0:000:00

0:00

W rządzonej przez prawicowego populistę Ameryce, trwa polityczny wyścig by odebrać kobietom prawo do przerywania ciąży. Podobne do polskich są kalkulacje i argumenty. Tylko porządek prawny jest inny i lepiej chroni obywateli przed szaleństwami polityków. Przynajmniej do czasu.

Trump mówi, a Sąd Najwyższy powiedział

Uczestnikom waszyngtońskiego Marszu na Rzecz Życia (19 stycznia 2018) Donald Trump kolejny raz obiecał: „Przyszliście tu z jednej pięknej przyczyny: chcecie budować społeczeństwo, w którym każde życie jest celebrowane, chronione i pielęgnowane.

Kochacie każde dziecko, narodzone i nienarodzone, ponieważ wierzycie, że każde życie jest święte, że każde dziecko jest drogocennym darem od Boga. A prawo do aborcji jest złem i obecny stan rzeczy musi się zmienić.

Mój rząd zawsze będzie bronić pierwszego prawa z Deklaracji Niepodległości, czyli prawa do życia”.

To jednak obietnice bez pokrycia. Różnica między Ameryką a Europą wynika tu z różnych systemów politycznych, a dokładniej - ze specyfiki amerykańskiej konstytucji. W USA kluczowy jest podział władzy: władza ustawodawcza jest całkowicie odrębna od wykonawczej, a obie od sądowniczej.

I to władza sądownicza de facto bywa najsilniejsza, bo do niej należy ostatnie słowo w prawotwórstwie. Wyroki Sądu Najwyższego interpretujące podstawowe źródło prawa, czyli konstytucję, stają się same źródłem prawa.

To typowe dla anglosaskiej kultury prawnej, która ustanawia ekspercki status sędziów. Stare porzekadło mówi: sędziowie nigdy nie rezygnują, a umierają rzadko... Decyzje SN zmienić jest trudno. Bardzo trudno.

Roe przeciw Wade, czyli jak Sąd Najwyższy zalegalizował aborcję

W czerwcu 1969 roku 21-letnia Norma L. McCorvey z Teksasu dowiedziała się, że jest w ciąży. Miała już dwoje dzieci i postanowiła, że ciążę przerwie. Teksańskie prawo aborcyjne było zbliżone do obecnej polskiej ustawy. Znajomi namówili Normę, żeby poddała się legalnemu zabiegowi tłumacząc, że została zgwałcona. Klinika odmówiła, bo brakowało raportów policyjnych czy prokuratorskich. Normie nie udało się też udowodnić, że ciąża zagraża jej zdrowiu.

Umówiła nawet zabieg w nielegalnej klinice, ale placówka chwilę wcześniej została zamknięta przez policję.

Wiosną 1970 roku prawniczki Sarah Weddington i Linda Coffe pozwały w imieniu kobiety stan Teksas. Władze reprezentował prokurator okręgowy Dallas Henry Wade, a Norma, by chronić prywatność, występowała przed sądem jako „Jane Roe”. W międzyczasie urodziła już dziecko i oddała je do adopcji.

Sąd okręgowy obradujący w trzyosobowym składzie uznał co prawda, że restrykcyjne teksańskie prawo narusza 9. Poprawkę do konstytucji USA ("Wymienienie w konstytucji określonych praw nie oznacza zniesienia lub ograniczenia innych praw"), ale odrzucił pozew.

"Jane Roe" odwołała się do Sądu Najwyższego, uzasadniając, że wbrew swojej woli została zmuszona przez rodzinny stan do urodzenia dziecka. Wyrok zapadł 22 stycznia 1973 roku.

Większością siedmiu głosów przy dwóch sprzeciwu, sędziowie uznali antyaborcyjne ustawodawstwo Teksasu za niezgodne z konstytucją. To oznacza uznanie, że niekonstytucyjne są także podobnie restrykcyjne ustawy w 48 z 50 stanów.

W komentarzu do wyroku sędziowie napisali, że uchwalone na początku XX w. przepisy, na mocy których surowo karano przerywanie ciąży, opierały się na stanowych prawach (tzw. state rights) do ochrony życia ludzkiego.

Sąd uznał, że każdy stan ma prawo chronić potencjalne życie, czyli płód, ale że to nie może naruszać gwarantowanego przez ustawę zasadniczą prawa kobiety do podjęcia decyzji, czy chce donosić ciążę czy nie, która należy do sfery prywatności.

