0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Bartosz RumieńczykFot. Bartosz Rumieńc...

Czarna Księga Pushbacków to przygotowywany cyklicznie od 2020 roku raport zbierający dowody na coraz brutalniejszą politykę graniczną krajów Unii Europejskiej. Dokument jest dziełem koalicję organizacji pozarządowych i aktywistycznych działających w zakresie ochrony praw człowieka – Border Violence Monitoring Network (BVMN). Wydawany jest zaś pod egidą frakcji europarlamentarnej Zjednoczona Lewica Europejska/Nordycka Zielona Lewica.

Przedstawiciele Lewicy we wstępie piszą: „Dwa lata po pierwszym wydaniu Czarnej Księgi życzyliśmy sobie, aby nie było potrzeby przygotowania kolejnego wydania. Mieliśmy nadzieję, że ta pierwsza Księga oraz niestrudzona praca organizacji pozarządowych, aktywistów i mediów doprowadzi do rzeczywistych i znaczących działań, które raz na zawsze położą kres przemocy na granicach”.

Ale jak pokazała rzeczywistość kolejnych lat – także na naszym podwórku – nadzieje te okazały się płonne.

Badacze i badaczki BVMN przywołują reakcję Europy na wydarzenia po agresji Putina na Ukrainę. Zderzają je z traktowaniem osób migrujących przez inne odcinki graniczne. Polska jest stawiana jako jako przykład oraz wzór stosowania podwójnych standardów oraz łamania praw człowieka.

„Kontrast pomiędzy dwoma rzeczywistościami uchodźczymi ujawnił się najwyraźniej w Polsce, państwie chwalonym za otwartość na dużą liczby uchodźców Ukraińców. Jednak to samo państwo wprowadziło w lipcu 2021 r. stan wyjątkowy, w następstwie którego na granicy z Białorusią łamano masowo prawa człowieka i gdzie doszło do 19 zgonów osób przemieszczających się [oryg. „people on the move”, autor w tym tekście będziemy stosować pojęcie „osoby migrujące” – red]”.

„Liczba ta została oszacowana przez naszych partnerów na miejscu jako znacznie wyższa” – podkreśla BVMN.

Polski wkład w praktyki Zachodu

Praktyka pushbacków na Podlasiu została opisana w raporcie przez Grupę Granica.

„Osoby przemieszczające się są zatrzymywane po przekroczeniu zielonej granicy, odwożone do linię graniczną i zmuszane do przejścia na stronę białoruską poza oficjalnymi przejściami granicznymi. Jak wspominają osoby przemieszczające się, polscy funkcjonariusze wykorzystują istniejące otwory lub "drzwi" w ogrodzeniu lub samodzielnie przecinają ogrodzenie, a następnie zmuszają zawrócone osoby do przejścia na stronę białoruską” – czytamy w Księdze.

„Odnotowano również przypadki zmuszania osób przemieszczających się do przekraczania rzeki na granicy. Niektóre grupy są wypychane bezpośrednio po zatrzymaniu w terenie zalesionym wzdłuż granicy państwowej, inne po przewiezieniu do placówek Straży Granicznej, a nawet ze szpitali, do których trafiają ze względu na zły stan zdrowia. Polsko-białoruska strefa przygraniczna jest gęsto zalesiona, osoby przemieszczające się są najczęściej porzucane w środku lasu, co naraża ich na niebezpieczeństwo, pozbawia dostępu do schronienia, pożywienia, wody pitnej i pomocy medycznej”.

Grupa Granicą odnotowuje także przypadki brutalnego zachowania służb po stronie polskiej.

„Osoby pushbackowane wspominają o zastraszaniu, poniżaniu, grożeniu użyciem broni palnej, popychaniu, zmuszaniu do przechodzenia przez ogrodzenie z drutu kolczastego na stronę białoruską, szczuciu psami, używaniu gazu łzawiącego, zmuszaniu do wchodzenia do rzeki mimo niskich temperatur, odmawianiu pomocy humanitarnej i medycznej, niszczeniu telefonów i kart SIM, mówią też o celowym wprowadzanie w błąd, wywożeniu na granicę białoruską mimo zamarznięcia i wyczerpania”.

Pushbacki to smierć

Ostatnie wiadomości z Podlasia pokazują jak na dłoni, do czego prowadzi stosowanie przez Polskę pushbacku.

28 grudnia „Gazeta Wyborcza” doniosła o śmierci 30-letniej Syryjki tuż przy granicy z Polską, po stronie Białoruskiej.

O tej śmierci poinformowały służby białoruskie, wykorzystując tragedię w celach propagandowych. „Wyborcza” cytuje te doniesienia: „Wieczorem, 27 grudnia, białoruscy strażnicy graniczni znaleźli w pobliżu polskiej zapory obywatela Syrii. Obok mężczyzny leżały zwłoki jego córki, również obywatelki Syrii”.

Białoruskie służby nie podały nazwiska obojga ani wieku dziewczyny, ale Małgorzata Rycharska z organizacji aktywistyczne Hope&Humanity Poland, która stara się nieść pomoc osobom migrującym po stronie białoruskiej, twierdzi, że jest w kontakcie z ojcem dziewczyny. Ojciec miał jej przekazać, że córka miała 30 lat. Rycharska poinformowała też, że ojciec jest bezpieczny, przebywa w Białorusi, w mieszkaniu opłacanym przez organizację, wraz z innymi osobami migrującymi. https://www.facebook.com/mzimu/posts/10224161627291747

Według Białoruskich służb: „Cudzoziemiec wyjaśnił, że byli w Polsce od trzech dni i zostali zatrzymani przez osoby w mundurach. Mężczyzna poprosił polskie wojsko o pomoc dla jego córki, która była w stanie krytycznym. Według relacji uchodźcy polskie siły bezpieczeństwa zabrały im plecaki z osobistymi i ciepłymi ubraniami, jedzeniem, wsadziły do samochodu i wywiozły do granicy”.

„Wyborcza” zauważyła też, że polska Straż Graniczna wydała komunikat uprzedzający. Co się w nim znalazło?

„Dziś (28 grudnia 2022) podczas porannego patrolowania granicy polsko-białoruskiej przy rzece granicznej Świsłocz zauważono po białoruskiej stronie prawdopodobnie leżącą osobę. Natychmiast poinformowano służby białoruskie, które do tej pory nie podjęły interwencji”.

I dalej: „Zawsze, kiedy po tamtej stronie granicy widzimy osoby potrzebujące pomocy, dyżurny oddziału informuje telefonicznie stronę białoruską z prośbą o pilną interwencję i udzielenie pomocy. Tak było i tym razem. Po zauważeniu przez polski patrol, że po tamtej stronie granicy leży ktoś, kto prawdopodobnie potrzebuje pomocy, poinformowano natychmiast służby białoruskie. Po około godzinie we wskazany przez polskie służby rejon podjechał samochód białoruskiej służby granicznej. Osoby nawet nie wysiadły z samochodu. Nie podjęły żadnych czynności i po chwili odjechały. Pół godziny później przyszli dwaj białoruscy żołnierze. Oni również nie podjęli żadnej próby pomocy leżącej osobie. Nie sprawdzili funkcji życiowych leżącego człowieka, wykonali zdjęcia i nagrania, a następnie oddalili się w głąb Białorusi”.

Straż Graniczna stwierdziła też, że służby białoruskie zapewne preparują kolejną nieprawdziwą – zdaniem służby – informację, którą wykorzystają przeciw Polsce.

I tak się stało – informacja o śmierci Syryjki została przeciw Polsce użyta.

Ale jednocześnie polska Straż Graniczna, w swoim komunikacie jasno pokazała, że Białoruś nie jest krajem bezpiecznym. Że po drugiej stronie granicy ludzie nie mogą liczyć na pomoc służb, że tam, za drutami ludziom grozi śmierć.

A mimo to ludzi za te druty cały czas wywozi.

Podsumowując dotychczasowy przebieg kryzysu humanitarnego na potrzeby Czarnej Księgi, Grupa Granica podsumowuje też kryzys humanitarny sięga po liczby.

„Od sierpnia 2021 r. do listopada 2022 r.

  • pomoc humanitarna została udzielona około 13500 osobom.
  • liczba push-backów zgłoszonych przez Grupę Granica w okresie od października 2021 r. do października 2022 r. wynosi 4 613
  • dotyczyły one co najmniej 2 656 osób.

Niektóre osoby były push-backpwne nawet 20-30 razy, wśród nich były kobiety, dzieci i osoby niepełnosprawne”.

