0:00
0:00

0:00

Lubuski Gorzów Wielkopolski to do 1945 roku niemiecki Landsberg nad Wartą. Po wysiedleniu Niemców zaludnili go Polacy. Wielu z nich przybyło z terenów obecnej zachodniej Ukrainy i Białorusi. Dziś przybywają do lubuskiego, również pochodzący zza Buga Ukraińcy.

W całej Polsce jest już ich między 1,27 a 2,1 mln. W 2016 roku w 124 tysięcznym Gorzowie Wlkp. było ich 11 tys. Dziś szacuje się, że jest ich już ponad dwa razy więcej.

Przyjeżdżają w poszukiwaniu lepiej płatnej pracy niż w ojczyźnie. Zatrudnienie znajdują głównie „na produkcji”, w gastronomii i handlu. Pracują w podstrefie Kostrzyńsko-Słubickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej – w produkującej telewizory TPV Displays Polska, lub w SE Bordnetze Polska Sp. z o.o. wytwarzającej części samochodowe – i innych fabrykach przemysłu chemicznego, elektronicznego, energetycznego, farmaceutycznego oraz motoryzacyjnego działających w Gorzowie.

Obsługują klientów w barach, kawiarniach i restauracjach, strzygą, sprzedają w sklepach.

W sklepach, barach i restauracjach pojawiają się już nawet napisy po ukraińsku. Nowi migranci stają się coraz bardziej widoczni. Ta jednak widoczność ma swoją cenę. Dochodzi też do spięć, niektóre kończą się tragicznie.

Przyjrzyjmy się bliżej serii zdarzeń z ostatnich trzech miesięcy, które zaowocowały jedną śmiercią i kilkunastoma pobitymi osobami.

29 czerwca wieczorem dziesięciu obywateli Ukrainy spotkało się w Parku Róż w centrum Gorzowa. Siedzieli na ławce, rozmawiali, pili piwo. To popularne miejsce. Miejscowi i migranci siedzą tam po pracy, często piją alkohol. Tak było i tym razem.

Ktoś z grupy ukraińskiej zacmokał na przechodzącą Polkę. Ta ostro odpowiedziała. Po pół godzinie, już będąc pod wpływem alkoholu, wróciła razem z jednym z Polaków z sąsiedniej grupy. Trzymaną w ręku butelkę piwa rozbiła na głowie jednego z Ukraińców. Ci byli zaskoczeni i zdezorientowani. Kilkakrotnie przeprosili kobietę.

Po kolejnej pół godzinie do Parku zaczęli z różnych kierunków zbiegać się młodzi mężczyźni. Krzyczeli „Wypierdalać z Polski”, „Precz z Ukraińcami”, „Zrobimy z Wami porządek”. Było ich łącznie około 30-40. Czwórce Ukraińców udało się uciec. Reszta nie miała tyle szczęścia. Rzucano w nich koszami na śmieci, bito pięściami i butelkami oraz kopano. Ostatecznie wrzucono ich do znajdującego się w parku stawu.

Ukraińcy zgłosili się do szpitala. Kiedy czekali na badanie, dowożono do placówki następne osoby narodowości ukraińskiej pobite w innych miejscach miasta. Kilka osób ma pocięte twarze, są rozbite łuki brwiowe, jedna ma złamaną żuchwę. Wszyscy poszkodowani to obywatele Ukrainy.

Jeden z poszkodowanych opowiada o zdarzeniu (rozmowa po ukraińsku i rosyjsku).

Dwie wersje: poszkodowanych i policji

Igor Raszkowski jest koordynatorem w jednej z agencji pracy zatrudniającej Ukraińców. Prowadzi też bloga, ma kanał na Youtube i pisze o życiu w Gorzowie. Jest Ukraińcem. To pracownicy zatrudnieni przez jego agencję zostali pobici.

Rozmawiam z nim, bo zaatakowani boją się rozmawiać z prasą.

To nie pierwsze starcie między grupami Polaków i Ukraińców w Gorzowie. Poprzednie miało jeszcze tragiczniejszy efekt. 21 kwietnia pod jednym ze sklepów zaatakowany został obywatel Ukrainy. Uciekł, ale potem wrócił na miejsce z kolegami. Doszło do bójki i tragedii – 40-letni gorzowianin wskutek pobicia kilka dni później zmarł w szpitalu.

Lokalna prasa sugeruje, że bójka była skutkiem zachowania obywateli Ukrainy względem ekspedientki. „Podejrzani zostali tymczasowo aresztowani” - mówi mi Roman Witkowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gorzowie. „Grozi im od pół roku do dziesięciu lat więzienia” - dodaje.

Boją się, nie chcą iść do sądu

„Moje chłopaki boją się wnosić oskarżenie. Nie chcą iść do sądu i wskazywać, kto ich bił w tym parku. Przyjechali pracować, boją się, że znowu spotkają napastników. Nie chcą też robić za donosicieli” - mówi mi Igor Raszkowski.

Podkomisarz Grzegorz Jaroszewicz z zespołu prasowego gorzowskiej policji potwierdza, że mają problem z tą sprawą, bo poszkodowani nie chcą współpracować.

„To był pogrom, bito ludzi za to, że byli Ukraińcami. Przecież dostali też zupełnie niezwiązani z tą pierwszą sytuacją ludzie” - mówi Igor Raszkowski. - „Nie można tak tego zostawić. Jeśli nie będzie jakiejś reakcji, ci, którzy bili poczują się zupełnie bezkarnie. Już nie będą bić Ukraińców w parku, wieczorem, tylko w dzień, w środku miasta”.

Policja zdaje się jednak traktować sprawę niezbyt poważnie. Mimo braku oficjalnej opinii biegłego lekarza podkomisarz Jaroszewicz mówi mi, że nie było poważniejszych obrażeń u pobitych Ukraińców. Atak trzydziestu osób nazywa „awanturą”. „Nic nie wskazuje, żeby to zajście miało charakter waśni narodowościowej” - z dużym naciskiem mówi policjant.

„Mamy trochę impas w tej sprawie, choć bardzo byśmy chcieli ją zakończyć” - podsumowuje.

Napięcie w Gorzowie narasta

Magdalena Sielska współprowadzi w Gorzowie punkt informacyjno-pomocowy dla obcokrajowców. Urząd Miejski płaci jej za godzinę pracy dziennie. W praktyce jest w urzędzie dużo dłużej, często nawet osiem godzin, tylko już wolontaryjnie.

Udziela pomocy prawnej, psychologicznej, informacyjnej. Jeździ też do mniejszych ośrodków w lubuskim. Ona i jej ukraińska koleżanka Daria Lukianova nie są w stanie podołać natłokowi spraw, z którymi przychodzą do nich migranci, przede wszystkim Ukraińcy i Ukrainki.

Tym bardziej że skrajna prawica sprzeciwia się napływowi zagranicznych pracowników i robi co może, żeby utrudnić im życie. Ruch Narodowy i Młodzież Wszechpolska protestują nawet przeciwko tłumaczeniu miejskich stron na ukraiński czy wydania poradnika dla nowych migrantów.

Jednocześnie, wraz ze wzrostem liczby nowych migrantów z Ukrainy nasila się napięcie. Morderstwo z 21 kwietnia i pobicie z 29 czerwca to nie są odosobnione sprawy.

Ukraińcy sygnalizują, że wielokrotnie spotykają ich ze strony Polaków nieprzyjemności. „Wczoraj przyszła do mnie para, ludzi pod pięćdziesiątkę. I mężczyzna mi mówi – kiedy mnie obrażają to ja udaję, że nie rozumiem. Ale ostatnio zaczepiali moją żonę i nastoletnią córkę. Ja jestem byłym wojskowym i mam doświadczenie bojowe. Ja się umiem obronić. Boję się bardziej, że ja komuś zrobię krzywdę. A ja przyjechałem pracować i po to tu jesteśmy” - mówił wzburzony.

Takie sytuacje się powtarzają. „Nasz obecny rząd daje bardzo dużo przyzwolenia na takie sytuacje” - mówi mi Sielska. „Gorzów jest mały” - dodaje. „Wszyscy się znają. A poziom agresji jest tu duży, jeśli nie zaczniemy działać intensywniej w celu wyjaśnienia tej sprawy, spirala przemocy zacznie się coraz bardziej nakręcać”, podsumowuje.

;

Komentarze