A na straży prywatności stoi uchwalona krótko po wojnie secesyjnej 14. Poprawka do konstytucji ("Każdy, kto urodził się lub naturalizował w USA i podlega ich zwierzchnictwu, jest obywatelem USA i tego stanu, w którym zamieszkuje. Żaden stan nie może wydawać ani stosować ustaw, które by ograniczały prawa i wolności obywateli USA. Nie może też żaden stan pozbawić kogoś życia, wolności lub mienia bez prawidłowego wymiaru sprawiedliwości ani odmówić komukolwiek na swoim obszarze równej ochrony prawa").

Obrońcy status quo argumentowali, że ta sama poprawka chroni prawa płodu, ale sędziowie stwierdzili że nie, ponieważ koncepcja penalizowania aborcji oparta na założeniu, że płód jest człowiekiem, narodziła się już po uchwaleniu 14. Poprawki.

Ostateczna konkluzja sędziowskiej większości brzmiała tak: „Uznajemy, że konstytucyjne prawo do prywatności dotyczy także decyzji kobiety o donoszeniu ciąży lub jej przerwaniu, ale prawo to nie jest bezwarunkowe i musi być egzekwowane z uwzględnieniem ważnego interesu stanu”.

Sprowadziło się to do tego, że:

  • w pierwszym trymestrze ciąży panuje całkowita wolność jej przerywania,
  • w drugim trymestrze stany dostały prawo wprowadzania regulacji, ale bez zakazywania zabiegu,
  • w ostatnim stany dostały prawo całkowitego zakazu aborcji.

Zaskakujące w tej historii jest to, że Norma McCorvey po latach zmieniła poglądy i stała się jedną z najbardziej gorliwych przeciwniczek prawa kobiet do przerywania ciąży.

Prawo by uchylono, gdyby nie (sędzia) Kennedy

Najbliżej do uchylenia wyroku z 1973 było w 1992 roku przy okazji sprawy „Planned Parenthood przeciwko Casey”.

Czworo konserwatywnych sędziów było za uchyleniem „Roe…”, czworo liberalnych za utrzymaniem status quo. O zwycięstwie tych drugich zdecydował mianowany jeszcze przez Reagana Anthony Kennedy (rocznik 1936), zwany najpotężniejszym człowiekiem Ameryki, bo od jego głosu często zależą werdykty w najbardziej kontrowersyjnych sprawach.

W imieniu większości podtrzymującej „Roe…” sędzia Sandra Day O’Connor napisała wówczas: „Sprawa dotyczy najbardziej intymnych i osobistych wybory, jakich człowiek dokonuje, mają one zasadnicze znaczenie dla osobistej godności i autonomii. I są kluczowe dla wolności chronionej 14. Poprawką.

Sercem wolności jest prawo do definiowania własnej koncepcji istnienia, sensu świata i tajemnicy ludzkiego życia”.

Fortele i kruczki prawne

Debata o przyszłości wyroku w sprawie „Roe przeciwko Wade” skręca dziś w prawo. Ale lobby przeciwników aborcji może się poruszać wyłącznie w ramach ustanowionego wspomnianym werdyktem prawa.

I tak, pomoc i ułatwienia w przerywaniu oraz zapobieganiu niechcianym ciążom wprowadziły stany Zachodniego Wybrzeża, Nowej Anglii oraz Nowy Jork i Nowy Meksyk.

Z kolei 29 stanów dąży do tego, by - w ramach obowiązującego prawa - przeprowadzanie aborcji utrudniać. Używają forteli i kruczków prawnych:

Konsultacja i zwłoka

Kilka stanów wprowadziło w 2017 roku obowiązkowe konsultacje lekarskie i psychologiczne dla kobiet, które chcą dokonać zabiegu. Stan Iowa przewiduje 72-godzinną kwarantannę między rozmową a wykonaniem aborcji. Ustawodawca liczy na to, że pacjentka się w tym czasie rozmyśli. Kansas nakazuje w ramach takiej porady informować o kwalifikacjach lekarza przeprowadzającego zabieg oraz ewentualnych skutkach ubocznych. Aż 29 stanów wprowadziło tego typu przepisy.

Badanie USG

W Iowa i Kentucky kobieta musi przed zabiegiem przejść badania ultrasonografem. Legislatorzy tłumaczyli, że gdy „matka usłyszy bicie serca dziecka, to zrozumie że jest ono człowiekiem”. W Wyoming precyzyjnie opisano w ustawie, że o owe bicie serca chodzi. 26 stanów wprowadziło podobne regulacje.