W tym miejscu warto odnotować, że OKO.press bezskutecznie stara się od października uzyskać od Straży Granicznej oficjalne liczby dotyczące przekroczeń granicy oraz odstawiania zatrzymanych osób do linii granicznej. Nasze wiadomości do rzecznik Straży Granicznej, mimo początkowych zapewnień, że odpowiedzi uzyskamy, są wciąż ignorowane. Korzystamy więc z danych zbieranych przez aktywistów.

Grupa Granica pisze:

„Push-backom często towarzyszą zaginięcia.

Od początku kryzysu humanitarnego w sierpniu 2021 roku odnotowaliśmy 174 zgłoszenia o 246 zaginionych osobach. 56 osób zostało odnalezionych. O pozostałych 190 osobach nie mamy żadnych informacji”. „Największą grupę zaginionych stanowią Syryjczycy (55 osób) i Irakijczycy (41 osób), ale na liście znajdują się także obywatele Jemenu, Sudanu, Demokratycznej Republiki Konga, Afganistanu, Palestyny oraz innych krajów azjatyckich i afrykańskich. Ponad połowa to mężczyźni, ale kobiety (około 20 proc.) i dzieci (około 13 proc.) stanowią znaczny odsetek zaginionych w naszej bazie”.

Czarna Księga. Reguła, nie wyjątek

Badacze i badaczki, ekspertki i eksperci oraz aktywiści i aktywistki skupiają się – poza Polską – na:

  • Pirenejach,
  • Austrii,
  • Włochach,
  • Słowenii,
  • Chorwacji,
  • Węgrzech,
  • Rumunii,
  • Serbii,
  • Bośni,
  • Czarnogórze,
  • Kosowie,
  • Bułgarii,
  • Północnej Macedonii,
  • Albanii
  • oraz Grecji.

Autorzy Czarnej Księgi podkreślają, że zgromadzone przez nich świadectwa nie stanowią wyjątku, a są regułą.

Jednym z dowodów jest działanie właśnie Polski, ale także i Litwy oraz Łotwy.

„Pomimo konsekwentnych doniesień organizacji społeczeństwa obywatelskiego, sprawozdawców Organizacji Narodów Zjednoczonych (ONZ) i międzynarodowych mediów, praktyki wypychania migrantów, zarówno na zewnętrznych granicach UE, jak i wewnątrz bloku, trwają nieprzerwanie” – stwierdza BMVN.

„Otwarcie nowej drogi do bezpieczeństwa przez Białoruś oraz reakcja krajów bałtyckich potwierdziły, że pushbacki są preferowanym instrumentem politycznym w celu rozwiązania problemu chronicznego rozdźwięku pomiędzy zasadą swobody przemieszczania się i potrzebą migracji i poszukiwania bezpieczeństwa z jednej strony, a wadliwą polityką migracyjną «Twierdzy Europa» z drugiej”.

A opisując, jak w praktyce wyglądają działania państw europejskich względem osób migrujących badacze mówią wprost – o stosowaniu tortur.

„Analizując ponad 1 633 świadectw od 2017 roku, przywołujących doświadczenia ponad 24 990 osób, BVMN zidentyfikowało sześć rodzajów tortur i nieludzkiego traktowania stosowanych podczas pushbacku”.

„Należą do nich nadmierne i nieproporcjonalne użycie siły, paralizatorów, broni palnej, przymusowego rozebranie się, nieludzkiego traktowanie podczas przewożenia oraz nieludzkiego traktowania w miejscach odosobnienia i aresztu”.

Nie tylko tortury

Broniąc swoich granic Unia Europejska – zdaniem badaczy i badaczek – ucieka się także do kryminalizowania zarówno migracji, jak i działań pomocowych dla osób migrujących. Znamy to także z Polski, gdzie szykanowane sa aktywistki i aktywiści z Grupy Granica oraz działający w ramach Klubu Inteligencji Katolickiej. Podobne działania władz obserwujemy w innych państwach UE.

Media donoszą także o procesach wytaczanych kapitanom i kapitankom łodzi ratunkowych, którym groziły lub nadal grożą olbrzymie wyroki.

Od pięciu lat widmo procesu wisi nad włoskimi organizacji pozarządowych, które zajmowały się ratowaniem tysięcy ludzi przed utonięciem w latach 2016-2017.

„Dwadzieścia jeden osób - w tym załogi statku poszukiwawczo-ratowniczego Iuventa i członkowie kilku organizacji pozarządowych, w tym Sea Watch, Save the Children i Médecins sans Frontières zostało oskarżonych o zmowę z handlarzami ludźmi. Jest to największym w kraju proces przeciwko organizacjom zajmującym się ratownictwem morskim".

