0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Damian Kramski / Agencja GazetaDamian Kramski / Age...

Termin "kultura gwałtu" został ukuty w Stanach Zjednoczonych w latach 70. XX wieku. Oznacza kulturę, w której przyzwolenie na przemoc seksualną ze względu na społeczne normy i umacniany przez popkulturę. W kulturze gwałtu ofierze przemocy seksualnej nie dowierza się, bo jest kobietą, dzieckiem, bo zgłosiła się ze swoimi traumatycznymi wspomnieniami za późno i kwestionuje się jej motywacje, bo sprawca jest osobą zasłużoną i ważną dla środowiska.

Nagle sobie przypomniała

3 grudnia w "Dużym Formacie", dodatku do "Gazety Wyborczej" ukazał się reportaż Bożeny Aksamit o księdzu Henryku Jankowskim. Autorka opisuje tam m.in. jak Jankowski miał zgwałcić młodą dziewczynę, która następnie popełniła samobójstwo a także jego upodobanie do nieletnich chłopców, których miał wielokrotnie molestować.

13 grudnia Robert Mazurek zaprosił do swojego programu w RMF FM Zbigniewa Bujaka i Mariana Piłkę, dwóch byłych działaczy „Solidarności” - pretekstem była rocznica ogłoszenia stanu wojennego. Prowadzący zapytał również o sprawę księdza Jankowskiego. Bujak powiedział:

„Z księdzem Jankowskim problemy mieliśmy zawsze, chociaż to co zostało teraz ujawnione, szczególnie, gdy chodzi o kwestie pedofilii, mnie samego zaskoczyło.

To, że tam jest w tle jakiś homoseksualizm, to było dla nas oczywiste. Wystarczyło zobaczyć jego łazienkę i pokój sypialny. Natomiast to nas zaskoczyło”.

Inny weteran „Solidarności” Jerzy Borowczak, również relatywizował oskarżenia wobec księdza Jankowskiego. W wywiadzie dla „Wyborczej” powiedział:

"Jeśli ta pani była molestowana, to jej bardzo współczuję, tu nie ma świętych. Takie zachowanie potępiam jednoznacznie. Szkoda, że ta pani tak późno o tym powiedziała. Teraz to słowo przeciwko słowu. Gdyby tak było, że dziewczynki uciekały przed księdzem, to już jako pełnoletnia kobieta mogła iść z tym pójść do prokuratury lub biskupa. I teraz, po 50 latach, nagle sobie o tym przypomina".

"Nie poddawać się histerii medialnej"

We wtorek 11 grudnia radni miasta Gdańska głosowali nad włączeniem do porządku obrad wniosku nad odebraniem Henrykowi Jankowskiemu honorowego obywatelstwa Gdańska. Chociaż wniosek zgłosiła Koalicja Obywatelska, która ma 16 radnych, to jedynie 13 osób głosowało za.

Kilku radnych zgłosiło, że do sprawy należy wrócić w styczniu, gdy głosowane będą również wnioski o zmianę nazwy placu im. Jankowskiego oraz o usunięcie jego pomnika. Po publikacji reportażu „Wyborczej” pomnik został oblany czerwoną farbą, figura została też opasana łańcuchem z tabliczką „pomnik ofiar KK”.

Natomiast radny PiS, Kazimierz Koralewski, przewodniczący klubu w poprzedniej kadencji, powiedział Onetowi, że

w gdańskim PiS uważa się, że „nie można poddawać się histerii medialnej” oraz, że znał Jankowskiego osobiście i nigdy nie zauważył u niego zachowań opisanych w reportażu „Wyborczej”.

Prałata broni też Peter Reina, historyk, autor książek o Jankowskim, nazywany jego hagiografem. W wywiadzie dla Wirtualnej Polski powiedział:

„Każdy może każdego oskarżyć po tylu latach? Dlaczego teraz o tym powiedziała, a nie kiedy w 2004 roku była sprawa w prokuraturze? Wówczas nagłaśniano to w mediach, mogła dołączyć do oskarżenia. Może prokuratura uznałaby to za dowód przeciw księdzu. Dlaczego teraz? Ja po prostu w to nie wierzę. Jestem wielkim wielbicielem prałata, wszyscy o tym wiedzą. To jest atak na niego”.

Są też osoby publiczne, które reagują inaczej. Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz, który był u Jankowskiego ministrantem, mówi, że jest wstrząśnięty. Chce usunięcia pomnika i zmiany nazwy placu.

Byli działacze „Solidarności”, którzy znali Jankowskiego dobrze, twierdzą też, że są w szoku.

Lech Wałęsa, z którym Jankowski był bardzo blisko w latach 80, komentował dla „Faktów” TVN:

"Dla mnie jest to szok. Coś tam zawsze dochodziło do nas, ale nic tak tragicznego, nic tak wielkiego. W związku z tym fatalnie się czuję".

Bogdan Borusewicz, organizator strajku w stoczni Gdańskiej w 1980 roku i marszałek senatu w latach 2005-2015 powiedział w tym samym programie: „Wiedziałem o tej ciemnej stronie jego osobowości, ale nie miałem pojęcia wtedy o skłonnościach pedofilskich”.

Nie pierwszy raz

Henryk Jankowski pierwszy raz publicznie został oskarżony o molestowanie seksualne w 2004 roku, jeszcze za swojego życia. W 2001 roku miał molestować trzynastoletniego chłopca. Wówczas znalazł wielu obrońców. 62 posłów wysłało wówczas list do arcybiskupa Gocłowskiego, ówczesnego metropolity gdańskiego, w obronie Jankowskiego.

Jak donosił wówczas „Wprost”, Gocłowski był listem zirytowany:

"Dostałem taki list, gdzie jest 62 podpisy posłów - byłem zdumiony. Na litość boską, przecież macie wolną możliwość działania w parlamencie, w komisjach. Macie możliwość wypowiadania tych spraw poprzez prasę, poprzez media. Natomiast piszecie list do biskupa z 62 podpisami parlamentarzystów, którzy nie mają nic wspólnego z parafią św. Brygidy".

Jedna z sygnatariuszek Gertruda Szumska, posłanka koła poselskiego „Dom Ojczysty”, które założyli byli posłowie i posłanki Ligi Polskich Rodzin tłumaczyła motywy napisania listu: "Jesteśmy zainteresowani silnym Kościołem. Prosimy, by arcybiskup nie działał pod wpływem mediów".

Wyjaśniła też, kim dla niej był Jankowski:

"To symbol księdza Polaka, który współdziałał ze światem ludzi pracy i wszystkimi potrzebującymi".

"Nie potępiajmy nikogo"

Relacja Wałęsy i Jankowskiego w III RP była trudna. Jankowski spodziewał się, że zostanie spowiednikiem prezydenta po wyborze Wałęsy w 1990 roku, ale tak się nie stało. Gdy Sławoj Leszek Głódź został wybrany na metropolitę gdańskiego, Wałęsa wypowiedział się o tym wyborze nieprzychylnie. Jankowski odpowiedział:

„Pan Wałęsa chyba był pijany, albo nie zdawał sobie sprawy z tego co mówi”.

Mimo tego, były prezydent zachował wysoką ocenę roli Jankowskiego dla „Solidarności”. W 2008 roku w programie „Teraz My” Andrzeja Morozowskiego i Tomasza Sekielskiego mówił: „Bez księdza, właśnie tego księdza personalnie, nie wyobrażam sobie zwycięstwa Solidarności, ani największych osobistych sukcesów”.

Do oskarżeń wobec Jankowskiego Wałęsa w 2004 roku miał stosunek co najmniej ambiwalentny. Z jednej strony popierał biskupa Gocłowskiego, który doprowadził do usunięcia Jankowskiego z probostwa w kościele świętej Brygidy w Gdańsku. Z drugiej, o oskarżeniach mówił w ten sposób:

"Nie potępiajmy nikogo, nie osądzajmy. Ludzie zmieniają się nieprawdopodobnie. Nikt nie wie, czy czegoś nie zje albo jakoś chemia czy słońce nie zadziała i zmieni się mu gust i apetyt. Dlatego należy się zastanowić, jak mu pomóc. Może potrzeba lekarza? Wielcy ludzie często mają jakąś piętkę".

Parafianie mocno bronili wówczas swojego proboszcza. Jedna z parafianek, cytowana przez "Tygodnik Przegląd" mówiła:

"Dla mnie ks. Jankowski jest kimś. Jednego za takie same postępowanie wynosi się na ołtarze, jak chociażby ks. Popiełuszkę, a drugiego media niszczą i zabijają. Przecież widać, jak ten człowiek z dnia na dzień marnieje. Gdzie sumienie, gdzie sprawiedliwość?"

Wtedy nikt nie atakował pomnika Jankowskiego, bo go jeszcze nie było. Ten stanął w 2012 roku na... Skwerze im. Henryka Jankowskiego. Z jednej strony Jankowski umarł w 2010 roku jako człowiek dużo mniej poważany niż w latach "Solidarności" i na przełomie wieków. Z drugiej, już dwa lata później stanął jego pomnik. Dziś sprawa jego przestępstw seksualnych wraca. Wiele komentarzy bardzo przypomina te z 2004 roku.

;
Na zdjęciu Jakub Szymczak
Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze