Czy Komisja Europejska odpuściła praworządność w Polsce? A może warunki postawione KPO to szansa na naprawę wymiaru sprawiedliwości? - pisze z Brukseli Tomasz Bielecki
Na zdjęciu: Mateusz Morawiecki, Ursula von der Leyen, Andrzej Duda podczas spotkania z mediami w podwarszawskim Konstancinie. Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza
Dotyczące sądownictwa warunki przyszłych wypłat z Krajowego Planu Odbudowy (KPO), na który Komisja Europejska zgodziła się w tym tygodniu, to wypadkowa kilku czynników:
Każda ugoda co do KPO byłaby skazana na trudne manewrowanie Brukseli w tym trójkącie. Jednak tym razem było wyraźnie jeszcze trudniej - skalę kontrowersji co do kompromisu przeforsowanego przez Ursulę von de Leyen pokazuje to, że przeciw opowiedziało się dwoje z trojga jej głównych wiceprzewodniczących („wykonawczych”), czyli Frans Timmermans oraz Margrethe Vestager.
A przecież formalne głosowania w zwykle dążącej do konsensusu Komisji to wielka rzadkość.
Nowa propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. W cyklu „Sobota prawdę ci powie” znajdziecie fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Będziemy rozbrajać mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I pisać o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.
Kusi interpretacja, że Komisja Europejska poszła na zgniły kompromis z władzami Polski, bo wojna w Ukrainie, uchodźcy, kraj frontowy… Ten kontekst na pewno był dodatkową zachętą, ale w rzeczywistości rząd Morawieckiego przyjął teraz w KPO mniej więcej takie warunki, które Bruksela oferowała już wczesną jesienią zeszłego roku.
Ostatnie miesiące negocjacji to – w uproszczeniu – opieranie się władz Polski, które teraz zakończyło się ustępstwem wobec negocjatorów Ursuli von der Leyen.
Ale jednocześnie to prawda, że zarys ugody, który von der Leyen od zeszłego roku ujmowała w swych trzech praworządnościowych warunkach, był od początku częściowo zgniły.
Przeciwnicy porozumienia Brukseli zawartego z rządem PiS w sprawie KPO uważają, że Komisja Europejska poszła teraz na zgniły kompromis z władzami Polski, bo wojna w Ukrainie, uchodźcy, kraj frontowy… I odstąpiła od obrony praworządności
Prawie nigdy głośno nie nazywane, ale zarazem trudne do przekroczenia granice ma bowiem polityczna konfrontacja instytucji UE z piątym co do wielkości krajem UE, który w dodatku był gotów szantażować wetem w kwestiach niepowiązanych z KPO.
Trzeba też pamiętać, że wszelkie unijne fundusze dla krajów Unii to nie tylko solidarnościowy datek Brukseli, lecz wspólna unijna inwestycja. Ich długie wstrzymywanie dla Polski przełożyłoby się na stratę dla rozwoju całego wspólnego rynku.
A ponadto Unia zdecydowanie nie jest federacją, więc działania Brukseli choćby ocierające się - jak ujęliby to eurosceptycy - o „próbę zmiany władz” (poprzez wzmaganie kryzysu politycznego za pomocą wstrzymywania funduszy) słusznie czy nie słusznie nie mogłyby liczyć na poparcie wielu innych krajów Unii.
Odruch suwerennościowy bywa w Unii bardzo silny nawet w tych krajach, które jednocześnie głośno upominają się o poszanowanie praworządności. A kontrowersyjny kompromis co do KPO zapewne w już w czerwcu zostanie zatwierdzony przez unijnych ministrów w Radzie UE.
Oferta von der Leyen od początku obejmowała – i tak pozostało w finalnej wersji ugody - dużo elementów decyzji TSUE co do systemu dyscyplinarnego w Polsce, ale od początku pomijała dwie kwestie:
Instytucje UE są związane wyrokami TSUE, a ten Trybunał nie wypowiedział się na temat polskiego TK (nie było takiej skargi), a unijne kraje w Radzie UE – pomimo ponad czterech lat dotyczącego m.in. TK postępowania z artykułu siódmego Traktatu o UE – dotąd nawet nie przegłosowały „stwierdzenia o wyraźnym ryzyku poważnego naruszenia” praworządności w Polsce.
Ponadto prawnicy Komisji wskazują, że TSUE m.in. w swym wyroku o systemie dyscyplinarnym z lipca 2021 r. tłumaczy, że sam udział „neo-KRS” w powołaniu Izby Dyscyplinarnej nie jest wystarczającą przesłanką do stwierdzenia braku jej niezawisłości, choć w połączeniu z innymi zmianami w polskim sądownictwie składa się na efekt „dyskontynuacji systemowej” uderzającej w traktatowe obowiązki Polski.
Jak twierdzą, to skazuje Brukselę na zajmowanie się „neo-KRS” tylko w ramach artykułu siódmego.
Jednak osiągnięcie praworządnościowych „kamieni milowych” z KPO, które nie obejmują części kluczowych problemów z państwem prawa w Polsce, nie oznaczałoby, że Bruksela odpuszcza swe inne, standardowe sposoby dobijania się o poszanowanie prawa.
Zanosi się, że Komisja Europejska zamierza zostawić w rękach TSUE decyzję co do dalszego naliczania kary miliona euro dziennie (teraz to już ponad 220 mln euro) za niewdrożenie zabezpieczenia co do ustawy kagańcowej (zawieszenie działania tej ustawy).
"Niech Polska po przyjęciu projektu Dudy wniesie do TSUE o uchylenie lub zmianę środka tymczasowego" – sugeruje już teraz Bruksela. Również kształt następczyni Izby Dyscyplinarnej („powinien być znacząco różnić się od składu Izby Dyscyplinarnej” wedle preambuły do KPO) będzie zaskarżalny do TSUE – nawet w ramach trwającego postępowania przeciwnaruszeniowego (za niewykonanie lipcowego wyroku TSUE). Bruksela nie obiecała zakończyć tej procedury wbrew naciskom Morawieckiego.
Kształt praworządnościowych zapisów z KPO już stał się powodem ostrej krytyki w Parlamencie Europejskim, który na przyszły tydzień planuje debatę o porozumieniu Komisji z rządem Morawieckiego. To zapewne będzie wzmagać presję polityczną na Komisję, by jednak jeszcze baczniej przyjrzała się możliwości wszczęcia postępowania przeciwnaruszeniowego (z ewentualnym finałem przed TSUE) w sprawie KRS. Już zresztą trwa takie postępowanie w sprawie podważania pierwszeństwa unijnego prawa przez TK.
Gospodarka
Mateusz Morawiecki
Ursula von der Leyen
Komisja Europejska
Prawo i Sprawiedliwość
Rząd Mateusza Morawieckiego
Unia Europejska
Korespondent w Brukseli od 2009 r. z przerwami na Tahrir, Bengazi, Majdan, czasem Włochy i Watykan. Wcześniej przez parę lat pracował w Moskwie. A jeszcze wcześniej zawodowy starożytnik od Izraela i Biblii Hebrajskiej.
Korespondent w Brukseli od 2009 r. z przerwami na Tahrir, Bengazi, Majdan, czasem Włochy i Watykan. Wcześniej przez parę lat pracował w Moskwie. A jeszcze wcześniej zawodowy starożytnik od Izraela i Biblii Hebrajskiej.
Komentarze