0:000:00

0:00

Na Dalekim Wschodzie dzieci już się uczą, w USA i w Europie placówki edukacyjne przygotowują się do otwarcia po wakacjach i wcześniejszych czterech miesiącach zdalnego nauczania. Powrotowi dzieci do szkół towarzyszą zrozumiałe obawy – o zdrowie najmłodszych, ale przede wszystkim mieszkających z nimi seniorów, którym najmłodsi mogą „sprzedać" wirusa.

Czy dzieci zarażają bardziej czy mniej?

Nauka nie ma jeszcze decydującej odpowiedzi na to pytanie. Do niedawna z wielu badań prowadzonych na całym świecie wynikało, że jednak mniej. W dodatku im młodsze dziecko, tym szansa zakażenia jest mniejsza.

Jak pisał magazyn „Science" , we francuskiej szkole w Crépy-en-Valois, która została gruntownie przebadana, bo wirus rozprzestrzeniał się tam na początku pandemii w sposób niekontrolowany, transmisja wirusa została przerwana wśród starszych dzieci, kiedy zaczęły się ferie zimowe.

W przypadku młodszych dzieci rosła ona powoli także w czasie przerwy w nauce. Zdaniem badającego sprawę epidemiologa Arnauda Fontaneta miałby to być dowód na to, że młodsze dzieci zakażają się przede wszystkim w rodzinnych domach, podczas gdy starsze między sobą.

Co więcej, z badań przeprowadzonych w Crépy-en-Valois wynikało, że choć wśród starszych uczniów i ich nauczycieli zaraziło się wirusem odpowiednio 38 proc. i 43 proc., w sześciu szkołach podstawowych w mieście znaleziono tylko trójkę dzieci z przeciwciałami na SARS-CoV-2.

Jednak Fontanet, podobnie jak inni badacze do tej pory, opierał się na niewielkiej próbie. Bardziej miarodajne – i chwalone przez ekspertów – jest nowe badanie z Korei Południowej. Jak pisze „The New York Times", jego twórcy wybrali 5,7 tys. osób, które jako pierwsze miały w swoich gospodarstwach domowych objawy COVID-19 pomiędzy styczniem a marcem, kiedy szkoły pozostawały zamknięte. Potem prześledzili prawie 60 tys. kontaktów tych osób i drogi rozprzestrzeniania się wirusa.

Przeczytaj także:

I okazało się, że dzieci wirusa przenoszą. Dobra wiadomość jest taka, że jednak te poniżej 10 roku życia w o wiele mniejszym stopniu niż starsze. Może to po części wynikać z prozaicznego faktu, że jako osoby jeszcze niskiego wzrostu, nie wydychają wirusa na wysokości twarzy dorosłych. Natomiast te w wieku 10-19 lat zakażają tak jak dorośli.

W koreańskim badaniu wyszło, że nawet bardziej, ale naukowcy uspokajają, że może to wynikać z faktu, iż w mniejszym stopniu przywiązują uwagę do higieny i lubią przebywać w większych grupach.

Z drugiej strony także małe dzieci trudno skłonić do tego, żeby w przedszkolu czy szkole stosowały się do zasad dystansowania. To może zniwelować korzyści płynące z tego, że generalnie mniej zakażają dorosłych.

Władze oświatowe muszą więc podjąć trudną decyzję – na ile można narazić zdrowie dorosłych, żeby nie zakłócić dobrostanu psychicznego dzieci. Temu ostatniemu, jak bije na alarm wielu ekspertów oświatowych i rozwojowych, nie sprzyjają ani restrykcje w zabawie i w interakcji z innymi dziećmi, ani tym bardziej nauka zdalna.

Jakie ryzyko przyniesie powrót dzieci do szkół?

Tego również nie wiemy. Według symulacji przeprowadzonej jeszcze na początku pandemii przez fińskie władze sanitarne, otwarcie szkół miało spowodować wzrost zakażeń wśród dorosłych o 10 proc. Wtedy jednak Finowie nie dysponowali jeszcze dużą ilością danych na temat dynamiki epidemii.

W Danii, która otworzyła szkoły najwcześniej w Europie, bo już w kwietniu, ten ruch nie przyniósł wzrostu przypadków (dopiero teraz dopadła Danię, podobnie jak Polskę, wakacyjna zwyżka). Z kolei w Izraelu doszło do wybuchu znaczących ognisk epidemii w szkołach. W liceum Rehavia w Jerozolimie zakażonych zostało 153 uczniów i 25 osób z personelu, w podstawówce w Jaffie – 33 osoby.

Trzeba jednak pamiętać, że Izrael bardzo szeroko testuje. Zrobił już 226 tys. testów na milion mieszkańców, prawie cztery razy więcej niż Polska i dzięki temu wykrywa prawdopodobnie więcej bezobjawowych zakażeń. A młodzież i dzieci przechodzą zakażenia łagodniej niż starsi.

Dania jednak nie puściła otwarcia szkół na żywioł, jak teraz robi to Polska. W naszym kraju zalecenia ministerstwa oświaty i służb sanitarnych są minimalne:

  • higiena uczniów i dezynfekcja oraz wietrzenie pomieszczeń;
  • zasłanianie twarzy w sytuacjach, gdy nie da się zachować dystansu, np. na przerwie;
  • niedopuszczanie do gromadzenia się dużych grup uczniów, np. poprzez różne godziny przerw.

W Danii tymczasem znacznie ograniczono kontakty dzieci – w szkołach podstawowych nauka przebiegała w kilkunastoosobowych grupach, które nie kontaktowały się między sobą, osobno wypoczywały na przerwach, osobno jadły posiłki. Z braku miejsc w budynkach szkolnych lekcje odbywały się również w bibliotekach, muzeach, a nawet na... cmentarzu.

Co robić, żeby dzieci nie przynosiły ze szkoły wirusa?

Mamy już podstawową wiedzę – żeby się nie zarazić, należy trzymać dystans od innych osób, a jeśli to niemożliwe, nosić maseczki. Duńskie władze wyszły z założenia, że to nierealne w przypadku małych dzieci, które nie będą w stanie zafundować sobie takiej dyscypliny. W dodatku bliski kontakt z rówieśnikami jest dla nich bardzo potrzebnym elementem rozwoju.

Postawiono więc na małe, niekontaktujące się ze sobą grupy. To ważne także w przypadku ewentualnego zakażenia – krąg narażonych jest niewielki.

Podejście duńskie jest zdroworozsądkowe. W różnych regionach świata władze podchodzą do otwarcia szkół bardzo różnie. Na Dalekim Wschodzie uczniowie są poddawani rygorowi, który byłby nie do pomyślenia w Europie. W niektórych krajach Afryki barierą jest cena maseczek ochronnych – są one obowiązkowe, ale nie wszyscy rodzice mogą sobie na nie pozwolić.

Oto przegląd najbardziej popularnych na świecie sposobów, żeby zmniejszyć ryzyko pojawienia się ogniska koronawirusa w szkole.

Zmniejszenie ilości uczniów w klasie

Oprócz Danii takie rozwiązanie stosuje m.in. Holandia, która podzieliła klasy na pół, Niemcy, i Belgia. W Finlandii klasy pozostają takiej samej wielkości, ale uczniowie nie mają kontaktu z kolegami i koleżankami z innych klas.

Maseczki

Obowiązywały lub obowiązują przede wszystkim w krajach Dalekiego Wschodu: w Chinach, Korei Południowej, Japonii, Wietnamie, Tajwanie. W Izraelu obowiązują uczniów powyżej 7. roku życia.

Dystans

Uczniowie w chińskiej szkole muszą cały czas zachowywać dystans metra w stosunku do siebie – kiedy wchodzą do szkoły lub z niej wychodzą oraz w klasie. Lunch jedzą przy jednoosobowych stolikach, często oddzielonych plastikowymi przegrodami. Podobnie jest w Hong Kongu.

Zakaz rozmów

W Korei Południowej, która kilkakrotnie przesuwała powrót dzieci do szkół, uczniowie nie mogą między sobą rozmawiać nawet na przerwach, a obiad jedzą samotnie za plastikowymi przegrodami.

Mierzenie temperatury

W Chinach rodzic musi zmierzyć rano dziecku temperaturę i wynik przesłać nauczycielowi na WeChacie. Przed wejściem do budynku szkolnego temperaturę mierzy się ponownie.

Dezynfekcja sal lekcyjnych, mycie rąk.

W Norwegii robi się to co najmniej dwa razy dziennie. Dzieci nie mogą przynosić do szkoły zabawek. W Danii dzieci muszą myć ręce co godzinę.

Kapelusze dystansu

Świat obiegły zdjęcia z chińskiego Hanghzou, gdzie dzieci same zaprojektowały sobie kapelusze, które nie pozwalają im zbliżyć się do siebie na odległość mniejszą niż metr. Kapelusze są wzorowane na nakryciach głowy cesarzy i dostojników z dynastii Song

Czy polski pomysł na powrót dzieci do szkół jest bezpieczny?

Zupełnie się na to nie zanosi. O ile wszyscy się chyba zgodzą, że polskich uczniów nie można ustawić w równych rządkach jak chińskich i że grzechem wobec dzieciństwa byłoby zakazywanie im rozmów jak w Korei, zaproponowane restrykcje są minimalne.

Tymczasem eksperci biją na alarm – według zespołu dr Franciszka Rakowskiego z Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego, na który powołuje się „Dziennik Gazeta Prawna", jeśli wszystkie dzieci 1 września wrócą na raz do szkół, może to oznaczać wzrost współczynnika reprodukcji R aż do 2 z 1,2 obecnie.

Oznaczałoby to znaczny wzrost nowych przypadków, nawet do kilku tysięcy dziennie.

Wcześniej w wywiadzie dla TVN24 dr Rakowski zaznaczył jednak, że nie wiemy, w jakim stopniu dzieci transmitują wirusa. Zespół w swoich wyliczeniach wziął więc pod uwagę kilka wariantów – ten przedstawiony przez „GDP” jest najgorszy.

Specjaliści rekomendują więc opóźnienie powrotu dzieci do szkół o co najmniej dwa tygodnie – bo mogą wirusa przywieźć z wakacji.

W europejskich warunkach najlepiej sprawdza się do tej pory podział klas na mniejsze grupy – w Norwegii to tylko 3 do 6 uczniów! – ale do tego trzeba mieć wystarczającą liczbę nauczycieli i przestrzeń do wykorzystania. Jest to do zrobienia w przypadku małej szkoły, ale nie miejskich molochów. Jednak przykład Danii pokazuje, że można pomyśleć o wykorzystaniu innych przestrzeni.

Pozostaje opcja fińska - klasy pozostają tej samej wielkości, ale uczniowie nie kontaktują się z innymi klasami. Znowu w przypadku dużej szkoły wymaga wielkiej ekwilibrystyki, żeby tak pokierować klasami, aby każda miała możliwość wyjścia na dwór czy na przerwę.

Tymczasem MEN i GIS informują tylko, że „w miarę możliwości zaleca się taką organizację pracy i jej koordynację, która umożliwi zachowanie dystansu między osobami przebywającymi na terenie szkoły." Nie jest to obowiązek, nie podkreśla się nawet znaczenia takiego rozwiązania.

Polskie władze zgodziły się na organizowanie wesel do 150 osób, na których wszyscy mogą bawić się bez maseczek i nie zachowywać dystansu. Szybko okazały się one głównymi ogniskami zakażeń. Oby następnymi nie były szkoły.

;

Udostępnij:

Miłada Jędrysik

Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".

Komentarze