Kontrola klinik aborcyjnych

Arkansas, Missouri i Teksas wprowadziły ustawy o regularnej kontroli takich placówek oraz wytyczne dotyczące okoliczności przeprowadzania zabiegów.

Dostęp osób nieletnich do aborcji

Indiana i Luizjana każą dokładnie sprawdzać dokumenty rodziców przywożących nieletnią córkę na zabieg. Indiana dodatkowo przewiduje, że rodzic ma się stawić przed oblicze sędziego i zeznać pod przysięgą, że zgadza się na aborcję u dziecka.

Farmaceutyki powodujące terminację ciąży

Zachodnia Wirginia zakazała nabywania takich środków do używania w domu. Przy każdym zażyciu tabletki musi być obecny lekarz.

Informacja to agitacja

Arkansas i Teksas zabroniły placówkom medycznym informowania przechodzących badania kobiet w ciąży o możliwości jej usunięcia uznając, że jest to agitacja na rzecz aborcji.

Odebranie finansowania

Jest też kwestia finansowania klinik, w których wykonuje się zabiegi. Niemal od chwili legalizacji aborcji ciągnie się debata, czy można placówki tzw. Planned Parenthood fundować z pieniędzy publicznych.

Demokraci, i na poziomie stanowym, i federalnym, często stawiają subsydia na ten cel, jako warunek poparcia ustawy budżetowej. Prawica z kolei robi wszystko, żeby utrudnić zdobywanie funduszy klinikom.

Donald Trump powtarzał, m.in. podczas parlamentarnej debaty nad likwidacją powszechnego systemu ubezpieczeń społecznych Obamacare, że nie zgadza się, aby świadczone przez państwo polisy ubezpieczeniowe przewidywały możliwość dokonania aborcji.

Osobliwego triku dokonał ustawodawca w Missouri i Iowa. Rozbudował stanowy programy finansowania Medicaid, federalnego programu ubezpieczeń dla najuboższych. Uniezależnił się od władz federalnych i już w ramach stanowego ustawodawstwa umożliwił wyłączenie przerywania ciąży z zakresu takich polis.

A Gubernator Karoliny Południowej Henry McMaster po prostu podpisał rozporządzenie wykonawcze wyłączające możliwość dokonania aborcji w ramach finansowanego przez stan Medicaid.

Płód jako osoba

Legislatura stanowa Alabamy zatwierdziła przyjętą w referendum definicję płodu jako osoby, którą bierze pod opiekę 14. Poprawka do konstytucji. Zapowiada się długa debata i batalia prawna, która finał znajdzie najpewniej przed Sądem Najwyższym.

Płody z Zespołem Downa pod ochroną

Ostatnim aktem tego ciągnącego się od 45 lat dramatu jest inicjatywa republikanów z Ohio, którym przewodzi gubernator John Kasich. Marzy o prezydenturze i po cichu sonduje, czy miałby szansę wygrać z Trumpem partyjne prawybory za dwa i pół roku.

Przypomnijmy, że na mocy decyzji z 1973 roku stany mają pewną swobodę regulowania prawa zezwalającego na przeprowadzenie zabiegu w środkowym trymestrze ciąży. SN nie zajmował się wtedy uszkodzeniami płodu, bo nie umiano ich diagnozować.

Tuż przed Bożym Narodzeniem 2017 Kasich podpisał ustawę o zakazie przerwania ciąży, kiedy badania prenatalne wykazały, że płód ma zespół Downa.

Środowiska proaborcyjne już zapowiedziały zaskarżenie ustawy do sądu, ale na razie obowiązuje ona w Ohio. A Kasich podebrał polityczną inicjatywę Trumpowi, z którego antyaborcyjne lobby jest coraz bardziej niezadowolone.

Prezydentowi pozostaje prowadzenie agitacji z pomocą Twittera. Chyba że pomoże mu los i ustąpi dwoje ponad osiemdziesięcioletnich członków Sądu Najwyższego o liberalnych poglądach, w tym wspomniany Anthony Kennedy. W ramach prezydenckiej prerogatywy Trump będzie mógł mianować takich sędziów, którzy obalą wyrok „Roe przeciwo Wade” i uznają aborcję za niezgodną z konstytucją.

Komentarze