trakcie czynności dostali jednak telefon z komendy, by dostarczyć ją na komisariat. Szczegóły opisywaliśmy w tekście:
Elżbieta Podleśna jest znaną aktywistką, ma w sądzie kilka spraw. Stawia się na przesłuchania, rozprawy. Zdaniem ekspertów Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka z uwagi na te fakty działanie organów ścigania "może być odebrane jako celowo zastosowana represja". Jak podkreśla w swoim komunikacie HFPC, służby naruszyły konstytucyjną zasadę proporcjonalności oraz normy prawa karnego.
"Ponawiam pytanie do wszystkich oburzonych. Dlaczego biliście brawo polskiej policji, gdy reagowała na zachowania w Pruchniku? Tam policja była chwalona, gdy reagowała" - pyta jeszcze retorycznie Joachim Brudziński w PR 24.
Tę samą narrację stosuje w swoim oświadczeniu Polska Policja:
"Jeszcze raz podkreślamy, że Policja zachowałaby się tak samo w przypadku zawiadomienia o przestępstwie dotyczącego obrażania uczuć religijnych wyznawców każdej innej religii. Przykładem takich działań policjantów była szybka reakcja na wydarzenia, które miały miejsce w Pruchniku czy w przypadku profanacji meczetu w 2014 roku. Nie ma i nie będzie przyzwolenia na obrażanie w naszym kraju uczuć religijnych".
Tam, gdzie Brudziński "tylko" manipuluje, Policja posuwa się jednak do kłamstwa.
W związku z Pruchnikiem nie jest prowadzone śledztwo w sprawie obrazy uczuć religijnych. Komenda Wojewódzka Policji w Rzeszowie informowała, że dwaj mężczyźni usłyszeli zarzut nieobyczajnego wybryku, jeden z nich dodatkowo zarzut nieostrożnego obchodzenia się z ogniem, a drugi - tamowania drogi publicznej.
Wydarzenia w Pruchniku w ogóle nie dotyczą obrazy uczuć religijnych, bo kukła Judasza nie jest przedmiotem kultu religijnego, tylko wyobrażeniem Żyda. Podobnie jak w przypadku spalenia kukły Żyda przez Piotra R., mamy tu do czynienia z nawoływaniem do nienawiści na tle różnic narodowościowych lub wyznaniowych, czyli naruszeniem art. 256 kodeksu karnego. O tym, czy komuś postawiony będzie taki zarzut zdecyduje Prokuratura Okręgowa, do której trafiły policyjne materiały z Pruchnika.
To samo dotyczy "profanacji meczetu w 2014 roku". Policji musi chodzić o zdewastowanie meczetu i cmentarza w Kruszynianach. W lipcu 2014 ktoś na ścianach świątyni wysprejował wielką świnię, znak Polski Walczącej, kości, czaszki, oznaczył drzwi wejściowe wielkim X-em. Śledztwo w tej sprawie obejmowało zniszczenie mienia i obrazę uczuć religijnych, ale po kilkunastu miesiącach zostało umorzone. Sprawców nie udało się jednak wykryć. Podlaskiej policji musiało zabraknąć gorliwości policji mazowieckiej.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze