0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Krzysztof Hadrian / Agencja GazetaKrzysztof Hadrian / ...

Ksiądz Andrzej Dymer zmarł 16 lutego 2021 roku. Jak podała kuria szczecińsko-kamieńska, przyczyną śmierci była trwająca od dawna choroba nowotworowa.

Po jego śmierci ogłoszono, że cztery dni wcześniej - 12 lutego 2021 - zapadło orzeczenie w ciągnącym się przez ćwierć wieku procesie kanonicznym Dymera. Ksiądz był oskarżany o molestowanie przynajmniej czterech chłopców. Jednak zwierzchnicy kościelnego trybunału odmawiają ujawnienia, czy księdza uznano za winnego, czy nie. „Wyrok powinien być jawny” - mówi ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, który od lat walczy z pedofilią w Kościele.

Nie wiadomo, czy kuria ujawni decyzję sądu chociaż ofiarom Dymera, występującym publicznie w tej sprawie.

Ofiara chce poznać wyrok

Chodzi o dwóch dziś już dorosłych mężczyzn, których historie szczegółowo opisywało OKO.press i katolicka "Więź". Pierwszym jest Sebastian Krasucki, którego Dymer miał molestować w latach 90., gdy jako młody chłopak mieszkał w założonym przez księdza Ognisku św. Brata Alberta. Dziś Krasucki jest duchownym, jako franciszkanin przyjął imię Tarsycjusz. Drugi, to Bożydar (imię zmienione), zgwałcony przez księdza Dymera w 2000 roku.

To po spotkaniu z nim, do którego doszło 10 lutego 2021, abp Andrzej Dzięga, jako zwierzchnik archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej, zdecydował o usunięciu Dymera z funkcji dyrektora Instytutu Medycznego im. Jana Pawła II. Funkcję tę Dymer sprawował przez ostatnich 12 lat, a mianował go na nią ten sam arcybiskup Dzięga.

Do spotkania Bożydara z arcybiskupem doszło wskutek serii artykułów na łamach "Więzi" i OKO.press. Rozmowa miała ponoć rozwiać wątpliwości arcybiskupa co do prawdziwości oskarżeń, jakie formułowano wobec księdza Dymera od połowy lat 90. Bożydar, pytany o to, co można dla niego zrobić, odpowiedział arcybiskupowi, że żąda odwołania Dymera z funkcji dyrektora instytutu i wydalenia go ze stanu kapłańskiego.

Do dziś nie poinformowano go, jaka decyzja zapadła w tej drugiej sprawie: „Nikt z Trybunału się do mnie nie zgłosił, ale sam wystąpiłem już z prośbą o informacje, jakie było rozstrzygnięcie” - relacjonuje OKO.press ojciec Tarsycjusz.

"Według władz kościelnych, wyrok miał zostać ogłoszony przez Trybunał na cztery dni przed śmiercią Dymera. Jeśli wszedł w życie z dniem orzeczenia, to powinien on zostać pochowany nie jako ksiądz, ale jako pan Dymer” - mówi o. Tarsycjusz.

Bożydar zwraca uwagę, że z informacji o śmierci Dymera, zamieszczonej na stronach kurii, wynikało, że zmarł on jako ksiądz. Według Bożydara bulwersujące jest to, że w notce nie było żadnej wzmianki o tym, że Dymer krzywdził chłopców. Być może jednak w tym przypadku kierowano się zasadą "De mortuis nihil nisi bene" (o zmarłych tylko dobrze).

Przeczytaj także:

Śledztwo ws. śmierci

Pogrzeb Dymera nie odbędzie się szybko. Jak informował portal Onet, prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie jego śmierci. Według Onetu, ciało duchownego zostało zabezpieczone przez śledczych do badań.

Śledztwo zostało wszczęte na podstawie art. 155 Kodeksu karnego, który dotyczy nieumyślnego spowodowania śmieci. Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Szczecinie, prokurator Alicja Macugowska-Kyszka nie ujawnia żadnych szczegółów. „Mogę potwierdzić, że śledztwo jest prowadzone w sprawie, ale żadnych więcej informacji nie podajemy” - mówi.

Onet napisał, że śledztwo w takich przypadkach wszczyna się, gdy jest podejrzenie, że zgon nie nastąpił z przyczyn naturalnych. W rzeczywistości artykuł 155 kk stosowany jest często, gdy prokuratura "ostrożnościowo" bada przyczynę śmierci np. znanych osób.

„To artykuł na wszelkie możliwe niejasne przypadki śmierci. Nawet, gdy nie ma wątpliwości, że ktoś popełnił samobójstwo wszczyna się takie śledztwa, żeby wyjaśnić uwarunkowania i okoliczności. W każdej sytuacji, gdy coś jest niejasne, to jest to taki artykuł wytrych, który pozwala na zbadanie sprawy”- tłumaczy Kazimierz Olejnik, legenda prokuratury, w latach 2003-2006 zastępca Prokuratora Krajowego.

W sprawie śmierci Dymera, która nastąpiła "nagle" dzień po emisji materiału TVN o jego wieloletniej bezkarności, już dziś krążą rozmaite teorie - także mocno spiskowe. Dlatego, zdaniem Olejnika, dobrze, że śledczy badają okoliczności jego śmierci.

„Być może prokuratura obecnie naraża się na pytania, ale z drugiej strony pytania mogą wrócić w przyszłości, gdy ktoś wróci do sprawy i będzie pytał, jak to możliwe, że nikt nie próbował sprawy zbadać. Są takie sytuacje ostrożnościowe. Zawsze uczyłem młodszych prokuratorów, że o ile w przypadku, kiedy ktoś nagle się przewróci na ulicy i umrze, wystarczy wezwać medyka i sprawa jest oczywista. Jednak w niektórych sytuacjach po prostu trzeba zrobić 500 procent więcej, bo inaczej wiadomo, że sprawa będzie budzić emocje. I tak jest właśnie w przypadku Dymera” - mówi Olejnik.

Taktyka Kościoła: ujawnić jak najpóźniej

Czy władze kościelne zdążą ogłosić wyrok w sprawie Dymera przed pogrzebem? Według ks. Tadeusza Isakowicza-Zalewskiego bezwzględnie powinny to zrobić.

„Jeśli jest wyrok, to były przecież skrzywdzone konkretne osoby. Niezależnie od tego, jaki wyrok zapadł, należy to podać do informacji publicznej. To nie jest sprawa wyłącznie między sądem a oskarżonym. Przecież są ofiary, ich rodziny, to nie jest wewnętrzna sprawa struktur kościelnych” - przekonuje Isakowicz-Zalewski.

„Najbardziej kontrowersyjnym przykładem na to, do czego prowadzi brak jawności jest historia abp. Józefa Wesołowskiego. Informację o tym, że sądy kościelne uznały go za winnego molestowania nieletnich, podano dopiero po jego śmierci. Zmarł w Watykanie w sytuacji co najmniej dziwnej, a decyzję sądu kościelnego przekazano dopiero na jego pogrzebie na Podhalu, gdzie nagle na mszy, ksiądz prowadzący powiedział, że Wesołowski został wydalony do stanu świeckiego” - kontynuuje ksiądz Isakowicz-Zaleski.

Według relacji księży, którzy byli na pogrzebie Wesołowskiego, na uroczystość nie przyjechał nadzorujący diecezję kardynał Stanisław Dziwisz. „To już zwiastowało, że coś jest nie tak, ale nikt nie przekazał informacji opinii publicznej. Ludzie przyszli na pogrzeb arcybiskupa Wesołowskiego, a okazało się, że to pogrzeb pana Wesołowskiego. Jego rodzony brat zareagował bardzo nerwowo, bo sam był zaskoczony i to było wobec niego nieludzkie” - przypomina ks. Isakowicz-Zaleski.

Podobnie było w sprawie kardynała Henryka Gulbinowicza. Tuż przed jego śmiercią, w czasie gdy był już ciężko chory, zapadło orzeczenie kościelnego trybunału w jego sprawie. „Nie wiadomo nawet, czy był tego świadomy. W efekcie zmarł bez należnych kardynałom honorów i nie został nawet pochowany na Dolnym Śląsku. Nie podano, za co cofnięto mu przywileje, ani co w ogóle się stało. Praktycznie na łożu śmierci wydano wyrok i do dziś nie wiadomo, za co. Czy coś zdefraudował, czy kogoś molestował? Mataczenie w tych sprawach jest przerażające. Trzeba o tym pisać, bo to jedyna droga do rozwalenia tej omerty” - przekonuje ksiądz Isakowicz- Zaleski.

;

Udostępnij:

Radosław Gruca

Pisał m.in. dla "Gazety Wyborczej", "Dziennika" i "Faktu"; współpracuje z kanałem Reset Obywatelski. Autor książki "Hipokryzja. Pedofilia wśród księży i układ, który ją kryje". Od sierpnia 2020 w OKO.press.

Komentarze