Zachód oszalał na punkcie „Chopina-geja”. Pod koniec listopada szwajcarski dziennikarz radiowy Moritz Weber przedstawił swoje „odkrycie” podczas dwugodzinnej audycji „Mężczyźni Chopina” w publicznym radiu SRF.
„Chopin zapisał różne, oczywiste, namiętne i po części erotyczne wyznania miłości w czerni i bieli. Były adresowane do mężczyzn – zwłaszcza do jego Tytusa” — mówił Weber i wskazywał, że tę spuściznę Polska wolałaby ukryć.
„Najdroższe życie moje” — tak nasz kompozytor rozpoczynał listy do Tytusa Woyciechowskiego. Poświęcił mu też między innymi takie słowa:
„Jak zawsze noszę ze sobą twoje listy. Jak dobrze będzie, gdy wyciągnę twój list i upewnię się, że mnie kochasz”.
Światowy rozgłos odkrycie Weber’a zyskało dzięki tekstowi w brytyjskim „Guardianie”. Jednak polska opinia publiczna zrugała zagranicznych autorów.
Weberowi zarzucali uproszczenia, wrogą interpretację, nieznajomość kodów romantyzmu. „Nic nie ukrywaliśmy, to zarzut absurdalny” — można przeczytać w serii polemicznych tekstów od lewa do prawa.
OKO.press o tej debacie, a także queerowej historii Polski rozmawia z Krzysztofem Tomasikiem, publicystą, biografem, badaczem polskiego homoseksualizmu, autorem głośnych książek przybliżających nieheteronormatywne życiorysy Polek i Polaków: „Homobiografii”, „Gejerel”.
Anton Ambroziak, OKO.press: Czytałeś listy do Tytusa?
Krzysztof Tomasik: Nie w całości, ale czytałem, dawno temu. Pamiętam, że w tym samym czasie odkryłem też korespondencję George Sand – pisarki, przez pewien czas partnerki kompozytora, która zachwyciła mnie szalenie współczesnym, feministycznym podejściem.
W całej tej „aferze” z „Chopinem-gejem” dla mnie najbardziej znaczące wydaje się, że w ciągu miesiąca od kiedy wybuchła wrzawa, w zasadzie wróciliśmy do punktu zero. Niewiele z niej zostało. Wybrzmiało kilka polskich głosów oburzenia i tyle.
W „Guardianie” czytaliśmy, że „polscy archiwiści i biografiści mieli przez dekady przymykać oko na homoerotyczne listy Chopina, by dopasować go do konserwatywnych norm”. Czyli co? Wiedzieliśmy, ale nie mówiliśmy?
Myślę, że należy podziękować zagranicznym kolegom i koleżankom za tę uwagę, nawet jeśli jest trochę na wyrost. Bo faktycznie, gdyby nie audycja Moritza Webera, a potem jeszcze głośniejsze omówienie w „Guardianie”, może nigdy nie zwrócilibyśmy uwagi, na to, co w kręgach biografistów funkcjonowało, ale jakby podskórnie. Sam nigdy nie zajmowałem się Chopinem, ale wiedza o jego nienormatywności była. Pytanie, co się z nią działo? Dlaczego nie była początkiem dociekań i pogłębionych badań?
Tak jak mówiłeś, w Polsce szybko pojawiły się zajadłe polemiki z zagranicznymi autorami. Niektórzy, ci bardziej na prawo, ograniczali się do pisania, że to „granda”. Ale liberalna część opinii publicznej również zamknęła szafę, z której wyskoczył Chopin. Czytaliśmy, że Moritz Weber mało wnikliwie przestudiował całą biografię Chopina i dokonał nieuzasadnionego uproszczenia. A poza tym listy do Tytusa są powszechnie dostępne, więc zarzut, że Polscy badacze ukrywali niepasujące do układanki elementy jest bezzasadny, a wręcz wrogi.
Obydwa typy reakcji znam na wylot. Gdy 12 lat temu opublikowałem „Homobiografie”, spotkałem się z jednym i drugim. Pierwszy jest dość przewidywalny: agresywny, ale płaski. Drugi, liberalny, jest znacznie ciekawszy i zasługuje na polemikę.
Według mnie jak najbardziej uzasadnione jest twierdzenie, że homoerotyczne fascynacje Chopina, zostały ukryte. I nie dlatego, że ktoś schował te listy do szuflady i wyrzucił kluczyk. Chodzi o to, że zostały wymazane w fazie interpretacji. Opracowywanie nie polega tylko na czytaniu i wydawaniu listów. Trzeba je opisać, rozwinąć wątki biograficzne, zrobić przypisy, stworzyć biogramy osób, z którymi się kontaktował i zdefiniować kim dla niego byli.
Jako biografista, który zajmował się na przykład Iwaszkiewiczem czy Szymanowskim, dobrze wiem, jak to wygląda w polskim środowisku.
Wszystkie wątki heteroseksualne są rozdmuchiwane i napompowane, a wszystkie wątki homoseksualne – ukrywane. Jak można dziś pisać, że niczego nie zatailiśmy, skoro żadna biografia, żadne krytyczne opracowanie nie analizuje homoerotycznej przyjaźni czy związku Chopina z Tytusem?
Mało tego, mamy przecież filmy. Chopin, jako nieliczny z polskich romantyków, doczekał się biograficznych filmów. Nie dostąpił tego honoru Słowacki, nie doczekał się też Mickiewicz. Mamy trzy filmy polskich reżyserów: „Młodość Chopina” Aleksandra Forda, „Błękitną nutę” Andrzeja Żuławskiego i „Chopin. Pragnienie Miłości” Jerzego Antczaka. I tu otwiera się kolejne pole do analizy, co w tych filmach jest, jak Chopin jest pokazany. I dlaczego tam nie znajdziemy, choćby cienia sugestii o nienormatywności kompozytora. Możemy się jedynie pocieszać, że lekcji nie odrobili też zagraniczni reżyserzy [śmiech]. Mało kto wie, ale w jednej produkcji, Chopina grał sam Hugh Grant. Ale znów, homoerotycznej przyjaźni z Tytusem zabrakło.
Dziwi mnie, że rozumni ludzie, dają się wkręcić w narodowe ujmowanie się honorem, obronę cnoty i polskiej tradycji. A przecież wiadomo, jak to w Polsce wygląda. I nie mówię tylko o historiach sprzed dziesięcioleci, ale obowiązującym wciąż sposobie opracowywania i wydawania listów czy wspomnień. Wystarczy zajrzeć do „Dzienników” Iwaszkiewicza czy jego korespondencji z żoną – w przypisach nie znajdziemy informacji o kochankach, a nawet homoseksualności przyjaciół i znajomych. Mało tego, zauroczenie Anny Iwaszkiewicz biseksualną Marią Morską zostaje przemilczane.
W ukrywaniu chodzi także o to, co się przemilcza. A my w przemilczaniu jesteśmy mistrzami.
Co te reakcje o nas mówią?
Że nawet osoby teoretycznie liberalne mają w sobie pokłady nieuświadomionej homofobii. Każda nowa „rewelacja” uświadamia nam, że zatrzymaliśmy się na początku drogi godzenia się z różnorodnością naszej spuścizny: wszystko wciąż jest świeże, nieprzerobione, czasem nawet bolesne.
Nie mam złudzeń, że jedna audycja, czy jedna książka są w stanie załatwić lata przemilczeń. To ogromna praca, która wymaga przedefiniowania myślenia o biografiach naszych wielkich, o programach szkolnych i akademickich. Póki co, mamy jedynie wysiłki publicystyczno-popularyzatorskie, a i tak przyjmujemy je z nerwowym zaprzeczaniem, wypieraniem, a czasem nawet poniżaniem autorów.
A może, jak twierdzi część polskich komentatorów, Zachód ekscytuje się bardziej tym, że oto homofob Europy, musi zmierzyć się ze swoim nieoczywistym dziedzictwem?
Jasne, że tak. I dziwię się, jeśli ktokolwiek się temu dziwi. Chyba generalnie jest jasne, że konteksty mają znaczenie, a więc na tym odkryciu ciąży fakt, że mamy rząd, jaki mamy; że jego polityka jest drastycznie homofobiczna. To wszystko przekłada się na wyobrażenie o Polsce, a więc i na wyobrażenie o naszej recepcji tej historii.
Naiwnie byłoby sądzić, że odbiór biografii z przeszłości jest zawieszony w próżni. Wszystko może mieć znaczenie. Przecież, jeśli chodzi o pamięć o Gombrowiczu też istotny jest fakt, że przed laty, ówczesny minister edukacji Roman Giertych, chciał go wyrzucić z kanonu lektur, właśnie za homoseksualizm obecny w twórczości.
Co byś powiedział tym, którzy uważają, że przypisywanie komuś orientacji psychoseksualnej po czasie jest zawsze ahistoryczne?
Koronny argument [śmiech]. Dziwnym trafem ten zarzut pojawia się zawsze przy związkach jednopłciowych, ale gdy mamy do opisania heteroseksualne podboje znanych i szanowanych, to o nim zapominamy.
Heteroseksualność w założeniu jest przezroczysta, oczywista, nie wymaga wyjaśnienia czy komentarza, także w odległej przeszłości. A przecież tak jak postrzeganie homoseksualności ulegało przeobrażeniom w czasie, tak samo zmianie podlega model rodziny czy koncepcja kobiecości.
Myślę, że zarzut ahistoryczności zawsze wspiera „heteronormę”. Prawda jest taka, że bez względu na to, jakim językiem kiedyś operowano, czy karano za seks homoseksualny czy nie, osoby, które zakochiwały się w osobach tej samej płci, które odczuwały do nich pociąg seksualny, po prostu istniały. A zadaniem biografisty jest nazwanie i opisanie tego, a także naświetlenie kontekstu historycznego.
Taka debata, jak ta teraz, wybucha co jakiś czas. Szczególnie, jeśli jakaś postać więcej waży. O Iwaszkiewiczu wiedział każdy, nikt się za bardzo nie wzruszał. Konopnicka, przez to jakie zajmuje miejsce w sercach polskiej prawicy, wciąż funkcjonuje w dwóch równoległych światach narracyjnych. Ostatnio poważny kryzys wywołało odkrycie, że generał Pułaski był osobą trans- lub interpłciową, a dokładnie – jego płeć oznaczona przy urodzeniu nie zgadzała się z tą społeczną. Co zostaje z tych debat, ponad chwilową fascynacją?
Jeszcze „Zośka” i „Rudy” jako para!
Ogólnie zostaje chyba niewiele. Opór jest tak duży, że te historie nie mają szansy zakorzenić się w świadomości społecznej. Nie zaowocowały nawet książkami. Homoseksualność jest rugowana z polskiej historii, w zasadzie nie mamy kanonu postaci czy wydarzeń, które byłyby fundamentem społeczności LGBT.
W sumie wciąż mało wiemy nawet o tak fundamentalnym wydarzeniu jak „Akcja Hiacynt”, przez dziesięciolecia zupełnie wymazany został głośny proces sądowy z lat 20-tych lekarki, lesbijki Zofii Sadowskiej – dopiero w tym roku ukazała się o niej książka Wojtka Szota. Do głównego nurtu wciąż nie może się przebić nieoczywista historia transpłciowego poety Piotra Własta, na ekranizację czeka nagrodzony scenariusz Marty Konarzewskiej.
Obawiam się, że wciąż nie zmierzyliśmy się z taką prawdziwą debatą, porównywalną do tego, co w kwestii relacji polsko-żydowskich działo się po publikacji książek Jana Tomasza Grossa. I być może nigdy się to nie zdarzy. Może jesteśmy skazani na to, by pracować na marginesach.
Dla mnie najciekawsza była dyskusja, która wybuchła po publikacji książki Artura Domosławskiego o Ryszardzie Kapuścińskim. Obnażyła ona u krytyków braki warsztatowe, fundamentalną niewiedzę, a także hagiograficzne podejście do naszych ikon. Teraz jestem ciekawy z jakim przyjęciem spotka się zapowiadana na wiosnę książka o homoerotycznym życiu naszego czołowego wieszcza Juliusza Słowackiego.
Jaki jest twój klucz do biografii?
Są dwie drogi queerowania biografii z przeszłości. Albo przypominamy postaci zupełnie nieznane albo odkrywamy nienormatywne wątki w życiorysach wielkich Polek i Polaków.
W „Homobiografiach” starałem się połączyć obydwie techniki, z jednej strony jest tam Konopnicka, Dąbrowska, Andrzejewski, Iwaszkiewicz – postacie znane i ważne w historii polskiej literatury. Z drugiej strony zajmuję się zapomnianymi nazwiskami, uchyliłem drzwi przed Antonim Bormanem, ważnym przedwojennym redaktorem, czy Wilhelmem Machem, PRL-owskim pisarzem, który popełnił samobójstwo.
Gdy przyjrzymy się bliżej, okażę się, że wszystkie te historie są ciekawe. Pytanie, czego potrzebujemy? Życiorysów dramatycznych, a może wielkich nazwisk? A może nieoczywistych bohaterów, takich, których jest najmniej, czyli osób transpłciowych? Nie ma jednej odpowiedzi na to pytanie. Żyjemy w kraju, w którym wciąż naprawdę niewiele zrobiono.
Jednym z najbardziej zaniedbanych obszarów jest epidemia HIV/AIDS. To niesamowite, że nie odkryliśmy ważnych polskich postaci, które umarły na AIDS. Zupełnie jakby tutaj przez lata się na to nie umierało. Najpowszechniejszym skojarzeniem jest Freddy Mercury, a przecież ta śmiertelna choroba nas nie oszczędziła.
Emancypacja osób LGBT w Polsce jest jednak faktem. Wraz z progresem pojawia się naturalna chęć zakorzenienia. Jak to robić inaczej, jeśli nie odkrywając własną historię? Póki co, bohaterki, symbole, a także kluczowe wydarzenia zapożyczamy z Zachodu, głównie Stanów Zjednoczonych.
No właśnie. Tu mamy dwa problemy. Po pierwsze, czy oprócz bieżącej działalności potrafimy upamiętnić ważne wydarzenia i wykreować naszych bohaterów i bohaterki? Wydaje się, że zawaliliśmy na całej linii.
W tym roku minęło 30 lat od rejestracji pierwszej organizacji LGBT w Polsce. Przez te trzy dekady dużo się działo, już na początku transformacji zaczęły ukazywać się czasopisma, książki, powstały oficjalne kluby gej-les, grupy samopomocowe, były pierwsze próby rozmów z politykami i walki o związki partnerskie… I niestety, cała ta najnowsza historia, również jest nieznana, nieopisana.
Nawet akademikom często łatwiej jest odwołać się do tłumaczeń flagowych tekstów amerykańskich, niż wyszukać polskie teksty sprzed lat. To jest ciągle tabula rasa.
Obserwując ostatnie wydarzenia, wydaje mi się, że pragnienie mitologii jest bardzo silne. Nie bez powodu po represjach policyjnych z sierpnia 2020 roku, społeczność LGBT zaczęła głośno mówić o „polskim Stonewall”, wydarzeniu zero, które wszystko zmieniło.
Te poszukiwania obserwuję tak długo, że zachowuję pewien sceptycyzm. Pamiętam, że już brutalne stłumienie Marszu Równości w Poznaniu w 2005 roku było nazywane „polskim Stonewall”. Podobnie z Paradą Równości, która przeszła ulicami Warszawy mimo zakazu ówczesnego prezydenta miasta Lecha Kaczyńskiego.
Gdy promowałem swoją książkę „Gejerel” w 2012 roku wielokrotnie byłem pytany, co mogłoby być odpowiednikiem amerykańskiego buntu. Sam fakt, że musimy mówić o czymś „cudzym”, żeby się zdefiniować, pokazuje niepokojący brak.
Podobnie jest z poszukiwaniem polskiego Oscara Wilde’a – pierwszego nowoczesnego, wyklętego homoseksualisty, który za swoją orientację zapłacił najwyższą cenę.
Skoro obecnie w Polsce nie da się budować świadomości queerowej historii przez instytucje – szkoły czy uczelnie – to czy jest jakaś inna droga?
Sprzymierzeńcem może być kultura popularna, ale musimy mieć świadomość, że to zawsze będzie długi, mozolny proces. Najlepszym przykładem jest kariera Harveya Milka. On nie stał się legendarnym działaczem tylko dlatego, że był gejem, politykiem i został zastrzelony.
Powstała masa tekstów, książek, potem film dokumentalny i wreszcie fabularny, żeby mógł poznać go cały zachodni świat. Nigdy nie wystarczy jedna książka czy wystawa, by zbudować ikonę. Potrzeba też szczęścia, pewnego zbiegu okoliczności. Zawsze przy wykuwaniu mitologii wiele osób zostaje w cieniu — równie aktywnych, z równie ciekawymi biografiami.
A ty masz jedną postać, którą widziałbyś w roli legendy?
Nie mam. Cieszę się tym rozdrobnieniem. Gdy zaczynałem swoją pracę, na pierwszym planie byli ludzie pióra. Chciałbym, żeby było więcej innych „wielkich”: aktorów, reżyserek, działaczek, piosenkarzy. Ucieszyła mnie książka Zofii Rudnickiej o Gerardzie Wilku, bardzo atrakcyjnym, zdolnym, polskim tancerzu. To postać, która ma w sobie wszystko: seksowność, sukces zagraniczny, tragiczną historię przedwczesnej śmierci na AIDS. A na dodatek świetne nazwisko, które brzmi jak pseudonim [śmiech].
Chciałbym też, żeby emblematycznymi postaciami byli ludzie nam współcześni. Staram się docenić takie fakty, jak to, że w tym roku po raz pierwszy osoba ze społeczności LGBT, czyli Robert Biedroń, kandydowała w Polsce na urząd prezydenta. Nie wiem, czy zdajemy sobie sprawę, ale Biedroń po wieloma względami jest postacią unikatową. Niewielu jest polityków formatu krajowego czy europejskiego, którzy wyrośli z aktywizmu LGBT. To przecież Robert współzakładał i przez lata prowadził Kampanię Przeciw Homofobii.
Jak w Stanach udało się wykreować tak silny produkt emancypacyjny?
Siła monopolisty: tradycja upamiętniania własnej historii, przekonanie o jej ważności, umiejętność atrakcyjnego opowiadania, międzynarodowy język i świetna strategia emancypacyjna. Tam kult i potrzeba upamiętniania jest silny w mniejszościach, w tym także LGBT.
Czy coś jednak cię cieszy?
To nie jest tak, że jestem pesymistą. Po prostu wiem, że nie ma drogi na skróty. Mam nadzieję, że będziemy powoli odkrywać fascynujące życiorysy i przywracać pamięci naszą długą, skomplikowaną historię.
Dziwne są ścieżki szechteremickiego "dwójmyślenia".
Iwaszkiewicz jako "dobry pederasta", chociaż jest ogólnie znane, że rwał odbyty młodych literatów, wykorzystując pozycję w ZPP.
Peatz – "zły pedofil", bo rwał odbyty DOROSŁYCH kleryków ZA ICH ZGODĄ, wykorzystując pozycję w hierarchii.
🙂 Ot, zwykła hipokryzja bękartów szechter.emickich morderców polskich sąsiadów z lat 1939-41, 1944-56 z kakaowego.OKA.sorosa.sztetl…
Komuś tu się antysemityzm rzucił na homofobię. Albo jedno i drugie na umysł…
Bo Iwaszkiewicz nie przysięgał, że będzie żył w celibacie? Naprawdę trzeba tłumaczyć takie proste sprawy?
Chopin przysięgał też.
Niechcący skasowałam swój komentarz. A w skrócie jest on następujący: nie miałabym nic przeciwko temu, by Chopin był gejem, ale to raczej mało prawdopodobne. Pomijając fakt, że przez kilka lat był partnerem George Sand, damy o potężnym libido, dziennikarze, nie tylko anglosascy, ale nawet polscy, nie zdają sobie sprawy ze znaczących różnic języka współczesnego i romantycznego. Na dobrą sprawę listy Chopina wymagają fachowej interpretacji. Odsyłam do takiej – tj. do książki Ryszarda Przybylskiego, znawcy języka epoki romantyzmu, "Cień jaskółki. Esej o myślach Chopina". Już w rozdziale I odnosi się on do kwestii korespondencji Chopina z Tytusem Woyciechowskim. Mniej pewności siebie, panowie i panie. Elżbieta Sz, muzykolożka
Serio? Może był zwyczajnie biseksualny?
Jakie ma to w ogóle znaczenie, czy ktoś jest hetero czy nie? Chyba tylko tych którym nie przeszkadza, że ich duchowni w większości są nie-hetero…
Ważne jakim kto jest człowiekiem, a nie z kim sypia.
Swoją drogą, to muzykologia zajmuje się libido kochanek kompozytorów? :)))
A co, jeśli Chopin był biseksualny? Nota bene, mam takie same przypuszczenie np. co do Wacława Niżyńskiego. Niżyński wprawdzie się ożenił z węgierską tancerką Romolą de Pulszky i miał z nią córkę (która też odziedziczyła talent po rodzicach), ale miał też w życiu co najmniej dwa romanse homoseksualne – wpierw z księciem Lwowem, który sfinansował studia baletowe Niżyńskiego i wspomagał też jego rodzinę, a później, już jako uznany artysta, z Siergiejem Diagilewem, w którego zespole był pierwszym solistą i choreografem. Niżyński zresztą ożenił się z Romolą w trakcie tournee po Ameryce Południowej w tajemnicy przed Diagilewem, który z zazdrości wyrzucił Niżyńskiego z zespołu…
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Osz ty w życiu… kto znów nie zamknął włazu do szamba i wypuścił antybleble? A już zapominałem, że to coś istnieje. Mało nam koronawirusa???
"Nie istnieje coś takiego jak „gen homoseksualizmu” – twierdzą naukowcy z najlepszych światowych ośrodków badawczych. Skłonności homoseksualne nabywa się poprzez wpływy środowiska i kultury.
Badania przeprowadzili eksperci z Broad Massachusetts Institute of Technology oraz Uniwersytetu Harvarda przy udziale niezależnego eksperta z Włoch Andrei Ganny. Zbadano prawie pół miliona przypadków. Wyniki opublikowano w prestiżowym magazynie „Science”.
Dzięki danym pochodzącym z brytyjskiego banku danych genetycznych UK Biobank, oraz danym z powiązanego z koncernem Google serwisu 23andMe przestudiowano aż 478 tys indywidualnych przypadków. To ogromna liczba i mało które badania prowadzi się aż tak skrupulatnie.
Na podstawie pozyskanych informacji naukowcy stwierdzili, że przy pomocy obserwacji indywidualnych wariantów genetycznych nie można stwierdzić, że ktoś będzie w przyszłości homoseksualistą. Innymi słowy nieprawdą jest teza, którą forsuje środowisko LGBT+, że można się urodzić z preferencjami homseksualnymi.
– Poprzednie badania sugerowały obecność silnych sygnałów genetycznych, które mogłyby uczynić przewidywalnymi postawy seksualne, przy czym jeden z najbardziej znanych takich sygnałów wskazywał na chromosom X, ale w naszych badaniach z próbką sto razy silniejszą, pokazaliśmy, że tak nie jest – wyjaśnił prof. Ganna w rozmowie z włoską agencją prasową ANSA."
¯\_(ツ)_/¯
Nie wiem czy rzeczywiście jest to taki wielki problem przemilczenia w Polsce jak by chciał pan Tomasik. Przecież nikt nie ukrywa jawnych homoseksualnych skłonności Iwaszkiewicza czy Gombrowicza. Nie znam sprawy Chopina, ale myślę że trzeba być ostrożnym. Wyznania miłości wśród dziewiętnastowiecznych przyjaciół są raczej standardem i nie dopatrywałbym się tam na siłę romansów. Zresztą czy „Kronos” jest czymś, co w ogóle warto czytać? W ogóle takie sensacje to trochę taki Pudełek „inteligencji”.
Nie mówię tu o akcji „Hiacynt” – to jest ciekawe.
Napiszę coś bardzo niepoprawnego: homoseksualizm jest… usterką. Jak płaskostopie, rozszczepienie podniebienia, czy brak zdolności do trawienia laktozy (to u mnie, niestety). Ewolucja wykształciła nam podbicie w stopie, bo z tym skuteczniej biegamy. Wykształciła pociag seksualny do płci odmiennej, bo dzięki temu się rozmnażamy. Na płaskich stopach gorzej się ucieka, a zachowania homoseksualne nie realizują celu, dla którego zachowania seksualne zostały wykształcone. Czyli NIE MA symetrii homo/hetero. Jednak MORALNE ocenianie homoseksualizmu, to jakieś nieporozumienie. Podobnie, jak moralna ocena płaskostopia, czy moich dolegliwości, kiedy z łakomstwa łyknę mleka.
Yep, bardzo niepoprawnego. Dla ludzi od dawna ograniczeniem na liczbę dzieci nie jest zdolność do spładzania kolejnego potomstwa, lecz chęć ich wychowania. Wobec tego narzuca się, aby zezwolić na surogację oraz adopcję dzieci przez pary niehetero (wszakże już teraz adopcji jest mniej niż dzieci do adopcji!).
A zresztą, nie ma sensu wyciągać zawiłych argumentów, kiedy można argument z przyrody skontrować takimże: hierarchią społeczną pszczół miodnych. Zacytuję Wikipedię, bo sam lepiej tego nie ujmę: "Eusocjalność – najwyższa wśród zwierząt forma społeczności polegająca na tworzeniu trwałych, co najmniej dwupokoleniowych kolonii, w których rolę reproduktorek przejmuje tylko część samic, a pozostałe osobniki współdziałają w opiece nad ich potomstwem." Jak to odnieść do ludzi? Jeszcze jeden cytat: "Osobniki rezygnujące z płodzenia własnego potomstwa specjalizują się w innych funkcjach niezbędnych dla funkcjonowania kolonii, przez co przyczyniają się do szybszego i skuteczniejszego osiągania wspólnych celów."
I co z osobami biseksualnymi?
Mateusz Bąkala: Dla ludzi od dawna ograniczeniem na liczbę dzieci nie jest zdolność do spładzania kolejnego potomstwa, lecz chęć ich wychowania."
Przecież to nieprawda. Do niedawna większość dzieci umierała w dzieciństwie z powodu chorób. Rodzice nie ograniczali liczby dzieci bo nie było środków antykoncepcyjnych
I homoseksualistom nie powierzano wychowywania dzieci.
Straszne pranie mózgów.
Jeżeli dobrze rozumiem, Mateusz sugeruje, że homoseksualizm został wykształcony przez ewolucję, bo obecność homo i bi w pierwotnym "stadzie" była dla stada korzystna. Niewykluczone, że ma rację. Gdyby miał rację, to ja bym jej nie miał, przyznaję. Jak to sprawdzić? – nie wiem. Problem, czy surogacja i adopcja przez pary homo powinna być praktykowana? Nie mam jednoznacznej opinii na ten temat, zwłaszcza, kiedy widzę dzieci kiwające się w sierocińcach od choroby sierocej… Mateusza pozdrawiam.
Sławne są te postaci z męskiego LGBT, które doczekały się skandali, jak Wilde, lub popełnili samobójstwo, jak Turing. Wiadomo o Szymanowskim, Gombrowiczu i Iwaszkiewiczu. Nie mówi się o homoseksualizmie wielkich tancerzy, bo to była reguła np całe Ballets russes, z Diagilewem na czele, biseks Niżyński, wiele lat poźniej Nurejew. W życiu tych dwu ostatnich homoseksualizm odegrał ważną, tragiczną rolę.
Co do Chopina, to trzeba pamiętać, że romantycy byli afektowani a homoseksualiści bywali platoniczni. To niezdrowe podniecenie obecnej publiki i biografów świadczy też wiele o ich mentalności. Może był, może tylko platoniczny itd. Nie jest to aż tak ważne np z punktu widzenia jego twórczości czy życiowych perypetii. Chopina bardziej skandalizowały romanse George Sand.
Homoseksualizm może również mieć charakter przygody, jednorazowego romansu, jak w przypadku Rimbauda. Po wyjeździe do Etiopii czy Dżibuti Rimbaud strzelił sobie tubylkę (może nawet niejedną!). Tamtejsze kobiety bywają bardzo piękne. Za to problemy z laktozą to zboczenie na całe życie!
Opozycja ma małe szanse. Kombinacja neoliberalizmu z dżenderem jest samobójcza. Vide Trzaskowski/Rabiej – zapewnili zwycięstwo Dudzie.
Co do Chopina to cenię jego muzykę, czy był "nieheteronormatywny" (co za szkaradny żargon) mało mnie obchodzi.
Dla Chopina, obok muzyki, to była najważniejsza rzecz, zresztą jak własna seksualność dla każdego człowieka. Jednak różnica jest taka, że o ile Beethoven mógł zatytułować swój utwór Für Elise i nim zdobyć płoche serca na całym świecie, o tyle Chopin wywołałby kosmiczny skandal, gdyby któryś utwór zatytułował Do Tytusa.
