Afera w KNF. Najpierw dali Markowi Ch. czas na ewentualne niszczenie dokumentów, uzgadnianie zeznań, potem dokonali przeszukań w biurze i w domu, rzekomo zabezpieczając wszystko, co trzeba, następnie przez dwa dni przesłuchiwali, a na koniec chcą aresztu, żeby nie mataczył?! A co tu jest jeszcze do mataczenia? – pyta Ewa Siedlecka
Sąd uchyli areszt - dobrze, utrzyma - drugie dobrze...
To, co dzieje się w sprawie byłego szefa KNF, wygląda na polityczny teatr. Przez dwa tygodnie od ujawnienia sprawy przez „Wyborczą" (13 listopada 2018) organa ścigania nie robiły nic, a przynajmniej takie sprawiały wrażenie.
I nagle (27 listopada) teatralne zatrzymanie Marka Ch., przewiezienie w kajdankach przez pół Polski, dwa dni przesłuchań i wniosek o areszt (29 listopada). Wniosek nielogiczny. Bo najpierw dali Markowi Ch. czas na ewentualne mataczenie, niszczenie dokumentów, uzgadnianie zeznań, potem dokonali przeszukań w biurze i w domu, rzekomo zabezpieczając wszystko, co trzeba, następnie przez dwa dni przesłuchiwali, a na koniec chcą aresztu, żeby nie mataczył?! A co tu jest jeszcze do mataczenia?
Zdecyduje sąd. I być może o to chodzi: żeby sąd Marka Ch. wypuścił. Wtedy opinia publiczna zobaczy, że PiS jest żwawy i pryncypialny wobec własnych ludzi, a sąd – pobłażliwy. Albo że sąd ma wątpliwości co do jego winy, co dla PiS będzie prezentem.
Bo mało kto wie, że aresztu nie nakłada się na podejrzanego wyłącznie dlatego, że jego wina jest uprawdopodobniona. Że powinny wystąpić jeszcze inne przesłanki, a przede wszystkim obawa mataczenia i utrudniania śledztwa.
Z drugiej strony także sądy o tej zasadzie zapominają i szafują tymczasowymi aresztami. Bardziej prawdopodobne więc, że sąd ten tymczasowy areszt jednak zastosuje.
I co dalej? Bo według praktyki działania polskiej prokuratury śledztwa rzadko kończą się w ciągu kodeksowych trzech miesięcy i Marek Ch. może być w areszcie przez najbliższe dwa lata.
Wsadzenie go za kratki ma zapewne rozbroić bombę, jaką przed wyborami jest afera KNF. Marek Ch. w areszcie będzie dowodem na to, że państwo zareagowało właściwie na czarną owcę.
Zarzut, jaki dostał – przekroczenia uprawnień (art. 231) – ustawia całą sprawę tak, że nie działał w imieniu „grupy trzymającej władzę”, ale samotnie. Nie dostał bowiem zarzutu z art. 228, który dotyczy popełnienia przestępstwa w związku z pełnieniem funkcji publicznej.
PiS sprawnie wyeliminował więc zgniłe jabłko – i sprawa załatwiona. Komisja śledcza niepotrzebna. Taki przekaz idzie do elektoratu. Pytanie, czy elektorat to kupi.
Dziennikarka, publicystka prawna, w latach 1989–2017 publicystka dziennika „Gazeta Wyborcza”, od 2017 publicystka tygodnika „Polityka”, laureatka Nagrody im. Dariusza Fikusa (2011), zajmuje się głównie zagadnieniami społeczeństwa obywatelskiego, prawami człowieka, osób niepełnosprawnych i prawami zwierząt.
Dziennikarka, publicystka prawna, w latach 1989–2017 publicystka dziennika „Gazeta Wyborcza”, od 2017 publicystka tygodnika „Polityka”, laureatka Nagrody im. Dariusza Fikusa (2011), zajmuje się głównie zagadnieniami społeczeństwa obywatelskiego, prawami człowieka, osób niepełnosprawnych i prawami zwierząt.
Komentarze