0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

Polskę podczas wysłuchania reprezentował wiceminister MSZ Konrad Szymański. Większość ministrów ds. europejskich krajów członkowskich, którzy zasiadają w Radzie ds. Ogólnych, nie dała się przekonać, że kosmetyczne zmiany w ustawach sądowych usunęły systemowe zagrożenie dla rządów prawa i niezależności wymiaru sprawiedliwości. Postanowiono kontynuować procedurę art. 7.

OKO.press odpowiada na najważniejsze pytania dotyczące aktualnego stanu konfliktu polskiego rządu z Brukselą.

Jaki wyglądało wysłuchanie Polski podczas Rady ds. Ogólnych 26 czerwca 2018?

Przede wszystkim wysłuchanie Polski było opóźnione o ponad trzy godziny w związku z przedłużonymi rozmowami na temat ewentualnego rozszerzenia Unii o Albanię i Macedonię. Z tego powodu podczas wystąpienia wiceministra Szymańskiego, a następnie polskich ekspertów, nie było ministrów pięciu krajów członkowskich, w tym wiceministra MSZ Niemiec Michaela Rotha, który jest ostrym krytykiem Polski. Niemcy były reprezentowane przez francuską minister ds. europejskich Nathalie Loiseau, a Włochy, Grecja, Czechy i Łotwa przez urzędników niższej rangi.

Wysłuchanie otworzył wiceszef Komisji Europejskiej Frans Timmermans, który w kilkuminutowym wystąpieniu powtórzył zarzuty pod adresem Polski z majowego przemówienia w europarlamencie. Potwierdził, że według Komisji w Polsce wciąż występuje zagrożenie dla praworządności, a działania rządu są niewystarczające. Chodzi głównie o przedwczesne zakończenie kadencji sędziów Sądu Najwyższego i pierwszej prezes Sądu Najwyższego oraz sędziów sądów powszechnych, niekonstytucyjną władzę prezydenta w zakresie powoływania sędziów i niekonstytucyjne powołanie nowego składu Krajowej Rady Sądowniczej.

Skupił się zwłaszcza na zagrożeniu niezależności Sądu Najwyższego – komisarz Timmermans przypomniał, że już 3 lipca odwołana zostanie duża część sędziów, w tym pierwsza prezes.

Następnie ogólne, krótkie przemówienie wygłosił wiceszef MSZ Konrad Szymański, po czym polscy eksperci przedstawili argumenty rządowe. Polski MSZ na kilka godzin przed wysłuchaniem opublikował na Twitterze dokument, który przedstawia polskie stanowisko i który został przekazany krajom członkowskim. OKO analizowało dokument w oddzielnym tekście.

Przeczytaj także:

Jaki był wynik wysłuchania?

Rady ds. Ogólnych, która składa się z ministrów ds. europejskich wszystkich krajów członkowskich, nie przekonały argumenty Polski.

Frans Timmermans oświadczył na konferencji prasowej po wysłuchaniu 26 czerwca: "Chcę powiedzieć bardzo jasno: systemowe zagrożenie praworządności w Polsce nadal istnieje. (...) Dzisiaj nie ma oznak zdecydowanych kroków polskiego rządu. Ale kto wie – może będą w przyszłości. Pozostajemy otwarci na dialog".

Francuska minister ds. europejskich Nathalie Loiseau oznajmiła, że Francja i Niemcy są bardzo zaniepokojone obecną sytuacją w Polsce, która ma konsekwencje dla całej Unii Europejskiej, zwłaszcza w kontekście współpracy wymiarów sprawiedliwości i resortów spraw wewnętrznych, oraz funkcjonowania wspólnego rynku.

"Dlatego uważam za uzasadnione kontynuowanie pierwszego etapu art. 7" – dodała Loiseau.

Co z tego wynika? Jakie będą konsekwencje dla Polski?

Liderzy krajów członkowskich mają teraz czas do wrześniowego posiedzenia Rady ds. Ogólnych, żeby podjąć decyzję w sprawie dalszych kroków. W międzyczasie odbędzie się jeszcze jedno posiedzenie Rady ds. Ogólnych w lipcu, ale ma ono zostać poświęcone w całości Brexitowi. Zawsze istnieje jednak możliwość rozszerzenia agendy w ostatniej chwili o sprawę Polski.

Państwa członkowskie liczą jednak, że przesuwając decyzję na wrzesień, kupują sobie i Polsce czas – na zmianę podejścia polskiego rządu albo zebranie większość w Radzie UE do przedsięwzięcia konkretniejszych kroków.

1 lipca Bułgaria kończy rotacyjne przewodnictwo Rady Europejskiej i oddaje pałeczkę Austrii. W związku z tym, to kanclerz Austrii Sebastian Kurz zdecyduje, czy umieścić sprawę polską w lipcowych obradach Rady ds. Ogólnych, czy pozostawić ją na obrady 18 września.

Do realnych sankcji dla Polski nadal bardzo długa droga. Art. 7 - stosowany po raz pierwszy w historii UE - służy głównie jako instrument do wywierania politycznego i dyplomatycznego nacisku na Polskę. Prawdopodobieństwo jakichkolwiek realnych sankcji – czyli odebrania Polsce prawa głosu – jest znikome, wymagałoby bowiem jednomyślności wszystkich krajów członkowskich. Zresztą art.7 został wpisany do traktatów europejskich właśnie jako narzędzie politycznego nacisku – nikt nie spodziewał się, że kiedyś zostanie uruchomiony.

Na którym etapie procedury art. 7 obecnie jesteśmy?

Wysłuchanie Polski w Radzie ds. Ogólnych UE to dopiero początek pierwszego etapu art.7. Jest ważne dlatego, że oficjalnie kończy okres, który Komisja Europejska dała Polsce na naprawienie sytuacji z zagrożeniami praworządności. Gdyby oceniła reakcję polską za wystarczającą, to mogłaby zamknąć procedurę na tym etapie, uznając, że zagrożenie minęło.

Procedura art. 7 składa się z trzech etapów.

  • Pierwszy to tzw. mechanizm prewencyjny, czyli stwierdzenie „wyraźnego ryzyka poważnego naruszenia” przez Polskę podstawowych wartości UE.

I na tym etapie jest „sprawa Polski”. Do jego uruchomienia potrzeba zgody 4/5 Rady Unii Europejskiej (czyli 22 spośród 27 głów państw, bez udziału Polski) i 2/3 Parlamentu Europejskiego. Polega on na wystosowaniu oficjalnego ostrzeżenia dla Polski (krok ten został dodany po wycofaniu się Komisji z sankcji nałożonych na Austrię, w traktacie lizbońskim UE w 2009 roku).

Właśnie w tym etapie jesteśmy w tym momencie. Wysłuchanie przed Radą ds. Ogólnych - które miało miejsce wczoraj - poprzedza głosowanie w Radzie UE nad stwierdzeniem ryzyka poważnego naruszenia praworządności w Polsce.

Wszystko wskazuje jednak na to, że Bruksela będzie przeciągać moment głosowania – dlatego że nie jest pewne, czy uda się zebrać potrzebne głosy 22 państw. A dla Komisji Europejskiej nie byłoby nic gorszego, niż przegranie ogłoszonego głosowania nad sprawą polską. Wtedy bowiem procedura art. 7 musiałaby się zakończyć.

  • Drugi etap to „stwierdzenie istnienia poważnego i trwałego naruszenia” unijnych wartości. Taka decyzja musi zostać podjęta jednomyślnie przez Radę Europejską za zgodą Parlamentu Europejskiego.
  • Trzeci etap to tzw. mechanizm sankcyjny – jeśli polski rząd nie zareagowałby na dwa poprzednie, a jego wyjaśnienia uznane zostałyby przez Radę za niesatysfakcjonujące.

Może oznaczać zawieszenie praw Polski w Unii, m.in. prawa głosu. Do jego przegłosowania potrzebna jest większość kwalifikowana w Radzie Europejskiej (72 proc. członków Rady, w których mieszka co najmniej 65 proc. ludności Unii). Traktat w tym punkcie nie wymaga zgody Parlamentu.

Czy UE może zatrzymać przymusową dymisję sędziów Sądu Najwyższego 3 lipca?

Odpowiedź brzmi: prawdopodobnie nie. Jedyny sposób byłby taki, żeby Komisja Europejska skierowała skargę do Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawie ustawy o SN, o co apelowało m.in. pięć największych grup politycznych w europarlamencie. Raczej tak się nie stanie, oznaczałoby bowiem przeskoczenie pierwszego etapu tzw. procedury dyscyplinującej.

Nadal możliwe jest za to, że Komisja Europejska rozpocznie procedurę dyscyplinującą w tej sprawie. Skarga do Trybunału Sprawiedliwości UE jest dopiero ostatnim etapem tej procedury, na pewno więc nie zostanie wniesiona przed 3 lipca.

Ale jeśli procedura zostanie uruchomiona teraz, to skarga może znaleźć się w Trybunale Sprawiedliwości UE za kilka tygodni – być może przed powołaniem nowych sędziów Sądu Najwyższego. Trybunał ma prawo nałożyć na Polskę tzw. "środki tymczasowe", czyli nakaz zawieszenia ustawy o SN do czasu zakończenia postępowania.

W przeciwieństwie do artykułu 7 i procedury kontroli praworządności, procedura dyscyplinująca jest ścieżką sądową, a nie polityczną. Procedura dyscyplinująca przewidziana jest w art. 258 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej i jest stosowana wobec krajów, które złamią obowiązujące prawo europejskie. Ta procedura może doprowadzić do postawienia kraju członkowskiego przed Trybunałem Sprawiedliwości UE.

Dlaczego Bruksela nie robi więcej, żeby zatrzymać PiS-owską reformę sądownictwa?

W sprawie Polski zarówno Komisja Europejska, jak i kraje członkowskie, są podzielone. Wiceprzewodniczący KE Frans Timmermans chce kontynuacji procedury art. 7 wobec Polski, przewodniczący Komisji Jean-Claude Juncker wolałby wykorzystać dotychczasowe, w istocie kosmetyczne ustępstwa PiS, jako pretekst do zakończenia całej sprawy.

Juncker i Martin Selmayr, sekretarz generalny Komisji Europejskiej, obawiają się dwóch skutków ubocznych wywierania presji na Polskę:

  • po pierwsze, wzbudzenia nastrojów antyeuropejskich przed zbliżającymi się wyborami do europarlamentu, grozi to zwiększeniem w europarlamencie frakcji eurosceptyków i paraliżem UE;
  • po drugie, że nie zbierze się wystarczająca liczba krajów członkowskich do poparcia kolejnego kroku art.7, czyli stwierdzenia „poważnego ryzyka naruszenia praworządności” w Polsce. A to oznaczałoby wizerunkową porażkę i - co ważniejsze - porażkę polityczną Komisji.

Udostępnij:

Monika Prończuk

Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.

Komentarze