Korzystałeś z jego usług, że tak dobrze znasz jego potrzeby.
Aż mi cię szkoda. Straszny ból ściska narodowców.
Robercie drogi! To jest strona dla ludzi dobrze wychowanych. To nie Twój świat. Daj sobie spokój i wyżywaj się gdzie indziej. Proszę!
@ Kubuś Puchatek.
Widzisz, a homoseksualiści na ogół nie mają problemów z laktozą. Powinienieś im zazdrościć.
Jeżeli to prawda, to rzeczywiście zazdroszczę. Reszty nie, bo hetero wiąże się z odkrywaniem nieznanego "świata", a homo już jakby mniej…
A na niestrawność laktozy jest Lactocontrol, czyli radzimy sobie.
Pozdrawiam wszystkich homo – nie dajcie się prawicy.
Na liście brakuje kilku nazwisk. Peatz, Gulbinowicz, Trynkiewicz, Krollop (ten, co zdechł na AIDS, ale wcześniej rozerwał odbyty wielu nastoletnim chłopcom w poznańskich Słowikach).
Gej i pedofil to dwie różne galaktyki. Jedno z drugim nie ma nic wspólnego.
Gdzie tam różne galaktyki, to po prostu nazywa się Pederastia, znana od wieków niestety. Pedofilia homoseksualna która męczy kościół katolicki na tym wyrosła niestety….
Dorosły gwałcący dziecko jest pedofilem. Jakiej płci jest dziecko? Nie ma to żadnego znaczenia. To czy wobec dorosłych ten pedofil ma orientację hetero, czy homoseksualną także nie ma żadnego znaczenia. Pedofilia jest pedofilią, a rozróżnianie na hetero czy homoseksualną ma znaczenie tylko dla tych, którzy nie rozumieją, że chodzi o ofiarę dziecko, a skupiają się na podkreślaniu ilu"homoseksualistów jest podofilami". Odpowiedz: żaden. Homoseksualista czy heteroseksualny takim pozostaje. Jeśli dobiera się do dzieci, niezależnie jakiej płci jest pedofilem i żadnym hetero czy homoseksualistą.
Chłopaki, zwracam Wam uwagę, że dyskutujecie z zawartością szamba, które po wielu miesiącach jakże błogiej nieobecności, korzystając z chwili nieuwagi Moderatora, znów rozlało się na tym forum. Zwłaszcza że Antyblebleble Wszechszambowe nie dość, że nie potrafi zapisać poprawnie nazwiska, to nie rozróżnia też poznańskich chórów chłopięcych (bo Krollop z Poznańskimi Słowikami nie miał NIC wspólnego).
Nie wiem jak sumienie pozwala pisać ci takie brednie, jak możesz myśleć o tych o ofiarach pedofili homoseksualnej w kościele o której pisałem…. jak możesz myśleć o nich jak o ludziach i negować ich dramat, oczywistą oczywistość… Pederastia jest od lat znanym zjawiskiem w kręgach homoseksualistów, jest zbadana i opisana…. przestań robić z siebie durnia i tłumaczyć oprawców ofiar… żałosne bardzo… I oczywiście że to ma znaczenie…. kobieta nie zgwałciła by tyle chłopców tak że im odbyty pękały, a takie są skutki pedofili homoseksualnej…..
Jakim durniem musi być ten, który nie czyta ze zrozumieniem i dalej brnie w zaparte…
Używanie słowa pederasta jest obraźliwe wobec homoseksualistow i dobrze każdy o tym wie. Używanie celowe wyrażenia pedofilia homoseksualna jest również godzące w osoby homoseksualne. Łączy homoseksualizm z pedofilią co jest absurdalne.
Ja rozumiem że ci pedofile homoseksualni czy pederaści ( z Greki słowo znane od tysiącleci) to twoi koledzy że ich tak bronisz ? Rozumiem że masz jakiś sentyment do tych osób, ale daj innym nazywać rzeczy po imieniu i bez pobłażania czy zrozumienia ich wynaturzeń. Tyle i tylko tyle, gdzie twoja tolerancja, durniem to jesteś ty drogi mój kolego wiedziałem że jedyne na co będzie cię stać to obrażać i używać inwektyw.
Bronię godności ludzi, których Ty wsadzasz do jednego worka z przestępcami pedofilami. Poczytaj o znaczeniu i używaniu pojęć pederasta, pedofil, homoseksualizm…
Co do obrażania: spójrz na przebieg postów. Nigdzie wcześniej nie napisałem że jesteś durniem, dopiero zapytałem ogólnie \\\"jakim durniem trzeba być\\\" po tym, jak mnie obraziłeś… Czy tego też nie rozumiesz? Brniesz w zaparte i dalej nie rozumiesz o co chodzi.
Nie dociera, że pedofil to niego samo co homoseksualista? Nie dociera, że określenie pederasta jest obraźliwe?
Jeśli masz problem ze zrozumieniem, co się do ciebie pisze, to nie mój czy kogoś to problem, a twój.
Twoje "rozumiem, że" jest kolejnym dowodem na to, że nie rozumiesz co wyżej napisane.
P.S. widzę że zredagowana wypowiedź, więc moje zapytanie o "durnia" wisi w powietrzu…
Bronisz godności pedofili ? ? Po co to robisz ? ? To ja mam sprawdzać słowa których używam, przecież jasno widać że to ty nie znasz ich znaczenia. Co do obrażania nie pamiętam żebym cię gdzieś obrażał, a tekst "durniem" fakt nie mówisz wprost ale chyba jest jasne że chciałeś mnie obrazić. Nie wiem co do ciebie dociera czy nie dociera, jedno zdecydowanie do ciebie nie dociera > ja nigdzie nie pisałem tego co ty starasz się tutaj imputować…. To do ciebie nie dociera to że homoseksualista może być pedofilem, co jest znanym od wieków (Pederasta) faktem…. Spójrz na homopedofilie w kościele gdzie głównie ona się szerzy. To ty masz problemy z czytaniem ze zrozumieniem, nie rozumiesz o czym piszę po prostu….
PS : Wszystko ci się pomieszało od tego myślenia o tych pedofilach homoseksulanych, aa i proszę jeszcze o jakikolwiek cytat na potwierdzenie twoich słów że nie rozumiem że pedofil to nie to samo co homoseksualista, bo większych bzdur to już napisać nie mogłeś i wyssać ze swojego brudnego palucha 😀
Facet. Mieszasz i manipulujes. Przypominam, że pytanie \\\\\\\"jakim trzeba być durniem\\\\\\\" napisałem po twojej napastliwej odpowiedzi, którą wyedytowałeś, a teraz odp…lasz cyrk i odwracasz kota ogonem. W żadnym miejscu nie bronię godności pedofilów, tylko osób homoseksualnych. Wypraszam sobie!
Nie rozumiesz w dalszym ciągu, że nie ma czegoś takiego jak pedofilia homoseksualna. Że używanie terminu pederasta jest obraźliwe dla osób homoseksualnych, które nic nie mają do czynienia z pedofilią, cze efebofilią, że pedofil jest nim i nie ma tu mowy o żadnym homo, czy hetero pedofilu – wiek ofiary jest istotny i to, że dorosły DZIECKO (obojętnie jakiej płci) gwałci. Czyny pedofilskie są przestępstwem, życie homoseksualne – czyli pomiędzy dwojgiem dorosłych ludzi – NIE.
Potrzebujesz cytatu na to, że homoseksualista to nie pedofil? Przecież wyjasnilem. Prościej się nie da… Nie rozumiesz… Trudno homofobowi zrozumieć…
W twoim świecie może nie ma jednak w realnym świecie i w rzeczywistości jest. Pederasta to określenie używane przez specjalistów i ludzi od wieków. Nie jest to obraźliwe słowo, a jedynie słowo opisujące osobę dokonujących takich praktyk z dziećmi w tym wypadku chodzi tylko o homoseksualną pedofilię. Co do samego terminu pedofili na tle homoseksualnym to są na ten temat pracę naukowe i badania, to jest po prostu zjawisko społeczne, rzeczywiste twoja niewiedza tego nie zmienia. Oczywiście że pedofile również mają skłonności homoseksualne i są z tego powodu są kategoryzowani, pederaści i pedofile homoseksulani mają bardzo silne lobby w kościele katolickim. Ale co ty możesz wiedzieć jak wiedzę czerpiesz z oko.press i pewnie od znajomych na twojej wiosce…..
Nikt poważny nie używa określenia pederasta w stosunku do pedofilów, dlatego, że dawniej określano nie tylko tych, którzy lubowali się w młodych chłopcach (efebofilia), ale rozciągano to na wszystkich homoseksualistów… Ogarnij w końcu, że pedofil choćby miał nie wiem jakie skłonności inne wobec dorosłych… Pozostaje pedofilem. Mieszanie tu homoseksualizmu z pedofilią jest propagandą homofobiczną. Innymi słowy… Dorosły, obojętnieje jakiej płci, orientacji seksualnej, który gwałci dziecko JEST po prostu pedofilem.
Pedofilia nie zawsze jest Pederastią ale Pederastia to zawsze pedofilia ! Świetnie że to w końcu doczytałeś. Tak pederastia jest tylko homoseksualna i obejmuje chłopców po 5-6 roku życia nie młodszych…. Tak każdy pedofil pozostaje pedofilem, ale pedofil może też być homoseksualistą i tego rodzaju pedofili, pederasti jest np w kościele katolickim najwięcej, i jest najbardziej chroniona. Nikt nie miesza tutaj homoseksualizmy z pedofilią, one same się mieszają taka natura ludzka, nazywa się to właśnie np Pederastia i jest znana od wieków i opisywana jako własnie pedofilia homoseksualna…. czytaj dalej może i to doczytasz….
Bardzo wielu artystów, pisarzy, aktorów, polityków, księży było homoseksualistami. No i co z tego? Czy ich dokonania nie są nadal podziwiane przez świat ludzi cywilizowanych? Słusznie pan Tomasik zauważa, że w tej dyskusji "wróciliśmy do punktu zero". Dyskusji wzniecone głównie przez Krk, którego hierarchowie (także homo…) oszaleli. Tracąc publiczność i pieniądze wzniecają coraz to nowe ogniska, licząc na przychylność najmniej wykształconych lub chorych psychicznie (vide antyszechtermita). W Polsce homoseksualizm nie jest karany. Pedofilia tak. Rodzice poszkodowanych dzieci powinni kierować sprawy do sądu. Nie robią tego z wiadomych względów. Ściganie powinni podejmować z urzędu prokuratorzy i sądy rodzinne. Znowu wiadome względy.
Uważam, że osoby prowadzące w artykule rozmowę ekscytują się tematem, niczym dziecko, które ukradkiem przegląda książkę dla dorosłych. Dziwne to dla mnie, bo uważam, że nie ma potrzeby, aby wskazywać na "nieheteronormatywność" znanych postaci historycznych, ani na nowo pisać ich życiorysy. Po prostu dla większości ludzi liczy się efekt pracy – napisana powieść lub wiersz, skomponowany utwór muzyczny, wykonana rzeźba. I pod tym kątem, pod kątem ich talentów i efektów tego talentu ocenia się wybitnych ludzi kultury, nie pod kątem ich orientacji seksualnej.
I nie ma potrzeby niczego "ukrywać w szafie" ani "wywlekać na wierzch". Po prostu zupełnie coś innego jest istotne. To po prostu takie są nasze czasy, że afirmacja homoseksualizmu przybiera nierzadko karykaturalne formy i trzeba o tym otwarcie powiedzieć.
