0:000:00

0:00

19 kwietnia, w 79. rocznicę powstania w getcie warszawskim (1943), o 12:00 w mieście po raz kolejny w ciągu dziewięciu dni zostały włączone syreny alarmowe. Podobnie jak 10 kwietnia - w 12. rocznicę katastrofy w Smoleńsku - polecenie wydał wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł.

W obu wypadkach przeciwko włączeniu syren protestowali politycy opozycji oraz organizacje pozarządowe. O ich niewłączanie apelowało teraz także Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, które organizuje akcję społeczno-edukacyjną „Żonkile” w celu upamiętnienia powstania.

Dźwięk syren - według krytyków pomysłu rządzących - pogłębiają wojenną traumę ukraińskich uchodźców i uchodźczyń, a zwłaszcza ukraińskich dzieci, których obecnie w Warszawie według szacunków władz miasta przebywa 100-120 tys.

„To zły pomysł. Z niezwykle oczywistego powodu, jakim jest poziom straumatyzowania naszych polskich dzieci i naszego społeczeństwa. Nie mówiąc o dzieciach ukraińskich. Sam sygnał syreny to jest coś, co trudno znieść. Kiedy przeczytałam o tym pomyśle, to w pierwszym odruchu byłam przerażona. Jak można wpaść na taki pomysł?! To nas destabilizuje. Idźmy lepiej na spacer”,

komentowała dla OKO.press włączanie syren dla upamiętnienia ważnych rocznic psychotraumatolożka Grażyna Lewko.

Przeczytaj także:

Trzaskowski prosił, czy nie prosił?

W przeddzień obchodów rocznicy powstania w getcie głos w sprawie syren zabrał także prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. 18 kwietnia pisał na Twitterze:

„W ciągu 9 dni nasi goście, w tym ponad 100 tys. dzieci, zostają dwukrotnie narażeni na traumę słuchania dźwięku, który dla nich oznaczał strach, bomby, śmierć. To całkowity brak empatii i wyobraźni. Jako miasto Warszawa stanowczo przeciwko temu protestujemy razem z Muzeum Polin”.

View post on Twitter

Podobnie jak dziewięć dni wcześniej, apel prezydenta miasta nie zrobił jednak wrażenia na wojewodzie.

Media i komentatorzy PiS zmyślają

Tymczasem zarówno prorządowe media, jak i sprzyjający rządzącym komentatorzy zaczęli oskarżać prezydenta Warszawy o hipokryzję.

Zrobili to, zanim zdążył zaprotestować! Pomijali także fakt, że to nie prezydent Warszawy, ale wojewoda mazowiecki - z nadania rządu PiS - podejmuje decyzje o włączeniu syren.

„Teraz, gdy syreny mają zostać włączone by upamiętnić powstanie w getcie warszawskim, lider stolicy milczy, a sprzyjające mu media zmieniają narrację”

„(...) milczenie Trzaskowskiego, to dowód na to, że to był pretekst. 10 kwietnia chodziło im o zrobienie awantury wokół rocznicy Smoleńska, podzielenie ludzi w ten dzień i podgrzewanie politycznego sporu"

Podobnych głosów możemy cytować więcej (ale nie warto, mówią bowiem to samo).

Co mówi wspólnota żydowska?

„Nie powinno się tak robić. Byłem na obchodach rocznicy powstania, tych nieoficjalnych, nie organizowanych przez rządzących. Była syrena, na szczęście nie popsuła atmosfery. To uroczystości żydowskie, ważne dla społeczności żydowskiej. Nie należy włączać syren wbrew jej woli. Żadnych konsultacji nie było w tej sprawie”

- mówi OKO.press socjolog, dr Sergiusz Kowalski, były przewodniczący żydowskiej loży B'nai B'rith w Polsce.

„Wciąż najważniejsza jest jednak nasza pamięć i solidarność” - skomentowało na Twitterze decyzję wojewody muzeum Polin.

Spór o syreny przed Smoleńskiem

W sobotę 9 kwietnia - w przeddzień 12. rocznicy katastrofy w Smoleńsku - minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Kamiński ogłosił, że dla upamiętnienia jej ofiar w Polsce o 08:41 zawyją alarmowe syreny.

Ta zapowiedź wywołała natychmiastową reakcję polityków opozycji, którzy przypomnieli, że w polskich miastach mieszkają dziś setki tysięcy uchodźców z Ukrainy, często straumatyzowanych po rosyjskich bombardowaniach. Dźwięk syren, które w Ukrainie ostrzegają przed nalotem czy atakiem rakietowym, może być dla nich dodatkowym wstrząsem.

„Jeszcze jest czas wycofać się z tego idiotycznego pomysłu. Ofiary smoleńskiej katastrofy z pewnością da się uczcić lepiej niż znęcając się nad ofiarami putinowskiej agresji” - napisał na Twitterze poseł Lewicy Maciej Konieczny.

Historyk PRL, prof. Andrzej Zawistowski ze Szkoły Głównej Handlowej, przypomniał na Facebooku, że włączanie syren dla uczczenia ważnych dat — najpierw 9 maja (w PRL obchodzono wtedy koniec II Wojny Światowej), a potem 1 września (początek wojny) - wprowadzono w PRL.

Wcześniej w takich sytuacjach bito w dzwony. Władze PRL potrzebowały jednak świeckiego symbolu. „Wcześniej »dźwiękiem pamięci« zawsze były bijące dzwony kościelne, a syreny były zarezerwowane dla straży pożarnej” - pisał prof. Zawistowski.

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze