Min. Czaputowicz twierdzi, że Tusk w Radzie Europejskiej reprezentuje Niemcy, bo poparła go Merkel. Tymczasem poparły go wszystkie kraje UE, nawet Orbán był za. Czaputowicz ma też problem ze zrozumieniem zasad wyboru przewodniczącego. Minister spraw zagranicznych niedawno twierdził, że Tusk "odpowiada za Brexit". Po co kompromituje siebie, swój urząd i kraj?
W marcu miną dwa lata od reelekcji Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej. Jacek Czaputowicz, szef MSZ, do dziś ma problem z przejściem nad tym faktem do porządku dziennego. Przypomnijmy: PiS wystawił wówczas własnego kontrkandydata przeciwko Tuskowi – Jacka Saryusz-Wolskiego. Partii Kaczyńskiego nie udało się jednak zabezpieczyć choćby jednego głosu na swojego kandydata i skończyło się spektakularną porażką w stosunku 1:27. Jedyny głos na polskiego kandydata oddała ówczesna premier Beata Szydło.
Czaputowicz nie wie chyba, że Tuska na drugą kadencję nie musiał nawet nikt zgłaszać.
Jacek Czaputowicz nie był jeszcze ministrem podczas szczytu w Brukseli w marcu 2017, więc nie była to jego osobista porażka. Odpowiedzialność spada na Witolda Waszczykowskiego, szefa resortu do stycznia 2018 roku i premier Szydło, która reprezentowała Polskę w posiedzeniu Rady Europejskiej. Ale Czaputowicz tę porażkę rozpamiętuje.
W wywiadzie dla Polska The Times prowadzący rozmowę Agaton Koziński przypomniał Czaputowiczowi, że niedługo przed ponownym wyborem Tuska poparła go Angela Merkel. Minister odparł na to:
Z tego by wynikało, że był on reprezentantem Niemiec, choć może nieformalnym.
Z tą krótką wypowiedzią jest wiele problemów. Po pierwsze – skąd czas przeszły? Czyżby Tusk był reprezentantem Niemiec, ale już nim nie jest? Trudno też zrozumieć, co według Czaputowicza oznacza bycie reprezentantem „nieformalnym”. Jakie płyną z tego tytułu korzyści, do czego miałoby to zobowiązywać Tuska, a do czego Niemcy? Brzmi to jak niepoparta niczym spekulacja ministra.
Najważniejsza jednak jest tutaj kwestia bycia reprezentantem Niemiec, ze względu na to, że Tuska poparła Angela Merkel. Na Donalda Tuska głosowało 27 państw, tzn. wszystkie kraje członkowskie UE poza Polską. Tuska poparł też Viktor Orbán. Czy to oznacza, że Tusk jest „reprezentantem Węgier”?
Przedstawiciele rządu i PiS, wśród nich Czaputowicz, do dziś zachowują się, jakby nie rozumieli, na czym polega rola przewodniczącego Rady Europejskiej. Zadaniem osoby, która sprawuje tę funkcję, nie jest wyszarpać jak najwięcej dla kraju, z którego pochodzi przewodniczący. Artykuł 15 traktatu lizbońskiego mówi, że przewodniczący ma przede wszystkim:
Nie mówi natomiast nic o lepszym traktowaniu własnego kraju. Większość zarzutów PiS wobec Tuska koncentruje się na tym, że Tusk nie robi na swoim stanowisku nic dla Polski. Dla PiS Tusk jest przeciwnikiem politycznym i jako takiego traktuje go również na arenie europejskiej.
Jak wyglądał wybór Tuska od strony formalnej? Z tym Czaputowicz również ma problem. Na stwierdzenie prowadzącego, że to premier Malty zgłosił kandydaturę Tuska, minister spraw zagranicznych odpowiedział:
"Byłem niedawno na Malcie i spytałem o to premiera Josepha Muscata. Odparł, że nie uznaje Tuska za reprezentanta Malty, a zgłaszając go kierował się ekspertyzą, z której wynikało, że w przypadku reelekcji wysunięcie przez państwo członkowskie nie jest potrzebne.
Jest to dziwne, bowiem naszym zdaniem z traktatów jasno wynika, że jedynie państwa mogą wysuwać kandydatów. Chociaż traktaty nie zabraniają zgłoszenia kandydata, który jest obywatelem innego państwa członkowskiego".
W ostatnich dwóch zdaniach Czaputowicz wprowadza sporo chaosu. Najpierw mówi, że kandydatów zgłaszać mogą „jedynie państwa” (z kontekstu jasno wynika, że chodzi o zgłaszanie kandydata z własnego kraju), by zaraz stwierdzić, że można też zgłosić kogoś z innego kraju. Wygląda na to, że sam minister nie wie, jak przebiega wybór przewodniczącego Rady Europejskiej. Jak jest w rzeczywistości?
Rzeczywiście, według traktatu to rządy odpowiadają za zgłaszanie kandydatów. Jednak w przypadku przewodniczącego, któremu ubiegła pierwsza, dwuipółletnia kadencja i ubiega się o reelekcję, nie jest to konieczne.
W tym przypadku traktat stwierdza tylko, że przedłużenie mandatu jest możliwe i nie określa formalnych zasad tego przedłużenia.
Premier Malty odpowiadał za formalne zgłoszenie kandydatury Tuska, ponieważ w pierwszej połowie 2017 roku to Malta sprawowała prezydencję w Radzie Unii Europejskiej (to inne ciało niż Rada Europejska, której przewodniczy Tusk). Dlatego na czas głosowania Tusk opuścił posiedzenie rady, a prowadzenie posiedzenia przejął premier Malty.
Jednak to, że głosowanie przebiegło poprawnie, nie satysfakcjonuje Czaputowicza. Trzeba oddać mu sprawiedliwość, że w wywiadzie mówi również o tym, że polski rząd nie kwestionuje legitymacji Tuska do pełnienia funkcji. Ale i tak mu się to nie podoba:
Wybór był legalny, jednak bardzo wątpliwy etycznie. Po raz pierwszy wybrano inną osobę z danego państwa, niż była wskazana przez rząd. Nie przypominam też sobie, by to się kiedykolwiek zdarzyło w jakiejś organizacji międzynarodowej.
Tutaj Czaputowicz ma rację. To, co stało się podczas wyboru przewodniczącego Rady Europejskiej w 2017, nie jest typową sytuacją. Ale oczywiste było, że Tusk będzie ubiegał się o reelekcję i że taką możliwość przewiduje traktat lizboński. PiS powinien wówczas zdawać sobie sprawę, że Tusk cieszy się wśród unijnych przywódców poparciem. Mimo tego PiS w ostatniej chwili zdecydował się wystawić kontrkandydata, ośmieszyć się międzynarodowo oraz obnażyć swoje osamotnienie na europejskiej scenie politycznej.
Jak widać, do dziś PiS nie może sobie z tą porażką poradzić i Czaputowicz nie jest tutaj wyjątkiem. Chociaż związany z PiS od dłuższego czasu, do rządu wchodził z łatką bezpartyjnego fachowca, który posprząta bałagan po Witoldzie Waszczykowskim. Publicznymi wypowiedziami Czaputowicz potwierdza jednak, że jest blisko pisowskiego myślenia o polityce zagranicznej. Tylko w grudniu 2018 minister powiedział, że Francja jest "chorym człowiekiem Europy", a odpowiedzialność za Brexit ponosi Donald Tusk.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze