0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Il. Mateusz Mirys / OKO.pressIl. Mateusz Mirys / ...

Umiejętności naszych przodków są zarówno niedoceniane, jak i przeceniane. Wiąże się to z brakiem źródeł i niejednoznacznością interpretacji, jak też z pogonią mediów (w tym społecznościowych) za sensacją. Promowana jest „zakazana archeologia”, a teorie fantastów i naukowców-amatorów przeciwstawiane są nauce „akademickiej”, uniwersyteckiej.

Samo słowo „starożytny” w wielu filmach dokumentalnych pojawia się jako tłumaczenie angielskiego terminu „ancient”. W ten sposób „starożytne” staje się nagle inkaskie Machu Picchu z XV wieku, wielkie posągi moai z Wyspy Wielkanocnej wzniesione w stuleciach XIII-XVI czy monumentalne budowle Tiwanaku i Puma Punku nieopodal jeziora Titicaca, powstałe najwcześniej w wieku VI.

Bajdy o przybyszach z kosmosu pomagających dawnym cywilizacjom, snute przez Ericha von Dänikena i jemu podobnych, mieszają miejsca i epoki, ignorują odkrycia naukowe, a także lokalne tradycje. Jakby trudno było uwierzyć, że gdzieś poza Europą tamtejsze ludy mogły znakomicie opanować sztukę obróbki kamienia, a społeczeństwa były na tyle zorganizowane, że potrafiły przez wiele lat i pokoleń realizować monumentalne architektoniczne projekty.

Egipcjanie czy kosmici?

Nawet w Egipcie, pełnym budowli wykonywanych z rozmachem i przepychem – takich jak Świątynia Luksorska, Świątynia Hatszepsut, Abu Simbel – fantaści wciąż nie mogą pogodzić się z faktem, że piramidy w Gizie są dziełem faraonów i ich poddanych, a nie Obcych.

Tymczasem na kamiennych blokach zachowały się znaki po robotnikach i rzemieślnikach. Kamieniołomy do wydobycia bloków znajdowały się niedaleko miejsca budowy piramid.

Z transportem głazów nie było większych problemów. Po pierwsze świadczy o tym malowidło sprzed czterech tysięcy lat z grobu Djehutihotepa, pokazujące przesuwanie przez Egipcjan olbrzymiej kamiennej rzeźby na płozach. Po drugie odkryty w 2013 roku tzw. Papirus Merera, inspektora budowlanego z czasów faraona Cheopsa, dowodzi, że biały piaskowiec na licówkę piramidy można było przetransportować Nilem na pokładach barek.

To jednak za mało dla zwolenników „zakazanej archeologii”. Dowodzą, że w Wielkiej Świątyni w Abydos z XIII wieku p.n.e. na hieroglifach zobaczyć można helikopter, czołg, łódź podwodną lub sterowiec. Niestety, często korzystają ze zmanipulowanych zdjęć rozpowszechnianych w internecie, zaś same hieroglify są już zerodowane. Resztę dopowiada fantazja.

Podobnie nieprawdą są sensacyjne doniesienia o ukrywanej jakoby przez „akademicką” naukę tajemnicy ze świątyni bogini Hathor w Denderze. Na płaskorzeźbach z czasów Kleopatry i Juliusza Cezara widać tam coś, co fani Dänikena interpretują jako wielkie starożytne żarówki wraz z izolacją i okablowaniem. Naukowcy przekonują jednak, że to kwiaty lotosu i kolumny o symbolicznym znaczeniu.

Przeczytaj także:

Żarówki z Bliskiego Wschodu

Obrońcy „żarówek” powołują się na przypadek tzw. baterii z Bagdadu. To dość zagadkowe artefakty, z których najsławniejszy pochodzi z Mezopotamii sprzed około dwóch tysięcy lat. To zaczopowany gliniany dzban, w którego środku znaleziono skorodowany żelazny pręt otoczony miedzianym cylindrem. Fakt, że wewnątrz odkryto kwasowy osad, skłonił do spekulacji, że znajdować tam się mógł ocet, potencjalny elektrolit. Całość mogła zaś być prymitywną baterią, ogniwem galwanicznym. Stosowanym np. przy posrebrzaniu przedmiotów albo do elektroterapii pacjentów (zamiast morskich drętw, „elektrycznych” ryb, jak w starożytnej Grecji).

Sceptycy dowodzą jednak, że Mezopotamczycy wcale nie wyprzedzili Luigiego Galvaniego, żyjącego w wieku XVIII. Ich zdaniem „bateria z Bagdadu” to tylko naczynie do przechowywania zwojów, a za resztę odpowiada nasza ludzka wyobraźnia – podobnie jak w przypadku „helikoptera” z Abydos.

Takie przypisywanie starożytnym Egiptu i Mezopotamii zapomnianej dziś wiedzy nie jest zresztą trendem stricte współczesnym. Przykładem przyjaciel Bolesława Prusa – Julian Ochorowicz, pionier telefonii, telewizji i badań nad podświadomością, zarazem interesujący się telepatią i hipnozą. Trafił nawet na karty książki Prusa: aczkolwiek nie „Faraona”, lecz „Lalki”, pod postacią doktora Juliana Ochockiego. W roku 1898 sam Ochorowicz napisał książkę „Wiedza tajemna w Egipcie”. Przekonywał w niej, że egipscy kapłani przeprowadzali eksperymenty z optyką, akustyką, mechaniką. Pracowali też nad prymitywnymi materiałami wybuchowymi i zgłębiali tajniki elektryczności.

Arka wysokiego napięcia

Ba, kilkadziesiąt lat temu profesor Politechniki Warszawskiej Janusz Lech Jakubowski zinterpretował biblijny opis budzącej strach Arki Przymierza – skrzyni z tablicami dziesięciorga przykazań przechowywanej przez Izraelitów głównie w Świątyni Jerozolimskiej – jako dowód, że był to rodzaj kondensatora magazynującego ładunek elektryczny. Pisał: „Dla każdego elektrotechnika jest jasne, że złota blacha wewnątrz skrzyni mogła stanowić jedną, a blacha zewnątrz – drugą okładzinę kondensatora. Drewno izolowało okładziny; jeśli miało dostateczną grubość i było wystarczająco suche, kondensator można było naładować do wysokiego napięcia. Dokonywano tego prawdopodobnie za pomocą elektryczności atmosferycznej, łącząc na przykład jedną okładzinę z dobrze izolowanym metalowym dachem Świątyni, który ładował się w czasie burzy, a drugą okładzinę z ziemią. Oczywiście, dotknięcie Arki mogło być groźne dla niewtajemniczonych; kapłani natomiast przed dotknięciem zwierali okładziny i wyładowywali kondensator”.

Pierwszym znanym w historii kondensatorem była tzw. butelka ledejska, wynaleziona w XVIII wieku. Trudno uwierzyć, by dokonali tego wcześniej biblijni Żydzi. Sama Arka Przymierza jest zaś artefaktem na poły legendarnym, któremu przypisywano mnóstwo rozmaitych tajemniczych właściwości. Zagadkowe było też jej zniknięcie – nie pozostał po niej żaden fragment; niektórzy wątpią nawet, czy kiedykolwiek istniała.

Bez telegrafów i silników parowych, ale z betonem

Z wieloma odkryciami wcześniejszych cywilizacji z pewnością mieli do czynienia starożytni Grecy i wykorzystywali je we własnych poszukiwaniach. Niestety, mnóstwo greckich osiągnięć naukowych zostało następnie zignorowanych w czasach do bólu praktycznych Rzymian.

Na przykład grecki uczony Heron z Aleksandrii skonstruował w I wieku n.e. pierwowzór turbiny parowej – zamocowaną na osi kulę z dwiema przeciwbieżnymi dyszami, która obracała się pod wpływem pary dochodzącej do niej z kotła.

Niestety, przeszła ona w Rzymie bez echa. Rzymianie mieli bowiem do dyspozycji tylu niewolników, że ani myśleli o innych technologiach.

Z kolei do przesyłania najprostszych informacji na odległość Rzymianie używali znaków pochodniami, czyli znanego od stuleci swoistego „telegrafu pochodniowego”. Nie zajęli się wzmiankowanym w IV wieku p.n.e. przez greckiego znawcę wojskowości Eneasza Taktyka bardziej skomplikowanym telegrafem optyczno-hydraulicznym (w którym sygnalizowano pochodniami, kiedy upuszczać wodę w specjalnym zbiorniczku wodnym, a kiedy zatrzymać – wówczas poziom wody wskazywał treść przekazywanego komunikatu).

Zresztą ze skarbami wiedzy Greków miała tylko do czynienia tylko uczona elita Rzymian. Uważali ponadto – inaczej niż władcy hellenistyczni – że nauka nie ma związku z polityką, nie jest instrumentem władzy. W podbojach i tworzeniu imperium pomagały Rzymowi organizacja militarna, prawo i budownictwo (drogi, mosty, akwedukty, forty).

Mieli przy tym Rzymianie swoje imponujące osiągnięcia. Betonowa kopuła Panteonu stanowiła największy taki obiekt aż do budowy florenckiej katedry przez Filippo Brunelleschiego w wieku XV. A tajemnicę długowieczności rzymskiego betonu ustalono dopiero w roku 2023: naukowcy potwierdzili, że to efektu wykorzystania popiołu wulkanicznego.

Wiedza zapomniana i przywłaszczana

W średniowieczu o większości dawnych wynalazków jakby zapomniano. I tak zarówno silniki parowe, jak i nowe wersje telegrafów, pojawiły się w Europie po kilkunastu stuleciach: począwszy od wieków XVII i XVIII.

O tym, że Ziemia krąży wokół Słońca, przekonywał Kopernik w wieku XVI, chociaż pierwszą teorię heliocentryczną stworzył Arystarch z Samos już w III stuleciu p.n.e. Tysiąc osiemset lat wcześniej!

Dlatego włoski fizyk prof. Marcello Cini pisał we wstępie do książki Lucio Russo „Zapomniana rewolucja. Grecka myśl naukowa a nauka nowoczesna”, że owa „nauka nowoczesna” z jej metodologią narodziła się dwa tysiące lat wcześniej, niż sądzimy: nie w wieku XVII n.e., lecz w IV p.n.e.

Odkryto ją późno. Nawet kiedy w Renesansie nauką starożytnych zainteresowali się ówcześni badacze, to rozwijali ją tylko geniusze. Reszta korzystała z konkretnych chwytliwych rozwiązań dotyczących budowy machin, odlewania dzieł w brązie, hydrauliki i medycyny. „Z początku najzwyczajniej w świecie tylko przywłaszczali sobie z wolna wszelaką wiedzę, jaka stopniowo wyłaniała się z odnajdywanych manuskryptów greckich, arabskich i bizantyjskich, napływających do Włoch wraz ze wzrostem wymiany handlowej i kulturalnej”, pisze Cini.

Najlepszy dowód na to, jak wiele zapomniano, tłumaczy – niestety – równocześnie niewiarę miłośników „zakazanej archeologii” w kompetencje „nauki akademickiej”. Tym dowodem jest mechanizm z Antykithiry.

Analogowy komputer z Antykithiry

Był rok 1900 roku, gdy u wybrzeża greckiej wyspy Antykithira nurek natrafił na głębokości ponad 40 m na szczątki rzymskiego statku handlowego. Najcenniejsze wydawały się odkryte tam monety, biżuteria i rzeźby. Początkowo kompletnie zignorowano kawałek skorodowanego metalu, który trafił do muzeum jako eksponat numer 15087.

„Na pierwszy rzut oka wyglądał jak nierówny kawałek skały lub skorupiaki przyrośnięte do małego kawałka brązu. Dwa lata później archeolog pracujący przy odnawianiu znalezisk w greckim Muzeum Narodowym zauważył, że okaz nr 15087 jest czymś więcej, niż z początku sądzono. Była to część drewnianej ramy zawierająca połączone bloki brązu. Mimo że większość szczegółów przez wieki została zatarta, możliwe było rozpoznanie zaskakujących cech. Okazało się, że jest to kilka dobrych kół zębatych i coś, co wyglądało jak tarcza zegara. Inne kawałki, zidentyfikowane jako części tego samego urządzenia, miały napisy przypominające pismo greckie”, pisze Joel Levy w atlasie „Święty Graal i inne zaginione skarby”.

Precyzyjny mechanizm z kół zębatych – to pasowało do zabytku z XVIII wieku, a nie antycznego! Nawet w Chinach – ojczyźnie papieru, prochu, porcelany i sejsmografu – pierwszy prymitywny mechaniczny zegar na wodę powstał w VIII wieku. Znalezisko z Antykithiry skonfundowało środowisko naukowe. „Całe urządzenie miało jednak wygląd tak odmienny od wszelkich innych znanych obiektów z klasycznej starożytności, że niektórzy myśleli wręcz, iż może to być nowoczesny zegar, zatopiony przypadkowo w miejscu znaleziska” – pisał historyk nauki Lucio Russo.

Przez dekady dokładnie przebadano znalezisko, z użyciem najnowszych technik prześwietlania i programów komputerowych.

Wiemy więc, że mechanizm z Antykithiry można wręcz nazwać analogowym komputerem. Oparty na kilkudziesięciu kołach zębatych, napędzany korbką, pokazywał przy pomocy wskazówek przeszłe i przyszłe ruchy Słońca, Księżyca i niektórych planet.

Pozwalał zsynchronizować kalendarz słoneczny i księżycowy, a także przewidywać zaćmienia. Był bezcenny dla astrologów, którzy w owym czasie mieli wielką rangę na starożytnych dworach, tłumacząc wyczytane na nieboskłonie rzekome znaki od bogów.

Cenniejsze niż Mona Lisa

Kto i kiedy stworzył ten mechanizm? Prawdopodobnie powstał w II wieku p.n.e. Kuszące byłoby połączenie go z Archimedesem. Zwłaszcza że ów geniusz z Syrakuz zbudował model Układu Słonecznego, o czym pisał później Cyceron: „Na tym też polega godny podziwu wynalazek Archimedesa, który wymyślił sposób, w jaki za pomocą jednego obrotu można było ukazać nierówne co do długości, mające różne kierunki, drogi gwiazd”. Syrakuzańczyk żył jednak i umarł w III wieku p.n.e. Być może więc za mechanizm odpowiadał jakiś spadkobierca nauk Archimedesa, na przykład Hipparchos z Nikei (II wiek p.n.e.). Tworzył on w Aleksandrii i na Rodos, skąd prawdopodobnie płynął do Rzymu statek, który zatonął pod Antykithirą.

Rangę znaleziska najlepiej ujął prof. Mike Edmunds, prezes brytyjskiego Królewskiego Towarzystwa Astronomicznego, stwierdzając, że jest „cenniejsze niż Mona Lisa”.

Fakt, że tak wyrafinowana starożytna technika była tak długo nieznana – i pozostałaby niezbadana, gdyby nie przypadkowe odkrycie wraku – daje wiele do myślenia. Czego jeszcze nie wiemy o umiejętnościach starożytnych?

To woda na młyn dla fanów „zakazanej archeologii”. Ale też zachęta dla prawdziwych naukowców do działania i dzielenia się wynikami swoich badań z opinią publiczną. Inaczej ich miejsce zajmą fantaści i miłośnicy „starożytnych kosmitów”.

;
Na zdjęciu Adam Węgłowski
Adam Węgłowski

Dziennikarz i autor książek. Był redaktorem naczelnym magazynu „Focus Historia”, zajmował się m.in. historycznymi śledztwami. Publikował artykuły m.in. w „Przekroju”, „Ciekawostkach historycznych” i „Tygodniku Powszechnym”. Autor kryminałów retro, powieści z dreszczykiem i książek popularyzujących historię.

Komentarze