Zajęcie przez Ukraińców części obwodu kurskiego Rosji, a potem jego odbijanie przez Rosjan opowiadane było jako operacja wojskowa. Propaganda Kremla ujawnia niechcący przy okazji wiele szczegółów funkcjonowania państwa Putina. I kontekst społeczny tej „awantury kurskiej"
Jest jeszcze coś: obserwowana teraz w dyplomacji Kremla operacja „zwalmy wszystko na Ukrainę” jest uniwersalnym sposobem zarządzania światem przez Putina. I coraz istotniejszą składową ideologii reżimu.
W tej chwili dyplomaci Putina powtarzają Trumpowi, że nie zawrą pokoju na warunkach USA, dopóki Ukraina nie zostanie zhołdowana i podporządkowana Rosji. A tłumaczą to tym, że… za wojnę odpowiada Ukraina. Jest to jednak coś więcej niż taktyka negocjacyjna.
Oni nie mogą inaczej.
„Wina Ukraińców” jest też osią opowieści o wojnie w obwodzie kurskim. Ma to zakryć całkowitą niesprawność państwa, armii i sieci społecznych.
Kiedy Ukraińcy w sierpniu 2024 przenieśli wojnę Putina do Rosji, państwo Putina na tych terenach po prostu się załamało. Co jest wyraźną różnicą wobec broniącej się Ukrainy, która nawet pod ostrzałem nie zaniedbuje wywożenia śmieci i sprzątania ulic w miastach
Pod Kurskiem wszystko przestało działać.
Nie zadziałały budowle ochronne na granicy – bo powstały tylko na papierze. W graniczącym z najechaną przez Rosję Ukrainą obwodzie nie było schronów – i w trzecim roku wojny zaczęto je chaotycznie budować. Takie ukrycia Ukraina ma w każdej miejscowości i to od dawna.
Oczywiście nie było schronisk dla uciekających. Ani żadnej oddolnej akcji przyjmowania uciekających do prywatnych domów.
Pierwsze uciekały władze lokalne i służby komunalne – więc od razu w okolicy robiło się niebezpiecznie [uwaga, to link do serwisu RIA, więc potrzebny VPN, by go użyć], zabrakło prądu i dostaw do sklepów. Przed Ukraińcami uciekło ponad 100 tys. osób. Ewakuowani porzucali zwierzęta – co też różni ich od Ukraińców. Albo dlatego, że ratowanie domowych zwierząt nie przyszło im do głowy, albo dlatego, że prywatny transport, który sobie zorganizowali, zwierząt nie zabierał. Uciekali tak jak stali. I trafiali do miejsc „zbiorowego zakwaterowania” (hal, wagonów kolejowych, namiotów) w letnich ubraniach. Tak mieli przeżyć zimę.
Rosja co prawda ostentacyjnie organizowała im pomoc – ale z tego, co pokazywała propaganda, nie była to pomoc celowana, dostosowana do potrzeb uciekinierów, ale taka, która ładnie się filmuje. A więc dużo paczek papieru toaletowego dziarsko przerzucanego przez „wolontariuszy” do TIR-ów.
Duża część kurskiej populacji zrozumiała w ten sposób, że wojna Putina toczy się naprawdę – a nie tylko w telewizji.
Komentowali to na początku wstrząśnięci „Jak oni mogą tak cywilom robić, co to za ludzie” („Wiesti Niedieli” 18 sierpnia, dwa tygodnie po rozpoczęciu operacji). Potem te komentarze z propagandy znikły.
Duża część mieszkańców pogranicza została w domach i to mimo administracyjnego nakazu opuszczenia domów w 15-kilometrowej strefie nadgranicznej. Nie mieli jak ani do kogo uciekać.
A w państwo Putina ewidentnie nie wierzyli.
Teraz władza się z tym problemem musi zmierzyć: ludzie od lat bombardowani przez propagandę opowieściami o krwiożerczych Ukraińcach i dobroczynnym państwie Putina pokazali, co o tym naprawdę myślą. Woleli zostać, mimo że po katastrofie administracji w okolicach pojawiły się nie tylko ukraińskie wojska, ale bandyci i oszuści.
A władza sobie nie radziła. Przez wiele miesięcy opowiadała, że sytuacja w regionie jest „trudna”. Nie była w stanie skoordynować pomocy. Ograniczała się do groszowych (równowartość 500 zł) wypłat, równych dla wszystkich dla uciekinierów. Ceny w sklepach po rosyjskiej stronie drastycznie rosły.
W pewnym momencie ludzie zaczęli tracić cierpliwość – uciekinierzy zrobili coś w rodzaju buntu.
Bunt (sprawozdawany w telewizji – w postaci burzliwych spotkań w salach kinowych, gdzie ludzie wywrzaskiwali pretensje do władz) doprowadził do wymiany gubernatora. Putin wysłał tam p.o. gubernatora, który od jesieni próbuje ogarnąć sytuację. Czyli doprowadzić do tego, by państwo dysponowało realnymi informacjami o sytuacji i odpowiednio na to odpowiadało.
P.o. gubernatora powołał „grupę roboczą”. Było to sześć miesięcy od rozpoczęcia operacji kurskiej.
A w ósmym miesiącu operacji, w marcu 2025 roku, p.o. gubernatora załatwił, dzięki osobistym kontaktom z Putinem, że każdy uciekinier dostanie wypłatę w wysokości średniej pensji w obwodzie. Czyli ok. 2800 zł co miesiąc.
Robiło się coraz ciekawiej – p.o. gubernatora publicznie ujawnił, że za stan obwodu odpowiada prywatna spółka – Korporacja Rozwoju Regionu Kurskiego, która nim zarządzała i rozkradła środki publiczne, w tym środki na budowle obronne na granicy.
Na początku marca p.o. gubernatora – p.o. z osobistego nadania Putina – skarżył się publicznie, że korporacja się go nie słucha i nie wykonuje jego poleceń.
Jeszcze w połowie marca trwało liczenie szkód, za które odpowiadała korporacja („chodziło o kwoty bardzo poważne”), samą zaś korporację p.o. nazwał „korporacją grabieżczą” obwodu kurskiego.
Okazało się nagle, że to korporacja odpowiadała za ujawnione już jesienią braki leków i wszystkiego, czego potrzebowali uciekinierzy (scenka telewizyjna o tym, jak brakuje, była zresztą bardzo symboliczna: zrozpaczona matka chorego dziecka dopadła nowego p.o. gubernatora pod cerkwią, gdzie poszedł się pomodlić na początku urzędowania). Rozprawa z korporacją zajmuje p.o. gubernatorowi mnóstwo czasu. I gdyby nie „wina Ukraińców”, mogłoby się wydawać, że kraj po prostu sam z siebie się rozpada.
Tymczasem między granicą a terenami kontrolowanymi przez Rosję powstała „szara strefa” (pojęcie z rosyjskiej propagandy), gdzie po drogach poruszali się żołnierze ukraińscy i rosyjscy, a pomiędzy – żyli sobie cywile. W razie ostrzału chowali się w piwnicy. Jedna i druga armia dostarczała cywilom jedzenie. Przy czym Ukraińcy starali się jakoś zorganizować tam ludziom życie, a Rosjanie – ograniczali się do „bohaterskich akcji” polegających np. na dzieleniu się puszkami tuszonki z własnych racji.
Bajki o tuszonce propaganda wytwarzała, by ukryć fakt, że w „szarej strefie” nie działa żadna sieć społeczna. Nie ma pomocy, każdy jest sam.
Pokazuje to historia topowego moskiewskiego „korespondenta wojennego”, gwiazdora propagandy Kremla Jewgienija Poddubnego, którego samochód został 7 sierpnia 2024 ostrzelany w szarej strefie. Jadący w drugim samochodzie koledzy nawet nie próbowali Poddubnego ratować. Uciekli. Dopiero potem okazało się, że wybuch wyrzucił Poddubnego z samochodu – ciężko ranny zdołał zatrzymać inny samochód. Przeżył i na pocieszenie dostał od Putina order bohatera Rosji.
Propaganda zaś nie mogła wyjść z podziwu, że cywilny samochód pod Kurskiem zatrzymał się, widząc zakrwawionego, bosego człowieka, po którym nie było wtedy znać, że jest ulubieńcem władzy.
Bo w Rosji obcym się nie pomaga.
(Los kolegów z ekipy, którzy porzucili rannego gwiazdora, pozostaje nieznany).
Propaganda, nie mogąc przypisać ich działań (a kradli wszystko, co w ręce wpadnie) Ukraińcom, oskarżała o to… „polskich najemników”. To oni mieli pozbawiać biednych Rosjan rowerów, telewizorów, sprzętu AGD i kosmetyków.
Trzeba tu też zaznaczyć, że walcząca w obwodzie kurskim rosyjska armia nie miała apanaży przysługujących na froncie w Ukrainie. W Kursku nie toczy się SWO, tylko „operacja antyterrorystyczna”. A i mieszkańcy nie mają tylu dóbr, na których można się obłowić, jak w Ukrainie.
Im dłużej władze opowiadały, że żołnierzom pod Kurskiem trzeba podnieść uposażenie, tym bardziej jasne było, że wściekłość i frustracja ludzi z bronią musi tam narastać.
Co wtedy robiła propaganda? To, co zwykle. Obiecywała zwycięstwo.
I codziennie pokazywała odbijanie obwodu kurskiego – jednak sytuacja pozostawała tam w zasadzie bez zmian. Do przełomu doszło dopiero w marcu, dzięki rosyjskiej operacji „Rura” przeprowadzonej w momencie, kiedy Ukraina została odcięta od zachodnich danych wywiadowczych. Rosjanie przeszli nieczynnym rurociągiem gazowym na ukraińskie tyły. Ukraińcy, by uniknąć okrążenia, wycofali się.
Wszystko to odbyło się w ostrym boju. I wyzwolenie rosyjskiej ziemi przez rosyjską armię wyglądało jednak tak samo, jak „wyzwalanie” Ukrainy od Ukraińców:
Rosjanie bombardowali i niszczyli wszystko, co było po drodze.
Administracja p.o. gubernatora nie była w stanie tych strat dokumentować, więc ludzie zostawali bez domów i bez prawa do odszkodowania. A żyli do tej pory z renty/emerytury o wartości nieprzekraczającej 500 złotych i z przydomowych upraw. Władza zaczęła opowiadać, że „szereg osiedli granicznych w regionie z dużym prawdopodobieństwem zostało częściowo lub całkowicie zrównanych z ziemią w wyniku działań Sił Zbrojnych Ukrainy i będzie musiało zostać odbudowane”.
„To, co widzę i co mi donoszą, pokazuje, że znaczna część Sudży, niestety, została zniszczona. W tym historyczne centrum” – mówi p.o. gubernatora (przy okazji ujawniając, że lokalne władze nie są w stanie wystawić na czas zaświadczeń dla mieszkańców o prawie do nowego domu).
No i władza, ustami Putina, obiecuje teraz, że „wszystko odbuduje”, także „obiekty dziedzictwa kulturowego”.
W wyniku „wyzwolenia” mieszkańcy, którzy przeczekali operacją kurską w domu, są teraz z ruin swoich domów wywożeni w głąb obwodu i samej Rosji (zdjęcie na samej górze). Nie tylko dlatego, że nie mają gdzie mieszkać. Ale także dlatego, że są rozsadnikami fałszywej świadomości – że Ukraińcy nie byli tacy straszni. Władza musi nad tym popracować.
Takich osób jest ponad 700.
Propaganda relacjonuje teraz, jak władza próbuje zmusić mieszkańców obwodu, by opowiadali, że wszystko, co złe, zrobili im jednak Ukraińcy. A nie rosyjskie wojsko i rosyjscy bandyci, których nie powstrzymała lokalna władza – gdyż uciekła.
Poszukiwanie winy Ukraińców zostało zarządzone odgórnie, przez Putina, który w marcu kazał śledczym zbierać dowody „ukraińskich zbrodni”. Trwają więc pokazowe procesy wytaczane ukraińskim jeńcom – Putin twierdzi, że skoro wtargnęli oni do Rosji, to są terrorystami. Propaganda twierdzi, że wyroki kilkunastu lat więzienia oparte są „na dowodach”. Putin pokazuje, że jest władcą bezprawia.
Poddani Putina rozumieją, że mają wobec tego zeznawać tak, jak władza sobie życzy. Ale ponieważ przez miesiące odcięci od rosyjskiej propagandy (nie mieli prądu), nie bardzo wiedzą, jak należy poprawnie odpowiadać na pytanie o „ukraińskie zbrodnie”. Mówią np., że im ukraińskie wojsko nic nie zrobiło, „ale się z nimi nie przyjaźnili”, a poza tym „wody i światła przez 7 miesięcy nie było”. Albo opowiadają o rowerze ukradzionym nocą. I ukradzionym starym samochodzie. Pokazują jako dowód prześladowań ukraińskie przepustki – propaganda łapie to w lot i mówi, że to kenkarty.
Stopniowo propaganda uzyskuje lepsze odpowiedzi: o tym, jak ktoś „słyszał”, że kogoś zabili. Albo jak ktoś to widział – i tu następuje opis bandyckiej napaści, ale już przypisywany Ukraińcom.
Propaganda pokazuje też teraz telewidzom zwłoki. Ewidentnie chce przebić mord rosyjski w ukraińskiej Buczy (którego trzecia rocznica właśnie przypada). Jednak licytacja na zabitych nie wychodzi, bo propaganda pokazuje w kółko te same obrazki kilku ciał. Przyznaje też, że część to ofiary ostrzału (obowiązkowo ukraińskiego, choć Rosjanie też strzelali), część starych ludzi zmarła z głodu i braku leków, a część zginęła w wyniku bandyckich porachunków. Oficjalnie są to teraz także ofiary Ukrainy.
W końcu propaganda w akcie desperacji donosi, że za wszystko złe muszą odpowiadać Ukraińcy, gdyż – UWAGA – „w domach cywilów wyzwolonych z rąk ukraińskich sił zbrojnych w Nikołajewce i Starej Soroczynie w obwodzie kurskim, gdzie ukraińscy bojownicy i zagraniczni najemnicy zajmowali stanowiska ogniowe, znaleziono swastyki, runy oraz nazistowskie i pogańskie hasła w języku ukraińskim i angielskim”.
Dlatego wprowadziła zachętę finansową. Otóż prawo do odszkodowania mają ci, których domy zostały zniszczone przez armię ukraińską. To oczywiste, że w tej sytuacji nie należy dociekać, kto naprawdę zniszczył człowiekowi dom i dorobek życia.
„Prezydent Rosji Władimir Putin zwrócił się do prokuratorów z prośbą o zapewnienie, że wszyscy dotknięci działaniami reżimu w Kijowie otrzymają pomoc w terminie i w pełnej wysokości” – donosi przecież propaganda. Poszkodowani mogą to już słyszeć, bo wywieziono ich na tereny, gdzie jest, a przynajmniej bywa elektryczność – więc głos Putina dociera.
Ale to nie koniec kurskiej lekcji.
Propaganda daje nam nieoczekiwany wgląd w to, jak poddani Putina widzą świat. Pytani przez „korespondentów” telewizyjnych o to, co ich spotkało, nie relacjonują zdarzeń. Próbują natomiast zgadnąć, jaka jest właściwa odpowiedź, na którą władza czeka.
Wiedzą już, że należy się wytłumaczyć z tego, że się nie uciekło do Putina.
Tymczasem „wyzwolony obwód kurski” znajduje się pod kontrolą ukraińskich dronów. Bo tak teraz wygląda front. A drony nadlatują falami. I obwód kurski pozostaje strefą frontu tej nowej wojny. Niby Putin obwód wyzwolił, ale jednak nie.
To zresztą świetnie pokazuje, że Putin nie może się tak łatwo dogadać na rozejm z Trumpem – musi w to włączyć Ukrainę. A nie może, bo bez wroga nie przeżyje.
P.o. gubernatora nadal obiecuje „rychłe wyzwolenie i odbudowę”. Właściwa wersja o wydarzeniach pod Kurskiem, odpowiednio eksponująca winę Ukrainy, zostanie opowiedziana w serialu telewizyjnym. P.o. gubernatora, między swymi licznymi obowiązkami, dogląda teraz scenariusza tego serialu.
Od początku pełnoskalowej napaści Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami?
UWAGA, niektóre z linków wklejanych do tekstu mogą być dostępne tylko przy włączonym VPN.
Cały nasz cykl GOWORIT MOSKWA znajdziecie pod tym linkiem.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze