0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Sławomir Kamiński / Agencja GazetaSławomir Kamiński / ...

Sekretariat KKW często spotykał się po prostu w moim mieszkaniu. Na posiedzenia przychodził też Bronisław Geremek, choć nie był sekretarzem. Ot tak, dzwonek do drzwi, stoi i cóż mam robić? Nie tylko przychodził, ale czuł się bardzo pewnie.

Autobiografia Kaczyńskiego, Warszawa 2016,01 lipca 2016

Sprawdziliśmy

Prawie prawda. Praca w sekretariacie nie była aż tak ważna.

Uważasz inaczej?

W autobiografii Jarosława Kaczyńskiego fragment poświęcony Krajowej Komisji Wykonawczej „S” – nowych władz zdelegalizowanego związku – brzmi następująco:

„Doszło do kompromisu między Tymczasową Komisją Krajową i Tymczasową Radą «S». Pod koniec października 1987 roku powstała Krajowa Komisja Wykonawcza «Solidarności», co oznaczało zakończenie działalności obu poprzednich struktur. Sekretarzami KKW zostali wtedy Leszek, Andrzej Celiński i Henryk Wujec. W styczniu 1988 roku wszedłem do sekretariatu. KKW prowadziło właściwie jawną działalność. O ile TKK funkcjonowała w konspiracji – tajne lokale, śluzy itp., o tyle sekretariat KKW często spotykał się po prostu w moim mieszkaniu. Na posiedzenia przychodził też Bronisław Geremek, choć nie był sekretarzem. Ot tak, dzwonek do drzwi, stoi i cóż mam robić? Nie tylko przychodził, ale czuł się bardzo pewnie”.

Cały tok autobiograficznej opowieści Kaczyńskiego (nie tylko ten cytat) sugeruje, że odgrywał w opozycji lat 80. ważną polityczną rolę. Podobnie jest tutaj: mówi, że był jednym z sekretarzy KKW, ale nie wspomina, czym się sekretariat zajmował.

O to, jak było i jaką rolę odgrywał sekretariat KKW, zapytaliśmy Henryka Wujca, opozycjonistę, członka KOR, jednego z sekretarzy KKW, po 1989 r. m.in. doradcę prezydenta Bronisława Komorowskiego. Wujec opowiada:

Prawdą jest, że Krajowa Komisja Wykonawcza była wielkim osiągnięciem współpracy podziemnej i nadziemnej «S». Tymczasowa Rada «S» była już jawna, ale raczej symboliczna. Działali w niej ci, którzy byli amnestionowani, więc nie było sensu, żeby się ukrywali. Trzecią siłą był Lech Wałęsa, jako najważniejszy przywódca. W wyniku wspólnych rozmów tych trzech stron powstała KKW.

Każdy region reprezentował w niej sławny działacz. Z Warszawy był to oczywiście Zbigniew Bujak, z Wrocławia – Władysław Frasyniuk. To już nie była konspira, ale jeszcze nie jawność – KKW działała trochę w takiej szarej strefie.

Dużo pracowałem przy jej utworzeniu. Żeby działała, musiał być sekretariat, który umawiał spotkania, przygotowywał materiały. Jarek Kaczyński był w nim od początku albo prawie od początku. Myśmy przygotowywali każde posiedzenie, zbierali materiały, ustalali, kto referuje.

KKW spotykała się oczywiście w kościołach: w Gdańsku – u ks. Henryka Jankowskiego, w Warszawie – u ks. Romana Indrzejczyka w kościele Dzieciątka Jezus na Żoliborzu.

Sekretariat spotykał się często o Jarka Kaczyńskiego na ul. Lisa-Kuli na Żoliborzu. Bywałem u niego często. Jak ja tam byłem, nigdy nie było tam Geremka. Może Jarek się z nim umawiał jakoś oddzielnie?

To nie były formalne spotkania, po prostu wpadaliśmy do niego, jak były jakieś sprawy do załatwienia.

Rola sekretariatu była trochę polityczna, a trochę organizacyjna. Każdy odpowiadał za swój odcinek działalności. Ja odpowiadałem się za kontakty z różnymi strukturami podziemnej «S». Jarek referował to, co się dzieje w układzie politycznym w sferze Kościół-«S»-partia. To było na zasadzie plotek: tamten powiedział coś temu, tamten spotkał z drugim… Badań wtedy nie było, ale pamiętam, że irytował mnie ten sposób uprawiania polityki”.

Werdykt „Oka”: Jarosław Kaczyński mówi zasadniczo prawdę o faktach; rozmija się z nią jednak, kiedy sugeruje, że był ważną postacią polityczną w opozycji drugiej połowy lat 80. Był działaczem drugiego szeregu. Pełnił ważną rolę w organizacji, powierzano mu ważne prace organizacyjne, ale daleko mu było do takich politycznych gwiazd opozycji, jak Władysław Frasyniuk czy Zbigniew Bujak.

;
Na zdjęciu Adam Leszczyński
Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze