Rosjanie atakują obiekty jądrowe w Ukrainie. Zajęli już największą elektrownię atomową i czarnobylską Strefę Wykluczenia. Eksperci uspokajają: to nie ma wpływu na zagrożenie radiacyjne
"Nie odnotowaliśmy żadnych niepokojących wskazań aparatury pomiarowej. Obecnie na terenie RP nie ma zagrożenia dla zdrowia i życia ludzi oraz dla środowiska." - tak brzmi komunikat Państwowej Agencji Atomistyki (PAA) opublikowany w sobotę, 12 marca, ok. 9:00. Podobne wiadomości pojawiają się regularnie, co kilkanaście godzin.
PAA powtarza cierpliwie: pomimo zajęcia przez Rosjan nieczynnej elektrowni w Czarnobylu i tej działającej na Zaporożu, nie grozi nam podwyższony poziom promieniowania. Nie trzeba - a nawet nie wolno - pić płynu Lugola.
"Obiekty jądrowe to solidne bunkry o dosyć dużej odporności. Są tak projektowane, żeby mogły wytrzymać uderzenie samolotu pasażerskiego, na wypadek zdarzeń terrorystycznych" - mówił w radiowej Trójce szef PAA, Łukasz Młynarkiewicz.
Zagrożenia, mimo działań militarnych w pobliżu reaktorów, nie ma również w Ukrainie. W OKO.press wyjaśnia to Adam Rajewski z Instytutu Techniki Cieplnej Politechniki Warszawskiej.
"Poziomy mocy dawek promieniowania mogą wzrastać lokalnie, np. w pomieszczeniach, z uwagi na niefunkcjonującą wentylację. Mogą wzrastać nawet w samej strefie na wolnym powietrzu np. przez podniesienie z ziemi osiadłych tam resztek skażeń. Taki efekt obserwowany był w pierwszych dniach wojny" - mówi. Podkreśla jednak, że takie zdarzenia nie mają skali istotnej dla zdrowia osób postronnych.
"Zawsze warto pamiętać, że w dziedzinie promieniowania jesteśmy w stanie wykrywać bardzo drobne odchyłki od stanu naturalnego, które jednak nie mają żadnego mierzalnego wpływu na zdrowie, a przy tym są mniejsze od różnic w poziomach narażenia na promieniowanie naturalne w różnych miejscach świata. Tak więc nawet komunikaty o tym, że zaobserwowano jakiś wzrost nie stanowią powodu do paniki" - uspokaja.
Rosyjskie wojska wkroczyły na teren czarnobylskiej Strefy Wykluczenia już pierwszego dnia napaści na Ukrainę. W drugim tygodniu wojny, ukraińskie władze poinformowały, że żołnierze okupanta zniszczyli linię zasilająca elektrownię w Czarnobylu. Potwierdził to Dymytro Kułeba, minister spraw zagranicznych Ukrainy, dodając, że "wszystkie jej obiekty jądrowe kontrolowane przez armię rosyjską".
Elektrownia, w której w 1986 roku doszło do największej europejskiej katastrofy jądrowej, jest od 2000 roku zupełnie nieczynna. Na jej terenie działają tylko przechowalniki, w których trzymane jest wypalone paliwo.
"Apeluję do całej społeczności międzynarodowej do natychmiastowego wezwania Rosji do wstrzymania ognia i umożliwienia ekipom naprawczym jak najszybszego przywrócenia dostaw energii elektrycznej" - napisał Kułeba na Twitterze. Wyjaśniał również, że zapasowe generatory z silnikiem diesla, które znajdują się w Czarnobylu, mogą działać jedynie 48 godzin. "Później system chłodzenia wypalonego paliwa jądrowego zostanie wyłączony, co grozi wyciekiem promieniowania. Barbarzyńska wojna Rosji zagraża całej Europie" - dodał szef MSZ.
W nocy z piątku na sobotę Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (MAEA) poinformowała, że ukraińskiej ekipie naprawczej udało się dotrzeć do Czarnobyla. Dostarczyli dodatkowe paliwo do generatorów, a także naprawili część linii wysokiego napięcia. Jednak wciąż brakuje zasilania zewnętrznego, a ekipa ma pracować dalej "mimo trudnych warunków".
Ukraińskie komunikaty o potencjalnym zagrożeniu mają oczywiście polityczny podtekst — pokazać całemu Zachodowi, że ta wojna dotyczy nas wszystkich. I o ile jest to w pełni zrozumiałe, eksperci podkreślają: działania rosyjskie w Czarnobylu nie powodują zagrożenia radiacyjnego. Ani w Ukrainie, ani w pozostałych krajach Europy.
"W strefie czarnobylskiej zasilanie potrzebne jest do zasilania systemów chłodzenia przechowalnika mokrego wypalonego paliwa oraz układów wentylacji. Bez ich pracy warunki pracy w tych obiektach mogą ulec pewnemu pogorszeniu, ale nie tworzy się żadne istotne zagrożenie dla otoczenia, bo tak stare paliwo grzeje się już bardzo słabo. Nawet w wypadku długotrwałego braku chłodzenia paliwa, takie zagrożenie nie powstaje, to było zresztą przedmiotem tzw. »stress-testów« po katastrofie w Fukushimie" - wyjaśnia Adam Rajewski.
Potwierdzał to szef PAA, Łukasz Młynarkiewicz w wywiadzie dla Polskiego Radia: "Nawet wtedy [kiedy elektrownia będzie odcięta od prądu — od aut.] nie dojdzie do wzrostu temperatury kaset paliwowych, do takiej, która miałaby istotne znaczenie z punktu widzenia zagrożenia radiologicznego".
Sytuację na bieżąco monitoruje również Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej. W swoich codziennych komunikatach zaznacza, że stałe zasilanie z sieci jest jednym z fundamentów bezpiecznego działania elektrowni jądrowych. Choć w przypadku Czarnobyla trzeba pamiętać, że żaden reaktor już tam nie działa. Kolejną z fundamentalnych zasad jest bezpieczeństwo załogi pracującej na miejscu.
211 pracowników od dwóch tygodni jest uwięzionych w Czarnobylu. "Ukraiński regulator poinformował, że personel ma ograniczony dostęp do żywności i wody oraz lekarstw. Poprosił MAEA o kierowanie międzynarodowym wsparciem potrzebnym do przygotowania planu wymiany obecnego personelu i zapewnienia placówce skutecznego systemu rotacji" - czytamy w komunikacie Agencji.
MAEA dodaje również, że nawet w przypadku utraty zasilania awaryjnego personel będzie mógł monitorować poziom wody i temperaturę w basenie z paliwem. "Ale wykonywaliby tę pracę w warunkach pogorszenia bezpieczeństwa radiacyjnego z powodu braku wentylacji w zakładzie. Nie byliby również w stanie przestrzegać operacyjnych procedur bezpieczeństwa radiologicznego" - podkreśla Agencja.
W komunikatach z ostatnich dni informuje również, że straciła dostęp do systemów monitorujących materiały jądrowe w Czarnobylu.
"W cywilnych obiektach jądrowych wszelkie operacje z wykorzystaniem materiałów jądrowych podlegają monitoringowi MAEA. Jeśli utracona została transmisja danych, to oznacza, mówiąc prostym językiem, że MAEA przestała na bieżąco widzieć, co się dzieje z paliwem jądrowym. Tak oczywiście być nie powinno. Ale w tym konkretnie przypadku nie należy w tym upatrywać szczególnych zagrożeń" - wyjaśnia dr Rajewski. "Materiały jądrowe z cywilnych zakładów tego rodzaju bardzo trudno wykorzystać do jakichkolwiek złowrogich celów" - tłumaczy.
Jak dodaje, nie chodzi tutaj o pomiary poziomów promieniowania. Te wciąż obserwuje ukraiński regulator. Jeśli nawet jedno z urządzeń pomiarowych ulegnie zniszczeniu, będą działać pozostałe — umieszczone w pobliżu elektrowni.
Co dalej z Czarnobylem? Najważniejsze jest naprawienie zerwanych linii wysokiego napięcia i wypuszczenie uwięzionych pracowników. Niestety, na razie nic nie wskazuje na to, że Rosjanie mieliby takie kroki w planie. Co więcej, ukraiński wywiad poinformował, że "Władimir Putin zlecił przygotowanie ataku terrorystycznego na elektrowni jądrowej w Czarnobyl". Miałby on polegać na wywołaniu pożaru lasu w Strefie Wykluczenia albo ostrzale magazynów z odpadami radioaktywnymi.
"Zgodnie z instrukcją Aleksandra Łukaszenki, do Czarnobyla weszli »białoruscy specjaliści«. Wśród nich są też rosyjscy dywersanci, którzy mają zorganizować atak terrorystyczny" - piszą ukraińskie służby. Według ich informacji Rosja chce sfabrykować dowody tak, aby winą za atak obarczyć Ukrainę.
"W ciągu ostatnich kilku dni wojska Putina zaatakowały elektrownię jądrową Zaporoże oraz Charkowski Instytut Fizyczno-Techniczny, gdzie istnieje eksperymentalny reaktor jądrowy" - przypomina wywiad.
Obiekt w Charkowie jest wykorzystywany do badań i produkcji radioizotopów do zastosowań medycznych i przemysłowych. Zgromadzone tam zapasy materiałów promieniotwórczych są jednak bardzo niskie. Służby informują, że nie ma zagrożenia radiologicznego.
Przypomnijmy: w nocy z 3 na 4 marca wojska rosyjskie ostrzelały Zaporoską Elektrownię Atomową. To największa elektrownia jądrowa w Europie i dziewiąta pod względem wielkości na całym świecie. Ma sześć reaktorów, każdy o mocy 950 MW .
Obecnie jest zajęta przez Rosjan, choć w środku pracuje ukraińska ekipa, a pracownicy mogą się wymieniać. Choć, jak podkreśla MAEA "morale wśród pracowników jest bardzo niskie". Wojska rosyjskie uszkodziły układ chłodzenia w bloku 6 i dwie linie wysokiego napięcia zasilające obiekt. Jak wylicza MAEA "obecnie działają dwie kolejne linie energetyczne, a jedna w stanie gotowości". Na miejscu są również generatory prądotwórcze.
Tuż po ostrzale w Zaporoskiej Elektrowni działał tylko jeden reaktor. Obecnie funkcjonują dwa z sześciu reaktorów. Czy grozi im katastrofa?
Wyjaśniał to Adam Rajewski tuż po rosyjskim ataku: „Reaktor jako taki nie może się zapalić. To było możliwe w reaktorze czarnobylskim w 1986 roku, ale takich reaktorów w Ukrainie już nie ma. Te, które są, to reaktory wodne: stalowy zbiornik z wodą i metalowymi elementami w środku. To się nie może zapalić”.
Obecnie trwają prace nad wykrywaniem i likwidacją niewybuchów znalezionych w zniszczonym przez siły rosyjskie ośrodku szkoleniowym.
MAEA podkreśla, że w okolicy Zaporoskiej Elektrowni Atomowej nie zanotowano podwyższonego promieniowania. Mimo to wydarzenia wokół ukraińskich obiektów jądrowych Agencja nazywa "bardzo niepokojącymi" i "naruszającymi wszystkie punkty gwarantujące bezpieczeństwo działania"
10 marca szef Agencji Rafael Mariano Grossi pojechał do Turcji, żeby spotkać się z szefami MSZ Ukrainy i Rosji. Na konferencji prasowej po powrocie informował, że oba kraje wyraziły chęć współpracy.
"Jesteśmy świadomi kontekstu politycznego, choć nie zajmujemy się polityką" - mówił Grossi. "Dla nas najważniejsze jest bezpieczeństwo jądrowe".
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Komentarze