Z kolei w Grecji 10 stycznia ma ruszyć proces Seana Bindera oraz Sary Mardini, również ratujących ludzi na Morzu Śródziemnym.

O losach Mardini opowiada film „Pływaczki” produkcji Netflixa.

„Ta sprawa pokazuje, że greckie władze oskarżają ludzi za ratowanie życia tych ludzi, których władzę nie chcą, aby byli ratowani" - stwierdził Bill Van Esveld, zastępca dyrektora ds. praw dziecka w Human Rights Watch.

Byle zostali jak najdalej od nas

A na co dzień, organizacjom pozarządowym na Morzu Śródziemnym utrudnia się notorycznie działanie. Władze państw śródziemnomorskich utrudniają wpływanie łodzi do portów, jeśli na ich pokładzie znajdują się ocaleni. Następnie statki są poddawane wielotygodniowym kontrolom. Chodzi o opóźnienie kolejnego wyjścia w morze w poszukiwaniu zagubionych łodzi z osobami migrującymi z Północnej Afryki oraz Bliskiego Wschodu.

Badacze BVMN wskazują też na zjawisko eksternalizacji granic UE, które nazywane jest także outsourcingiem kontroli granicznej

Polega to na zatrzymywanie ludzi, zanim spróbują przekroczyć zewnętrzne granice Unii.

„Eksternalizacja obejmuje ograniczenia wizowe, umowy z krajami tranzytowymi lub źródłowymi dotyczące deportacji i wymuszonych powrotów, sankcje sądowe oraz ekonomiczne za transport migrantów oraz rozmieszczenie i wykorzystanie jednostek pozarządowych do ochrony granic”.

To działanie od zawsze budziło kontrowersje. Przede wszystkim dlatego, że sprowadza się do paktowanie z krajami dyktatorskimi oraz o niskich standardach przestrzegania praw człowieka. Jest to często opłacanie się dyktatorom za zatrzymywania osób migrujących na terenach takich państw jak Turcja, Maroko, czy np. Libia. Organizacje pozarządowe wielokrotnie upominały się o prawa osób migrujących, które są uwięzionych w krajach pomiędzy UE a krajami pochodzenia. W tym roku taki apel o natychmiastową ewakuację osób migrujących z Libii wystosowali Lekarze bez Granic.

"W Libii większość migrantów pada ofiarami arbitralnych zatrzymań, tortur i przemocy, w tym przemocy seksualnej"

- mówi Claudia Lodesani, kierownik operacyjny MSF w Libii. „Jako że osoby te mają ograniczone do minimum możliwości uzyskania ochrony fizycznej i prawnej, pozostaje im w rezultacie śmiertelnie niebezpieczny szlak migracyjny przez Morze Śródziemne".

Stwierdzając, że pushback, ale także eksternalizacja kontroli granicznej są nie wyjątkiem a regułą – badacze pokazują dowody.

  • Przywołują decyzję polityczne – takie jak Nowy Pakt Migracyjny, który stawia nacisk na ochronę granic, a nie ochronę prawa samych osób migrujących.
  • Przeglądają unijne budżety. I ten przegląd nie zostawia żadnych złudzeń.

Na pushbacki nie szczędzimy pieniędzy

Badacze wskazują, że

UE na lata 2021-2027 znacząco zwiększa środki unijne na działania związane z migracjami i kontrolą granic.

„Fundusz Azylu, Migracji i Integracji (AMIF) odnotował wzrost o 43 proc., a jego łączna kwota wyniosła 9,9 mld euro. Inne znaczące podwyżki budżetowe obejmują:

  • Fundusz Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ISF), który wzrośnie o 90 proc. do kwoty 1,93 mld euro
  • oraz Fundusz Zintegrowanego Zarządzania Granicami (IBMF), który wzrośnie o 131 proc. do kwoty 6,2 mld euro.

Zwiększono także środki dla agencji Frontex, które w latach 2021-2027 wyniosą 5,6 mld euro. Stanowi to wzrost o 194 proc. w porównaniu z poprzednim budżetem”.

A to pokazuje, że Unia Europejska zamiast ratować ludzi na swoich granicach, woli wydawać olbrzymie pieniądze, by tych ludzi – z narażeniem zdrowia i życia – odpychać.

Komentarze