Dlaczego kraj, który w okresie międzywojennym jako jedyny w Europie Środkowej pozostał demokratyczny, dziś zdaje się kroczyć drogą do politycznego samobójstwa?
Ma 63 lata i został w środę 6 grudnia 2017 roku desygnowany na nowego czeskiego premiera. Miliarder Andrej Babiš jest często nazywany czeskim Donaldem Trumpem. W CNN tłumaczył, co łączy go z amerykańskim prezydentem: „Obaj jesteśmy biznesmenami i ożeniliśmy się z Czeszkami”. Lubi też dodać, że Trump zbankrutował, a jemu to się jak dotąd nie zdarzyło.
Na czele czeskiego rządu stanął oligarcha, który za 2,4 mld koron czeskich (ok. 95 mln euro) kupił sobie krytyczne wobec niego gazety. Babiš jest oskarżony o malwersacje finansowe, słowacki Instytut Pamięci Narodowej uważa go za agenta czechosłowackiej służby bezpieczeństwa. Premier zaprzecza. Podobnie jak oskarżeniom o konflikt interesów - jako polityk podejmuje decyzje mające bezpośredni wpływ na dotacje, które ze skarbu państwa i kasy UE otrzymują m.in. jego firmy rolnicze. Na dodatek, wyniki ostatnich wyborów parlamentarnych w Czechach sprawiły, że Babiš zmuszony jest dla swojego rządu szukać poparcia u ksenofobów i komunistów. Jedni żądają referendum w sprawie Czexitu, drudzy widzą Czechy poza NATO.
„W poniedziałek 24 czerwca 2013 roku o 17.36 przedsiębiorca Andrej Babiš na swoim koncie na Twitterze napisał zdanie, które nie zapowiadało nic dobrego: Jutro może coś kupię” - przypomina w książce „Boss Babiš” czeski dziennikarz śledczy Jaroslav Kmeta. Szybko okazało się, że wtedy świeżo upieczony polityk, który rok wcześniej stanął na czele nowego czeskiego ruchu politycznego ANO 2011 (Akce nespokojených občanů, pol. Akcja Niezadowolonych Obywateli) został właścicielem wydawnictwa Mafra. To jedna z największych czeskich firm medialnych, która wydaje opiniotwórcze dzienniki „Mladá fronta DNES” i „Lidové noviny”. To trochę tak jakby polityk w Polsce kupił sobie jednocześnie „Wyborczą” i „Rzeczpospolitą”. Do Mafry należą także m.in. bezpłatny magazyn „Metro”, popularne portale iDnes.cz i Lidovky.cz, muzyczna telewizja „Óčko” oraz drukarnie w Pradze i Ołomuńcu. Babiš dokupił sobie jeszcze radio „Impuls”. Jaroslav Kmeta szacuje, że
nowy czeski premier swoimi mediami dociera do 33-50 proc. Czechów.
Problemy dziennikarzy zaczęły się dosyć szybko. Jeszcze w czerwcu 2013 roku redaktor Jan Kálal z „Lidovych novin” odebrał telefon od zdenerwowanego polityka, który pytał, dlaczego w gazecie nie znalazła się informacja o konferencji prasowej jego partii. Nim się rozłączył powiedział: „Mam nadzieję, że chłopcy wiedzą, co robią. Może nie wiedzą, z kim mają do czynienia”.
Babiš zapłacił za wydawnictwo Mafra - podaję za Jaroslavem Kmentą - 2,4 miliarda koron czeskich (ok. 95 mln euro). To tylko nieznacznie uszczupliło jego budżet. Majątek tego pochodzącego z Bratysławy przedsiębiorcy (słowacka narodowość, czeskie obywatelstwo) magazyn „Forbes” w najnowszym rankingu wycenił na 3,39 mld euro. Premier jest najbogatszym Słowakiem i drugim najbogatszym człowiekiem w Czechach. W ostatnim roku Babiš wzbogacił się o 800 milionów euro. Przez sporą część tego czasu pełnił funkcję czeskiego wicepremiera i był ministrem finansów.
Kontrowersyjny polityk, już po przejęciu w 2013 roku najważniejszych czeskich mediów, w pierwszych dla ANO 2011 wyborach do sejmu zdobył drugie miejsce za socjaldemokratami z ČSSD (Česká strana sociálně demokratická, pol. Czeska Partia Socjaldemokratyczna) i z wynikiem 18,65 proc. znalazł się w sejmie. ANO 2011 była dla Czechów partią protestu, która obiecywała m.in. walkę z korupcją. Jej twarzą został polityk, który od początku czeskiej transformacji należał do jej beneficjentów. Swoje biznesowe imperium Agrofert założył w 1993 roku, a jego początek wiedzie do niejasnych interesów w Szwajcarii. ČSSD, ANO 2011 i chrześcijańscy demokraci z KDU-ČSL (Křesťanská a demokratická unie - Československá strana lidová, pl. Unia Chrześcijańska i Demokratyczna - Czechosłowacka Partia Ludowa) utworzyli rząd. Na jego czele stanął socjaldemokrata Bohuslav Sobotka, Andrej Babiš został wicepremierem i ministrem finansów.
Agrofert jest potentatem w branży chemicznej, przemysłu spożywczego i rolnictwa. W jego skład wchodzi ponad 250 firm. W 18 krajach na czterech kontynentach. Czeski premier zatrudnia ponad 35 tys. osób, w tym dziennikarzy. Babiš prowadzi także biznesy w Polsce. Jak wylicza „Puls Biznesu”, do Czecha należy firma Good Food, która jest producentem ryżu i płatków śniadaniowych. Agrofert stara się także o zakup Petrochemii-Blachowni z Kędzierzyna-Koźla. W listopadzie Babiš stał się właścicielem polskiej firmy Linetech, która zajmuje się obsługą techniczną i naprawami samolotów, m.in. Boeinga, Airbusa Embraera, Bombardiera.
Dokumentaliści Zuzana Piussi i Vít Janeček razem zrobili film „Selský rozum” (Zdrowy rozsądek) poświęcony obecnemu czeskiemu premierowi, który rozsierdził polityka. Pokazują w nim kontrowersje związane z działalnością Babiša. Filmowcy przypominają, że Agrofert czerpie pełną garścią dotacje z budżetu państwa i UE. Ich zdaniem przedsiębiorca założył partię polityczną, by przejąć bezpośrednią kontrolę nad administracją i stworzyć najkorzystniejsze dla siebie mechanizmy dotacyjne.
Przykłady? Okazuje się, że w zeszłym roku Agrofert otrzymał dotacje o 28 milionów koron (1,1 mln euro) wyższe niż podatki, która firma zapłaciła. Niedawno czescy dziennikarze ujawnili, że Agrofert nielegalnie czerpał z unijnych dotacji na 1700 hektarów gruntów (to więcej niż 2300 boisk piłkarskich), które nie należą do firmy ani nie są przez nią dzierżawione.
To najnowszy, ale nie najważniejszy problem Babiša. Te można wymieniać w zasadzie bez końca. Jest wśród nich współpraca z czechosłowacką komunistyczną bezpieką (Státní bezpecnost). Słowacki IPN (Ústav pamäti národa) ma dokumenty, które świadczą o tym, że Babiš został zarejestrowany jako agent byłej StB. Premier tej współpracy się wypiera. Od lat trwa jego proces sądowy, w ramach którego chce usunąć obciążający go zapis w dokumentach. Wydawało się, że jego kłopoty w tej sprawie mają się ku końcowi, wtedy niespodziewanie słowacki Trybunał Konstytucyjny (Ústavný súd) uchylił decyzję sądu, zgodnie z którą szef ruchu ANO został bezprawnie włączony na listę agentów StB. Teraz cała sprawa zacznie się na nowo.
Na początku tego roku wybuchła afera, która zatrzęsła czeską sceną polityczną, a Babiša zmiotła z fotela wicepremiera i ministra finansów.
Okazało się, że biznesmen wykorzystał lukę w prawie kupując tzw. obligacje za 1 koronę. W ten sposób uciekł od płacenia podatków i zaoszczędził dziesiątki milionów koron.
Jakby tego było mało, czeska policja w tym roku oskarżyła go o wyłudzenie dotacji w wysokości 1,9 mln euro na wiejską rezydencję Bocianie Gniazdo (Čapí hnízdo). W sumie oskarżono 11 osób, wśród nich jest Babiš, jego żona i dwoje dzieci. Grozi im od 5 do 10 lat więzienia.
Jak Babiš się z tego tłumaczy? Oddajmy mu głos i zacytujmy fragmenty wywiadu, którego przed wyborami udzielił dziennikarzom słowackiego. „Mam się strasznie” - mówił dziennikarzom słowackiego „Forbesa”. „Nie życzyłbym wam swojego życia” - narzeka polityk. Babiš przekonuje, że „nie ma czasu spać, odpocząć, nie ma czasu dla rodziny, nawet na to, by przeczytać gazety”. Wszystko przez „wielką kampanię oszczerstw, za którą stoi wielki kapitał i wielka organizacja”. Tą organizacją jest socjaldemokratyczna ČSSD, która do jego zniszczenia wykorzystuje profesjonalną agencję oraz czeską telewizję publiczną (ta była współproducentem filmu „Selský rozum”). Babiša - według jego słów - chce zniszczyć polityczny establishment i dziennikarze. „Pracowali w gazetach, które należały do Niemców i robili, co chcieli. Te gazety decydowały kto może być politykiem, a kto nie. Myśleli, że oni są ci, którzy mówią narodowi kto jest dobry, a kto zły” - tłumaczy.
Premier Czech przypomina, że jego pieniędzmi zarządza już fundusz. Za absurdalne uważa zarzuty o wykorzystywanie mediów, których jest właścicielem, na swoją korzyść. Zwraca uwagę na liczbę krytykujących go artykułów opublikowanych w jego gazetach. Przekonuje, że „walczy przeciwko zgniłemu systemowi, przeciwko establishmentowi”. Choć dziś jest najpotężniejszym w ciągu ostatnich 25 lat Czechem, który skupia władzę polityczną, medialną i ekonomiczną, przekonuje, że tak naprawdę nic nie może. A jego politycznym wzorem jest Niemiec Wolfgang Schäuble z CDU.
Może rzeczywiście Babiš ostatnio ma pod górkę? Wybory do sejmu, które w tym roku w Czechach odbyły się 20 i 21 października, wygrało ANO 2011. Jego partia zdobyła 29,64 proc., co dało jej 78 posłów w 200 osobowym parlamencie. Babiš do bezpiecznej większości parlamentarnej w bardzo rozdrobnionym nowym czeskim sejmie potrzebuje koalicjanta (w zasadzie koalicjantów). Od momentu ogłoszenia wyników wyborów szuka porozumienia z partiami, które przed wyborami obiecały swoim wyborcom, że pod żadnym pozorem nie będą z nim współpracować. Teraz bardzo trudno im zmienić zdanie, zwłaszcza, że koalicja z multimiliarderem może być jak pocałunek politycznej śmierci podczas kolejnych wyborów.
Premierowi pozostaje szukanie poparcia u ksenofobicznej i antyeuropejskiej SPD (Svoboda a přímá demokraci, pl. Wolność i Demokracja Bezpośrednia). Partia Tomio Okamury zdobyła 22 mandaty. Czeskiemu premierowi potrzebne są także głosy komunistów z KSČM (Komunistická strana Čech a Moravy, pl. Komunistyczna Partia Czech i Moraw), która ma 15 posłów. Z nimi Babiš w oficjalną koalicję wchodzić za bardzo nie chce (może musieć), ale przy wsparciu ze strony bliskiego mu prezydenta Miloša Zemana może zbudować mniejszościowy rząd z poparciem obu partii. Sęk w tym, co będzie musiał im obiecać.
Na billboardzie reklamującym SPD na dworcu kolejowym Ostrava-Svinov widać dobrze, czego chce Okamura. Marzy o referendum w sprawie Czexitu. Republika Czeska należy do najbardziej eurosceptycznych państw Europy Środkowej. Członkostwo w UE popiera 56 proc. Czechów, a ten trend jest malejący. Więc to igranie z ogniem. Komuniści nie ukrywali przed wyborami, że chcieliby, aby Czechy wyszły z NATO. W opublikowanym w „Wyborczej” wywiadzie Babiš wyklucza referendum w sprawie wyjścia Czech z UE. Jednak nie jeden raz ten polityk zmieniał zdanie.
Andrej Babiš to absolutnie nie jest Jarosław Kaczyński, nie stoi za nim żadna ideologia. W Czechach nikt nie będzie odbierał emerytur komunistom ani gmerał przy ustawie aborcyjnej. Babiš to oligarcha, który za wszelką cenę pragnie władzy.
Chce rządzić Czechami jak swoją firmą. Jest w stanie poświęcić za to bardzo dużo.
Antyeuropejskie i ksenofobiczne ukąszenie dotarło także za naszą południową granicę. W zasadzie żadna z najważniejszych partii politycznych przed październikowymi wyborami nie poparła przyjęcia europejskiej waluty. Trudno uznać, że zrobił to socjaldemokrata Lubomír Zaorálek, który powiedział, że „Czechy w najbliższym czasie mogłyby się zacząć przygotowywać do przyjęcia wspólnej europejskiej waluty, o ile kraje strefy euro zaczęłyby ze sobą silniej współpracować, a Czechy znalazłyby się na marginesie UE”. Zaraz dodał, że „na 80 proc. się tak nie stanie”. Czeski prezydent Miloš Zeman mówi jasno: „Powiem coś, co się nie spodoba, ale gdyby doszło do najgorszego, zawsze lepiej jest zrezygnować z europejskich dotacji, niż wpuścić migrantów”.
Mimo że w Czechach premierem jest Słowak, a na czele ksenofobicznej partii stoi pół Japończyk o azjatyckich rysach twarzy, u naszych sąsiadów - podobnie jak w Polsce - dochodzi do ataków na tle rasowym i nacjonalistycznym. Przed miesiącem w Pradze w tramwaju kibole zaatakowali 36-letniego czarnoskórego mężczyznę, który od 10 lat mieszka w Czechach, zna 7 języków i zrobił doktorat w stolicy Czech. Mężczyzna został pobity, napastnicy wycisnęli mu na głowie cytrynę. Pod koniec listopada w centrum Ostrawy (tuż przy granicy z Polską) Czech obrażał w tramwaju grupę studentów z Unii Europejskiej, którzy rozmawiali między sobą po angielsku. Potem wysiadł z nimi i pobił obcokrajowców. Powód? Jego zdaniem, jeśli są w Czechach, powinni mówić po czesku.
Dziennikarz, publicysta. Nakładem Wydawnictwa Poznańskiego ukazała się jego książka „Słowacja. Apacze, kosmos i haluszki”
Dziennikarz, publicysta. Nakładem Wydawnictwa Poznańskiego ukazała się jego książka „Słowacja. Apacze, kosmos i haluszki”
Komentarze