Analiza obietnicy obniżenia wieku emerytalnego przez Prawo i Sprawiedliwość prowadzi do ciekawej obserwacji – im dalej od wyborów, tym trudniej podjąć decyzję. Przypominamy, jak ewoluowały poglądy Prawa i Sprawiedliwości na temat emerytur
Dziś rząd oficjalnie wydał stanowisko w sprawie prezydenckiego projektu ustawy o wieku emerytalnym. Rząd poparł ustawę, która przewiduje obniżenie wieku emerytalnego do 60. lat dla kobiet i 65. dla mężczyzn. Jednocześnie rząd zalecił, aby ustawa weszła w życie w październiku 2017 roku.
Oznacza to, że partia Jarosława Kaczyńskiego ma 9 miesięcy opóźnienia w stosunku do pierwszych deklaracji, według których obniżenie wieku emerytalnego miało wejść w życie jeszcze w 2016 roku.
Partia rządząca zrobiła zaledwie jeden krok w kierunku realizacji tej obietnicy wyborczej – prezydent skierował projekt do Sejmu.
Kolejnym - po dzisiejszej deklaracji rządu - będzie uchwalenie ustawy przez Sejm. Później trafi ona do Senatu i ponownie do prezydenta, który raczej złoży podpis pod własnym projektem. Nowe prawo wejdzie w życie w dniu zapisanym w ustawie. Dopiero potem może stać się przedmiotem badań Trybunału Konstytucyjnego (prawo do skierowania ustawy do TK przed wejściem w życie ma tylko prezydent).
Decyzję o podniesieniu wieku emerytalnego podjął rząd Donalda Tuska w 2012 roku. PiS od początku krytykował PO i PSL za dwie decyzje, które składają się na reformę emerytalną: o stopniowym podnoszeniu wieku przejścia na emeryturę do 67. roku życia oraz o zrównaniu wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn.
O ile pierwsza decyzja wynika z kalkulacji rządu PO, o tyle druga nie jest tylko pomysłem Tuska – wyrównanie wieku emerytalnego nakazał Trybunał Konstytucyjny. To orzeczenie obowiązuje, więc ewentualna ustawa o obniżeniu wieku emerytalnego może okazać się niezgodna z konstytucją.
Kiedy rząd Tuska forsował reformę, politycy Prawa i Sprawiedliwości prześcigali się w barwnych porównaniach. Teraz ta retoryka poszła w zapomnienie, ale warto pamiętać, że PiS często mówiło na przykład o „pracy do śmierci”.
Jesteśmy bardzo krytycznie nastawieni do tej pseudoreformy. Propozycja rządu w tej sprawie jest dla Polaków nie do przyjęcia. Tusk proponuje Polakom pracę do śmierci.
Te twierdzenia były pozbawione podstaw. Reforma zakłada, że wiek emerytalny będzie wydłużany co kwartał o jeden miesiąc, zatem – jeżeli ustawa emerytalna nie zostanie zmieniona – mężczyźni zaczną przechodzić na emeryturę w wieku 67. lat w 2020, a kobiety dopiero w 2040 roku.
Średnia długość życia mężczyzn w 2020 roku wynosić ma 81 lat, a kobiet w 2040 – 88 lat. Oznacza to, że „emeryci Donalda Tuska” nie będą pracować "do śmierci". Z tablic statystycznych wynika, że umrą po 14 latach emerytury w przypadku mężczyzn i 21 latach w przypadku kobiet.
Hasło obniżenia wieku emerytalnego na dobre zagościło w programie PiS przed wyborami prezydenckimi i parlamentarnymi w 2015 roku. Stanęło na tym, że inicjatywa w sprawie tej obietnicy należy do Andrzeja Dudy, a rząd PiS będzie ją popierał i traktował jako swoją.
Po raz pierwszy Andrzej Duda projekt ustawy obniżający wiek emerytalny złożył pod koniec prac parlamentu VII kadencji. Większość PO-PSL projekt odrzuciła.
„Ja się absolutnie ze swojego zobowiązania nie wycofuję, projekt ustawy zostanie złożony w następnej kadencji Sejmu, kiedy będzie nowa koalicja rządząca” – mówił o takim scenariuszu Duda i słowa ponownie dotrzymał.
Prezydent swój projekt przedłożył nowemu rządowi tuż po expose Beaty Szydło, w którym premier z mównicy sejmowej obiecywała, że wiek emerytalny zostanie obniżony w pierwszych stu dniach rządu.
Czwarty kwartał 2015 roku to ostatni moment, kiedy można było odnieść wrażenie, że PiS wiedziało co robi w sprawie reformy emerytalnej. Wraz z nadejściem nowego roku prace nad reformą emerytalną utknęły gdzieś między Sejmem a rządem. Impas trwa już ponad pół roku.
Prezydent i politycy PiS konsekwentnie powtarzają tylko, że zostanie przywrócony wiek emerytalny do 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn, ale przestali podawać konkretne daty. Niektórzy ministrowie (Morawiecki, Szałamacha, Gowin) obietnicę krytykują, proponując wprowadzenie do projektu wymagania stażu pracy. Henryk Kowalczyk złożył jednak obietnicę, że zmiana wejdzie w życie od początku 2017 roku.
Dziś wiadomo, że tak nie będzie. W "Polityce przy kawie" minister przyznał, że 1 stycznia 2017 do data "technicznie niemożliwa". Nawet jeżeli Sejm uchwali ustawę przed wakacjami parlamentarnymi, to Senat zajmie się nią dopiero po wakacjach. Wraz z koniecznymi zmianami w systemach ZUS daje to – według ministra Henryka Kowalczyka – termin około połowy 2017 roku.
Jeszcze tego samego dnia po południu ta deklaracja została złamana przez rząd, do którego należy sam minister Kowalczyk. Rzecznik rządu, Rafał Bochenek, prezentując opinię gabinetu na temat prezydenckiego projektu ustawy stwierdził, że nowe prawo ma zacząć obowiązywać o kwartał później - 1 października 2017 roku.
60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn od 1 października 2017 roku. Taki jest obecny stan obietnicy emerytalnej - jednak co będzie, nie wiadomo, ponieważ PiS dość często zmienia w tej sprawie zdanie.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Komentarze