Piątkowy raport zaczyna tragiczna wiadomość – według danych Ministerstwa Zdrowia w czwartek zmarło na COVID-19 aż 445 osób.
To najwyższy wynik od początku epidemii i według wszelkiego prawdopodobieństwa nie najwyższy, jaki nas czeka.
Teraz umierają osoby, które zachorowały dwa tygodnie temu i wcześniej, a w tym czasie wzrosty zakażeń ciągle trwały.
Stosunek liczby zgonów do liczby populacji to już 193 na milion mieszkańców – więcej niż w Niemczech i Austrii, które dotkliwie przeszły wiosenną falę epidemii. Jeśli chodzi o wynik dzienny, to jest on porównywalny do wiosennego szczytu śmiertelności w Niderlandach – w liczącym sobie dwa razy mniej ludności kraju najwyższa dzienna liczba zgonów to 234. Tam sytuacja doprowadziła do zapaści służby zdrowia i konieczności przetransportowania części pacjentów do Niemiec, gdzie wciąż były wolne respiratory.
Za to po raz pierwszy od początku jesiennych wzrostów w dni robocze spadła liczba wykrytych przypadków koronawirusa – co prawda tylko o 57, do 27 086, ale przy rekordowym wzroście wykonanych testów – aż o 15,85 tys., do 82 955.
Spadł też w porównaniu do statystyk z poprzedniego dnia odsetek testów pozytywnych: z 41,49 proc. do 36,50 proc., co oznacza, że zmniejszenie liczby przypadków nie jest wynikiem mniejszego zasięgu testów. To dobre wiadomości, ale zdecydowanie jeszcze za wcześnie, żeby wnioskować z nich o trendzie.
Są jednak inne przesłanki, które pozwalają mieć nadzieję, że najgorsze już niedługo będzie za nami. Według obliczeń wrocławskiego zespołu ekspertów MOCOS współczynnik reprodukcji wirusa R spada od połowy października – aż z 2 do 1,6 obecnie. Przypominamy – R(t) to średnia liczba osób, które zaraża jeden nosiciel SARS-Cov-2. Dopiero, kiedy współczynnik spadnie poniżej 1, będziemy mogli mówić o wygaszaniu tej fali epidemii.
Na wykresie widać lekki wzrost R(t) w ostatnim tygodniu października. Czy to skutek masowych protestów przeciwko orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego w sprawie ustawy antyaborcyjnej? Raczej na to za wcześnie, biorąc po uwagę, że zakażenia mogą zostać odzwierciedlone w statystykach dopiero po kilku-kilkunastu dniach (najczęstszy czas od zakażenia do wystąpienia symptomów to 4-5 dni).
Poza tym eksperci wzbraniają się przed takimi interpretacjami – koledzy MOCOS-owców z Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Uniwersytetu Warszawskiego napisali nawet oświadczenie, w którym protestują przeciwko wykorzystywaniu przez premiera Morawieckiego ich analiz do sugerowania, że manifestacje odpowiadają za znaczny wzrost zakażeń. Podkreślają, że nie mają narzędzi do zbadania takiej korelacji. W przypadku amerykańskiego badania, które wykazało brak korelacji pomiędzy protestami Black Lives Matter, a wzrostem zakażeń, przebadano kontakty 40 tys. osób.
Ponieważ jednak kwestia jest polityczna, oskarżenia o spowodowanie przez protestujących wzrostu zakażeń na pewno będziemy jeszcze słyszeć.
Tajemnica znikających respiratorów
Obecna sytuacja w szpitalach również nie wypada źle – w piątek w szpitalach przybyło 365 pacjentów, najmniej od prawie miesiąca.
Z drugiej strony w mediach, a także w relacjach znajomych pojawiają się doniesienia, że lekarze pierwszego kontaktu, czy ratownicy medyczni odradzają pacjentom hospitalizację, ostrzegając przed długotrwałym oczekiwaniem na przyjęcie do jakiejkolwiek placówki. Problem w tym, że na papierze, w rządowych statystykach zajętych jest 62,8 proc. łóżek dla pacjentów z COVID-19 i 75,6 proc. respiratorów, jednak z punktu widzenia personelu medycznego i ratowniczego sytuacja nie jest taka różowa.
Jak pisał na FB Paweł Reszka, dziennikarz „Polityki”, który przeprowadził śledztwo w sprawie łóżek respiratorowych:
„Otóż dowiedziałem się, że oprócz tej oficjalnej statystki jest jeszcze inna. To lista szpitali z wolnymi miejscami respiratorowymi, którą posługują się Wojewódzcy Koordynatorzy Ratownictwa Medycznego. Taki koordynator jest ostateczną instancją – on wysyła karetkę z umierającym pacjentem do szpitala i jego decyzja jest niepodważalna. W podejmowaniu tej, ważącej o życiu, decyzji pomaga mu owa lista. I kiedy na stronie Urzędu Wojewódzkiego było 35 wolnych respiratorów, to w wykazie Koordynatora było wolnych ledwie 11″
Skąd takie różnice w liczbach?
„Osoba wysoko postawiona w systemie ratownictwa medycznego mówi mi, że nawet liczba 11 jest fikcją:
– Gwarantuję panu, że gdybyśmy zaczęli dzwonić po tych szpitalach, które mają owe respiratory, to odesłaliby nas z kwitkiem. Okazałoby się, że są ale nie podłączone, nie rozpakowane, zepsute.
– A skąd pewność?
– Załogi karetek, dyspozytorzy, koordynatorzy spotykają się z tym codziennie. Dlatego karetki błąkają się między szpitalami. Bo miejsca są, ale tylko w statystykach. A czym wyższy szczebel na jaki statystyka ma trafić, tym jest bardziej kolorowa i bardziej optymistyczna”.
Zbliżamy się do pół miliona wykrytych zakażeń
Według statystyk z piątku rano jest ich już 493 765. Daje nam to siódme miejsce w Europie. Trzeba jednak pamiętać, że testujemy o wiele mniej niż inne kraje kontynentu, zwłaszcza unijne, ale także Rosja – tu jesteśmy w ostatniej dziesiątce ze 135 tys. testów na milion mieszkańców. W rzeczywistej liczbie zakażeń możemy być więc w tej chwili o wiele wyżej niż mówią te nie do końca doskonałe statystyki.
To Wasze R jest z estymatora Frasera, który jest dość mocno naiwny i w ogóle nigdy nie był planowany do takiego użycia… Nie żeby dało się coś zrobić dużo lepiej dysponując tylko dzienną liczbą stwierdzeń zachorowania (prawdziwe R można określić tylko z wywiadów epidemiologicznych, a porządne szacunki wymagają przynajmniej znajomości chwili zachorowania i wyzdrowienia/zgonu dla każdego przypadku), ale nadaje się to tylko do rozważań historycznych. Do prognozowania potrzebujemy jakiś stałych, a takie R może się łatwo i drastycznie wahnąć w każdą stronę.
Niegładzona wersja tego samego wykresu jest tu: https://stochastik-tu-ilmenau.github.io/COVID-19/ (trzeba kliknąć Poland)
Z ogólnoświatowych danych WHO wnioskuje, że umieralność wynosi ok. 0.5% zakażonych. Nasze statystyki pokazują 4%. Co sugeruje, że zakażonych jest u nas ok. 8x więcej, niż oficjalne 0.5mln. To już 4mln osób, 10% populacji. Jeśli to wnioskowanie jest choć trochę sensowne, to taka ilość ludzi "po" lub "w trakcie" zaczyna zauważalnie zmniejszać R.
Jak w Sztokholmie i części Brazylii.
Tak tak gdzieś na Podlasiu robili testy i wyszło im 113% wyników pozytywnych, rozumiecie 113% tyle w temacie 🙂
Sprawa wolnych łóżek w oddziałach zakaźnych i niewykorzystywanych respiratorów wygląda na skandaliczna aferę. Co musi w tym być, skoro ma ich pilnowanac wojsko. Czyżby zarządy szpitali znalazły nowa żyłę złota. Za duże pieniądze i łóżka i respiratory będą się znajdować?
Fiksacja na liczbie respiratorów jest zrozumiała, bo i policzyć je łatwo, i używane są w okolicznościach dramatycznych. Ale w ratowaniu chorych na ciężką postać tej infekcji tak naprawdę ważniejszy jest dostęp do tlenoterapii. To łóżko wedle którego jet rura z tlenem ratuje życie. Zdecydowana większość tych, co trafiają pod respirator i tak umiera.