Widzę w tym jakąś dziwną dwoistość myślenia i działania. Bo z jednej strony aktywiści ruchu LGBT chcą aby traktować osoby o orientacji homoseksualnej tak, jak każdego innego człowieka, aby zwracać uwagę na ich zalety, umiejętności, na to że są po prostu normalnymi ludźmi żyjącymi wśród innych normalnych ludzi, a nie "tymi innymi", a z drugiej strony na siłę podkreślają swój homoseksualizm i podpierają swoje racje wyszukując odmienności wśród postaci historycznych, a czasem nawet podpierając się zachowaniami zwierząt. Uważam, że w ten sposób ni osiągnie się najważniejszego celu – promowania tolerancji wobec osób "nieheteronormatywnych", co jest obecnie potrzebniejsze, niż "pisanie na nowo historii".
PS
A Zachód na pewno nie oszalał na punkcie "Chopina-geja", zaś pan Weber nie poczynił żadnego odkrycia. Bądźmy obiektywni, nie wymyślajmy, że jest inaczej.
Pedalki będą piać z zachwytu.
Dla każdego inteligentnego człowieka nie ma znaczenia, czy ktoś jest hetero czy homoseksualny
Niestety są ich braki.
Szczeryś 🙂
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Spytałem kiedyś wykształconego (formalnie, bo mądrości u niego tyle, co kot napłakał) lewaka: kto to George Sand? Odpowiedział – facet, z którym sypiał Chopin. I wszystko jasne…
Mimo że, dyskutują głównie Panowie, zabiorę głos w dyskusji bo podejrzewam, że Kubuś Puchatek to kobieta.
Ad rem :przykład Romana Giertycha wykazal, że pewne tematy są nie do pominiecia.
Kiedyś mówiono, że nie należy wchodzić w czyjąś duszę w kaloszach, a homoseksalisci są znakomitymi ojcami.
Znaną i kluczową postacią był Jerzy Waldorff ( wlasc.J. W.Preyss, 1910 – 99 ) ,znana postać życia kulturalnego Wielkiej Warszawy.
Kubuś Puchatek, to nie kobieta. I wcale nie "wkraczałem w duszę", a przynajmniej nie miałem takiej intencji. Pozdrawiam.
To mistrzostwo w przemilczaniu szczegółów nie dotyczy tylko preferencji seksualnych znanych Polaków.
Weźmy sobie przykładowo sienkiewiczowską wersję oblężenia klasztoru na Jasnej Górze. Nawet w zwalczającym kościół PRL-u program szkolny nie przewidywał odkłamania tej legendy. A realia były takie, że patriotycznie nastawieni braciszkowie wypowiedzieli posłuszeństwo Janowi Kazimierzowi i uznali zwierzchność Karola Gustawa na długo przed oblężeniem. Samo zaś oblężenie wyglądało tak, że Szwedzi nie podjęli ani jednej próby szturmu, tylko trochę postrzelali z armat – zresztą szybko zabrakło im amunicji. Po stronie polskiej zginął jeden żołnierz – zastrzelony omyłkowo przez swoich. Szwedzi stracili w sumie kilkunastu żołnierzy po czym Karol Gustaw kazał oblężenie zwinąć. I to wszystko…
Każda epoka ma swoje modne tematy. Teraz jest nim homoseksualizm i stąd, m.in., uwagi o Konopnickiej na marginesie omawiania tendencji Chopina. W mojej ocenie mamy tu jednak bardziej do czynienia ze swoistą polską dulszczyzną, którą rewoltowała wszelka tematyka seksualna. Konopnicka prowadziła dosyć swobodne życie bardzo samodzielnej kobiety, nowoczesne nawet jeśli mierzyć je dzisiejszymi kategoriami. Jak dla mnie dużo bardziej uderzający była jej ksenofobia znana z Roty (cóż, Rota się świetnie sprzedawała!) jakże kontrastująca z jej niechęcią do przebywania w Polsce i pomieszkiwaniem w Italii, gdzie czuła się wolna. Ale o tym polskie sufrażystki i ich wrogowie wolą raczej nie pamiętać. Podobnie z Chopinem. Wspomnianych tu listów do Tytusa Woyciechowskiego nie czytałem, ale czytałem listy (apokryfy??) do Delfiny Potockiej rzekomo skandaliczne właśnie z uwagi na otwarte opisy ich relacji seksualnej. Dość powiedzieć, że dla mnie nie były w żaden sposób szczególne. Ale antysemtityzm i antychłopskość Chopina zrobiły na mnie wrażenie, tym bardziej że jednych i drugich opisuje jako…..pozbawionych poczucia muzyki. O antysemityźmie jeszcze można poczytać, o antychłopskości nigdzie – temat tabu ale dla salonowca jakim był Chopin chyba nic specjalnego. Cóż….jego muzyki nic nie przekreśli.
Ksenofobia w Rocie? Owszem nienawiść i pogarda dla obcego tam jest, ale tylko jednego, konkretnego – ("krzyżacka zawierucha", "nie będzie Niemiec pluł nam w twarz, ni dzieci nam germanił") i to w kontekście zaborczym oraz aktualnym historycznie – rocznica bitwy grunwaldzkiej, strajk szkolny we Wrześni.
Ten cały Szopin, czy jak mu tam, to przecie tylko w połowie był Polak. Druga połowa (większa, bo po ojcu) była francuska. I te jego pedalskie skłonności to jak nic dziedzictwo francuskie, bo oni tak lubieli. Nasza zaś, polska połowa, to wierzby na miedzy płaczące, mazurki z oberkami razem wzięte, patriotyzm najgłębszy z głębokich (czego namacalnym dowodem etiuda rewolucyjna) i eto interwidzenie, co w Łazienkach stoi. I tylko te koncerty przed namiestnikiem carskim nijak do obrazka nie pasują, ale malutki był przecie, na polityce się nie rozumiał, a ojcu nie-Polakowi, tylko o kasę się rozchodziło i sławę.